Powiem głośno i otwarcie: królowa jest naga. Wysoce ceniona i chwalona Hanna Krall już w "Różowych strusich piórach" nie zachwycała, "Biała Maria" tylko pogłębia rozczarowanie. W moim odczuciu to żadne wybitne dzieło, książka sprawia raczej wrażenie czegoś posklecanego na siłę. Punktem wyjściowym jest historia żydowskiej dziewczynki, dla której podczas wojny szukano ojca chrzestnego. Czytelnik szybko traci ją z oczu, pisarka podąża bowiem tropem wszystkich osób, które miały (a nawet nie) związek ze sprawą. Dygresja goni dygresję, a od meritum coraz dalej.
Tę literacką sztafetę Krall w wywiadzie dla Przekroju (nr 22/2011 z 30.05.2011) tłumaczyła następująco:
Wszystko się łączy. Nic nie jest oderwane, wszystko się dzieje w jakiejś interakcji, w kontakcie z innymi losami, innymi ludźmi, wydarzeniami i to wreszcie udało mi się pokazać. A kiedy udało mi się pokazać, to robicie wielkie oczy i przestajecie rozumieć. A co tu jest do rozumienia?
Ja też robię wielkie oczy i mimo sympatii dla twórczości pisarki nie akceptuję takiego tłumaczenia. "Biała Maria" udaje pełnowartościowy towar, w rzeczywistości jest pustą w środku atrapą. Zebrane historie kilkudziesięciu osób mogą wydać się interesującym lapidarium, ale czy na pewno wymagały wydania książkowego? Wątpię. Takiej, a nie innej oceny nie złagodzi nawet fakt, że całość czyta się bardzo dobrze i że znakomicie zapisany został monolog schorowanej pensjonariuszki z domu opieki. To zdecydowanie za mało, żebym mogła uznać "Białą Marię" za utwór dobry.
*****
Za książkę serdecznie dziękuję Lirael. Wybacz, że aż tak intensywnie zaglądałam w zęby darowanego konia;)
________________________________________________
Hanna Krall "Biała Maria", Świat Książki, Warszawa 2011
________________________________________________
Uwielbiam otwierać Twojego bloga. Ta kawa... ona pachnie mi przez monitor...;-)
OdpowiedzUsuńKrall lubię czytać, tych nowszych publikacji nie znam. Czasem zdarza się, że są wydawane takie "kawałeczki", za dużo na tekst w prasie, za mało na książkę.
Pozdrawiam.
Pachnie, pachnie - nawet dla mnie;) Lubię to zdjęcie i na pewno długo jeszcze będzie tu widniało;)
OdpowiedzUsuńOczywiście każdemu autorowi może zdarzyć się gorsza książka, ale nie lubię dorabiana ideologii;) Tudzież recenzji, w których pisze się tak, by nie skłamać, ale też nie urazić pisarza;).
Również pozdrawiam;)
Krall niestety systematycznie obniża poziom.
OdpowiedzUsuńSystematycznie? Nie do końca się zgodzę - "Król kier..." był moim zdaniem dobry. A to tylko trzy książki wstecz;)
OdpowiedzUsuń"Wyjątkowo długa linia" była rewelacyjna, zgadzam się "Król kier..." był dobry, lepszy do przeciętnego "Żalu":).Dla mnie jak najbardziej systematycznie:)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki tej Autorki, ale miałam w najbliższej przyszłości sięgnąć po "Zdążyć przed Panem Bogiem", po nie do końca udanej lekturze wspomnień pana Edelmana "I była miłość w getcie". Sądziłam, że to tu znajdę te szczegóły, uczucia, których zabrakło mi w Miłości w getcie... Sądzisz, że ta pozycja wypełni mój dziwny niedosyt?
OdpowiedzUsuńmoże też tak jest, że i my wiele wymagamy od takich znakomitości jak hanna krall, a to przecież wcale nie tak łatwo jest trzymać tak wysoki poziom... czytałam gdzieś, że doris lessing wydała powieść pod pseudonimem, żeby tylko sprawdzić, czy ktoś to w ogóle wyda bez wielkiego nazwiska, i co w ogóle o tym recenzenci napiszą nie wiedząc, że to ona napisała. udało jej się to wydać, i nawet ktoś jej dał egzemplarz, żeby napisała recenzję do jakiegoś pisma ;)
OdpowiedzUsuńCzasem tak się zdarza, że to, co planujemy jako miłą niespodziankę, okazuje się kukułczym jajem. :)
OdpowiedzUsuńNie chciałabym powielać swoich opinii wyrażonych w recenzji "Białej Marii", ale Twoje określenie, że ta książka "jest pustą w środku atrapą" wywołała mój sprzeciw. Miałam zastrzeżenia do formy, ale wrażenia pustki nie odniosłam, wręcz przeciwnie: wrażenie nadmiaru.
Z książkami jak z perfumami - chyba jednak najlepiej wybierać je samemodzielnie. :)
Miało być oczywiście samodzielnie
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za literówkę.
