piątek, 2 lipca 2010

Kawa u Doroty - Wojciech Chmielewski


Jeśli przyjrzeć się dokładnie okładce, zobaczymy tył obrazu, a na nim sylwetkę zgrabnej kobiety wygiętej w erotycznej pozie. Rysunek w połączeniu z tytułem (oba w różowym kolorze) mogą sugerować namiętną historię miłosną, ale nic bardziej mylnego.


Narratorem jest mężczyzna ok. 40-letni, niegdyś artysta malarz z udanymi wystawami w dorobku, obecnie wykonawca drobnych prac graficznych. Opowiada o dzieciństwie w małej mieścinie w Beskidzie, przeprowadzce do Warszawy, niezbyt udanym małżeństwie rodziców, a przede wszystkim o własnym niespełnieniu. Od dziecka wykazywał talent malarski, który niestety z czasem zaniedbał. Wydaje się, że tylko córeczki wywołują u niego tzw. iskrę w oku, reszta (łącznie z żoną) jest szarą, monotonną codziennością, którą trzeba przeżyć.

Monotonny jest również główny bohater, sprawia wrażenie, jakby przez całe życie w kluczowych momentach brakowało mu zdecydowania i wytrwałości. Dość łatwo rezygnował z przyjaźni i związków z kobietami, nie potrafił pójść za ciosem. Zobojętniały, przygaszony, bez emocji - taki autoportret wyłania się z powieści. Być może dlatego zupełnie mnie nie poruszył i wydał mi się nijaki.

Po lekturze miałam wrażenie, że autor chciał napisać ambitną książkę, a skończyło się na niezbyt oryginalnym powielaniu ogranych tematów: urokliwe dzieciństwo na prowincji, kochana babcia, rodzice nierozumiejący syna, porzucenie sztuki na rzecz łatwiejszego zarobku. Ambicje Chmielewskiego nie ominęły także formy: oprócz wynurzeń narratora mamy tu także fragmenty pamiętnika staruszki z sąsiedztwa, którą tenże mężczyzna bardzo zainteresował. Jak dla mnie wątek całkowicie sztuczny i zbędny; kilka listów od znajomych też niewiele wnosi do całości, natomiast daje wrażenie podoklejanych na siłę. Podobało mi się natomiast ujęcie powieści w klamrę tytułowej kawy u Doroty, efekt jest doprawdy świetny.

Nie jest to książka zła, ale w moim odczuciu udaje coś, czym nie jest. Z adnotacji na końcu tekstu wynika, że napisanie "Kawy" (zaledwie 199 stron małego formatu) zajęło autorowi 2 lata - może po prostu pisarz pogubił się po drodze?

Wojciech Chmielewski, "Kawa u Doroty", Czytelnik, 2010

2 komentarze: