piątek, 5 sierpnia 2011

Wyczerpani oboje

Czułam się niekomfortowo czytając korespondencję Osieckiej i Przybory. To trochę tak, jak grzebać w cudzej szufladzie z bielizną, również tą brudnawą. Do tej pory nie jestem pewna, czy listy powinny ujrzeć światło dzienne. Sam Przybora uważał, że literatura polska ucierpiałaby bez ich publikacji, mnie jednak wydają się zbyt intymne. A skoro romans dwojga znamienitych tekściarzy pozostawał tajemnicą przez dziesiątki lat, może lepiej byłoby tego nie zmieniać?


Ale stało się, listy wydano. Trzeba zaznaczyć - wydano z pomysłem. W książce zamieszczono zdjęcia pocztówek, listów i krótkich wiadomości pisanych ręką Osieckiej i Przybory. Są też liczne fotografie obojga. To duża atrakcja dla fanów, a przy tym znak czasów (kto dzisiaj pisze jeszcze kartki?;). Co do samej treści korespondencji - zdecydowanie przydałaby się większa ingerencja redaktora, bo zbyt wiele tu niejasności. Luki znakomicie wypełnia tekst Grzegorza Sroczyńskiego w Wysokich Obcasach (WO nr 41/2010), który daje lepszy wgląd w sprawę.


Relację Osieckiej i Przybory trudno nazwać właściwie związkiem: ona przed wspólnym dłuższym byciem głównie uciekała, on miał żonę i dzieci. Kiedy w końcu zamieszkali razem, dopadła ich proza życia, a dokładnie odmienność charakterów. Znowu uniki Osieckiej, wzajemne pretensje, nieporozumienia. W sumie romans przyniósł obojgu więcej bólu niż szczęścia. Skorzystała na tym jedynie publiczność, jako że przeżycia zakochanych zaowocowały tekstami do piosenek m.in. Podła, Bez ciebie jestem tak smutny, Na całych jeziorach - ty, Mówiłam żartem.

Z jednej strony piękne wyznania miłości, jakich być może nie wymyśliłby literat tworzący fikcję, z drugiej - kronika nieszczęśliwej miłości. Ogólnie biorąc - smutna lektura.

__________________________________________________________________________________________

Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy na wyczerpanym papierze – ułożyła i opatrzyła przedmową i komentarzami Magda Umer, Wydawca Agora, Warszawa, 2010
__________________________________________________________________________________________


20 komentarzy:

  1. Kiedy wydano tę książkę, powróciły nękające mnie od dłuższego czasu wątpliwości - czy w ogóle należy publikować tego rodzaju osobiste teksty, które nie były przecież przygotowywane do druku (korespondencje, pamiętniki etc.). Przeszłam zresztą na ten temat kilka burzliwych dyskusji (padający w nich główny kontrargument jest oczywisty - że byłoby szkoda, gdyby ta część dorobku wybitnych i zdolnych ludzi kultury pozostała nieznana).
    Ciągle jestem na nie. Być może to po prostu za mało lat minęło? Nie wiem.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. --> Marto

    Miałam nawet w notce napisać: Jestem na nie;))) Dla mnie również pamięć o Osieckiej i Przyborze jest zbyt świeża. Pamiętam ich wystąpienia w telewizji, wywiady itp., dlatego publikowanie ich korespondencji w pewnym stopniu kala tę pamięć. W zupełności wystarczyłby mi artykuł Sroczyńskiego.

    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tu chociaz bohaterowie nie żyją. Natomiast ostatnio czytałam sobie dzienniki pani Koftowej, z dość osobistymi szczegółami z jej zycia, i na miejscu np jej męża, to chyba bym nie była szczęśliwa. Chyba, że sam ma skłonność do ekshibicjonizmu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zastanawia mnie właśnie dość popularny obecnie ekshibicjonizm. Chyba wszystko jest już na sprzedaż;(
    Z drugiej strony my, czytelnicy, to czytamy i koło się zamyka;)
    Pani Kofta, powiadasz. Teraz aż mnie kusi, żeby sprawdzić granice jej ekshibicjonizmu. Czyli: połknęłam haczyk;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam dokładnie te same dylematy co ty. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę mnie pociesza, że jest nas więcej;) Niedługo zacznę podejrzewać, że za decyzją wydania ww. listów stały głównie względy finansowe. W przedmowie Umer nawet przytacza rozmowę z Passentówną, w której wyraziła wątpliwości, czy nie za wcześnie, na co usłyszała, że za 20 lat te listy nikogo nie zainteresują. Hm.

