poniedziałek, 7 listopada 2011
Nie tylko dla chemików
A może wręcz głównie dla laików. Fotobiografia Marii Skłodowskiej-Curie jest publikacją szczególną - to przede wszystkim zdjęcia, pokazujące Noblistkę od jej najmłodszych lat do ostatnich miesięcy życia. Album ma 180 stron i zawiera co najmniej tyle samo fotografii, można więc poznać inną twarz Skłodowskiej niż ta, która przez lata pokutowała w podręcznikach i okolicznościowych wydawnictwach. Jest tu fizjonomia podlotka i staruszki, zdjęcia pani naukowiec na łonie rodziny i w miejscu pracy oraz szacownej Noblistki odbierającej wyróżnienia na licznych uroczystościach. Komentarz do fotografii stanowią fragmenty korespondencji, dziennika oraz autobiografii Skłodowskiej. Kilka listów zamieszczono w całości, można więc zabawić się w grafologa;). Dla mnie najciekawszy jest jednak rysunek psa wykonany przez nastoletnią Marysię:
Przeglądam album po raz kolejny i myślę sobie, że gdybym otrzymała taki w szkole jako nagrodę, być może miałabym więcej serca do chemii i zainteresowała się tym przedmiotem. Ciekawe zdjęcia i nietuzinkowy życiorys (na końcu książki znajduje się biogram w trzech wersjach językowych) mają dużą moc przekonywania. W przypadku Skłodowskiej ten życiorys na pewno nie pozostawia obojętnym: Polka, wybitny naukowiec w czasach mało przyjaznych kobietom, dwukrotnie uhonorowana najważniejszą nagrodą w dziedzinie nauki, do tego pracująca nad substancjami niebezpiecznymi. Piękna postać, niestety słabo "promowana" na lekcjach, a szkoda. Całe szczęście, że obecnie robi się znacznie więcej w tym kierunku i Noblistka ma szansę zaistnieć szerzej w świadomości Polaków.
Dzisiaj mija 144. rocznica urodzin Marii Skłodowskiej-Curie.
____________________________________________________________________________________
Małgorzata Sobieszczak-Marciniak "Maria Skłodowska-Curie. Fotobiografia", koncepcja i opracowanie graficzne: Maciej Sadowski, Wyd. Studio Emka, Warszawa 2011
____________________________________________________________________________________
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Teraz chyba tak nieśmiało jeszcze wchodzi na nasz rynek księgarski nowy typ biografii- właśnie taka fotobiografia. Znak wydał teraz taką fotobiografię Marilyn Monroe (ale nie miałam jeszcze okazji sobie przewertować tego cuda). A Świat Książki wydał niedawno taką "normalną" biografię Skłodowskiej. Ciekawa jestem, to musiała być niesamowita kobieta.
OdpowiedzUsuńO fotobiografii MM nie słyszałam jeszcze - dzięki za podpowiedź. Natomiast biografię MS-C przeczytam na pewno, że o korespondencji z córką nie wspomnę;) Ta ostatnia ma się wkrótce ukazać.
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy fotobiografie są odpowiedzią na rozleniwienie czytelników i słabość do obrazków;)
@Ania: z korespondencją z córką się wstrzymaj, ma wyjść w listopadzie korespondencja z obiema córkami, nie tylko z Ireną: http://www.najlepszyprezent.pl/sklep/main.php?m=main&c=product&a=show&prodid=7514
OdpowiedzUsuńDzięki za korektę - najwyraźniej umknęło mi, że to ma być korespondencja mnoga;) I tak już zaczynam się czaić;)
OdpowiedzUsuńMyślałem, że masz w planach taki stary zbiorek listów do Ireny, też świetny zresztą:)
OdpowiedzUsuńPo Twoim uzupełnieniu na pewno mam go już w planach;)))) Chyba, że ww. nowość będzie obejmować tę korespondencję, trzeba będzie porównać.
OdpowiedzUsuńCzaimy się z Lirael pod kątem płaszczowym i porównanie będzie niezbędne, złośliwie pewnie obie edycje będą się mijać:))
OdpowiedzUsuńNiech się mijają;) Do dzisiaj pamiętam Wasz wpis dot. żałoby MS-C po śmierci męża. Moim zdaniem jeden z lepszych w Płaszczu.
