piątek, 1 czerwca 2012

Klub czytelniczy (odc. 18) – Kalamburka

"Kalamburka" (2001) to czternasta powieść z cyklu Jeżycjady. Wyróżnia ją nie tylko konstrukcja, ale i skupienie uwagi na seniorach rodu Borejków. Sądząc po opiniach w sieci, pomysł autorki ma tyle samo zwolenników, co przeciwników.;)


Pytania na dziś:

1. Jakie były Wasze ogólne wrażenia po lekturze "Kalamburki"? Będziecie ją polecać?

2. Czy teoretycznie młodzieżowa "Kalamburka" może zainteresować współczesną młodzież?
(pytanie zacofanego.w.lekturze)

3. W jakim stopniu "Kalamburka" jest edukacyjna/wychowawcza?

4. Jak oceniacie pozostałe książki z jeżyckiego cyklu? Jak znoszą próbę czasu?

5. Wasze ulubione książki i autorzy z dzieciństwa. Czy wracacie do tych lektur? Dlaczego?

6. Czego oczekujecie od literatury dziecięcej i młodzieżowej jako (przyszli) rodzice? Jakie książki są dla Was nie do przyjęcia?

7. Wasze pytania



Zapraszam do dyskusji.



197 komentarzy:

  1. To tym razem zacznę szybko, bo do ostatniej dyskusji tak się przymierzałam, że ostatecznie udało mi się ją całkiem pominąć, za co przepraszam:(
    Pytania są dla mnie kłopotliwe, bo ogólnie mam wrażenie, że nie jestem w tej grupie wiekowej, która może udzielić na nie dobrych odpowiedzi. Pierwsze książki Małgorzaty Musierowicz (tak do Brulionu Be El.) to książki okresu mojego dorastania, więc mam do nich niesamowity sentyment i nie jestem ani trochę obiektywna. Z młodzieżą kontaktu niestety na co dzień nie mam, a potomstwo w wieku zbyt młodym, aby ich spytać o wrażenia. Kiedy jednak pomyślę o mojej tylko o 4,5 roku młodszej siostrze, która jest jednak już zupełnie z innej bajki i Musierowicz nie robiła na niej wrażenia, to mam wątpliwości, czy to aby na pewno jest literatura ponadczasowa i kolejne pokolenia młodzieży po nią sięgną. Może się mylę, ale wydaje mi się, że to nie ich świat. No, może dorastające i chichotliwe dziewczęta w okresie dojrzewania znajdą w nich coś dla siebie, ale reszta? Chyba nie.
    Nie wiem, czy będę polecać Kalamburkę. Sięgnęłam po nią tylko z uwagi na Twoją dyskusję, bo jakieś 10 lat temu zarzuciłam czytanie kolejnych części „Jeżycjady”, uznając że już mi się nie podoba, że wyrosłam i że ileż można. Teraz było jednak miło, ale bardziej na zasadzie powrotu „na stare śmieci” i przypomnienia sobie wszystkich „moich” postaci. Ale żebym od razu popadła w ponowny zachwyt i rzuciła się na inne książki z serii? No nie. Przy okazji – nie rozumiem, jak ktoś (chyba u Ciebie) mógł napisać, że to po tej książce przestał lubić Milę Borejko? Czemu???
    Czy „Kalamburka” jest edukacyjna/wychowawcza? O matko! Edukacyjna to chyba tylko historycznie – niezły przekrój przez istotne wydarzenia historyczne, jednak nawiasem mówiąc wybrane w sposób łopatologicznie oczywisty. Ale wychowawcza? No ja nie wiem... Że niby szanuj rodzinę i nauczycieli, kochaj bliźniego? Nic mi się nie nasuwa jak myślę o jej „funkcji wychowawczej”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @momarta

      Mam b. podobne wrażenia. Jeżycjadę zarzuciłam po "Opium w rosole", bo wyrosłam, od tamtej pory nie ciągnęło mnie do odnowienia znajomości. Obecna lekturę także potraktowałam jako sentymentalny powrót do książek z okresu dojrzewania.;)
      Niestety również podejrzewam, że rodzina Borejków i s-ka jest cokolwiek niedzisiejsza i może nie przypaść do gustu dzisiejszym nastolatkom. Autorka zbyt mocno trzyma się według mnie wytyczonej linii.;)

      Usuń
    2. Jestem uzależniona od książek Musierowicz i każdą nową pochłaniam natychmiast. Kiedy jest mi źle, sięgam po jakąś, żeby ogrzać się w ciepełku świata Borejków. Zgadzam się jednak z Wami, że nie są tak uwielbiane przez współczesne nastolatki jak przez nas. Jestem polonistką w gimnazjum i widzę, że dziewczyny je czytają, ale nie są nimi zafascynowane jak ja i moje koleżanki niegdyś. Chyba te powieści są dla nich zbyt grzeczne ;)
      "Kalamburka" to jedna z moich ulubionych części, ale wydaje mi się, że aby się mogła podobać, trzeba znać poprzednie książki autorki.

      Usuń
    3. @ Anonimie - poproszę choćby o imię.;)

      Zbyt grzeczne - dobrze powiedziane. Pocieszające, że nastolatki w ogóle czytają Musierowicz.

      Na pewno świat Borejków jest ciepły i bezpieczny, to by tłumaczyło popularność tej serii (przynajmniej lata temu).

      Usuń
  2. Moje książki z dzieciństwa... To było tak dawno L (ja przepraszam, że tak smęcę, ale jakoś ostatnio mam problemy z akceptacją przemijania i tego, że już nigdy nie będę tak młoda jak przedtem...) W dzieciństwie czytałam wszystko, co mi wpadło w ręce, ale oczywiście były ulubione pozycje – wszystko zależy od tego, o jaki okres dzieciństwa pytasz. Jeśli chodzi o ten najpierwszy, to ostatnio ukazało się parę wznowień moich ukochanych lektur, które natychmiast zakupiłam celem podzielenia się nimi z dziećmi, a zwłaszcza ze Starszym – jak na razie wydaje się, że chwyciło. To oczywiście Astrid Lindgren, a przede wszystkim zaczytane na śmierć „Dzieci z Bullerbyn” (och, jak ja chciałam mieszkać w takiej zagrodzie!) i Pippi (przy tej lekturze byłam lekko skonsternowana, bo wychowywano mnie na grzeczną dziewczynkę, a tu takie straszne rzeczy się działy). Poza tym Gosta Knutson i „Przygody Filonka Bezogonka”, z których dowiedziałam się o istnieniu sztokfiszy J I wznowione ostatnio cudne „Małpeczki z naszej półeczki”
    I tu płynnie przejdę do pytania ostatniego – właśnie tego, jako rodzic, oczekuję od literatury dziecięcej. Żeby była inteligentna. Ponadczasowa. Żeby autor miał poczucie humoru i tego samego wymagał od swoich czytelników. Żeby książka wzbudzała w dzieciach emocje i pokazywała, jaki cudowny świat możemy stworzyć w naszej głowie. Myślę, że oczekuję od niej tego samego, co od literatury dla dorosłych – szacunku do czytelnika. Jak na razie jestem zachwycona (mój portfel mniej) – myślę, że teraz jest dobry czas dla literatury dziecięcej. Jest mnóstwo świetnych pozycji – pięknie wydanych, dobrze zilustrowanych. Tylko czasu brakuje, co mnie osobiście nieco frustruje, bo tylu książek nie zdążymy razem przeczytać!
    Oczywiście, jest też sporo pozycji „nie do przyjęcia”. To te wszystkie piękne wydane (w sensie papieru) książki na uniwersalne prezenty – „najlepsze bajki dla chłopczyka”, „100 bajek dla księżniczek”. Brr! Zazwyczaj zero treści, mnóstwo błędów językowych. Początek i koniec historii jest, ale o środku zapomnij. Osobiście nie przepadam też za bajkami „telewizyjnymi”, z tych samych powodów. Rozumiem jednak, że jak się je raz na jakiś czas przeczyta, to nic się nie stanie (Młodszy ostatnio katuje wszystko o Strażaku Samie, tu „raz na jakiś czas” się nie sprawdza).
    Pozdrawiam serdecznie Ciebie i wszystkie Duże Dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lindgren - oczywiście! Zółte wydanie "Dzieci..." to dla mnie przedmiot niemal kultowy.;) Plus przeróżne książki z ilustracjami Szancera, także siermiężne wydania Brzechwy.
      Zgadza się, można znaleźć dużo dobrych i ładnych publikacji dla dzieci. Siostrzenicom podsuwam książki z serii Polityki "Cała Polska czyta dzieciom", podoba im się także Pan Kuleczka, Julek i Julka, Nordqvist.
      Ja też nie przepadam za wydaniami bajek telewizyjnych i filmów Disneya. Poza tym nie lubię, gdy pojawiają się przedziwne imiona w językach obcych oraz tandetne ilustracje.;(
      Humor - to ważne i chyba trudne do osiągnięcia.;) Dorosłych więcej bawi w książeczkach dla dzieci niż ich podopiecznych, nie wydaje Ci się?;)

      Dziękuję za życzenia i nawzajem.

      Usuń
    2. A ja kupiłam księgę "Poczytaj mi, mamo" i niesłychanie się zdziwiłam. Pamiętacie te małe książeczki? Wydawało mi się, że były zachwycające. Okazało się, że to proste historyjki, czasem okropnie ilustrowane. Ciekawa jestem, jak oceni je mój synek za kilka lat... Teraz wałkujemy Brzechwę i Wawiłow.

      Usuń
    3. Jeśli siostrzenice są na etapie pana Kuleczki i Julka i Julki (w pełni popieram, obie serie równie zachwycające, choć całkowicie różne), to z serii "Polityki" jeszcze za wiele chyba nie poczytają? Większość jest jednak dla starszych dzieci. W tej akurat serii (którą oczywiście mamy) akurat razi mnie zgrzebność wydania i jak się okazało (poniewczasie), niekiedy także idąca w ślad za tym zgrzebność tłumaczenia.
      Odnośnie humoru, to myślę, że i dzieci, i dorośli śmieją się trochę z czego innego. To chyba zresztą trudne, będąc dorosłym, trafić idealnie w humor małego czytelnika, zostawiając gdzieś tam swoje dorosłe spojrzenie, więc tak się to przeplata. Ale nad Pippi śmialiśmy się zgodnie w tych samych miejscach, więc pytanie: czy ja jestem dziecinna, czy moje dziecko dorosłe :)
      Seria "Poczytaj mi, mamo" budzi we mnie dokładnie takie uczucia jak książki Małgorzaty Musierowicz, nie umiem ocenić tych książeczek obiektywnie. Chociaż w niektórych przypadkach gotowa jestem na bój: np. takie "Daktyle" z ilustracjami Lutczyna - niech ktoś tylko spróbuje powiedzieć o tej książeczce coś złego! Moim zdaniem jest genialna, a moje dzieci podzielają ten pogląd w pełni (i wcale ich nie terroryzowałam)
      O Brzechwie z ilustracjami Szancera na śmierć zapomniałam, ale tak, tak! "Brzechwę dzieciom" też zaczytałam na śmierć...

      Usuń
    4. i znów to samo - zapominam się zalogować i znów jestem groźna Anonimowa - przepraszam! To wyżej, to ja mówiłam, Momarta :)

      Usuń
    5. Pamiętam tę serię, jeszcze parę egzemplarzy mam w domu.;) Zgadzam się, że ilustracje nie zawsze były udane, dzisiaj wydają się hm, dziwne?

      Serię Polityki dopiero zaczynamy, małe mają prawie 5 i 7 lat. Masz rację, tłumaczenie czasem pozostawia wiele do życzenia, złapałam się na tym przy Kastnerze. Cóż, improwizuję.;)

      "Daktyli" nie znałam, teraz sobie obejrzałam w sieci. Ilustracje fajne, ciekawe, czy w 1987 r. można było dostać daktyle w sklepie?:))))

      Zgadza się - Pippi bawi i dorosłych, i dzieci w tych samych momentach. I tu pytanie: czy warto naprowadzać starsze dzieci na mało dla nich jasny humor?

