poniedziałek, 18 czerwca 2012

Alma

Alma jest jedną z najbardziej wyrazistych postaci literackich, jakie zdarzyło mi się ostatnio spotkać w książce. Powolna i mało rozgarnięta, w działaniu poddaje się całkowicie instynktowi, który najwyraźniej ją zawodzi - lgnie nie do tych ludzi, co powinna. Niesie ją tam, dokąd wiatr zawieje, bez skargi znosi kolejne upokorzenia. Jednak w duchu złorzeczy, gniew po cichu kumuluje się, potrzebna jest tylko osoba, na którą można by go skierować. Wybór pada na Żyda, choć równie dobrze nadałby się przedstawiciel dowolnej grupy społecznej, byle zasługiwała na ogólną niechęć.


Podobno powieść Oates jest odpowiedzią na wydarzenia września 2001 r. i dlatego traktuje się ją jako rzecz o uprzedzeniach. Oczywiście można i tak, dla mnie w "Dziewczynie z tatuażami" najciekawsze było zderzenie dwóch światów: nieskomplikowanej Almy i intelektualisty Joshui Seigla. Instynkt kontra rozum, natura kontra cywilizacja, kobieta znikąd kontra mężczyzna o ustalonej pozycji społecznej. Oswajanie przeciwnika jest równie trudne co owocne, o takich spotkaniach mówi się: stymulujące. Pogodna historia o fantastycznej przemianie nie wchodzi jednak w rachubę, nie w przypadku Oates. Główna bohaterka od początku zresztą wnosi ze sobą niepokój - wiadomo, że prędzej czy później stanie się coś mało przyjemnego. Pytanie - komu?;)

"Dziewczynę z tatuażami" czytałam z dużą przyjemnością. Coraz bardziej podoba mi się chropowaty styl autorki i jej nieco irytujące postacie, które nie pozwalają szybko o sobie zapomnieć. Tym razem było także zabawnie, a to za sprawą żydowskiego bohatera - domyślam się, że pierwszy rozdział to ukłon w stronę Philipa Rotha, któremu powieść jest dedykowana. Cóż, jak tak dalej pójdzie, będę mogła zaliczyć panią Oates do grona ulubionych pisarek.

_______________________________________________________________________________________

Joyce Carol Oates "Dziewczyna z tatuażami", przeł. Anna Dobrzańska-Gadowska, Wyd. Świat Książki, Warszawa, 2004
_______________________________________________________________________________________


14 komentarzy:

  1. O, a ja Oates jeszcze nic nie czytalam, a "Blondynka" czeka i czeka... ;-)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też jakoś późno do niej dotarłam. Może dlatego, że "Czarna topiel" czytana wieki temu mnie nie zachwyciła?;) Niedawno spodobały mi się "Amerykańskie apetyty" i chyba połknęłam haczyk.;)

      Usuń
  2. Alma...ciekawie się zapowiada ta bohaterka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjątkowo wyrazista, inni bohaterowie zresztą też.

      Usuń
  3. Na pewno przeczytam, bo Oates to moja ulubiona pisarka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Już, już miałem się przyczepić, że to jakaś "babska" literatura ale doznałem iluminacji - przecież ja "znam" Oates z "Amerykańskich apetytów", które "o, zgrozo" :-) przeczytałem jednym tchem i jeszcze na dodatek podobały mi się :-). Tak że dopisuję do listy lektur obowiązkowych, pozdrawia :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak dobrze, że nie pomyślałeś o sieci sklepów spożywczych.;)
      "Dziewczynę..." też czyta się jednym tchem. Nie jest tak świetna jak "Amerykańskie apetyty", ale i tak niezła. Polecam.

      Usuń
  5. Witaj,
    Już wcześniej sygnalizowałaś, że u Oates nie zawsze znajdujesz to coś, co satysfakcjonuje. Otóż mam co do niej generalnie podobne wrażenia. Czytałam parę książek i niestety niektóre okazywały się kompletnie nietrafione. Ale jest w Oates coś takiego co momentami powala i co powoduje, że ma się poczucie, że obcuje się rzeczywiście z wybitną pisarką. Ucieszyło mnie, że natknęłam się u Ciebie na recenzję "Dziewczyny...", bo ona właśnie pozwala tak się poczuć. Rzecz świetna. Trochę tylko szkoda, że na jedną naprawdę udaną jej powieść, zazwyczaj przypadają dwie, trzy gorsze...
    mp

