środa, 21 lipca 2010

Miłość po polsku - Manuela Gretkowska


Mimo szczerych chęci nie byłam w stanie wgryźć się w tę powieść. Pierwsze 73 strony przeczytałam sumiennie, później starałam się już tylko dobrnąć do końca. A przecież punkt wyjścia był interesujący: 43-letni mężczyzna po przejściach, mieszka od lat w Szwecji, poznaje kobietę życia. Nowa miłość, nowe życie.


Przede wszystkim uderzyło mnie rozproszenie - obok głównego wątku są tu dziesiątki innych. Gretkowska pisze o rozbitych rodzinach, toksycznych związkach, nowotworach, depresjach, zdradzie, emigracji, small biznesie, a nawet o polskiej demokracji i szpiegostwie. Niby wszystko wiąże się z życiem głównego bohatera, Miłosza, a jednak przytłacza i spycha tytułową miłość na boczne tory. Całość rozłazi się w szwach i oprócz kilku bon motów (np.: Szczęściarz, poznać kobietę swojego życia w wieku, gdy nie będzie już obwiniać ciebie za swoją przeszłość (s. 82)) nic tu dla siebie nie znalazłam. No, może jeszcze dobre, otwarte zakończenie.

Manuela Gretkowska, "Miłość po polsku", Świat Książki, 2010

9 komentarzy:

  1. Kiedyś byłam jej ogromna fanką. Fascynacja skończyła się na Europejce i widzę, że miałam rację.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam b. podobne odczucia, chociaż z uporem maniaka czytam nadal jej książki;) Chyba najlepiej wspominam jej opowiadania, zwłaszcza "Sandrę K."

    OdpowiedzUsuń
  3. a mnie sie najbardziej podobalo "my zdies emigranty" - reszty jakos nie moge

    ja weszlam chyba na jeszcze wieksza mine: ksiazke pana wisniewskiego o mezczyznach

    pozdr z w-wy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. No patrz, pani - a ja o Tobie pomyślałam idąc dzisiaj Nowym Światem w samo południe;) Piękną pogodę sobie wybrałaś:)
    Po tylu latach nie pamiętam już nic z Kabaretu i Emigrantów, może warto odświeżyć tę znajomość.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja jej nawet jeszcze nie miałam w łapkach. Lubię Gretkowską ale głównie za jej najstarsze pozycje książkowe. Wtedy była szczera, dzisiaj ciągnie w stronę kiczu... Niestety.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. no widzisz - a ja szlam nowym swiatem troche po poludniu! zwiedzalam wystawe w zachecie kolo pierwszej i mnie niemal wyniesiono na noszach

    lebenstein ciekawy, za to koszmarny obraz sasnala. duza czarna plama i nazywa sie jak moj syn, czyli kacper! malowidlo przypominalo troche "szkota" (psa) mojej kuzynki. jutro szlak boowy prowadzi do muzeum powstania

    OdpowiedzUsuń
  7. Barbara Silver -->

    Coś w tym jest, co piszesz. Stała się bardziej "pop", powiedziałabym;)

    sygryda -->

    Wystawy w Zachęcie nie widziałam, wciąż przede mną. Rozumiem, że mieli Cię wynosić z powodu upału, a nie silnych wrażeń estetycznych? ;)))
    A Sasnala lubię, zwrócę uwagę na Kacpra.
    Miłego zwiedzania;)

    OdpowiedzUsuń
  8. dzisiaj zostalam zawieziona samochodem z klimatyzacja, wiec wrocilam w stanie nieugotowanym. muzeum powstania bomba! mnostwo mlodych ludzi, w tym duzo hiszpanow i wlochow. podobno na jutro burza nam nadciaga?
    pozdr / m

    OdpowiedzUsuń
  9. Muzeum 1944 też mi się podoba. Zrobione z pomysłem, bardzo obrazowe. Bo już Muzeum Chopina (oprócz samego budynku) bardzo rozczarowuje.
    Burza się przyda, za dużo napięć w powietrzu;)

    OdpowiedzUsuń