      Usuń
    6. Dzięki, łatwiej będzie o spójny obraz dyskutantki.;))))

      Usuń
    7. Odnośnie "Daktyli" - złapałam się na tym samym pytaniu, gdy pierwszy raz czytałam je moim dzieciom. Kompletnie jednak nie pamiętam tego, czym dla mnie wtedy, gdy w dzieciństwie czytałam ten wierszyk, były owe daktyle, czy wiedziałam w ogóle cóż to? Myślę, że na półkach sklepowych raczej nie bywały...

      Ja na humor nie naprowadzam: albo się śmieją, albo nie. Wymuszony śmiech się nie liczy. Z czasem zrozumieją (na to w każdym razie liczę).

      Usuń
    8. Wydaje mi się, że u mnie w domu w PRL-u bywały daktyle, ale rzadziej niż pomarańcze i banany.;)

      Tak, wymuszony śmiech się nie liczy. Zdarza mi się tłumaczyć z tego, co mnie tak ubawiło.;) Np. Koń Caballo Negro u Kastnera zawsze wywołuje u mnie uśmiech.

      Usuń
    9. Ohydne, potwornie słodkie daktyle w celofanie dodawali do paczek gwiazdkowych w zakładzie mojego taty:P A Daktyle Wawiłow to znakomitość jest:) "Spytam łasicy, tej co w dżinsowej chodzi spódnicy":D

      Usuń
    10. Dodam jeszcze, że daktyle te były mocno sprasowane i wysuszone.;(

      Usuń
  3. Częściowo już podzieliłam się swoimi wrażeniami, pisząc, iż wydawało mi się, że jestem w świecie Matysiaków z radiowego słuchowiska. Taka ta rodzina niedzisiejsza, jakby zupełnie z dawnych czasów. Książkę przeczytałam bardzo szybko, niezupełnie bez problemów, bo moja wersja z biblioteki niezmiernie się rozlatywała (urok klejonych książek).
    1. Mogę ją polecić, ale nie jest tak, że do lektury mogłabym serdecznie namawiać. Opisane historie są niezwykle ciekawe, akcja toczy się dla mnie dość szybko a sam sposób przedstawienia historii - cofanie się w czasie - bardzo interesujący.
    2. Teoretycznie tak, ale nie wszystkich - "wrażliwych w lekturze", lubiących czytanie na pewno może zainteresować. Ja mam 26 lat i mnie zainteresowała ;-) Ale (po raz drugi) jak dzisiejszy nastolatek czyta o randkujących wampirach, to Kalamburka im się nie spodoba.
    3. Książka zawiera w sobie pierwiastki edukacyjne - bohaterowie są nosicielami pozytywnych, ważnych, uniwersalnych wartości (brzmi patetycznie - a fee). Poza tym niezwykle ważny jest przedstawiony w książce wątek historyczny - dla ciekawych przyczynek do poznania historii Poznania i wydarzeń czerwca 1956 roku.
    4. Nic a nic innego nie czytałam.
    5. Uprzedziłam pytanie, pisząc u siebie o "Dzieciach z Bullerbyn" http://ksiazkawplecaku.blogspot.com/
    6. To być może niepoprawne, ale dzisiejsze książki - wampiry, moce, dziwne stwory - nie umiałabym o nich dyskutować z moim dzieckiem. Chciałabym, żeby w ogóle chciało czytać i, czytając różne rzeczy, wybrało swoje ulubione lektury.
    ------------------
    7. Jak oceniacie sposób przedstawienia wydarzeń (cofanie w czasie)? Czy dla Was też główną bohaterką jest Gizela a nie tytułowa Kalamburka? Ja w ten sposób to widziałam.
    Pozdrawiam;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @ Hania

      1. Ja będę polecać, ale tylko niektórym.;) tak jak uwielbiam eksperymenty literackie i zabawy formą, tak odwrócona chronologia niezbyt mi się tutaj podobała. Może dlatego, że starałam się czytać z perspektywy nastolatki?;)
      2. Myślę podobnie - "Kalamburka" może wydać się za mało współczesna. Czy nastolatki chcą czytać o wydarzeniach 1956 r., stanie wojennym itp.? Wątpię.;(
      3. Dla mnie ta książka jest zbyt edukacyjna.;) Tzn. mam wrażenie, że historia została pokazana zbyt nachalnie. Książka jest na szczęście znośnie wychowawcza, ale brakuje mi postaci negatywnych, choćby zwolenników socjalizmu.;)
      6. Tylko jak uchronić dziecko przed wampirami albo innymi tandetnymi lekturami?
      7. Pisałam wyżej, że niezbyt przypadł mi do gustu ten pomysł. Tak, w moim odczuciu to Gizela wysuwa się na plan pierwszy.

      Usuń
    2. Właśnie - brak postaci negatywnych, bo Zbysław to taki jedynie "tandetny narzeczony". I jest jeszcze Monika, która nie do końca akceptowała synową - takie miałam wrażenie, ale czy to można oceniać negatywnie? Chyba nie.

      Jak uchronić dzieci - liczyć na to, że "mają swój rozum" albo zacząć się cieszyć, że w ogóle czytają...

      Usuń
    3. Myślę, że nie trzeba dzieci chronić. Niech sobie przejdą etap wampirów. Z czasem zaczną sięgać po coś ambitniejszego.

      Usuń
    4. Może taka właśnie jest współczesna literatura dla młodzieży - tego potrzebuje rynek ;-)
      Oby to, jeśli by nastąpiło, było przejściowe. Zwykła fascynacja nie jest pewnie groźna, byle nie przerodziła się w rodzaj wampirzej religii.

      Usuń
    5. Myślę, że nie takie wampiry straszne, jak je malujecie :) Jeśli dziecko od małego będzie chłonąć dobre książki, to może i po te wampiry sięgnie (no i co w tym złego, ręka do góry, kto nigdy nie wziął do ręki "czytadła", które czytał, chowając wstydliwie okładkę?), ale nie zostanie mu to na dłużej. Moje starsze dziecko też raz na jakiś czas w bibliotece rzuca się na komiks o Spidermanie, po czym przez pół roku nawet nie patrzy w stronę tych półek.
      A myślę, rynek literatury dla młodzieży potrzebuje wcale wampirów, całkiem dobrze ma się i bez nich, tylko że o tych fajnych, porządnych książkach (także i polskich autorów) nie pisze się tak dobrze alarmujących artykułów na pierwsze strony.

      Usuń
    6. Bardzo przepraszam, ale to Anonimowe przed chwilą to byłam ja, tylko zapomniałam się zalogować...

      Usuń
    7. @ Hania

      Mnie się wydaje, że np. upodobania polityczne głównych bohaterów wiążą się ściśle z przekonaniami autorki.;) Nie wyobrażam sobie, żeby np. rodzica głównego bohatera mogła uczynić partyjniakiem.;)

      Niedawno przeglądałam forum dla miłośników MM na gazeta.pl i napisano, że autorka lubi przede wszystkim inteligentów bez zacięcia na dobra materialne, kobiety raczej średnio atrakcyjne itp. Tych cech było więcej, akurat te zapamiętałam.

      Usuń
    8. @ Momarta

      Pewnie masz rację co demonizowania wampirów (sic!). Jeśli dziecku podsuwa się od najmłodszych lat rzeczy dobre, to pewnie z czasem wyrobi sobie zdanie. Bo żeby rozpoznać książki dobre, potrzebne są dla porównania te gorsze.;) Poza tym może dzieci przesycone wampirami, Potterami sięgną po coś innego? Akurat tu dobre polskie książki mają pod górkę, bo trudno o ekranizacje i promocję.;(

      Usuń
    9. Kobiety średnio atrakcyjne - w Kalamburce brak "danych" co do olśniewającej, powalającej urody bohaterki; inteligenci bez zacięcia materialnego - toż to o Ignasiu ;-) Taki ma styl i takie jej święte prawo ;-) Może jej twórczość nieco trąci myszką, ale wiernych fanów ma na pewno.

      Usuń
    10. Oczywiście, że to prawo autora. Oczywiście, że ma wiernych fanów. Ciekawi mnie, czy większość fanów to nie są dorosłe osoby, które zaczytywały się MM jakieś 15 lat temu.;) To oczywiście też nic złego.;)

      Usuń
    11. Rzeczywiście na fanów MM bardziej pasują mi urodzeni w latach 80-tych niż niż gdzieś w okolicach roku 1998;-)

      Usuń
    12. Ja też tak myślę, ale zapytam w swojej bibliotece.;)

      Usuń
  4. Rany, jakim sceptycyzmem wieje:)
    Ad 1. Właśnie kończę czytać Kalamburkę po raz fafnasty, tak między piątym a dziesiątym i utwierdzam się w przekonaniu, że jest to szczytowe osiągnięcie MM, rzecz dojrzała, a jeszcze nie zmanierowana, jak wszystkie kolejne tomy, doskonałe zwieńczenie całego cyklu. Ja polecam i polecać będę, nieustannie żałując, że nie jest to finał Jeżycjady.
    Ad 2. Odpowiadając na własne (?) pytanie: nie wiem, czy młodzieży się to może podobać. Jakiejś części na pewno, skoro takie Małe kobietki wciąż mają wielbicieli:) Wydaje mi się, że jest to jedyna w polskiej literaturze młodzieżowej próba zmierzenia się z powojenną historią, która jest w Kalamburce wszechobecna, rozdział o poznańskim Czerwcu powinien być przedrukowywany w czytankach - i już to sprawia, że K warto propagować i że powieść może interesować tę grupę młodych, która by się chciała czegoś dowiedzieć o zamierzchłych czasach PRL.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Myślę, że to byłby rewelacyjny koniec cyklu. Zgadzam się, że to dojrzała rzecz, pewnie za sprawą poważnych tematów. I choćby z tego powodu trudno "Kalamburkę" polecać wszystkim nastolatkom.

      2. Własne, własne.;)
      Tak, "Kalamburka" to raczej książka dla młodzieży raczej dość wysoko stawiającej sobie poprzeczkę. Zastanawiam się jednak, na ile czytelne będą dla nastolatków wydarzenia historyczne. Całę szczęście, że rozdziały są datowane, więc dociekliwi mogą sobie sprawdzić, o co MM chodzi.;)
      Rozdział o Poznaniu 1956 r. uważasz za wyjątkowy, bo mówi o faktach skromnie omawianych w szkole? Swoją drogą chyba literaci w ogóle rzadko podejmują ten temat. Moje pierwsze skojarzenie to nie książka, a film Bajona.

      Usuń
    2. 1. Upierałbym się przy tym, że K można polecać wszystkim nastolatkom. Oczywiście, jedni pochłoną, inni będą brnąć, jakaś grupa może nie dobrnie do końca. Jedni się skupią na wątku romansowym, innych może też zainteresuje tło obyczajowe i historyczne - ale zawsze wyniosą z tego jakiś obraz tego półwiecza, o którym pisze MM.
      2. Wydaje mi się, że wydarzenia nie będą w pełni czytelne, szczególnie że w szkole się ich raczej nie omawia, ale to może i dobrze - albo młodzi się zainteresują i sięgną po coś konkretniejszego, albo po prostu pozostanie im choćby ogólne wrażenie, posmak atmosfery, beznadziei - a to już będzie sporo, zważywszy na kompletny chyba brak wiedzy. PRL to jakiś kosmos zupełny (ostatnio czytałem u Kosika w drugim tomie Felixa Neta i Niki opis PRLu, do którego trafiają bohaterowie - nie dość, że opis sam w sobie niezły, to jeszcze świetnie przedstawione reakcje 13latków z XXI wieku na to, co zobaczyli:P)
      Co do rozdziału o Czerwcu - to on jest istotny, bo a) pokazuje ważne wydarzenie i b) robi to w sposób, który w tej chwili próbuje się stosować dla przybliżenia młodzieży kluczowych wydarzeń - tzn. przez pryzmat jednostki. Jakaś demonstracja, jacyś ranni i zabici w Poznaniu - to abstrakcja, a przeżycia konkretnej Gizeli, z którą czytelnik się jakoś zżył, to już coś bliższego i budzącego emocje.