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @ mp
      Oates zdecydowanie ma coś w sobie, choć nie mam pewności, czy jej twórczość zasługuje na Nobla, jak uważają niektórzy.
      Wczoraj skończyłam "Niebieskiego ptaka" - nie jest może znakomita, ale bardzo wciąga. Pisanie Oates skojarzyło mi się z dreptaniem w kółko i zakreślaniem coraz bardziej wyraźnych okręgów. Nie wiem, czy dam radę coś o niej napisać.
      Tak czy owak, wygląda na to, że wpadłam w Oates jak śliwka w kompot - w kolejce czeka już "Czarna dziewczyna, biała dziewczyna".
      A Ty które książki Oates uważasz za najlepsze?

      Usuń
  6. Niestety w mojej opinii "Czarna dziewczyna..." rozczarowuje. Spodziewałam się po tej książce czegoś mocniejszego, bardziej wyrazistego, innego poprowadzenia postaci i rozwiązania ale oczywiście to kwestia gustu. Oates dla mnie jest pisarką świetną - z tą opinią w pełni się zgadzam. Szczególnie uderza mnie sposób w jaki kształtuje ona osobowości bohaterów, jak stopniowo narasta u niej ich rys emocjonalny i psychologiczny. Jednocześnie mam wrażenie, że robi to z precyzją godną chirurga, aż do rozwiązania wątków, które rzeczywiście bywa jak to ostatnie, kluczowe cięcie skalpelem. Niemniej taka wyrazistość nie zdarza się u niej jak dla mnie wystarczająco często. Bilans rozczarowań i zachwytów wypada zatem, jak już sygnalizowałam, raczej in minus. Z rzeczy, które bardzo mi się u niej podobały wymieniłabym jeszcze "Blondynkę". Ale z tego co pamiętam nie przepadasz za zbyt grubaśnymi pozycjami:) więc nie wiem, czy się skusisz. Zresztą nic by się nie stało, gdyby "Blondynka" była przynajmniej o te 100 stron krótsza...;)
    A czytałaś może "Córki gór" Jorgensdotter? Ciekawa byłabym Twojej opinii.
    mp
    ps. Właśnie czytam autobiografię D.Lessing. Muszę przyznać, że bardzo pouczająca (no ale też długa;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładnie o niej napisałaś. Tak, to pogłębianie rysu psychologicznego i emocjonalnego jest dla niej charakterystyczne. Przy czym robi to też na swój sposób, bo potrząsa chronologią zdarzeń, dokonuje częstych przeskoków. A najdziwniejsze jest dla mnie, że mimo ciężkich tematów łatwo się ją czyta.
      "Blondynka" jest w planach, ale dalszych.;) U Oates nie mam problemów z grubością, zakupiłam nawet "Po to żyłem" - chyba ponad 700 stron. "Córki gór" czekają na lekki ochłodzenie, przeczytam na pewno. Autobiografię Lessing mam i przeglądałam, ale wolę najpierw poczytać inne jej książki, zwłaszcza "Marthę Quest" i resztę cyklu.
      Narobiłam sobie smaku po tej wymianie opinii i chyba przyspieszę -mimo Twoich uwag krytycznych - lekturę "Czarnej dziewczyny...".;)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  7. Dzięki za miłe słowo. Fakt, że zabiegi idące w poprzek chronologii u Oates są wyborne. Ciekawa jestem co powiesz o "Czarnej dziewczynie..." - moja krytyka bynajmniej nie jest po to, by kogokolwiek zniechęcać do lektury. Wręcz przeciwnie;) A "Córki gór" to rzeczywiście niezły pomysł na zimniejszą porę roku...
    Pozdrawiam i życzę dobrych, ciekawych wakacyjnych lektur! Jeśli coś mnie powali - dam znać. Choć o takie "powalające" książki nie jest łatwo. Sama natomiast czekam na kolejne Twoje świetne recenzje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetne? Rumienię się.;) Ale dziękuję.
      Wiem, że nie zniechęcasz, ze mnie zresztą jest niedowiarek i wolę sama sprawdzać jakość książek.
      Absolutnie daj znać o literackich olśnieniach, tyle ciekawych (zwłaszcza tych zakurzonych) rzecz czasem umyka.

      Usuń