'I thought you said she was in love with the boy'.
'So she was.'
'Well, wasn't it only last week he died? You said he died of desyntery in Burma.'
'Yes, I know. But she met this naval type on Monday, she's madly in love with him.'
'She can't be in love with him,' said Nicholas.
'Well, they've got a lot in common she says.'
'A lot in common? It's only Wednesday now.' [str. 95]
Powieść Muriel Spark z 1963 r. w lekkim tonie opowiada o losach kilku niezamożnych dziewcząt, które próbują zorganizować sobie życie w powojennym Londynie. Jest wśród nich otyła Jane aspirująca do roli intelektualistki, jest też nadzwyczaj atrakcyjna Selina, w tle słychać pobożną nauczycielkę dykcji Joannę, od czasu do czasu pojawia się również lekko stuknięta Paulina. Charakterystyka bohaterek może sugerować zabawną historyjkę, ale to tylko pozory.
Na zaledwie 144 stronach autorce doskonale udało się pokazać atmosferę pierwszych tygodni po zakończeniu wojny. Powroty do zburzonych domów, reglamentacja żywności, paliwa i mydła, urządzanie się na nowo. Z jednej strony radość i nadzieja, z drugiej - poczucie straty. Zabiegane bohaterki powieści nieźle sobie radzą z trudnościami, w miarę możliwości korzystają z uciech życia. A jednak daje się tu wyczuć niepewność i troska o przyszłość, co w przypadku braku pieniędzy i męża nie powinno dziwić.
The Girls of Slender Means nie oczarowały mnie podczas lektury. To książka, której urok i wartość dociera po przeczytaniu ostatniej strony. Lepiej spojrzeć na nią całościowo, żeby móc docenić oryginalną konstrukcję fabuły, powtarzające się cytaty i niedopowiedzenia - wtedy dopiero zaczyna błyszczeć pełnym blaskiem. Niezła rzecz.
______________________________________________________
Muriel Spark 'The Girls of Slender Means', Penguin Books, 1966
______________________________________________________
"Opowiada o losach kilku niezamożnych dziewcząt, które próbują zorganizować sobie życie" - brzmi prawie jak streszczenie powieści Gojawiczyńskiej, chociaż ta akurat z poczucia humoru nie słynęła:) Natomiast powojenny Londyn może mieć swój smaczek, o ile autorka chociaż trochę się wgłębiła w realia - wgłębiła się, czy tak tylko mimochodem o tych ruinach i braku mydła wspominała?
OdpowiedzUsuńSpark zdecydowanie należy doczytywac do końca. Ja popełniłam błląd , że odłożyłam cieplarnie nad rzeką wschodnią, bo uznałam, że to jakieś bzdury. A potem gorzko żałowałam doczytując streszczenie na jakijeś anglojęzycznej stronie:(.
OdpowiedzUsuńSpark jest bardzo dobra na czytelniczy marazm, bo krótka i bardzo wciągająca :-) odkryłam ją z resztą dzięki Tobie, a jak mi wpadną w ręce "dziewczyny..." też chętnie przeczytam, bo widzę, że nie rozczarowują!
OdpowiedzUsuń-> zacofany
jeśli interesują Cię realia wojennego i powojennego londynu podobno "few eggs and no oranges" są świetne (http://www.persephonebooks.co.uk/pages/titles/index.asp?id=27)
--> zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńSpark "trochę się wgłębiła" (to tylko 144 strony)- jest rodzina królewska pojawiająca się o określonych godzinach na balkonie, są amer. żołnierze stacjonujący w Londynie i parę innych elementów - zdradzać więcej nie należy. Na moje wyczucie w powieści panuje b. specyficzna atmosfera, najlepiej przekonać się osobiście;)
--> Iza
Zgadzam się całkowicie. Akurat ta powieść kończy się mocnym akcentem, więc tym bardziej trzeba.
Czasem czytam cudze recenzje i aż się dziwię, ile ciekawych rzeczy potrafili znaleźć w książce, która wydała mi się taka sobie;)
--> bezszmer
Za zwięzłość i powab Spark właśnie b. lubię;) I za jej sarkazm;) Ale póki co najbardziej podobało mi się mroczne The Driver's Seat
Few eggs and no oranges zachęcają samym tytułem;)
To tylko potwierdza, iż nie powinno się oceniać książki nie doczytawszy do końca.
