piątek, 12 sierpnia 2011

Jak karmelek

W gruncie rzeczy wolałbym mieć żonę głupią, która by mnie słuchała cierpliwie i tępo. W tej chwili nie miałbym nic przeciwko tremu, żeby tu była ze mną Mara. Długo bym jej nie wytrzymał, bo po wysłuchaniu moich kłopotów zaczęłaby wyciągać swoje własne, przylepiłaby się do mnie jak karmelek i nie miałbym już chwili spokoju. Z pewnością nie chciałbym jej mieć za żonę. Ale właśnie teraz chętnie miałbym ją tutaj. [str. 104]


Takich osobników jak cytowany wyżej Michele jest w powieści znacznie więcej. Członkowie jego rodziny w niczym nie przypominają włoskich familii znanych z filmów Felliniego. U Ginzburg obserwujemy rozkład więzi rodzinnych: każdy żyje osobno, troszczy się głównie o siebie, innym ma do zaoferowania jedynie swoje problemy. Powieść składa się przede wszystkim z listów i egocentryczne ciągoty piszących widać w nich jak na dłoni. Teraz ja! O mnie! Dla mnie! - zdają się krzyczeć. Osamotnieni na własne życzenie, bezpardonowo domagają się uwagi innych. To ex-rodzina, w której ojciec jawnie przyznaje się do nielubienia córek, a matka z braku zajęć zatruwa życie synowi.

Barwna, a zarazem smutna rodzina. Śledzenie jej losów na przełomie roku 1970 i 1971 daje raczej przygnębiający obraz włoskiego społeczeństwa, na dodatek w tle słychać starcia faszystów i komunistów. Książka ma zaledwie 135 stron, ale to proza niezwykle skondensowana. Do opisu bohaterów niepotrzebne były długie zdania, wystarczyły listy, tak dużo mówiące o ich autorach. Już ten pierwszy, pięciostronicowy (sic!) pisany przez matkę, zgrabnie zarysowuje sytuację i dobrze oddaje charakter Adriany. Pozostałe listy z czasem uzupełnią portret rodzinny. Portret w ciemnych barwach, z postaciami zastygłymi w bezruchu.

Wielkie podziękowania dla bezszmerowej Patrycji, której świetny tekst o literaturze włoskiej nakierował mnie na tę powieść. To niestety jedyna książka Natalii Ginzburg przetłumaczona na język polski. Może kiedyś, ktoś...


____________________________________________________________________________________

Natalia Ginzburg "Drogi Michele"; przeł. Barbara Sieroszewska, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa, 1976
____________________________________________________________________________________



22 komentarze:

  1. cieszę się, że Ginzburg przypadła Ci do gustu! ja miałam podobne wrażenia po przeczytaniu, smutna to była książka. a najbardziej szkoda mi było Angeliki (tak chyba miała na imię jedna z sióstr Michele, o ile dobrze pamiętam...), którą chyba wszyscy najwięcej wykorzystywali.
    ja też żałuję, że tylko jedna książka Ginzburg została przetłumaczona na polski, moim zdaniem to ważna pisarka. widzę też, że w innych krajach (np. w anglii) tłumaczy jej się więcej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi przypadła;) Jeszcze raz dziękuję.
    Tak, Adriana. Ale ja nie odebrałam jej jako bidulki tłamszonej przez rodzinę. Na pewno była łącznikiem między pozostałymi członkami rodziny, do pewnego stopnia dawała się wykorzystywać. Miałam jednak wrażenie, że ma swoje plany i prędzej czy później je zrealizuje.

    Pocieszam się, że Ginzburg jest tłumaczona angielski, może sobie coś sprowadzę z UK;) Niepokoi mnie natomiast streszczenie tej powieści:
    http://www.amazon.com/City-House-Natalia-Ginzburg/dp/1559700297/ref=sr_1_8?ie=UTF8&qid=1313138903&sr=8-8

    Nie wydaje Ci się, że fabuła zbliżona do "Mój Michele"?