    OdpowiedzUsuń
  7. No to ja się wybiję, bo jak zobaczyłam książkę to od razu zakupiłam i się oddałam lekturze. W moim odczuciu ta korespondencja nie balansuje na granicy ekshibicjonizmu. Poza tym wydanie jest przepiękne. Ale ja jestem laiczką, moja przygoda z Osiecką niedawno się zaczęła i wchłaniam wszystko, bo jak najwięcej chcę wiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  8. Faktycznie "początkujący" mogą inaczej odbierać tę korespondencję tj. bez pamięciowych obciążeń.
    Mnie zaczyna ciekawić, jak będzie czytać się te listy za 20 lat.
    A wydanie cudowne, zgadzam się.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pierzemy większe brudy jako społeczeństwo i to, codziennie.. Chociaż z drugiej strony, to, że ktoś gdzieś kradnie, czy ma być usprawiedliwieniem dla kogoś tam innego?
    Ja piszę kartki, chociaż to mniej wygodne niż sms, albo e-mail, no i mniej ekonomiczne, no ale kto powiedział, że tak nie ma być? Wszystko podane na srebrnej tacy. Nie wiem, czy to dobrze,że listy "wyszły" pisząc brzydko, i nie zastanawiam się nad tym, nadkładałam się również na książkę, na pewno jej nie kupię, a czy przeczytam? Nie wiem... Czy chcę. Może gdybym dostała... Osiecka mnie nie interesuje za to Starzy Pan... z wiekiem, co raz bardziej, oczywiście moim.

    OdpowiedzUsuń
  10. I jeszcze jedna refleksja, napisałaś, Aniu o kalaniu pamięci, cóż... to takie polskie, czasami nie odbrązawiać pomników... Nie, to nie jest zarzut.

    OdpowiedzUsuń
  11. Listy nie były pisane z myślą o publikacji (to raczej pewne), ale myślę, że każdy pisarz, poeta, artysta ma świadomość, że żadna napisana przezeń linijka tekstu, czy będzie dotyczyła prozaicznej czynności z życia codziennego, czy prób literackich, czy tym bardziej prywatnych intymnych zapisków (listów, dzienników, pamiętników) zostanie opublikowana. I myślę, że oboje, jeśli nie zniszczyli korespondencji doskonale zdawali sobie z tego sprawę.
    Dla mnie "maglem" byłoby dokonywanie tego wbrew woli piszących lub ich rodzin, a skandalem publikacja za życia piszących (tego z kolei ja nie przeczytam). Jeśli natomiast najbliżsi takich zastrzeżeń nie mieli nie mam i ja oporów przed czytaniem pięknej poezji. Inną kwestią są motywy, jakie kierowały dziećmi Agnieszki i Jeremiego. Chcę wierzyć, że nie były one li tylko natury finansowej.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Zupełnym przypadkiem i ja dziś zamieściłam recenzję listów. Ja jestem na tak (jeśli chodzi o treść, doceniam piękno sztuki obojga) i z przyjemnością słuchałam audiobooka.
    Co do sztuki pisania listów uprawiałam ją całe życie - do czasu, kiedy na początku tego roku zmarł mój ostatni wierny korespondent.

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja jestem na tak dla piękna poezji zawartej w listach. Jeśli kogoś ciekawi dlaczego zapraszam do siebie.
    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  13. jakos nie moge sie zabrac za jej przeczytanie. Oglądam obrazki i tyle ;).