      Usuń
    3. 1. Nie znam niestety nastolatków, więc królików doświadczalnych do przetestowania K brak.;) Trzynastoletnim chłopcom nie mam śmiałości zaproponować tej książki, mają inne zainteresowania.

      2. Tak, reakcje nastolatków na PRL są b. ciekawe. To są nawet drobiazgi typu telefon tarczowy.;) Kazik Staszewski kiedyś opowiadał, że np. synowie nie mogli pojąć, że płyta miała nagrania na dwóch stronach i - o zgrozo! - trzeba było w trakcie odsłuchiwania tę płytę przewrócić.;)))

      Zgadza się, pokazanie wydarzeń przez pryzmat jednostki na pewno lepiej przemawia do człowieka (każdego chyba) niż suche fakty. Może nawet młodym nie pomyli się Czerwiec 1956 z Grudniem 1970.

      Usuń
    4. Ja też nie mam nikogo w odpowiednim wieku do eksperymentowania, ale gdybym był nauczycielem, to spokojnie bym K rekomendował. Może nie 13latkom, ale 14-15latkom.

      Usuń
    5. Ta, 14-15 lat to zdecydowanie odpowiedniejszy wiek do czytania K. Muszę zapytać w bibliotece, jak często młodzież czyta MM. Sądząc po małej ilości tytułów i obecności na półce (sprawdzałam), chyba niewiele.

      Usuń
    6. Stoją na półce i się kurzą? Nieładnie:) U mnie w bibliotece zaczytane stare wydania zostały wymienione na nowsze, więc może nie jest tak źle.

      Usuń
    7. W mojej bibliotece też są nowe wydania. Zajrzałam teraz ponownie do katalogu i widzę, że tytułów jest więcej niż ostatnio. Cudowne rozmnożenie po prostu.

      Usuń
    8. A propos reakcji dzisiejszych dzieciaków na PRL, to planuję sprawdzić TO :)

      Usuń
    9. O, taka uwspółcześniona Małgosia contra Małgosia, wersja chłopięca:)) Dobre?

      Usuń
    10. A, oko mi się omsknęło, myślałem, że już czytałeś:)
      Bazylu, tam wyżej wysunąłem przypuszczenie, że czytałeś Musierowicz - bo czytałeś, prawda?

      Usuń
    11. @ Bazyl

      Ten "Kaktus..." może być niezły, takoż "Felix..." wspominany przez ZWL. Jako osoba pamiętająca poprzedni ustrój zaczynam się czuć jak dinozaurzyca.;)

      Usuń
    12. Oj tam, jest nas parę milionów, a pamiętanie poprzedniego ustroju w towarzystwie Bazyla i moim chyba nie jest szczególnie traumatyczne? :DD

      Usuń
    13. Wręcz przeciwnie - Wasza obecność (i kilku innych osób wśród blogerów) powoduje, że o traumie nie może być mowy.;)

      Usuń
    14. Pomyśl, że mamy wiedzę i doświadczenia niedostępne kolejnym pokoleniom, bardzo to podbudowujące:D

      Usuń
    15. To ja będę diplodok, jak już przy dinozaurach jesteśmy :) A z dzieckowych książek do wspólnego zgłębiania PRLu polecam TO.

      Usuń
    16. Może być dobre, sama szata graficzna już mi się podoba.;)

      Usuń
    17. No, ba! Butenko pinxit, bądź co bądź :D

      Usuń
    18. Przyznam, że w dziecięcych latach niezbyt mi ta kreska odpowiadała. Za to zauważałam, że jest inna niż większość innych.

      Usuń
    19. ZWL: "wiedza i doświadczenia niedostępne kolejnym pokoleniom" :) oj żebyś wiedział :))

      A "Kaktusa..." czytałam w ubiegłym tygodniu (tak się składa). Wzięłam go z biblioteki dla Młodego, a dla dorosłych na dorosło "Ojca PRL" Staszewskiego. Tylko, że tak się składa... "Kaktusa.." przeczytałam w godzinkę, a "Ojca PRL" ledwie zaczęłam ;)
      Co do "Kaktusa..." to nie jest to, co prawda, literatura najwyższych lotów i nie zachwyca poprawnością językową, ale... ma kilka fajnych pomysłów i przyznaję, że kilka razy musiałam się gromko zaśmiać, więc polecam ;) Zdecydowanie ułatwia opowiadanie nieletnim "jak to drzewiej bywało" :)))

      Usuń
    20. @Bazyl: ale tymi "Zielonymi pomarańczami..." z ilustracjami Butenki, to mnie zaciekawiłeś :) Już mam na uwadze tu i ówdzie :)

      @czytanki.anki: ja też nie przepadałam za ilustracjami Butenki jak byłam dzieckiem. Obawiam się, że to dlatego, że jedną z wyjątkowo nielubianych przeze mnie lektur szkolnych było "Cyryl gdzie jesteś?" z jego ilustracjami :)
      Teraz mam zupełnie odwrotnie. Powiedziałabym nawet, że ilustracje Butenki przyciągają mnie do książek nie zawsze porywających...

      Usuń
    21. @ Sempeanka

      Mam tak samo.;))) Tj. teraz Butenko mi się podoba.;) Myślę, że w dzieciństwie nie przepadałam za jego ilustracjami, bo były mało atrakcyjne, a poza tym zraziłam się kreskówką "Gucio i Cezar".;( "Cyryl..." też mnie nie porwał, ale Gapiszon był już do przyjęcia.;)
      Przy okazji ilustracji - u Musierowicz to duży plus. Skromne, ale charakterystyczne, rozpoznawalne nawet przez dzieci. Być może to zasługa dużej ilości żółtego koloru - dla mnie były zawsze przyjemne w odbiorze.:) Ciepłe i radosne, adekwatne do treści.

      Usuń
  5. Ad 3: O tym już zacząłem. Edukacyjna jest bardzo, dydaktyczna też, tylko na szczęście mało (jeszcze) nachalnie - później MM waliła swoimi poglądami jak laserem, tu się jeszcze hamowała - jest wyraziście, rzecz jasna, ale nie propagandowo. Inna rzecz, że propagowane są cechy dość niemodne: uczciwość, pracowitość - reprezentantką ich jest Gizela, która oddziałuje przykładem, a nie kazaniami:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Borejkowie - altruiści, nie przejmują się drobiazgami, nad wyraz cierpliwi i wyrozumiali, są "ponad" pewne rzeczy. Jak roztrzepani, to w uroczy sposób, bo mają artystyczną duszę itp. Niby fajnie się o nich czyta, ale w życiu byliby chyba trudni do wytrzymania na dłuższą metę. Dla mnie są nieco papierowi.

      Usuń
    2. Owszem, pewnie byliby nieznośni. Ale akurat w K oglądamy dopiero narodziny tego borejkizmu i na dodatek oglądamy je oczami krytycznej Gizeli, więc dość trzeźwo. Zresztą Ignacy Borejko prezentuje się w wielu scenach dość zaskakująco:P

      Usuń
    3. Czy to znaczy, że wcześniej borejkizmu nie było? Ignacy chyba od zawsze był jakby obok rzeczywistości, dzieciaki pamiętam jako dobre, ale nieco szalone. To niemożliwe, żeby jedna rodzina składała się z samych oryginałów.;)

      Usuń
    4. Ignacy owszem, ale borejkizm jako cecha rodzinna dopiero się kształtuje:) Ale jakich oryginałów? Jeden ojciec oderwany od życia, Mila i Gabrysia nader trzeźwo myślące były.

      Usuń
    5. A młodsze pokolenia? Rozumiem, że u kilkulatków charakter dopiero się kształtuje, ale dzieciaki zawsze wydawały mi się inne od tych, które znam.;)

      Usuń
  6. Ad 4: Jestem bezkrytycznym (no prawie) wielbicielem Jeżycjady tak gdzieś do Pulpecji i Dziecka piątku włącznie plus Kalamburka. Zupełnie nie umiem stwierdzić, czy te książki się zestarzały, bo ja je znam na pamięć, mam je wrośnięte w organizm:P Wydaje mi się, że te pierwsze zestarzały się dużo mniej niż te ostatnie, które mnie już rażą rozmaitościami (chociaż może jest to tylko kwestia mniejszej liczby utrwaleń:P).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcześniej czyli w okresie szkoły podstawowej poznałam tylko 5 pierwszych tomów, "Kalamburka" jest szósta. Prędzej sięgnęłabym po te już przeczytane niż kolejne, ale nigdy nic nie wiadomo.:) Z przekory mogę poczytać coś, co - jak piszesz - razi rozmaitościami.;)))
      Tak czy owak, bardzo miło wspominam dojrzewanie w towarzystwie książek MM. W czasach PRL-u to było coś ożywczego, miałam wrażenie, że autorka świetnie rozumie, jak należy pisać dla nastolatków. I tu pytanie: czy jacyś chłopcy - oprócz Ciebie;)) - czytali Musierowicz?;)

      Usuń
    2. Gdybyś chciała tych rozmaitości, to dwa ostatnie tomy będą jak znalazł:) Niepoprawne politycznie, antyfeministyczne, genderowo nie do przyjęcia itp.:PP
      Znam co najmniej jednego faceta, który swego czasu znał MM na pamięć, a pewnie paru mniej zagorzałych czytelników by się znalazło. Nie wiem, czy Bazyl na przykład nie eksperymentował z MM.

      Usuń
    3. Aż tak niepoprawna? To chyba będę musiała przynajmniej przekartkować.;)
      Moi koledzy raczej nie czytali MM, z tego, co pamiętam, woleli książki przygodowe (Dumas, Sienkiewicz). I chyba w ogóle za dużo nie czytali.;(

      Usuń
    4. Jeśli zapieniasz się, gdy autorka wykierowuje swoje bohaterki na wzorowe kury domowe, to znajdziesz mnóstwo okazji do wyrażania oburzenia:P Stereotypy płciowe, stereotypowe role społeczne i takie tam na każdym kroku:D

      Usuń
    5. Nie zapieniam się, raczej przewracam oczami.;))) Przejrzę z czystej ciekawości, czy stereotypy są u MM aż tak rażące.

      Usuń
    6. no właśnie...? też muszę przejrzeć pod tym kątem, bo coś mi umknęło z tym antyfeminizmem...

      Usuń
    7. Moim zdaniem właśnie w tych stereotypach tkwi sedno sprawy, jeśli chodzi o nowsze części. Dopóki byłam jeszcze młoda i głupia (czytaj: mniej więcej do połowy liceum), to jakoś dawałam radę i byłam zachwycona, a rozważania na temat (wg Jeżycjady) najważniejszej w życiu każdej kobiety sprawy, czyli szczęśliwego wydania się za mąż, były jak balsam na moją steraną rozterkami miłosnymi duszę. Potem jednak cóś we mnie pękło :) i radość czytania MM szlag trafił. Na szczęście sentyment utrwalił się na tyle, że starsze książki dalej wspominam z łezką w oku, i bardzo dobrze!