OdpowiedzUsuńGuciamal
OdpowiedzUsuńCzy jednak zawsze? Niektórych książek naprawdę nie da się doczytać do ostatniej strony. Naturalnie można wówczas zaznaczyć, że np. pierwsze 400 stron było nudne jak flaki z olejem, ale być może druga część była bardziej porywająca;)
Naturalnie żartuję, zasadniczo masz rację.
Jestem żywym dowodem na to, że czytanie autobiografii bywa szkodliwe: po lekturze "Curriculum Vitae" nabrałam lekkiej niechęci do Muriel S. jako osoby i trochę czasu upłynie zanim sięgnę po jej kolejną książkę. :) Wiem, że nie powinnam oceniać powieści przez pryzmat autora, ale nic na to nie poradzę. :)
OdpowiedzUsuńA jak mi przejdzie, o "The Girls of Slender Means" na pewno będę pamiętać.
P.S.
Donoszę, że zamówiłam "Few Eggs and No Oranges"
Vere Hodgson i jak przeczytam, chętnie zainteresowanym pożyczę. :)
W takim razie z lekturą jej autobiografii zaczekam;) Ja niestety też sugeruję się życiorysem autora;(
OdpowiedzUsuńMyślę, że na jajka kilku chętnych się znajdzie - ja na pewno;)
Czas realizacji zamówienia to około 21 dni, więc musimy uzbroić się w cierpliwość. "Jajka" przekroczyły już siedemdziesiątkę, więc niewielka zwłoka i tak im nie zaszkodzi. :)
OdpowiedzUsuńLektura pamiętników, dzienników, listów i autobiografii jest jak rosyjska ruletka. :) Zdarzają się również bardzo miłe niespodzianki. W moim przypadku tak było na przykład z Czechowem.
Do stuletnich jajek jeszcze im brakuje;) Chociaż tak naprawdę jaja stuletnie mają 100 lat tylko w nazwie.
OdpowiedzUsuńZ ruletką masz absolutną rację. Czasami jest tak, że biografia jest na tyle interesująca, że człowiek sięga po twórczość danego artysty. Mnie się to zdarzyło prawie przed chwilą - właśnie przeczytałam artykuł o Patricii Highsmith i postanowiłam przeczytać którąś z jej książek (znam tylko ekranizację o panu Ripleyu). I taką ścieżkę poznawania artysty też lubię;)
A na mnie wciąż czeka panna Broodie i nie mogę się za nią zabrać. Niedługo minie sześciomiesiecznica przymierzania się do tej książki ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że jak już się za nią zabierzesz, to skończysz za jednym posiedzeniem;) Spark bardzo lubię za jej lekkie (ale inteligentne) pióro.
OdpowiedzUsuńśpieszę donieść, że na sobotnim spacerze, zupełnie niespodziewania, bo wyszłam z zamiarem NIE kupowania książek, udało mi się nabyć "the driver's seat" :)
OdpowiedzUsuńHa, ha, ha;) Jedni kupują Few eggs..., inni The Driver's Seat... - ja się rozglądam za kolejną Spark;)
OdpowiedzUsuń@Bezszmer i Ania: dzięki za info. Poczytuję "W sieci" i mam nadzieję, że się rozkręci bardziej, bo początek nader obiecujący:)
OdpowiedzUsuń~ Ania
OdpowiedzUsuńArtykuł świetny, a w dodatku kapitalne zdjęcie z kotem. :) Panią Highsmith kojarzyłam wyłącznie z kryminałami. W którymś podręczniku, chyba w "Snapshocie", były fragmenty jej powieści w wariancie uproszczonym.
--> zacofanyw.w.lekturze
OdpowiedzUsuńNie ma za co;)
Jeśli początek Murdoch jest obiecujący, to już jest dobrze;) U mnie z tą autorką jest tak, że lektura pierwszych stron idzie mi średnio, ale jak wsiąknę, to po uszy;)
--> Lirael
Prawda, że ciekawy artykuł?;) Podobnie jak Ty kojarzyłam PH z kryminałami i niczym więcej. A tu proszę, ciekawa postać. Z chęcią zajrzałabym do wspomnianego dziennika;)
Mnie akurat najbardziej zapadło w pamięć zdjęcie z papierosem - bo takie okropne;)