Na pewno nie moja ulubiona pozycja Krall. Upierdliwa w czytaniu. I może nawet trochę się autorka przeliczyła w swoim zamyśle, ale uważam, że zamysł był. To znaczy: kończą się opowieści przekazywane przez tym, którzy przetrwali, tym, którzy chcą słuchać. Brakuje i jednych, i drugich. Coraz więcej luk. Są strzępy.
OdpowiedzUsuńMnie szczególnie zirytował rozdzialik, w którym Krall mówi, by sobie samemu układać, ona nie ma ochoty. A spodobał mi się fragment końcowy (Dom opieki) i wcześniejszy - Wiatr.
Skrótowo, więc może nie wypowiadam się dość jasno, ale - podobnie jak Lirael - pisałam już o książce, więc nie chcę zasypywać Ci bloga powtórkami.
pozdrawiam
ren
--> dr Kohoutek
OdpowiedzUsuńWidzę, że w przypadku Krall gusty mamy zbieżne;)
"Wyjątkowo długa linia" to moja ulubiona, "Król kier" razem z reportażami "spokojne niedzielne popołudnie" na drugim miejscu.
--> Ala
Krall w zasadzie nie mówi uczuciach(; Ale "Zdążyć..." w ogóle warto przeczytać, to ważna książka. Lepsza niż lekcja historii.
--> bezszmer
Ba, nawet mam tę powieść;) Zastanawiałam się, czy gdyby "Biała Maria" nie trafiła do wydawnictwa pod pseudonimem, nie zostałaby odrzucona lub oddana do poprawek;)
--> Lirael
Nic z tych rzeczy, jestem Ci bardzo wdzięczna - i tak miałam tę książkę w planach. Najwyraźniej miałam za duże oczekiwania i liczyłam na coś bardziej spójnego, konkretnego.
Może przesadziłam z pustką, a może to efekt wspomnianego przez Ciebie nadmiaru. Może dlatego, że BM jest o wszystkim i o niczym?
Tak czy owak, proszę o wybaczenie.
Poza tym uważam, że w wielu kwestiach lit. gusta mamy zbieżne;)
--> tamaryszek
Jasno, jasno;) Mnie się czytało BM dobrze, ale byłam zdziwiona, że proponuje się ją czytelnikowi jako efekt końcowy.
Kiedyś Krall mówiła, że chce opowiadać o epizodach z Zagłady, żeby śmierć ofiar nie poszła na marne. Że póki ona/ktoś pamięta, te osoby trwają, zostały ocalone od zapomnienia. To rozumiem. Ale może warto zamieścić takie świadectwa w Muzeum Żydowskim?
Ta odłamkowość i epizodyczność to na pewno długo i głęboko przemyślany wybór. Oczywiście można krytykować wykonanie, ale sam pomysł moim zdaniem nie jest wcale zły i dobrze komponuje się z ascetycznym, chwilami wręcz stenograficznym stylem pisarki.
OdpowiedzUsuńW kontekście książki, którą właśnie przeczytałam i takiej tematyki, decyzję o formie odłamków rozumiem coraz bardziej. Napiszę o tym wkrótce.
Forma okruchów w moim odczuciu dobrze współgra z symbolem porcelany, która to wszystko jednak trochę scala.
Nie ma mowy o żadnym wybaczaniu, bo absolutnie nie ma czego! Byłoby dość nudno, gdyby wszyscy uwielbiali te same książki. :)
Zresztą naprawdę nie wyobrażam sobie Ciebie piszącej entuzjastycznej recenzji, o książce, która Cię bardzo zdenerwowała - i między innymi za to ogromnie Cię cenię!
Kolejna errata:
OdpowiedzUsuńentuzjastyczną recenzję
Przepraszam za następną poprawkę. :)
Masz rację, fragmentaryczność może być celowym zabiegiem i pasować do porcelanowych szczątków.
OdpowiedzUsuńA jednak budzi to mój wewnętrzny opór...;)
Styl Krall jest wg mnie ascetyczny jak zawsze, to niemal jej znak rozpoznawczy. Nawet go lubię;)
Przyznam, że jeszcze nie czytałam. Lubię Krall, ale boję się teraz sięgnąć po tę książkę. Przeczytałam kilka recenzji i nie są one zbyt pochlebne, niestety. Ciekawość mnie zżera okrutnie, ale z drugiej strony zastanawiam się czy warto ryzykować. Wasza dyskusja w komentarzach też działa na moją wyobraźnię.
OdpowiedzUsuńZrobiłyście mi budyń w głowie, a już wędrować miałam do biblioteki.... ;)
Zawsze warto ryzykować - przynajmniej w przypadku Krall;) Najlepiej samemu wyrobić sobie zdanie, może odkryjesz w książce coś dla siebie;)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za off topic, Aniu, sprawdź pocztę, proszę
OdpowiedzUsuńOK, sprawdziłam. Jestem pod wrażeniem;) Podziękowania;)
OdpowiedzUsuń