piątek, 27 lipca 2012

Co na kolację?

Odpowiedź na pytanie brzmi: klopsiki. Danie mało wyszukane, podobnie jak fabuła książki Schuylera. Czytelnik ogląda obrazki z życia amerykańskiej klasy średniej końca lat 70-tych, jakie widział już wielokrotnie: kolacje u znajomych, zdrady małżeńskie, rozmowy o sąsiadach, nastolatków wchodzących w dorosłość, sesje psychoterapeutyczne. Brzmi poważnie, na szczęście to pozory - całość napisana jest lekko, miejscami zabawnie. Tę lekkość autor uzyskał w bardzo prosty sposób, bowiem powieść składa się niemal wyłącznie z dialogów.


Krytycy cmokają z uznaniem nad książką Schuylera, chwaląc serialową konwencję. Zgadza się, "Co na kolację" posiada cechy serialu, tylko co z tego? Losy bohaterów ani mnie nie ubawiły, ani nie wzruszyły. Nie miałam ochoty doszukiwać się głębi obecnej rzekomo między wierszami. Ot, błahostka literacka, której nie pomogło nawet słowo-wytrych "konwencja", a na pewno zaszkodziło kulejące tłumaczenie. Schuylerowe klopsiki okazały się zbliżone w smaku do odgrzewanych kotletów, a nie jest to moje ulubione danie. Pora rozejrzeć się za czymś bardziej wyrafinowanym.

_____________________________________________________________________________

James Schuyler "Co na kolację", przeł. Marcin Szuster, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2012
_____________________________________________________________________________

42 komentarze:

  1. Dziś rano miałem dylemat, klopsiki właśnie, czy też coś bardziej pożywnego. Wybrałem to drugie i już się cieszę na posiłek. Może nawet poparty filmowym deserkiem (ale to jak czasu starczy). :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś bardziej pożywnego? Hm, golonka?;)

      Usuń
    2. Za bardzom poszedł w metafory :) Chodziło mi o fakt wzięcia do czytania biografii Bodo :P

      Usuń
    3. Biografia Bodo to raczej dewolaj niż golonka:)

      Usuń
    4. Z golonką wkroczyła w wątek Ania. A ja już nie meandruję metaforycznie, bo znowu namieszam :)

      Usuń
    5. Golonka z dobrym, chłodnym piwem nie jest zła (raz na jakiś czas;)).
      Jak Bodo? Faktycznie z rażącymi błędami rzeczowymi? Tak pisał ktoś w GW.

      Usuń
    6. Oj, dopiero zacząłem, a i wielkim ekspertem w temacie nie jestem, więc mogę nie wyłapać. Nie masz czasem linka?

      Usuń
    7. Nie szkoda psuć sobie przyjemności?;) Ale proszę bardzo, rzeczony artykuł jest tutaj.
      Od czasu do czasu w TVP można zobaczyć niezły film dokumentalny o Bodo "Za winy niepopełnione", może oglądałeś?

      Usuń
  2. Jak klopsiki, to tylko szwedzkie ze sklepu meblowego:) Poza tym klopsiki to nie jest jedzenie dla facetów:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale chyba faktycznie to danie głównie dla dzieci. A przecież tak bardzo od mielonego się nie różni.;)

      Usuń
    2. no ja nie:P W mielonym cały smak jest ze smażenia, a klopsik na parze czy tam duszony to już nie to:)

      Usuń
    3. No tak, taki uduszony klopsik jest jak wata w porównaniu skwierczącego mielonego.;)

      Usuń
    4. A ja tam sobie chwalę klopsiki w sosie pomidorowym w wykonaniu Kitka. Żonko, pozdrawiam z tego miejsca :D

      Usuń
    5. Bazyl, sprytny ruch:) Pozdrawiamy z tego miejsca również:)

      Usuń
    6. I żonie nie pozostaje nic innego, jak wdzięcznemu mężowi zaserwować klopsiki w sosie pomidorowym na najbliższy obiad.;)

      Usuń
  3. Pewnie w oryginalnym wydaniu, nietłumaczonym książka wypada dużo lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Może i klopsiki są mało wyszukane ale kto nie jadł prawdziwych klopsików królewieckich ten nie wie co traci :-) Przepis na oryginalne klopsiki do znalezienia w "Smaku Mazur. Kuchnia dawnych Prus Wschodnich" :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nienienieenie. Nie ma lekko, podziel się tym przepisem:)

      Usuń
    2. Marlow zamilkł (może udał się na obiad;), ale może to nam starczy.