    OdpowiedzUsuń
  14. A dla mnie to jest jedna wielka komercja i tyle. Nie podoba mi się to całe wydawanie Osieckiej na siłę. Papiery i listy wygrzebane z najgłębszych zakamarków szuflad, sprawnie zmontowane i pięknie wydane. W sumie wygląda to nieźle, ale nie wydaje mi się, żeby Osiecka miała zamiar to wydawać. Gdyby tak było, zrobiłaby to za życia. Przecież żyła z tekstów. Wydawanie teraz zasobów jej szuflad jest jakieś takie... no nie podoba mi się i już.

    OdpowiedzUsuń
  15. --> Ultima Thule

    Nie mam nic przeciwko odbrązawianiu, AO i JP byli jak inni ludzie: niedoskonali;) Chyba użyłam niewłaściwego wyrażenia czyli kalanie pamięci - powinnam napisać raczej "kalanie intymności". Bo że mieli romans - nie mnie to oceniać.

    Kiedyś pisałam sporo kartek i listów, teraz ograniczam się do maili. Nawet z wakacji nic nie wysyłam. Trochę mi tego szkoda, czasem przeglądam stare kartki od znajomych i się uśmiecham.

    W przypadku twórców odchodzenie od rękopisów (jakichkolwiek) jest wg mnie wielką stratą, bo to ciekawe przyjrzeć się charakterowi pisma np. Mickiewicza.

    OdpowiedzUsuń
  16. --> guciamal

    Zgadza się: to Przybora pomyślał o publikacji listów, a dzieci po latach się zgodziły. Patrzę na sprawę b. subiektywnie, bo sama nawet nie chciałabym czytać (a co dopiero mówić o wydawaniu) korespondencji rodziców. Na szczęście nie grozi mi to: nie byli znani, a listów chyba nie ma żadnych. Ale podkreślam, że to moje prywatne zdanie;)
    Śmierć ostatniego korespondenta - współczuję, bo przecież to przede wszystkim chodzi o bliską osobę, jak sądzę.
    Za zaproszenie do odwiedzin dziękuję, wpadnę na pewno. Tymczasem pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  17. --> peek-a-boo

    A skąd te opory?
    Obrazki cudne, uwielbiam takie dokumenty. I charakter pisma widać, i rysuneczki. Tak sobie myślę, że większość ludzi telegramy dostawała z zupełnie innych powodów niż AO i JP tj. że pogrzeb, że przyjazd, że dziecko się urodziło. A tu: że nie mogę się dodzwonić, że się nie zrozumieliśmy itp. Tyle namiętności...

    OdpowiedzUsuń
  18. --> Sempeanka

    Też się zastanawiałam nad tym, jaką decyzję podjęłaby Osiecka. Myślę, że 20-30 lat temu takiej korespondencji za życia głównych zainteresowanych by nie wydano. Wydaje mi się (może naiwnie), że normy społeczne były inne niż dzisiaj, nie wszystko "wypadało".

    W całej historii poruszył mnie fakt, że pytana w wywiadzie-rzeka, dla kogo napisała "Na całych jeziorach - ty" odpowiedziała, że nie pamięta. Umer na szczęście wycięła to z montażu.

    OdpowiedzUsuń
  19. kupiłam i pochodziłam parę tygodni wokół tej książki.. i sprzedałam. nie dam rady przeczytać. wystarczy mi to, co wiem z artykułu z WO. jak byłam mała, zawsze chciałam wiedzieć, co właściwie mówią sobie na ucho zakochane pary na ulicy, ale teraz już nie chcę tego wiedzieć:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie dziwię się. Pamiętam, że trochę dziwiły mnie osoby czytające listy tuż po ich wydaniu (widywałam takie w środkach lokomocji), ale pomyślałam, że najwyraźniej jest zapotrzebowanie na podobne lektury. Mnie w końcu też coś skłoniło do wypożyczenia tej książki;)

    Całkowicie z Tobą się zgadzam, że artykuł z WO wystarcza. Jest nawet bardziej miarodajny. Sama zresztą listy głównie obejrzałam i dość dokładnie przejrzałam.

    OdpowiedzUsuń