      Usuń
    8. Co tu dużo ukrywać - w latach 80-tych małżeństwo i M-2 pewnie było szczytem marzeń dla wielu osób. 20-30 lat później warunki diametralnie się zmieniły, więc pojawiły się nowe potrzeby i może autorka powinna je uwzględniać? Nie znam nowych części, ale sądząc po K pojawiły się jakieś rozwody, czyli MM nie trzyma się kurczowo wartości rodzinnych?;)

      Mam pytanie do znawców serii: czy w Jeżycjadzie porusza się sprawy religii?

      Usuń
    9. Aniu: i owszem. Chociaż głównie polega to na opisach kolejnych wędrówek Borejków i s-ki do kościołów z okazji różnych świąt oraz - o ile pamiętam - odwoływania się niekiedy do słów Jana Pawła II. Plus ogólny światopogląd. Co do wartości rodzinnych: rozwody są, ale tu już koniecznie małżonek musi być potworem, jak Pyziak, a ślub tylko cywilny (jak Gaba i Pyziak). Panna z dzieckiem jest niedopuszczalna i rodziny robią wszystko, żeby Pyza męża miała. Chociaż szczęka mi opadła, że wzorowa Pyza zdecydowała się na seks przedmałżeński (bez zabezpieczenia, więc uświadomiona szczególnie nie była:P).

      Usuń
    10. Nawet bardzo "i owszem" :) Poznańscy Dominikanie są często przywoływani w różnych okolicznościach, zdaje się nie tylko przy świątecznych wyprawach familijnych.

      Usuń
    11. ZWL: załamujesz mnie :)) czyżbym była zupełnie ślepa na te elementy? czy one naprawdę wszystkie tylko mężów szukały? Chyba sobie zrobię w wakacje studium kolejnych części.
      No niby wiem, że te wszystkie romantyczne związki były ze wszech miar ugrzecznione, ale żeby od razu "kury domowe"? No przestań :))

      Usuń
    12. Sempeanko, ja się obawiam, że to prawda i to właśnie mnie tak zmierziło w pewnym momencie. Panny Borejkówny są, i owszem, wykształcone, mądre, ale pełnię szczęścia osiągają tylko, gdy są szczęśliwie "sparowane".
      Odnośnie religii, to faktycznie silny wątek dominikański, ale mi osobiście to ani trochę nie przeszkadza i nie denerwuje. Wydaje mi się, że w tym przypadku MM ustrzegła się nachalności (przynajmniej w tych częściach, które ja czytałam, bo np. o Pyzie jako pannie z dzieckiem nie słyszałam).

      Usuń
    13. Nie zapominajcie, że to powieści dla nastolatek, które marzą o wielkiej miłości i mężu. Dopiero potem im przechodzi ;)
      Co do facetów, znam kilku, którzy przeczytali całą Musierowicz.
      Alla

      Usuń
    14. @ ZWL
      @ momarta

      Nie sądziłam, że autorka aż tak promowała życie w parach. Ale panna z dzieckiem to faktycznie kolosalna odmiana w Jeżycjadzie.

      O religię pytałam bez podtekstów, ale widzę, że Borejkowie mieszczą się w średniej krajowej.;))

      Pyziak chyba był od początku cyklu przedstawiany jako postać mało sympatyczna i niezbyt pasująca do klanu B. Bo skoro tak go odbierałam jako siksa niewiele wiedząca o życiu, to autorka raczej grubą kreską nakreśliła tego bohatera?

      Usuń
    15. @ Alla

      Tak, nastolatki marzą o wielkiej miłości i jest to normalne.;) Myślę, że przy okazji można im jednak zaproponować także ciekawe hobby albo karierę zawodową. Czytając jako nastolatka o Borejkównach zawsze miałam wrażenie, że w życiu dorosłym będą miały jakąś niepospolitą pracę, z inklinacją do wolnych zawodów. Nie wiem, skąd mi się to brało.;))

      Usuń
    16. @ZWL Bazyl eksperymentował na pierwszych tomach, bo w pacholęctwie MM i Jeżycjada go ominęły. I zgadza się, że choć u Borejków przytulnie i milusio, to jednak na dłuższą metę chyba jednak nie do wytrzymania. Ale do "pogrzania się" w rodzinnym ciepełku - zacne.
      PS. Znalazłem nawet stare teksty o. Może pokuszę się o jakąś kompilację na blogu, bo to króciutkie :) Zobaczymy.

      Usuń
    17. Czyli jednak trzeba się zainfekować w późnym pacholęctwie, mnie dopadło w siódmej chyba klasie i trzymało latami.
      Bazyl: pokuś się koniecznie:)

      Usuń
    18. Pokuście się, Kolego, pokuście. Męskie spojrzenie na Jeżycjadę to rzecz niezwykle cenna.;)

      Usuń
    19. Tylko, że akurat ja, zamiast na politykę i religię, zwracałem uwagę na jajcorne kawałki (teksty Pulpy czy Bobka) oraz na to słynne ciepełko domowe, którego nijak nie mogę wyhodować na stałe w swoim domu :(

      Usuń
    20. Nie miej wyrzutów sumienia, w pierwszych tomach polityka i religia to co najwyżej głęboko zawoalowane aluzje:)) A to ciepełko Borejków to jakiś niedościgniony ideał, który będzie latami wpędzał w kompleksy wszystkich czytelników:P

      Usuń
    21. Ja miałam podobnie, kto by się jako nastolatek skupiał na tak poważnych tematach jak polityka czy religia.

      Usuń
    22. Nie wiem, czy wszystkich, ale furiatów o mocno cholerycznym charakterze na pewno. Może po prostu trzeba by się wycofać w głąb siebie jak ciągle nieobecny duchem padre Borejko?

      Usuń
    23. Furiat o cholerycznym charakterze? Toś mi brat. Na ciepełko w stylu Borejkowskim szans nie widzę:P

      Usuń
    24. @Aniu A nie, nie. Ja MM czytałem już jako stary chłop. Tak ze 4 lata temu, sądząc po wpisach w archiwum prk :)

      Usuń
    25. Napady furii mogą z perspektywy czasu stawać się zabawne, będzie dziatwa miała z czego pokpiwać.;) Może nie wściekacie się jak ojciec głównego bohatera "Amarcordu".;)

      @ Bazyl
      W takim razie tym bardziej poproszę o notkę na blogu.;)

      Usuń
    26. Nie znam dzieła, więc nie wiem, czy się obrazić:PP W dziatwie wyrobią się odruchy nerwicowe prędzej niż chęć pokpiwania:)

      Usuń
    27. Moje napady ładnie obrazuje cytat z Borchardta:
      "W miarę jak „pierwszy” odkrywał coraz to nowe połamane handszpaki, głos jego z najwyższej oktawy, dostępnej dla mężczyzny, przechodził w wycie czerwonoskórych towarzyszące skalpowaniu przez nich bladych twarzy:
      – Pałaaaami!!! Wszystka pałaaaami!! Cały statek pałaaaami! Nu, wszystka pałamał, wszystkie handszpaki pałaaaamał. Da dźjabłaaaa! Biezabrazje!"

      Usuń
    28. Założę się, że postać ww. ojca jest niedoścignionym wzorem, gdzież polskim ojcom do włoskiego temperamentu.;)
      Odruchy nerwicowe to rzecz przykra. Jako dziecko dość porywczego ojca nie przypominam sobie jednak, żebym chciała mieć takiego jak Ignacy B.;)

      Usuń
    29. Ostatnio tak było jak odkryłem moją "czytelniczą" lampkę nocną w kawałkach za wyrkiem :)

      Usuń
    30. Heh, ja sobie ryknę, gdy mnie, zatopionego w lekturze, ochlapie fala z wanny:) Borchardt jest cudny:P

      Usuń
    31. Cytat przedni.;)

      Panowie, takie szkody są raczej wliczone w cenę rodzicielstwa.;)

      Usuń
    32. Owszem, ale spróbuj sobie nie ryknąć, jak jesteś cholerykiem:P

      Usuń
    33. Mogę tylko próbować wczuć się w Wasze położenie, ja nawet ryknąć nie potrafię - za słaby głos.;))) Bliżej mi do stoików.

      Usuń
    34. Mój wypracowany latami stoicyzm pryska po opryskaniu, szczególnie gdy zaleją mi książkę:)

      Usuń
    35. Dla mnie każda książka to przedmiot kultu, więc rozumiem emocje. Przy takich szkodach gotuję się w sobie. Chociaż co ja gadam - ja nie pozwalam zbliżać się z książką do wody.;)

      Usuń
  7. Wyżej było parę słów o odwróconej chronologii, która dla mnie jest pomysłem znakomitym i kluczowym, natomiast całej masie osób wydawała się dziwaczna i przekombinowana. Jedna znajoma poczuła się usatysfakcjonowana dopiero wtedy, gdy przeczytała K od końca - co moim zdaniem jest bez sensu i zabija całkowicie książkę. No ale pewnie po prostu nikt się nie spodziewał po MM takiej rewolucji w sposobie pisania:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nikt się nie spodziewał.;)
      Mnie ten pomysł nie przypadł do gustu, bo cały czas staram się traktować K jako książkę dla młodych czytelników. Naturalnie mogę się mylić, może mnie samej ten zabieg podobałby się w wieku l. 13.;)

      Usuń
    2. Czytałem K jako dorosły, ale nie sądzę, żebym był bardzo zszokowany w wieku 15 lat. W końcu to nie jest strumień świadomości i jakieś mętniackie operowanie na granicy snu i jawy, tylko pogłębianie znajomości z bohaterami poprzez cofanie się w czasie.

      Usuń
    3. Dlaczego zaraz zszokowany.;) Chyba najbardziej szokującą lekturą w czasach szkolnych było dla mnie "Wesele w Atomicach", bo w ogóle nie wiedziałam, jak to traktować i nikt nas nie przygotował do tego rodzaju literatury.;))
      Chronologia wsteczna byłaby do przeskoczenia.

      Usuń
    4. Ten zabieg z chronologią bardzo mi przypadł do gustu. Pamiętam, że westchnęło mi się na ostatniej scenie :) Zresztą samą książkę uważam za najlepszą w całej twórczości MM.

      Usuń
  8. Ad.1. Pierwszy raz czytałam „Kalamburkę” kilka lat temu i zupełnie nie przypadła mi do gustu. Tym razem przeczytałam ją od końca i dzięki temu „ogarnęłam” – wcześniej kompletnie się w niej gubiłam. Denerwowało mnie to, że wiele wydarzeń z życia Borejków jest zaledwie wspominanych, a przy tym ocenianych przez bohaterów, natomiast wyjaśnienie, co się właściwie stało, następowało znacznie później. Przez to ja sama nie mogłam się ustosunkować, miałam od razu narzuconą czyjąś (np. Gizeli) interpretację. Polecać nie będę – po powtórnej lekturze nadal tej książki nie lubię. Ale zniechęcać nikogo również nie zamierzam.

    Ad.2. Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć, brakuje mi kontaktu ze współczesną młodzieżą ;-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @ Eireann

      1. Myślę, że właśnie dlatego powieść może być trudna dla młodzieży. Przeważnie książki dla tego przedziału wiekowego nie zostawiają zbyt dużego marginesu na niedopowiedzenia - tak mi się przynajmniej wydaje. Opowiadanie historii z perspektywy konkretnego bohatera chyba zawsze powoduje, że przyjmujemy jego punkt widzenia. Na szczęście w K czytelnik poznaje wydarzenia z różnych perspektyw.;)

      Usuń
    2. Nie wiem, czy jasno się wyraziłam - zasadniczo nie przeszkadza mi punkt widzenia bohatera. Tylko przy tej odwróconej chronologii najpierw poznawałam np. opinię Gizeli o jakimś wydarzeniu, o którym nie miałam pojęcia, a dopiero kilkanaście kartek później dowiadywałam się, co ten biedny Ignac przeskrobał ;-). I musiałam wracać i sprawdzać, co Gizela miała na ten temat do powiedzenia, bo jej zdanie wylatywało mi szybko z pamięci, skoro nie mogłam go dotąd z niczym powiązać.