      Usuń
    3. Ciekawy przepis, chociaż kapary to nie moja bajka.

      Usuń
    4. Ja nawet lubię, ale trudno mi wyobrazić je sobie w klopsach.;)

      Usuń
    5. To chyba masz menu eksperymentalne na jutro:D

      Usuń
    6. Stanowczo za ciepło na klopsy. Sałata (z kaparami) - może być.;)

      Usuń
    7. Wypróbuj mieszankę sałat z prażonym słonecznikiem i winegretem miodowym:P

      Usuń
    8. Skoro polecasz, to spróbuję. Warto jednak było przeczytać Schuylera - lektura taka sobie, ale zaowocowała dwoma przepisami kulinarnymi.;)

      Usuń
    9. No to się opłaciło, faktycznie:)

      Usuń
    10. Marlow nie udał się na obiad tylko był w drodze :-) a "Smak Mazur" swoją drogą polecam :-) "Nowy kanon" zapowiadał się na taką dobrą serię a tu proszę - kubeł zimnej wody :-)

      Usuń
    11. "Smak Mazur" przy okazji obadam, lubię kuchnię regionalną.
      Nowy kanon nie jest taki zły - Chang mi się b. podobała, teraz czytam Simenona i zapowiada się nieźle. Poza tym wiele książek z oryginalnej listy NYBR zostało już u nas kiedyś wydanych (m.in. przez PIW), np. taki "Posłaniec" Hartleya.

      Usuń
    12. Też miałem takie wrażenie - co do "niezłosci" :-) ale po Twojej ocenie Schulyer'a przeżyłem chwile zwątpienia :-)

      Usuń
    13. Jak zwykle zachęcam do wyrobienia sobie własnego zdania.;) W amer. Kanonie NYBR jest nawet "Lalka" Prusa, więc nie może być to zła lista.;)

      Usuń
    14. Aniu czytasz Simenona? w takim razie czekam na wrażenia! zastanawiam się nad lekturą jednego z amerykańskich wydań nyrb, ale właśnie się bardzo rozczarowałam maigretem - mam nadzieję, że jego proza detektywistyczna i ta z wyższej półki to są po prostu dwie różne rzeczy...

      Usuń
    15. Po Maigreta nawet nie sięgałam, pomyślałam, żelepiej przeczytać książki spoza tego cyklu. Jestem świeżo po "Paryskim ekspresie", który mi się podobał, wcześniej była "Wdowa Couderc" - całkiem niezła. Zbieram myśli, żeby coś o nich napisać.;)

      Usuń
  5. Uhuhu, ostro:)
    Ja tam zjadłam klopsiki Schuylera z przyjemnością.
    Dobrze pamiętać, że dostajemy tę książkę z wielo(dziesięcio)letnim opóźnieniem. Autor napisał ją, kiedy w Polsce z konwencji serialowej nie znaliśmy (czy też - nasi rodzice nie znali) nawet "Niewolnicy Isaury", już o "Dynastii" nie wspominając. Dziś, w zupełnie innej rzeczywistości medialnej i (pop)kulturowej, faktycznie tego rodzaju zapożyczenie czy pastisz nie jest niczym ani dziwnym ani odkrywczym. Czytając Schuylera biorę jednak (z korzyścią dla książki i jej Autora) poprawkę właśnie na ogromną czasową dziurę, jaka dzieli czas napisania "Co na kolację?" od jego polskiego wydania.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książkę czyta się przyjemnie, owszem. Pamiętałam, że dotarła do nas z dużym opóźnieniem, a jednak nie uwiodła mnie. Lubię zabawy konwencją, tu jednak nie chwyciło.;(

      Usuń
  6. szkoda,okładka intryguje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc może lepiej dać się skusić, innym zawartość się podoba.;)

      Usuń
  7. Wlasnie ciekawa jestem serii "Nowy Kanon", nic jeszcze nie czytalam i nie wiem, od czego zaczac.

    Ale od "Co na kolacje" chyba jednak nie ;-)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może jednak?;) Krótka jest i szybko się czyta. Tak czy owak, nieustająco polecam Chang.

      Usuń
    2. A, wlasnie, Chang, zaczne od Chang :-).

      Usuń
    3. Gdybyś planowała zakup, to w merlinie jest jeszcze przez kilka dni dostępna po mocno obniżonej cenie.;)

      Usuń