    OdpowiedzUsuń
  3. ups, Adriana! to chyba prze to, że dziś nie piłam jeszcze kawy... ja jednak czuję do niej trochę sympatii, podobnie jak do Osvaldo i do jego żony Ady. może dlatego, że czytając w oryginale wszystkiego nie wyłapałam ;) (mój włoski nie jest aż tak dobry!)

    możliwe, że jest podobna w formie, ale powieść epistolarna wydaje mi się dosyć popularna we włoszech. wydaje mi się, że 'the city and the house' może być trochę bardziej optymistyczna w wymowie. w pewien sposób też powieści Ginzburg są do siebie podobne. przynajmniej te kilka, które czytałam do tej pory w jakiś sposób dotyczą rodziny. a 'caro mnichele' jest podobno powieścią bardzo osobistą, i też dlatego tak gorzką.

    OdpowiedzUsuń
  4. Namieszałam! Myślałam o Angelice - bo tak ma na imię siostra Michele, a napisałam "Adriana", a to przecież matka. Ależ ona długie i nudne listy pisała! Syn chyba nie bez powodu od niej uciekał.

    Tak, Osvaldo wydał mi się ciekawy, żona - przebojowa bardzo;) Mara też była świetnie wymyśloną postacią, choć irytującą.

    "Mój Michele" jest osobisty? Tym bardziej smutne, ale życie to nie bajka. A autorka miała dość urozmaicony życiorys, niestety.

    OdpowiedzUsuń
  5. ach, to dobrze, bilobil jeszcze mi nie jest potrzebny! ;)

    właśnie tak mówiła mi moja pani od włoskiego, że to taka trochę osobista książka, głównie w wymowie właśnie. życiorys Ginzburg jest faktycznie dosyć wyjątkowy, mam nadzieję kiedyś go lepiej poznać!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zastanawiałam się, czy w Polsce jej nie tłumaczono ze względu na życiorys właśnie. Niedawno przeglądałam "Literaturę na Świecie", numer poświęcony głównie włoskim literatkom:
    http://www.literaturanaswiecie.art.pl/archiwum.htm?ID5=420&ID=oferta
    Jest również fragment chyba najbardziej znanej powieści Ginzburg. Znasz może inne autorki wymienione w spisie treści?

    OdpowiedzUsuń
  7. ooo, bardzo ciekawy numer! pozostałych autorek niestety nie znam, przyjrzę im się przy następnej wizycie we włoskiej księgarni, to zawsze coś nowego! ostatnio jak byłam to pani mi poleciła Elsę Morante, Wyspę Artura, ale dopiero zaczęłam czytać. wcześniej 'rzucałam się' na klasyków, ale to było jak wypad z motyką na słońce ;) czytałam też Susannę Tamaro, też powieść epistolarna, ale trąci trochę Paulo Coehlo. I Clarę Sereni, Casalinghitudine, historia rodzinna opowiedziana poprzez przepisy kulinarne. a w planach mam Simonettę Angelo Hornby, kilka jej książek było przetłumaczonych na polski. ostatnio wydała historię kobiet w swojej rodzinie, un filo di oglio, więc bym chciała zobaczyć jak ona pisze.
    ogólnie jestem bardzo łasa na opowieści rodzinne ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Otwierasz przede mną nowy świat! Bo to nawet nie dom;) Morante jest u nas faktycznie dostępna, rozejrzę się. Nie muszę chyba dodawać, że włoski numer LnŚ też sobie kupię?:)
    Jako nastolatka też się z motyką rzuciłam na Moravię, ale za wiele nie pamiętam. Za młoda byłam;)
    A Antonio Tabucchi? Powoli się przymierzam do znajomości z tym panem.
    Historie rodzinne zawsze w cenie;)

    OdpowiedzUsuń
  9. A czy Hornby nie jest literaturą mocno popularną? Polskie okładki sugerują mało skomplikowane treści...

    OdpowiedzUsuń
  10. właśnie, takie też miałam wrażenie odnośnie Hornby, dlatego mnie do tej pani w ogóle nie ciągnęło. ale tu znowu pojawia się moja pani od włoskiego, która się nią zachwyciła. pomyślałam więc, że warto spróbować, przynajmniej się czegoś dowiem skoro to książka po trochu biograficzna.