      Usuń
    3. Mniej więcej tak Cię zrozumiałam, może to moja odpowiedź była "obok".;)
      Ja zdanie Gizeli puszczałam mimo uszu, bo to głównie połajanki, a ja mam awersję do marud.;) Może dlatego wolałam czytać o innych bohaterach książki. Przy okazji - ciekawe były dla mnie epizody szkolne.

      Usuń
  9. Ad.3. Książka jest wychowawcza, ale nie przesadnie; zgadzam się tu z ZWL, że Gizela oddziałuje swoim przykładem zamiast kazaniami, i to jest właściwy sposób dydaktyzmu, jaki powinien być zawarty w książkach dla młodzieży. Natomiast edukacyjna jest za bardzo – przeszkadzało mi, że wydarzenia polityczne są pokazane bardzo jednostronnie; miałam wręcz wrażenie, że prezentuje mi się jedynie słuszną ich interpretację. I że książka jest pretekstem do przedstawienia ich w taki, a nie inny sposób, a losy Gizeli, Mili, Ignacego to chwilami sztafaż. Rozdział o poznańskim czerwcu 1956 jako jeden z niewielu nie budzi u mnie żadnego sprzeciwu właśnie ze względu na przyjętą perspektywę – osobiste doświadczenie uczestniczki wydarzeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to, książka jest mocno edukacyjna i - jak piszesz - politycznie jednostronna. Rozumiem, że autorka miała takie, a nie inne poglądy polityczne, ale czy trzeba indoktrynować młodzież?
      Dla mnie te wydarzenia sięgają nieco za daleko, starczyłoby do 1956 r., stricte "poznańskiego". Ale też rozumiem, że MM chciała pokazać młodość Gizeli i Mili, stąd taka rozpiętość.

      Usuń
    2. Prawda? Tu się zgadzamy całkowicie.
      A mnie się podobały te rozdziały przed- i powojenne, a chyba najbardziej urodziny Mili. Dzięki nim ładnie jest pokazana przemiana Gizeli i jej, hm, dojrzewanie?... do dorosłego życia. Rodzice Mili - to jakby dzięki ich genom Mila, chociaż chyba ich nie pamiętała, mogła stworzyć tak ciepły i radosny dom, mimo że Borejków nie ominęły bieda i niedostatek. No i wybieranie imienia dla Mili to prześliczna klamra, bo przecież ulubioną jej książką jest właśnie "Krystyna, córka Lavransa". To się autorce naprawdę udało.

      Usuń
    3. O tak, wybieranie imienia było przednim pomysłem.
      Mila zdecydowanie odziedziczyła osobowość po rodzicach, była tak różna od Gizeli, aż dziwne, że udało jej się zachować odrębność przy tak silnym charakterze Gizeli.

      Usuń
    4. Czy mogłybyście doprecyzować, o co Wam chodzi z jednostronną wizją wydarzeń politycznych? Bo jest ona niewątpliwie uproszczona, ale w końcu to powieść dla młodzieży, natomiast jednostronna? Że co? Że MM nie wspomniała o osiągnięciach PRLu? O reformie rolnej, czy pełnych więzieniach, jak to spytała Gizela? Nie podzielam pewnie większości poglądów MM, ale akurat jej wizja powojennej historii bardzo mi się spodobała, może dlatego, że jako dziecko PRLu mam skłonności do bagatelizowania, usprawiedliwiania czy pomijania pewnych aspektów powojennej historii, z czym musiałem kiedyś (teraz coraz rzadziej, bo sobie różne rzeczy przewartościowałem) niekiedy walczyć. I akurat bardzo dobrze mi robi na to taka wizja konkretna i niespecjalnie cieniowana.

      Usuń
    5. ZWL, mam nieodparte wrażenie, że zawarte w książce poglądy na powojenną historię Polski to po pierwsze punkt widzenia opozycjonisty, a po drugie - i to już potraktowałabym jako zarzut - dzisiejsza ocena sytuacji, a nie ówczesna. Społeczeństwo w "K" jawi się jako w pełni świadome od początku, czym jest ten ustrój i tylko czekające, kiedy się on rozleci. A przecież dobrze wiemy, że np. tuż po wojnie panował optymizm i euforia związana z odbudową kraju, że wielu inteligentów pozwoliło się uwieść socjalistycznej ideologii, że była całkiem spora część społeczeństwa, dla której ten ustrój był szansą lepszego losu - nagle zyskali możliwość bezpłatnej edukacji, szansę na dobrą pracę, "awans społeczny" jak to się wtedy oficjalnie mówiło. Tego w "K" prawie nie widać. Postać Zbysława jest sprowadzona do kilku propagandowych hasełek, które z łatwością zbija Ignacy, wrzucając Zbysława do szufladki z napisem "komunista" (w dodatku mało inteligentny) - a może dobrze by było pozwolić się przy tej okazji Zbysławowi wypowiedzieć, albo i innej postaci?
      Podobnie jak Ty z pewnymi poglądami MM się zgadzam, z innymi nie, z częścią bym polemizowała nie upierając się koniecznie przy swoich racjach. Z wiekiem nauczyłam się, że każda strona ma swoje racje, a prawda leży pośrodku; też troszeczkę ten PRL pamiętam. Wiem też z własnego doświadczenia, że będąc nastolatkiem ma się tendencję do przyjmowania różnych rzeczy jako prawdy objawionej. Wolałabym, aby młodzieży przedstawiano wydarzenia z różnych punktów widzenia i pozwolono wyrobić sobie własną opinię, zamiast narzucać gotową interpretację.

      Usuń
    6. Wersję "nieopozycyjną" prezentowano nam do upojenia przez kilkadziesiąt lat:P Fakt, że różni intelektualiści dawali się brać na te hasła i zamykać do złotych klatek, co często (Broniewski) kończyło się tragediami. Ale ci intelektualiści nie musieli wyrabiać wyśrubowanych norm i wystawać w kolejkach po każdy ochłap. Awans społeczny i darmowe studia - ok, ale właśnie czytam wytyczne władz oświatowych i aparatu bezpieczeństwa o tym, jak w praktyce wyglądał "dobór" kandydatów na te darmowe studia. A potem przypominają mi się wspomnienia Chmielewskiej o jej kolegach, po części ideowych, którym miłość do ustroju przechodziła w zetknięciu bolesnym w rzeczywistością. O ile wiem, to naprawdę duża większość społeczeństwa zachowywała co najmniej dystans wobec nowej władzy i jej haseł, a już sama władza starała się o pogłębianie uczucia niechęci wobec siebie. Mówisz o dyskusji ze Zbysławem: jakimi argumentami mógł się bronić choćby przeciwko zarzutowi tępienia opozycji w teoretycznie demokratycznym kraju? Co mógł powiedzieć o gnębieniu robotników wyśrubowanymi normami, oszukiwaniem na pensjach i podatkach w kraju, gdzie teoretycznie rządzili robotnicy i chłopi? Na to nie było argumentów. A euforia odbudowy jest pokazana - tylko jest to odbudowa "prywatna", jeszcze nie zagarnięta przez państwo. Szkołę się uruchamia, bo jest taka potrzeba, a nie dlatego, że zarządzono itp.
      Poza wszystkim: książka jest pisana z perspektywy Gizeli i Borejków, nie bardzo widzę, jak można by tu pokazywać coś z innej perspektywy. Znaczy widzę, ale wtedy albo Gizela, albo Mila, albo Ignacy musieliby być ideowymi komunistami i spędzać całą fabułę na dyskusjach z drugą stroną:)

      Usuń
    7. Powiem tak: jako dziecko często słyszałam, że X jest partyjniakiem, a ktoś należy do Solidarności, o wielu nic się w tym kontekście nie mówiło. Powtórzę się: zabrakło mi realizmu czyli większej ilości zwolenników systemu.;))) To że poznajemy historię z perspektywy Gizeli i Borejków nie oznacza, że nie stykali się z partyjniakami w urzędach, w pracy itp.

      Jednym to przeszkadza, innym nie - i niech tak pozostanie.

      Usuń
    8. No chwila: Kalinowski jest? Jest. Pan smutny na akademii jest? Jest. Panowie wyciągający ludzi z domów - obecni. Niesmak Gabrieli ze stykania się z kierownictwem fabryki? Jest. Przodownicy pracy są, dawanie łapówek w urzędach jest. PRL w całej krasie. Tylko nie zapominajcie, że to nie jest epicka saga narodowa, tylko opowieść o życiu dwóch kobiet na tle historycznym. Nawet Gomułka jako przedstawiciel zwolenników się pojawia. Poza tym porządni ludzie - czyli Gizela i np. Hanna Borejko z partyjnymi się nie zadawali, więc o kontaktach towarzyskich nie będzie.

      Usuń
    9. A gdzie tacy, co nie interesowali się polityką, tylko spokojnie sobie żyli, wychowywali dzieci i wcale nie najgorzej radzili sobie, tzn. mieli tę małą stabilizację i to im wystarczało? Postaci, które wymieniasz, są potraktowane w książce bardzo lakonicznie i często stereotypowo.

      Usuń
    10. Pozwolę sobie zacytować Anię: "Ogólnie chodziło mi o to, że świat MM składa się w 99% z osób niezbyt pozytywnie nastawionych do władz. Dla mnie to mało realistyczne i nie lubię takiego przedstawiania świata, także w książkach dla młodzieży". Dokładnie o to mi chodziło, gdy pisałam o jednostronności.

      Usuń
    11. Bierne masy są tam, gdzie zwykle: krzątają się koło swoich małych spraw i nie wtrącają w życie innych, więc co miałyby robić w życiu Mili i Gizeli? Pewnie cały blok Borejków zamieszkiwali tacy właśnie ludzie:P Tyle że z literackiego punktu widzenia oni raczej mało ciekawi, chyba że w epizodach i jako tło.
      A co do tych Waszych procentów, to wymagać parytetów od MM to trochę tak, jakby wymagać od Sienkiewicza, żeby w Potopie było fifty/fifty biohaterów proszwedzkich i antyszwedzkich:PP

      Usuń
    12. Czytam tę waszą dyskusję i mam wrażenie, że każdy z was ma swoją rację.

      Z jednej strony, takie np. "Opium w rosole" zostało uhonorowane nagrodami właśnie za ten brak nachalności politycznej przy świetnie uchwyconej atmosferze Stanu Wojennego. Dlaczego, więc tego samego stylu MM nie miałaby kontynuować w "Kalamburce"?

      Z drugiej strony, to prawda, że u MM jest przede wszystkim uchwycony tylko jeden punkt widzenia. Ale - tu jednak znów się zgadzam z ZWL - nie wydaje mi się, żeby w tej opowieści było miejsce na prezentowanie wszystkich stron ówczesnej polityki. Niech sobie będzie wyidealizowana; peerelowskiego punktu widzenia mieliśmy aż nadto w młodzieżowej literaturze.

      Choć, zgadzam się i z dziewczynami, że jeśli zaproponować kalamburkowy punkt widzenia współczesnej młodzieży, która nie czytała w podstawówce "Timura i jego drużyny" albo "Czuka i Heka" (traktując takie lektury jak coś najnormalniejszego na świecie), to faktycznie mogłoby się im wydać im dziwne, że jeśli w Perelu 90% społeczeństwa miała poglądy takie jak Borejkowie i S-ka, to dlaczego ten ustrój wytrzymał 45 lat ? ;)

      Usuń
    13. ZWL, czy przypadkiem taką bierną masą nie stała się Gizela po czerwcu 1956? Jej "działalność opozycyjna" sprowadzała się odtąd do słuchania zagranicznych stacji radiowych. Poza tym zdobywała i załatwiała różne dobra, aby pomóc nieżyciowym Borejkom. Np. zamiana mieszkania na większe, zdobycie zagranicznego preparatu dla kobiet w ciąży czy kupienie telewizora w prezencie za własne ciężko zarobione pieniądze. Czyli zajmowała się małymi, życiowymi sprawami.
      W kamienicy Borejków mieszkali też cwaniacy, którzy umieli skombinować spory zapas mięsa (czy to nie był przypadkiem ojciec Pawełka?) :-P
      O ile dobrze pamiętam, to w "Potopie" racje proszwedzkie były wyłożone jasno i dobitnie (Janusz Radziwiłł umiejętnie zwiódł Kmicica), a nie sprowadzone do kilku zdań; jakaś równowaga w tym wszystkim była.

