Panna Hearne uśmiechnęła się do odbicia swej kanciastej twarzy. Pod jej spojrzeniem ta twarz w lustrze przeobraziła się w i zaokrągliła, ziemista cera pojaśniała, długi spiczasty nos, na którym osiadła łezka zimna, stał się pięknym noskiem. Ciemne oczy, rozlatane, pełne urojonych obaw, patrzyły teraz wielkie, sarnie, świetliste. Jej piersi i ramiona brzydkie jak najtańszy wieszak, nabrały łagodnej krągłości ponad wiotką znów dziewczęcą kibicią.
Widziała w lustrze ta nieładna panna Hearne siebie zmienioną zupełnie, widziała swoją urodę. Jeszcze mogła się łudzić. Jej brzydota, która kiedyś kiełkowała ukryta w niezgrabnym gapiowatym podlotku, potem rosła w niepozornej młodej pannie, a teraz już zaczynała kwitnąć w kobiecie powyżej lat czterdziestu, jeszcze nie była brzydotą uderzającą, pełny rozkwit miała osiągnąć dopiero w kobiecie starej, uniemożliwiając raz na zawsze wszelkie zabawy w piękność przed lustrem. [str. 18]
Czytając powieść Briana Moore'a niejednokrotnie przychodziło mi na myśl, że tak mogłyby wyglądać dalsze losy Jean Brodie z powieści Muriel Spark. Judyta pełnię życia ma już za sobą, ale bardzo przypomina mi pannę B. - ma równie nieznośny sposób bycia. Nie wiem, co bardziej zaważyło na tych skojarzeniach - podobny styl pisarski i postacie czy też fakt, że obie bohaterki w adaptacjach filmowych zagrała ta sama aktorka - Maggie Smith. Jedno jest pewne - "Judyta" podobała mi się bardzo.
U Moore'a okoliczności są naturalnie inne niż u Spark: ponury Belfast lat 50-tych, a w nim stara panna w wynajętym pokoju. Utrzymuje się ze skromnej renty po ciotce i lekcji muzyki, niestety uczniów zaczyna brakować. Jedyną radością jest cotygodniowa herbatka u znajomych - Judyta przeżywa te spotkania tak bardzo, że zawczasu przygotowuje sobie tematy do omówienia. Równie gorliwie podchodzi do każdego nowo poznanego mężczyzny - a nuż okaże odrobinę zainteresowania i coś z tego wyjdzie? Owo "coś" to naturalnie małżeństwo, bycie żoną jest dla głównej bohaterki szczytem marzeń i ostatnią deską ratunku, zwłaszcza że nawet Jezus ją opuścił.
Szkoda mi tej Judyty. Bywa natrętna i nietaktowna, jej rozpaczliwe działania budzą głównie irytację, ale żal mi kobiety. To oczywiście zasługa autora, który pomysłowo przedstawił swoją bohaterkę: pozwolił czytelnikowi "podsłuchiwać" jej myśli, a czasem także osób postronnych. Nic tylko współczuć. Zaznaczam, że nie jest to powieść ckliwa czy jednowymiarowa. Wręcz przeciwnie, to powieść poruszająca co najmniej kilka istotnych tematów, z dobrze wymyśloną bohaterką i narastającym napięciem. Raczej bym na nią nie trafiła, gdyby nie kwiecista okładka wydania amerykańskiego:
__________________________________________________________________
Brian Moore "Judyta", tłum. Zofia Kierszys, Wydawnictwo PAX, Warszawa, 1971
__________________________________________________________________
no proszę, w ogóle nie słyszałam! zaciekawiłaś mnie, a i okładka nyrb bardzo mi się podoba. oni jednak na ogół mają fajne okładki, nie?
OdpowiedzUsuńJuż, już miałam kupować to amerykańskie wydanie,a teraz okazuje się, że ta książka jest przetłumaczona i w dodatku czeka na mnie w mojej ulubionej bibliotece. Dzięki wielkie. A jednak szkoda, że nie ma tak zabójczej okładki, nawet tytuł polskiego wydania jakiś biedniejszy;)
OdpowiedzUsuńOkładki wyglądają jak Kopciuszek w domu i na balu. :)
OdpowiedzUsuńJej piersi i ramiona brzydkie jak najtańszy wieszak, - Miss Brodie byłaby chyba oburzona takim porównaniem, w ogóle słowo "brzydkie" prawdopodobnie nie było używane w kontekście jej walorów zewnętrznych. :)
Nigdy wcześniej nie zetknęłam się z twórczością tego pisarza. Bardzo ciekawe odkrycie, more Moore! :)
--> bezszmer
OdpowiedzUsuńJa też nie słyszałam, od czasów Ptaszyny przeglądam listę NYRB i coraz więcej tytułów mnie interesuje. Zaczynam od tych wydanych wieki temu po polsku, ale też nęcą mnie inne. Kolejne dwie książki o kobietach już w drodze;)
--> porzadek-literacki
Niech żyją biblioteki!;) Zwłaszcza te, które nie pozbywają się zbyt szybko starych tomów.
Anglojęzyczny tytuł podobno dopiero po latach doczekał się rozwinięcia, na początku to była tylko Judith;)))) Z jednej strony samo imię nic nie mówi, a z drugiej - lonely passion sugeruje zbyt wiele;)
Najlepsze podziękowanie to chęć sięgnięcia po książkę;) Bardzo jestem ciekawa twojej opinii.
--> Lirael
Jak Kopciuszek, ale w obu wersjach ukwiecony;)
Po Twojej uwadze o ew. oburzeniu panny Brodie pomyślałam, że niewiele wiem o jej wyglądzie tj. jak wyglądała wg Spark. Muszę przewertować książkę.
Moore często poruszał temat religii w swoich książkach i trochę mnie to zniechęcało, ale niepotrzebnie. W "Judycie" ten wątek jest b. ciekawie przedstawiony, najlepiej osobiście się przekonać;)
Myślę, że nieistotne jak Miss B. naprawdę wyglądała - z pewnością we własnych oczach była boginką! :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że twórczość pana Moore jest u nas dostępna w sporej obfitości. Szkoda tylko, że prawie zupełnie brak informacji o jego książkach. :(
:)))))))))))))) Na pewno była boginką we własnym mniemaniu. No i miała dowód ze strony (przynajmniej) dwóch wielbicieli;)
OdpowiedzUsuńTak, Brian Moore jest mało znany, w wyszukiwarce najpierw pojawia się jakiś sportowiec. Zamierzam wrócić do tego pana jeszcze, "Katolicy" mnie zaintrygowali.
Tylko przypadkiem nie czytaj streszczenia "Katolików" w angielskiej Wikipedii, właśnie się dowiedziałam, jakie mają zakończenie. :(
OdpowiedzUsuń"Żona magika" zapowiada się ciekawie.
Dzięki za ostrzeżenie, czytać nie będę;)
OdpowiedzUsuń"Żona magika" - tak, tak! Sam tytuł działa na wyobraźnię;)