    A Antonio Tabucchi jeszcze nie czytałam, daj znać jak już się z nim zapoznasz! och, tyle jest do odkrycia! przydałoby mi się popracować we włoskiej księgarni, tak przynajmniej ze dwa lata! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. włoski numer LnŚ też sobie kupię, jakżeby inaczej! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dam znać na pewno;) A mnie przydałoby się pouczyć włoskiego - to taki piękny język.

    To będziemy czytać stereo;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Włoskie pisarstwo to dla mnie póki co głównie M.Mazzucco. Obie jej książki pochłaniałam całą sobą, a na trzecią apetyt sobie zaostrzam wyczekiwaniem ;)
    Pod wpływem Waszej rozmowy rozejrzę się za czymś nowym.

    PS. Jak to dobrze, że są osoby, które przesiewają ziarno od plew w serii KIK i potem wiadomo co brać w antykwariatach ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Właśnie - Mazzucco. Niezła pisarka, moim zdaniem. Bo np. Agus nie poruszyła mnie za bardzo;)

    Tutaj podziękowania należą się Patrycji. Tak jak napisałam, bez jej notki raczej nie wpadłabym na tę pisarkę. Sporo egzemplarzy na allegro widzę.

    Co do serii KIK, to trafiają mi się głównie ziarna. Aż mnie kusi, żeby sięgnąć po tytuły z dawnych demoludów. I chyba zrobię etykietę "seria KIK";)

    OdpowiedzUsuń
  15. Wydaje mi się jednak, że starannie dobierasz lektury i stąd tyle wartościowych ziaren. Nie to co ja, która pierwsze za co złapała była "Niewolnica Isaura" i od tej pory szeroko omijałam niezapomnianą szatę graficzną KIK-u. Niesłusznie, jak wynika z wielu odkryć Twoich, Zosika i Izy.

    Patrycji nie pomijam, notkę przeczytałam (pourlopowe zaległości w czytaniu blogów i odzywaniu się nadrabiam jednak dość chaotycznie), ale skoro tutaj już się toczy rozmowa, to postanowiłam się nie rozdrabniać :) I mam pytanie - skąd jest ten wiersz Barańczaka?? Znam, podziwiam, ale zbiór źródłowy bardzo chcę namierzyć.

    OdpowiedzUsuń
  16. Starannie, powiadasz. Po prostu zgodnie z oczekiwaniami;) Może się uśmiejesz, ale niedawno widziałam kilka egz. "Niewolnicy Isaury" u pana sprzedającego starocie w tunelu pkp i nawet mnie kusiła;). Można się mile rozczarować, serial się ciągnął, a książka raczej cienka, więc może treściwa była?

    Tak, Zosik i Iza też czytają sporo z serii KIK. Dla mnie chyba największym zaskoczeniem ostatnich kilku lat był "Posłaniec" Hartleya.

    Wiersz Barańczaka bezczelnie zerżnęłam z sieci;( W bibliotece miejskiej sprawdzę jego wybór wierszy, może tam się znajdzie.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ach, tacy włoscy Zagryzakowie, moze byc ciekawe. Choc i męczace ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Najbardziej męczyło mnie tłumaczenie;( Rodzinka wesoła nie jest, niektórzy wręcz neurotyczni, ale co za galeria typów ludzkich!;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Aniu, z Isaury pamiętam piąte przez dziesiąte. Serialu nie miałam okazji oglądać, więc porównań żadnych nie poczyniłam. Jednak utkwiło mi w pamięci, że po przeczytaniu książki podjęłam decyzję o bardziej świadomym dobieraniu lektur :)

    A co do wierszy Barańczaka. Kupiłam i mogę zdradzić, że najtaniej wychodzi zakup w Matrasie. Ale w zamówieniu internetowym (z odbiorem osobistym). W księgarni stacjonarnej jest kilka złotych droższy nie wiedzieć czemu.

    OdpowiedzUsuń
  20. To chyba rzeczywiście powieść nie jest najlepsza;)

    Dzięki za informację, skorzystam. W empiku też jest podobnie, z tym że różnica w cenie większa;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Parę miesięcy temu ukazał się w Polsce przekład poieści Natalii Ginzburg Tutti i nostri ieri. Polski tytuł: Nasze dni wczorajsze (wyd Austeria)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się. Już je nawet zakupiłam i niedługo będę czytać.;)

      Usuń