      Sempeanko, chyba najlepiej podsumowałaś ten wątek dyskusji.

      Usuń
    14. @ Sempeanka

      Czyli prawda, jak zwykle, leży po środku.;)

      Usuń
    15. Chciałem tylko na zakończenie - bo Sempeanka podsumowała wątek - że nie ja wprowadziłem tu kategorię opozycyjności:P Gizela była niechętna systemowi, ale to nie oznacza automatycznie, że była opozycjonistką. Więc raczej to Gizela reprezentuje te szare masy, których się tak Koleżanki domagały:))

      Usuń
    16. Chyba nie do końca była taką szarą masą, bo zdarzyło jej się obsobaczyć sąsiadkę (dozorczynię?) w kwestii około-politycznej, w epizodzie szkolnym też się "wychyliła". Szare masy kojarzą mi się z obywatelami w pokorze znoszącymi swój los i stroniącymi od wszelkiego ryzyka, jakim mogło być wyrażenie mało popularnego poglądu.;)

      Myślę, że wątek opozycyjności czy polityki w ogóle musiał w dyskusji wypłynąć, bo jednak historia jest ważną bohaterką w Kalamburce.

      Usuń
    17. Czyli obsobaczenie sąsiadki już ją kwalifikuje jako opozycjonistkę? No u licha nie przesadzajmy:)

      Usuń
    18. A kto mówi, że opozycjonistkę? Gizela nie była szarym, cichym obywatelem, co to wolał udawać, że wszystko w kraju jest w porządku.

      Cały czas chodzi mi o to, że (opozycyjne) poglądy polityczne autorki są w powieści mocno zaznaczone. Tu nawet nie trzeba postaci, która by bibułę przemycała.;)

      Usuń
    19. Chyba się pogubiłem, bo miałem wrażenie, że dyskutujemy o nadmiarze opozycjonistów w książce:P A pogląd MM owszem są wyraziście zaznaczone:) Zdaje się zresztą, że spora część dzieciństwa Mili to wspomnienia własne autorki, ona też tarła cegły na buraczki:)

      Usuń
    20. ;)
      Jakoś nie wyobrażam sobie Ignaca w piwnicy przy powielaczu.;) Ale pannice malujące hasła na murach - tak. Może były takie epizody w innych częściach? Ze względu na odległa lekturę za nic nie pamiętam np. wątku stanu wojennego w "Opium...", o czym pisała Sempeanka.

      Usuń
    21. Ignacy pisywał i redagował, za to go internowali. Haseł na murach nikt nie malował, w Opium właśnie nic opozycyjnego się nie dzieje, nikt nie maluje, nie wykrzykuje antyreżimowych haseł pod KW, szczytem protestu jest ubieranie się uczniów w stroje jednakowego koloru.

      Usuń
    22. Zaraz zacznę podejrzewać, że "Opium..." w ogóle nie czytałam.;) Najwyraźniej stan wojenny został faktycznie pokazany z wyczuciem, stąd moje luki w pamięci.

      Usuń
    23. Redaktorki nie pozwoliły MM krzyczeć, może dlatego po latach nieco sobie odreagowała w Kalamburce:) Stan wojenny stanowi tło, a równocześnie w złowieszczy sposób wpływa na atmosferę Opium i na losy bohaterów. Powtórz sobie Opium, będziesz miała ładne porównanie z K:D

      Usuń
    24. Taki właśnie mam zamiar.;) Plus parę tomów późniejszych, żeby sprawdzić, jak MM ewoluowała.

      Usuń
    25. Namawiałbym Cię na pojechanie po całości, ale nie chcę przeginać:D

      Usuń
    26. Obawiam się, że tak to się może skończyć.;)

      Usuń
    27. Odprężysz się, poczytasz coś lekkiego dla urozmaicenia:D

      Usuń
  10. Ad.4. Z jednej strony lubię „Jeżycjadę” i często do niej wracam, z drugiej nie akceptuję jej bezkrytycznie. Trzeba przyznać MM, że świetnie oddaje ducha czasów, o których pisze – np. niedawno czytałam powtórnie „Pulpecję” i miałam wrażenie, jakbym przeniosła się w tamte lata, zapamiętałam je bardzo podobnie. Jak w każdym chyba cyklu są części lepsze i mniej udane. Lubię „Córkę Robrojka” i „Tygrysa i Różę”, bo według mnie w tych częściach najbardziej jest odczuwalne Borejkowskie ciepełko. „Noelkę” – bo są tu niemal wszystkie postaci, jakie pojawiły się dotychczas, życie w Polsce pokazane przekrojowo, i oczywiście ze względu na atmosferę Bożego Narodzenia. „Dziecko piątku” – za całokształt. Gdybym miała jednak wybrać najlepszą część cyklu, to byłoby to chyba „Opium w rosole”. Długo wydawało mi się smutne, ale gdy kilka lat temu przeczytałam je ponownie, dotarło do mnie, ile w tej książce jest siły, nadziei i optymizmu mimo wszystko. I bardzo mi się też podobało, że wydarzenia polityczne są pokazane w tle, ledwie zarysowane, a jednak powiedziane zostało wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na "Opium..." skończyłam lekturę Jeżycjady, a że było to ponad 20 late temu, to mało pamiętam. Przeczytałam b. szybko, więc raczej mi się podobała.
      Masz rację, jej książki były dobrze osadzone w rzeczywistości, przynajmniej tak zapamiętałam te pierwsze, które czytałam.
      Tak ciekawie piszesz o cyklu, że chyba się przeproszę z MM.;)

      Usuń
    2. Aniu, polecam :-). Chociaż sama mam sporo zastrzeżeń, to jednak uważam, że warto "Jeżycjadę" czytać. Jest w niej dużo odniesień do aktualnych problemów, nie tylko do polityki.

      Usuń
    3. Myślę, że na wakacje będzie jak znalazł.:)

      Usuń
  11. Ad.5. Z dzieciństwa zostały mi właściwie „Kubuś Puchatek” i „Chatka Puchatka”, reszta zatarła się pamięci, szkoda. Ostatnio jednak mam ochotę nadrobić zaległości i przeczytać serię o Muminkach, które jakoś ominęłam. I „Dzieci z Bullerbyn”, które po przeczytaniu podręcznikowej czytanki stały się książką marzeń. W szkolnej bibliotece był tylko jeden egzemplarz, stale wypożyczony, i w sumie nie pamiętam, czy je w końcu przeczytałam, czy na bezowocnym polowaniu się skończyło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie jakoś Muminki nigdy nie zachwycały, do tej pory się do nich nie przekonałam. Kubusia czytałam późno (nikt mi go nie zaproponował), więc też uznałam, że jestem za dorosła. Czytałam za to dużo baśni i bajek. Miałam nawet te mniej popularne o Rokitach itp. A żółte wydanie "Dzieci z Bullerbyn" do dzisiaj jest dla mnie książką niemal kultową.;)

      Usuń
    2. A mnie się tak spodobała japońska chyba kreskówka o Muminkach, że nabrałam chęci na książki. W polskiej bodajże wersji, nieoglądanej systematycznie, trafiłam akurat na Bukę, która wyglądała tak, że biblioteczną półkę z Muminkami omijałam szerokim łukiem. A Kubusia czytałam jako dziecko, ale w pełni doceniłam jako osoba dorosła. O, pod wpływem Twojego wpisu przypomniał mi się Rokiś Papuzińskiej - uwielbiałam go, a już w ogóle nie pamiętam tych książek ;-(

      Usuń
    3. Papuzińską pamiętam głównie z nazwiska, ale była czytana często. Do tego słuchowiska radiowe (b. je lubiłam), taśmy i płyty z bajkami. "Stoliczku nakryj się" mam gdzieś do dzisiaj. I smutnawą "O Klaruni koronczarce" też.;)

      Usuń
  12. Ad.6. Media kreują współczesny świat jako pełen zagrożeń, dobrych wiadomości jak na lekarstwo, złe eksponowane z upodobaniem. Chciałabym – jeżeli będę mamą – własnemu dziecku móc podsunąć takie książki, które pokazywałyby świat w sposób wyważony. Aby ukazywały jego piękno i możliwości, ale też przestrzegały i przygotowywały na niebezpieczeństwa, z jakimi można się zetknąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co powiedzieć o baśniach Grimmów?;)))
      Zgadzam się, dziecku trzeba pokazać i zagrożenia, nie można udawać, że świat zamieszkują tylko dobre wróżki, piękne królewny i bogaci królewicze.;) I że nie ma śmierci.

      Usuń
    2. A ja jakoś nie zauważałam tych potworności u Grimmów, no ale na dobre czytałam ich baśnie będąc chyba w piątej klasie. I podobały mi się bardziej niż poetyczny Andersen. Ale i tak najbardziej cenię Charlesa Perraulta :-)

      Usuń
    3. Mnie Andersena czytano, ale zapamiętałam go jako smutnego. "Dziewczynka z zapałkami" była dla mnie szczególnie bolesna. Grimmów czytałam pewnie też w okolicach piątej klasy, te okropności doszły do mnie po latach. Myślę, że w ludzkiej naturze leżą opowieści z dreszczykiem, pewnie dlatego, że łatwiej utrzymać uwagę słuchacza.;)
      Perraulta lubię, bo miałam piękne wydanie, to się zapamiętuje!:)

      Usuń
    4. Dla mnie również Andersen był smutny, zbyt melancholijny. Grimmów czytałam wybiórczo, interesowała mnie sama opowieść, fabuła, a okropności nie dopuszczałam do świadomości, spływały po mnie jak woda po kaczce ;-). Mimo wszystko własnemu dziecku nie zaserwowałabym tych baśni. Pozostaje niezawodny Perrault :-)

      Usuń
    5. Perrault jest wręcz konieczny, w końcu to klasyka. Poza tym nawet lit. dla dorosłych czasem się odwołuje do tych historyjek.;)

      Usuń
  13. Ad.7. pytanie Hani: tak, dla mnie główną bohaterką też jest Gizela. I to chyba celowy zabieg autorki – Mila Borejko do tego stopnia jest w cieniu w innych częściach cyklu, że nawet w części jej poświęconej nie wyszła na pierwszy plan. W moim odczuciu jest postacią stereotypową – „Kalamburka” jeszcze to wrażenie spotęgowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słabo znam Milę, ale z tego, co kojarzę, jest bezgranicznie oddana rodzinie. Niby ma swoje tajemne życie, niby odniosła literacki sukces, co z tego, skoro się do niego nie przyznaje.:)

      Usuń
    2. Gdyby chcieć się tu wyzłośliwić feministycznie i genderowo, to można by napisać, że kobieta nawet jak już odniesie jakiś sukces poza rodziną, to nie powinna się do tego za głośno przyznawać ;-). A tak poważniej: skoro Mila całe życie jest w cieniu, to widocznie jej to odpowiada, nie chce przyjąć roli rozrywanego dramaturga, udzielać wywiadów itd. Mnie jednak to jej tajemne życie jakoś nie pasuje do całości obrazu. Ale być może nie mam racji, nie będę się upierać.