OdpowiedzUsuńTen dziennik jeszcze będziemy eksploatować, z umiarem, ale będziemy. Nierozwikłana zagadka brzmi, w jakim języku MSC go pisała.
OdpowiedzUsuńFaktycznie ciekawe. Zauważyłam też, że Autobiografia MSC jest tłumaczeniem z jęz. angielskiego. Pytanie: czy najpierw była wersja francuska?:)
OdpowiedzUsuńTego chyba nikt nie zbadał, pisałem zdaje się o tym w komentarzach pod recenzją z Autobiografii. Być może była pisana od razu po angielsku, bo to na amerykański rynek szło, w końcu pani Meloney była dziennikarką, a MSC angielski znała.
OdpowiedzUsuńFakt, to wydaje się b. realne.
OdpowiedzUsuńNatomiast biografię męża chyba napisała po francusku, ale lektura jeszcze przede mną:)Za to liczyła zawsze po polsku:)
OdpowiedzUsuńHm, ta kobieta miała na WSZYSTKO czas. Niebywałe.
OdpowiedzUsuńMiałam na myśli, że nawet biografię męża zdążyła napisać;)
OdpowiedzUsuńKwestia organizacji. A dziadek zajmował się dziećmi:) Biografia męża nieduża, więc może w przerwach między obsługą reaktora a gotowaniem rosołu trzasnęła:)
OdpowiedzUsuńTak czy owak - czapki z głów!
OdpowiedzUsuńCzapki dawno zdjęte:D
OdpowiedzUsuńPiesek uroczy! Mnie nie przestaje fascynować twórczość poetycka Skłodowskiej. Nie są to liryczne wyżyny, ale miło wiedzieć, że miała ciągoty również w tym kierunku. :)
OdpowiedzUsuńJa tam nie wiem, czy miała ciągoty, raczej była wychowywana jak ówczesna panna z dobrego domu, i akwarelkę namalowała, i wierszyk napisała. Tylko gotować jej nie nauczyli:) Na mnie większe wrażenie zawsze robiły jej tłumaczenia filozofów z niemieckiego:)
OdpowiedzUsuń--> Lirael
OdpowiedzUsuńPiesek to wyżeł, Lancet się wabił;)
Co do wierszy byłabym ostrożna, bo podobno co druga nastolatka ma takie ciągoty;) Na szczęście to mija z wiekiem;)
--> zacofany.w.lekturze
To pewnie i haftować potrafiła. I grać na instrumencie;)
Można sobie żartować, ale trzeba też przyznać, że była osobą wszechstronną.
O instrumencie nic nie wiem, ale na pensji na pewno były lekcje robótek ręcznych:)
OdpowiedzUsuńTo pewne jak amen w pacierzu;)
OdpowiedzUsuńCo prawda podczas lekcji robótek przerabiano historię Polski i literaturę, ale być może panny miały zajęte uszy, a nie ręce, więc dziergały:)
OdpowiedzUsuńO tak, zwłaszcza że kobiety mają podzielną uwagę;)
OdpowiedzUsuńA jeszcze miała bogate życie uczuciowe, Zreszta na studia podobno wybrała sie głównie dlatego ze jej z facetem nie wyszło. Pomyslec ile jeszcze wielkich kobiet moglibyśmy w historii zapisać, gdyby nie ciągoty do wczesnego małżeństwa ;)
OdpowiedzUsuńA ten niewierny Żórawski ponoć do końca życia sobie w brodę pluł, że taką perłę odrzucił:) Dobrze mu tak, mamusi się przestraszył:P
OdpowiedzUsuń--> peek-a-boo
OdpowiedzUsuńPrzypomniałaś mi właśnie, że oprócz filmu o MSC, który ma kręcić Meszaros, mówi się także o ekranizacji powieści Enquista "Opowieść o Blanche i Marie". Jest szansa, że poznamy Noblistkę także od strony prywatnej.
Nauka jako antidotum na zawód miłosny? To trzeba opatentować;)
--> zacofany.w.lekturze
Każdy by sobie w brodę pluł. Ale skoro przestraszył się mamusi, to chyba lepiej dla MSC
(dzisiaj wiemy, że raczej tak) - po co jej taki maminsynek;)
Fakt. To byłby klasyczny mezalians: panicz i guwernantka:)
OdpowiedzUsuńPal licho mezalians - ale ta wtrącająca się mamusia...
OdpowiedzUsuń