poniedziałek, 7 lutego 2011

Chmurdalia - Joanna Bator

Bator umie opowiadać jak mało kto. Sypie historiami jak z rękawa, wymyślonymi życiorysami obdarzyła bodaj kilkadziesiąt osób. Fakt, nie wszystkie są dla powieści ważne, ba, większość jest tak naprawdę zbędna, ale jak to się czyta! Dla mnie "Chmurdalia" to jeden długi syreni śpiew: tak jak syreny wabiły Odysa w ulubionej lekturze Eulalii Barron, tak główną bohaterkę powieści przyciągają ludzie z ciekawą historią, a czytelników - kalejdoskop ludzkich losów stworzony przez Bator. Motyw syren pojawia się zresztą w książce kilkakrotnie, warto zwrócić na niego uwagę.


W przeciwieństwie do "Piaskowej Góry" jej kontynuacja charakteryzuje się większym rozmachem (także w sensie geograficznym) i szaleńczym tempem. Aż dziwne, że autorka nie pogubiła się w poszczególnych wątkach i potrafiła wszystkie zgrabnie ze sobą powiązać, a na koniec świetnie spuentować. Co więcej, napisała sporo scen i zabawnych, i wzruszających, nie zabrakło też miejsca na wysmakowane (dosłownie;) fragmenty. Trzeba niebagatelną wyobraźnię, żeby o zwykłej kapuście pisać tak:

Dobra kapusta powinna z wierzchu mieć kolor kiełkującej trawy, w środku olśniewać kremową bielą twarożku; dyskwalifikują ją czarne kropki, sinawe nacieki, a nawet delikatne smugi żółci. A do tego zapach niedojrzałych ziaren pszenicy, świeżość z orzechową domieszką, i żaden inny. No i dźwięk, ściśnięta kapusta powinna zapiszczeć jak mysi osesek; jeśli zapiszczy, kisimy. [str. 220]

Naturalnie sama forma to nie wszystko. "Chmurdalia" również pod względem fabularnym nawiązuje do Odysei: Dominika Chmura wędruje po świecie, zdarzają się jej przygody i interesujące znajomości, jednak jej podróż nie zmierza ku rodzinnemu domowi, ale ku odnalezieniu własnego miejsca w życiu. I właśnie o poszukiwaniu własnego "ja" jest w moim odczuciu ta powieść - sporo tu bohaterów nieprzystających do ogółu lub takich, którzy zaczynają się dusić w w swoim dotychczasowym "żyćku". Nomen omen, to głównie kobiety wyłamują się u Bator ze schematów, ewentualnie mężczyźni z dużą domieszką pierwiastka żeńskiego;) Panowie w powieści są zaledwie tłem, do tego przeważnie mało ciekawym.

Książka sprawiła mi dużo przyjemności, choć przyznam, że było to moje trzecie podejście. Wcześniej nie potrafiłam wciągnąć się w liczne życiorysy mało ważnych dla całości bohaterów, mocno dziwiła mnie ich mnogość. Widocznie potrzeba było długich zimowych wieczorów, żeby dać się uwieść takiemu zabiegowi i stwierdzić, że "w tym szaleństwie jest metoda". Powoli dochodzę do wniosku, że "Chmurdalia" jest chyba lepsza od "Piaskowej góry".

Joanna Bator "Chmurdalia", Wydawnictwo W.A.B., Warszawa, 2010

9 komentarzy:

  1. Ja jednak będę za "Piaskową góra" :) Znacznie bardziej podobała mi się pierwsza cześć. Rewelacyjnie piszę Bator. Bardzo żałuję, że nie otrzymała Nike za 2010, bowiem jej proza to mistrzostwo literackiego świata. Uwielbiam Dominikę, Jadzie...wszystkie kobiece postacie. I aż żałuję, że te książki mam już za sobą. Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Początkowo też uważałam, że "Piaskowa góra" jest lepsza, ale teraz myślę, że "Chmurdalia" jest głębsza. Pierwszą część zapamiętałam głównie jako sagę rodzinną, a w drugiej historie różnych rodzin są, ale kwestia tożsamości wydaje mi się najważniejsza.

    Mnie też szkoda żegnać się z bohaterkami, choć akurat Jadzia działa na mnie jak płachta na byka;). W świetle tylu wątków ciekawi mnie bardzo, jak obie książki odbiorę za kilka lat.

    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Piaskową górę" przeczytałam bardzo szybko , a do "Chmurdalii" podchodziłam kilka razy i nie mogę :( Początek jest taki, że Piaskowa Góra to jest na całym świecie i to mnie zupełnie ani nie bawi, ani przekonuje.
    Ale Twoja recenzja daje mi nadzieję.
    Może za miesiąc znów spróbuję...

    OdpowiedzUsuń
  4. W pewnym momencie poddałam się po prostu fali opowieści i poszło gładko. Chyba odezwało się we mnie dziecko pytające babcię "i co dalej, i co dalej"?;)
    Na koniec przeczytałam wywiad z autorką w "Wysokich Obcasach" z ub. roku i okazało się, że ma ona wiele wspólnego z główną bohaterką. No, no;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi się podobały obie części. Uwielbiam te książki za epicki rozmach, dawno nie czytałam tak świetnie napisanej sagi. Teraz z niecierpliwością czekam na wznowienie "Japońskiego wachlarza", który ukaże się w czerwcu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bator czytalam tylko te ksiazke o Japonii. Probowalam potem cos jeszcze ale nie wyszło zupełnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mag -->

    Epicki rozmach - dobrze powiedziane. Zgadzam się całkowicie;)

    peek-a-boo -->

    Mnie też było z nią "nie po drodze", ale tylko początkowo. Może trzeba utrafić w odpowiedni nastrój?

    A "Japoński wachlarz" czeka od kilku lat na półce, może wreszcie się zmobilizuję;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie przeczytałam specjalnie Twojej recenzji bo właśnie mam zamiar przeczytać Chmurdalię. Wcześniej gdzieś wyczytałam, że jest słaba i się zmartwiłam, że jak to? Na szczęście przeczytałam Twoje ostatnie zdanie, że nawet jest lepsza po głębszej refleksji, wiadomo rzecz gustu ale jakoś mi lżej:) Pozdrawiam Patrycja:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak miło ponownie Cię czytać;)
    Słaba na pewno nie jest, może trudno ją tylko zacząć? Czytałam z dużą przyjemnością, czego i Tobie życzę;)
    Cały czas liczę na to, że zdecydujesz się wreszcie na pisanie bloga;)

    OdpowiedzUsuń