      Usuń
    3. Ależ tak - niechęć do rozgłosu na pewno leży w naturze Mili. Słabo ją znam, ale jakoś do niej pasuje. Skromna, ale ciepła, wyrozumiała.

      Usuń
    4. o właśnie, też chciałam do tego nawiązać... Z Kalamburką jest o tyle dziwnie, że ta książka jest, moim zdaniem, dość luźno powiązana z całym cyklem. Bez względu na to, czy na plan pierwszy wysuwa się Mila, czy Gizela, to jednak sama opowieść zawarta w tej książce, ma, poza postacią, niewiele wspólnego z Jeżycjadą. Co by nie mówić, Jeżycjada jest o nastolatkach, a nie o ich rodzicach. Rodzice stanowią tylko tło tych historyjek. Mila Borejko jako mama Borejko jest obecna w poszczególnych częściach Jeżycjady, ale nigdy nie była szczególnie ważną postacią. Wybranie jej postaci, jako osi całej Kalamburki, sprawiło, że ta książka stała się zupełnie odrębną historią, mogącą funkcjonować zupełnie poza cyklem. Dodanie epizodów osadzonych w historii współczesnej podniosło, w mojej ocenie, wartość tej książki. Może faktycznie warto byłoby przemycić kilka elementów gimnazjalistom ?

      Usuń
    5. @ Sempeanka

      Zgadzam się, ta książka może funkcjonować jako samodzielny utwór. Faktycznie można by K zaproponować uczniom, a w młodzieżowym DKK - jak najbardziej.;)))

      Usuń
    6. Nie wiem, czy to dobre miejsce dla tego wątku, ale... czy Gizela nie przypomina Wam chwilami Maryli Cuthbert? :-D Jest surowa, powściągliwa w okazywaniu uczuć Mili, przez pewien czas czesała włosy w postarzający ją kok. I jednak zmieniła się pod wpływem Mili, tak jak Maryla pod wpływem Ani.

      Usuń
    7. Miałam podobne skojarzenie.;) Przy czym Gizela ma jedną cechę, która wg mnie odróżnia ją podobnych postaci: nie była zatwardziałą starą panną.;) Akurat w przypadku tej postaci obdarzenie jej mężem pozwoliło na uniknięcie stereotypu.

      Usuń
    8. Eireann: oczywiście, też mi się to nasunęło:) A na marginesie: Maryla też nie była zatwardziałą starą panną, ot, po prostu jej nie wyszło i przyjęła to z dobrodziejstwem inwentarza, jakiś narzeczony kiedyś się koło niej kręcił, o ile pamiętam.

      Usuń
    9. Zgadza się, Maryla nie była wrogiem mężczyzn, tylko ominęła ją szansa w młodym wieku, Mateusza zresztą chyba też.

      Usuń
  14. Widzę, że pod niektórymi względami będę w opozycji ;)

    Ad.1 - "Kalamburkę" przeczytałam pierwszy raz jakieś trzy lata temu (tu moja recenzja: http://mojeprzemiany.blox.pl/2009/07/Kalamburka-Malgorzata-Musierowicz.html). I to ja napisałam, że po tej części nie lubię Mili. Dlaczego? Ponieważ nie podobało mi się wiele z jej zachowań, nie była ona najmądrzejszą panną niestety, ale przede wszystkim za jej stosunek do Gizeli, który nigdy się chyba nie zmienił na dużo lepszy ( i za stosunek do rodziny męża chyba też o ile dobrze pamiętam). Nie wiem, jakbym ją odebrała będąc nastolatką, pewnie trochę inaczej, więcej mogłabym wybaczyć i Mili, i autorce.
    Uważam, że to rzeczywiście bardzo dojrzała książka i byłaby niezłym zakończeniem całej sagi. Co do polecania - to chyba tak, owszem, warto ją polecać i to nie tylko miłośnikom Jeżycjady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mogłabyś napisać coś więcej na temat jej zachowań, które Ci się nie spodobały? Zaintrygowałaś mnie.;) Piszesz, że Mila nie była najmądrzejsza - wydaje mi się, że zachowywała się jak wiele innych dziewcząt w jej wieku. A Gizelę trudno lubić. Szanować i cenić - tak, ale lubić?;)

      Usuń
    2. Mila była wtedy straszną egoistką skupioną głównie na sobie.
      A jeśli chodzi o Gizelę -dlaczego trudno ją było lubić? Postaw się w jej sytuacji - nagle musiała zaopiekować się dzieckiem, nie miała instynktu, który podpowiadałby jej, jak to zrobić. Robiła wszystko, co w swojej mocy, różnie jej to wychodziło, ale była tylko człowiekiem, na którego spadło coś nieoczekiwanego.

      Usuń
    3. No właśnie stawiam się w jej sytuacji i trochę się dziwię - wydaje mi się, że opieka nad dzieckiem zmiękcza człowieka. A jeśli mam do czynienia z sierotą, to chyba chciałabym takiemu dziecku wynagrodzić brak rodziców. Gizela jest wg mnie oschła, wyjątkowo zasadnicza (tę cechę akurat sobie cenię). Robi wiele dla Mili i innych, ale jakoś jej nie polubiłam.
      Mila - straszna egoistka? Surowa ocena.;)

      Usuń
    4. Ha! A więc to Ty :) Ale pomimo Twojego wyjaśnienia i tak nie do końca rozumiem nielubienie Mili. Myślę, że jeśli chodzi o jej stosunek do Gizeli, to nie wziął się on znikąd; tak jak napisała Ania, Gizelę trudno lubić. A poza tym miała swoje za uszami - czemu nie dała Mili zdjęcia rodziców? Czemu nie powiedziała jej o pachnącym groszku? Takich rzeczy nie robi się dziecku, które z rodziców nie ma nic poza wspomnieniami.
      Egoistki skupionej na sobie też w Mili nie widzę, ale na tym polega uroda literatury, że każdy zobaczy w niej, to co chce.

      Usuń
    5. Wiesz, z tym nielubieniem to też jest tak, że to oparte jest na emocjach, odczuciach ogólnych, trudno więc wytłumaczyć komuś dlaczego nie polubiło się danej postaci :)
      Gizelę tłumaczyłabym tym, że chciała być dla Mili ważna, może bała się, że wtedy Mila odtrąci ją na dobre?

      Usuń
    6. No właśnie, mnie się wydaje, że w sytuacji Gizeli warto dziecku mówić jak najwięcej o rodzicach dla zachowania pamięci o nich. Gizela nie starała się wejść w rolę matki, nie uzurpowała sobie praw do Mili, więc dlaczego skąpiła pewnych faktów? Kiedy podopieczna ma 10 lat, to rozumiem, ale gdy ma własną rodzinę, to już dziwne.

      Oczywiście, że lubienie (lub nie) bohatera zależy od emocji i osobowości czytelnika, dlatego nie przeszkadza mi, że ktoś ma totalnie inne zdanie o X. Tym bardziej ciekawi mnie wtedy, dlaczego.;)

      Usuń
    7. O, a wczoraj na forum Fanów MM pojawił się wątek o Gizeli - i okazuje się, że nie tylko mnie nie podoba się zachowanie Mili.
      http://forum.gazeta.pl/forum/w,25788,136717194,,Gizela.html?v=2

      Usuń
    8. Bardzo ciekawa dyskusja, dziękuję za link. Najbardziej spodobało mi się stwierdzenie, że K to apokryf.
      Co do samej Mili - ilu czytelników, tyle wrażeń i interpretacji.;)

      Usuń
  15. Ad. 2 To, czy książka może zainteresować współczesną młodzież, zależy chyba od tej młodzieży właśnie. A to już zależy częściowo od ich rodzin, sposobu ich wychowania itd. Zauważam, że po czasie wielkiego "konsumpcjonizmu" dziś jest jednak powrót trochę do dawnych wartości - może więc tak? Ale raczej nie w oddzieleniu od pozostałych części.

    Ad. 3 Jak dla mnie ( to tu ta opozycja) w stopniu nie za dużym, a w sam raz. Dziwi mnie bardzo przyczepianie się do poglądów autorki i tego, że manifestuje je w swoich książkach - można nie czytać, jak ma się inne ;) Mnie np. przerażają niektóre dyskusje na forum fanów MM na gazecie - jak całkowicie różnie ludzie interpretują niektóre rzeczy z książek! Jak dużo zależy od poglądów czytającego. A "Kalamburka" jest niezła, jeśli chodzi o wspomniane już przez Was niektóre rozdziały, zwłaszcza ten o Poznaniu w 1956r. (ha, swego czasu mieszkałam przez chwilę w Poznaniu przy ul. 28 czerwca 1956r. tuż przy zakładach Cegielskiego).

    Ad. 4 Przeczytałam tomy do "Języka Trolli" (czyli jestem do tyłu chyba o 3 lub 4). Niektóre, te starsze, czytałam wiele, wiele razy i zawsze mi się podobały. Dawno nie robiłam sobie powtórki i sama jestem ciekawa, jakbym je teraz odebrała (zwłaszcza, że czytałam je jeszcze nie będąc matką, a to zmienia trochę perspektywę). Propagowanie pewnych wartości mnie akurat nie razi, bo to są dobre wartości, choć niemodne, i o ileż przyjemniejsze byłoby życie, gdyby większość ludzi wysyłała chociażby ESD ;)

    Na pozostałe pytania odpowiem troszkę później :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Manioczytania, tu może chodzi nie tyle o prezentowanie swoich poglądów w książkach, tylko o sposób tej prezentacji. Osobiście odnoszę wrażenie, że jest on zbyt autorytatywny, narzucający komuś własną opinię.

      Usuń
    2. Eireann - ale, jak dla mnie, to już kwestia indywidualnego odbioru, interpretacji. Ja go tak nie odbieram, jak Ty, jak dla mnie jej światopogląd i tak jest dość delikatnie zarysowany.
      A poza tym to dla mnie jednak takie światełko w dobie zalewu książkami epatującymi seksem wśród nieletnich - niech będzie choćby dla równowagi.

      Usuń
    3. @ Maniaczytania

      3. Wychowałam się w domu o podobnych poglądach politycznych jak MM, a mimo to jej forsowanie poglądów "opozycyjnych" raziło mnie. Nie jestem przekonana, czy w latach 50-tych większość Polaków mogła głośno o nich mówić. U MM to coś raczej naturalnego, a tak przecież chyba nie było?

      4. Wartości proponowane przez MM na pewno warto promować, przede wszystkim uczciwość, także wobec własnych zasad. ESD - jestem za! Osobiście brakuje mi zwykłej życzliwości na co dzień.

      Usuń
    4. @ Maniaczytania

      Uzupełniając - brak seksu u MM jest faktycznie czymś b. cennym.

      I tu przypomina mi się scena podrywu w stylu retro: panowie walczący o względy koleżanki prześcigali się w jedzeniu pączków ("Kwiat kalafiora"?).

      Usuń
    5. Pączki jedli Pawełek i Robrojek chyba w książce "Kłamczucha" :)

      A co do tego:
      "Nie jestem przekonana, czy w latach 50-tych większość Polaków mogła głośno o nich mówić. U MM to coś raczej naturalnego, a tak przecież chyba nie było?" - to nie bardzo rozumiem, o co chodzi. Większość głośno nie mówiła, ale skądś Ci strajkujący się wzięli, prawda? My tego nie wiemy tak do końca, bo pewnie i Ciebie, jak i mnie w 56r. na świecie nie było ;), MM miała wtedy 11 lat, więc trochę już mogła widzieć i rozumieć.

      Usuń
    6. A przed wydarzeniami czerwcowymi? Z tego, co wiem, ludzie nie obnosili się z poglądami innymi od tych obowiązujących.
      Same wydarzenia Czerwca 1956 r. to co innego, mieszkając w Poznaniu na pewno trudno było ich nie zauważyć/odczuć.
      Ogólnie chodziło mi o to, że świat MM składa się w 99% z osób niezbyt pozytywnie nastawionych do władz. Dla mnie to mało realistyczne i nie lubię takiego przedstawiania świata, także w książkach dla młodzieży.

