Nowy Orlean, koniec lat 50-tych ubiegłego stulecia. Główny bohater to Binx Bollingen, 30-letni makler, który lubi kobiety, samochody, kino i pieniądze. Rodzina uważa, że powinien robić coś bardziej ambitnego, a więc np. studiować medycynę, on zaś z upodobaniem oddaje się - jak to określa - poszukiwaniom. Czego poszukuje - sam dokładnie nie wie, można się tylko domyślać, że chodzi o tzw. sens życia. Jest hedonistą, ale w gruncie rzeczy to romantyk i poczciwy młodzieniec, który jak nikt inny potrafi zająć się niestabilną emocjonalnie kuzynką czy niepełnosprawnym bratem.
Powieść ukazała się po raz pierwszy w 1961 r. i zdobyła kilka ważnych nagród. Podejrzewam, że miała zupełnie inny wydźwięk pół wieku temu niż obecnie. Osobiście odebrałam ją jako powieść przeciętną, a nawet nieciekawą. Postać głównego bohatera zupełnie mnie nie poruszyła, jego losy były dość przewidywalne. Zdziwiła mnie natomiast nieuwaga i brak konsekwencji autora. Akcja toczy się w ostatnich dniach karnawału, tymczasem mówi się tu o letniej pogodzie, kąpielach i opalaniu. Binx uczestniczył w wojnie koreańskiej, a mimo ciężkich przeżyć z nią związanych sprawia wrażenie, jakby nie miały one na niego żadnego wpływu. Czas teraźniejszy zastosowany w relacjonowaniu wydarzeń przez Binxa również nie brzmi najlepiej. Sama narracja jest jakby rwana, obfituje w niezrozumiałe przeskoki.
Co do tytułu, może być mylący, bo filmów tu niewiele. Chodzi raczej o przenośne określenie głównego bohatera, który - jak twierdzi - oglądając nawet kiepski film, czuje się szczęśliwy. Nie jest tak jednak na co dzień, stąd też mężczyzna od czasu do czas podejmuje "poszukiwania" (swoją drogą brzmi to niesłychanie sztucznie w jego ustach). Unika poważnych zobowiązań (małżeństwo, dzieci), funkcjonuje w oderwaniu od tzw. prawdziwego życia.
Podsumowując: niestety nie była to dla mnie udana podróż na amerykańskie południe.
Moja ocena: 6/10
Walker Percy, "Kinoman", Wydawnictwo Sonia Draga, 2007
" Zdziwiła mnie natomiast nieuwaga i brak konsekwencji autora. Akcja toczy się w ostatnich dniach karnawału, tymczasem mówi się tu o letniej pogodzie, kąpielach i opalaniu."
OdpowiedzUsuńCóż, mnie zdziwiła trochę nieznajomość geografii - w Nowym Orleanie podczas Mardi Gras, przeważnie bywa bardzo gorąco. Krótki rękaw jest na porządku dziennym ;)
Pogoda na tyle mnie zainteresowała, że przed napisaniem posta sprawdziłam średnie temp. dla Nowego Orleanu w internecie - także te archiwalne, z lat 50-tych. Najczęściej były to wartości poniżej 20 stopni.
OdpowiedzUsuńa ja w Nowym Orleanie mieszkam i uwierz, pot się leje ;)
OdpowiedzUsuńTeraz wierzę;)
OdpowiedzUsuń