      Usuń
  16. Dyskusja, jak widzę, wyjątkowo "liczna"! A co będzie następne?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haniu, trochę cierpliwości. W przyszłym tygodniu ostatecznie zdecyduję.;)

      Usuń
  17. Ad.1. Zaczęłam czytać "Kalamburkę" kilka lat temu, ale szybko wtedy przerwałam, bo zirytowało mnie niezmiernie, że pani Borejko okazała się ni z tego ni z owego wziętą dramatopisarką. We wcześniejszych tomach nic, absolutnie nic na to nie wskazywało, więc nie rozumiem, dlaczego Małgorzata Musierowicz tak pokierowała tą postacią. Pominęłam ten tom i przeszłam do kolejnych, choć po te najnowsze już nie sięgałam. Do "Jeżycjady" mam spory sentyment, zwłaszcza do początkowych tomów, więc trudno mi o tym cyklu pisać obiektywnie. Polecałabym go, gdybym miała komu, ale nie mam. A ten konkretny tom? Chyba tak, jako opowieść o czasach, które nawet mnie samej wydają się zupełnie egzotyczne. Historia powojennej Polski w pigułce.

    Właściwie im dalej czytałam, tym wybieg z odwróconą chronologią podobał mi się coraz bardziej, ale też coraz bardziej raziła mnie schematyczność postaci - szczytem było wystąpienie Ignasia w dniu rozpoczęcia roku szkolnego.

    Największą zaletą książki jest, moim zdaniem, postać Gizeli - lubię takie niejdnoznaczne, zamknięte w sobie typy. Wydaje mi się jednak, że to bohaterka trochę na siłę rozbudowana, w "Kwiecie kalafiora" była tylko "starą znajomą, panią Trak", i nie przypominam sobie, żeby autorka choćby zasugerowała, że ją i Milę Borejko łączą jakieś silniejsze uczucia, nie było nawet mowy o tym, że odwiedziła ją w szpitalu lub zastąpiła w niektórych obowiązkach domowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze powiedziane - Gizela jest postacią niejednoznaczną. Przez długi czas myślałam, że to stereotypowa stara panna czyli zgryźliwa, oschła itp., a tu niespodzianka! Okazało się, że nawet adoratorów miała.;)
      Z tego, co piszesz, wynika, że jej postać ewidentnie została rozbudowana na siłę. Zwrócę na nią uwagę, jeśli będę czytać cykl od początku, a na to się zanosi.;)
      Faktycznie scena występu Ignasia była grubą kreską rysowana, ale podobnych znalazłoby się tam więcej. Mnie np. niezbyt podobała się historia ze złodziejaszkiem.

      Usuń
    2. Takich zgrzytów w całym cyklu jest co najmniej kilka. Gizela pierwszy raz wspomniana jest chyba właśnie w "Kalamburce"! Troszkę nie wyszło autorce łączenie jej z panią Trak z "Kwiatu kalafiora".
      We mnie największy sprzeciw wzbudziła wizja Pulpecji biegnącej na widok gościa do regału z wydawnictwami z drugiego obiegu. Tego nawet pod Borejkowską beztroskę podciągnąć się nie da... :-/

      Usuń
    3. To znaczy, że Gizela dopiero w K dostała imię, a wcześniej pojawiała się jako p. Trak?

      Usuń
    4. O ile dobrze pamiętam, pani Trak została wspomniana tylko w "Kwiecie kalafiora" jako osoba, która zamieniła się z Borejkami na mieszkania. Później słowa o niej nie było (jestem tego pewna na 99%), aż objawiła się w "Kalamburce" jako Gizela, opiekunka Mili.

      Usuń
    5. No popatrz, a ja czytając K byłam przekonana, że Gizela to stała bywalczyni w domu Borejków. Hm.

      Usuń
    6. zaraz zaraz... a skąd Wam się wzięło to skojarzenie z panią Trak? To chyba jakiś absurd... przecież ona nie ma w sobie nic z Gizeli w "Kwiecie kalafiora" i jest tam zupełnie obca małoletnim Borejkównom... nic z tego nie rozumiem...

      Usuń
    7. Skojarzenie? Nie, nie o skojarzenia tu chodzi, a o fakty, przecież w "Kalamburce" występuje Kazimierz Trak, mąż Gizeli, jest też mowa o zamianie mieszkań: pani Trak po śmierci męża przeprowadziła się do mieszkania dotychczas zajmowanego przez Borejków, a oni do jej lokum przy Roosevelta.

      Nie przypominam sobie, żeby ta postać występowała poza "Kwiatem kalafiora", ale mogę się mylić.

      Usuń
    8. W encyklopedii Jeżycjady (http://jezycjadowaencyklopedia.npx.pl/readarticle.php?article_id=67) ta informacja jest rónież potwierdzona.;)

      Usuń
    9. o rany... co za bezsensowne połączenie postaci... chyba lepiej mi było bez tej świadomości :( buuuuu....

      Usuń
    10. Czy to znaczy, że Twoja ocena książki uległa zmianie?;)

      Usuń
  18. Ad.4. Wszystkich nie czytałam, poza tym nie mogę być, jak już wspomniałam, obiektywna, ale do pierwszych dziewięciu lubię sobie od czasu do czasu wrócić. Wolałabym jednak nie przesądzać, czy wynika to z ich ponadczasowości, czy z mojego infantylizmu:).

    Książki Musierowicz mają pewne wady, ale cenię je za poczucie humoru, sympatycznych i niesztampowych bohaterów (choć przydałoby się więcej postaci z krwi i kości) i silne osadzenie akcji w realiach - lubię wiedzieć, co konkretnie jadało się w czasach, o których czytam, co leciało wtedy w kinie, jakich kosmetyków używano itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wracam do tych kilku tomów Jeżycjady, które zdążyłam przeczytać, ale tylko myślami.;) I myślę o nich zawsze ciepło.

      Tło wydarzeń jest istotne, choć akurat w K detali było dla mnie zbyt dużo. OK, niech dzieci wiedzą, że pismo Dialog poświęcone jest dramaturgii, radioodbiornik był frimy x, ale skoro autorka chciała stworzyć wiarygodne realia, powinna wiedzieć/pamiętać, że w latach 80-tych usług telefonicznych nie świadczyła TP. Drobiazg, ale rzucił mi się w oczy. Zwłaszcza że to nie jest zamierzchła przeszłość.

      Usuń
    2. Musierowicz użyła słowa "telekomunikacja", może chodziło jej o Urząd Telekomunikacji? Nie wiem, jak w potocznych rozmowach określało się wówczas tę instytucję.

      Usuń
    3. Mnie to tak uderzyło, że sprawdziłam. Otóż TP powstała w 1991 r., wcześniej telefonami zarządzało przedsiębiorstwo państwowe Poczta Polska, Telefon i Telegraf. U mnie w domu telefon pojawił się b. późno, bo dopiero ok. 1992 r., ale nie przypominam sobie, żeby szczęśliwi posiadacze tego luksusu mówili choćby o komunikacji.;)
      Wydaje mi się zresztą, że termin "telekomunikacja" jest w ogóle dość nowy, podobnie jak marketing i logistyka. No bo cóż to jest jakieś 20 lat dla słowa.;)
      W sumie takie potknięcie to drobiazg.

      Usuń
  19. Ad.5. Zależy, co się rozumie przez dzieciństwo. Sporo klasycznej literatury dziecięcej mnie ominęło z przyczyn, powiedzmy, obiektywnych. Najwcześniej zaczytywałam się "Baśniami narodów Związku Radzieckiego", serią "Poczytaj mi, mamo" i takim cyklem kwadratowych książeczek z krasnalem na okładce. Do dziś wracam chętnie (od czasu do czasu) do "Ani z Zielonego Wzgórza", "Tajemnicy zielonej pieczęci" Ożogowskiej, "Zwyczajnego życia" Chmielewskiej i kilku tomów "Jeżycjady" właśnie. Powody to temat na odrębną notkę:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam te Baśnie, też ich sporo czytałam, tyle że później.;) Mój ojciec nawet się kiedyś wściekł, że czytam głównie "bajki" (co nie było prawdą), a była najwyższa pora, żebym zaczęła czytać coś sensownego. Mocno przesadził, chyba mi nie zaszkodziły.;)
      Ożogowską znałam chyba całą (że też o niej zapomniałam!), Anię naturalnie też. Plus Niziurski i Bahdaj ok. 12 roku życia.

      Usuń
    2. Bahdaja też czytałam, ale Niziurskiego bardzo mało. Pamiętam, że bardzo mi się spodobał "Ten obcy" Jurgielewiczowej, kiedy przerabialiśmy to w szkole - może też powinnam sobie powtórzyć?:)

      Ja tam uważam, że dobrych bajek nigdy z dużo. Rozwijają wyobraźnię, a wiele z nich zawiera pouczające morały:).

      Usuń
    3. Rozmawiałam niedawno ze znajomym 13-latkiem o książkach i właśnie "Tego obcego" wymienił jako najciekawszą lekturę szkolną. Zdziwił mnie, bo na drugim miejscu umieścił "Anię z Zielonego Wzgórza" - myślałam, że to "dziewczyńska" lektura.

      Mnie też w czasach szkolnych b. podobał się "Ten obcy", pamiętam, że później przeczytałam wszystkie dostępne książki Jurgielewiczowej.

      Bajkowe morały mają wg mnie tę cechę, że przez swoją obrazowość łatwiej przemawiają do dziecka i lepiej zapadają w pamięć. Poza tym bajki najwyraźniej są dobre w każdym wieku - jakiś czas temu pojawiło się sporo terapii opartych właśnie na bajkach. Ostatnio National Geographic zaczął wydawać baśnie z różnych zakątków świata i chyba są przeznaczone dla dorosłych czytelników. Muszę się im przyjrzeć.

      Usuń
  20. Wyłamię się i otwarcie napiszę że wszystkie części Jeżycjady ze "Spręzyną" włącznie bardzo lubię,bardzo.
    1.Bedę polecać
    2.Teoretycznie może ;-)
    3.Pewnie że działa wychowawczo, np. uczy że jesli masz z punktu A do punktu B dwie minuty pieszo nie należy brać samochodu.
    Co do reszty nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie włamania zawsze mile widziane, szkoda tylko, że lakoniczne.;)

      Ad 3 Było coś na ten temat w Kalamburce?

      Usuń
    2. Owszem w pierwszym rozdziale ;-)

      Usuń
  21. 1. Będę ją polecać
    2.Może z pewnością
    3.Uczy i to bardzo :)
    4.Pozostałe książki są świetne. Chociaż ostatnio uważałam, że losy Borejków, były zabawniejsze i ciekawsze, gdy Pulpa była mała ( np. podczas pisania listów do matki ). W ogóle losy, gdy Gabrysia nie miała dzieci. Potem wszystko zaczęło się zmieniać. I tak jak wspominałam poprzednio uważałam tak, po przeczytaniu ,, tygrys i róża'' , a w szczególności ,,imienin'' zmieniłam zdanie. Życie rodziny stało się ciekawsze. Zdarzają się także zabawne akcje ( np. bójki Ignacego Grzegorza i Józinka) Cykl zaczął stawać się ciekawszy.Dowiadujemy się co stało się z Anielą Kowalik , Kreską.
    5. Książki z cyklu jeżycjady są świetne. Jako czternastolatka często się w nie wczytuję :) Namówiłam także, wiele osób do rozpoczęcia przygody z rodziną Borejko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię. Sądziłam, że Musierowicz nie jest tak urokliwa dla nastolatków jak kiedyś, ale najwyraźniej się myliłam. Pozdrawiam.;)

      Usuń