środa, 28 listopada 2012

Karenina w teatrze

Po lewej stronie proscenium na schodkach siedzi Anna Karenina (Natalia Rybicka), po prawej - Konstanty Lewin (Mirosław Zbrojewicz). Oboje szykują się do wyjścia, rozmawiają o znajomych i ostatnich wydarzeniach. Z półsłówek wynika, że doskonale znają przebieg tołstojowej historii, z finałem włącznie. Mimo tej wiedzy i próśb przyjaciela, kobieta ponownie wraca do początku dramatu, by przeżyć go na nowo.


Spektakl Pawła Szkotaka w stołecznym Teatrze Studio to rzecz o namiętnościach. Romanse, zawody miłosne, zdrady małżeńskie i rozstania przetaczają się przez scenę niczym huragan. Ci, którzy kochają - cierpią, na spokój ducha mogą pozwolić sobie tylko niezaangażowani uczuciowo. Akcja toczy się wartko, kostiumy z epoki nie przeszkadzają bohaterom zachowywać się i mówić w sposób współczesny. Stroje zresztą z czasem również się uwspółcześnią, a nawet gdyby tak się nie stało, historia jest uniwersalna i nie wymaga podpowiedzi. Wręcz przeciwnie, rozterki bohaterów wydają się czymś znajomym, widz zatapia się w opowieść bez problemu.

Przedstawienie ogląda się z przyjemnością, duża w tym zasługa znanych nazwisk, dobrego tempa, muzyki i kilku wyjątkowych scen. Paradoksalnie ta łatwość odbioru wyrządza krzywdę pierwowzorowi literackiemu. Powieść Tołstoja zaadaptowała brytyjska pisarka Helen Edmundson, która najwyraźniej starała się przybliżyć XIX-wieczny utwór dzisiejszej publiczności, stąd liczne skróty i uproszczenia. Tytułowej bohaterce trudno współczuć, skoro znudzona życiem wplątała się w romans z fircykowatym Wrońskim (Łukasz Simlat) rezygnując z udanego małżeństwa z Kareninem (Krzysztof Stelmaszyk). Najciekawszymi postaciami (i rolami) są Lewin i Dolly (Weronika Nockowska), tylko czy tak należało rozłożyć akcenty w sztuce?


"Anna Karenina" jest efektowna, niestety nie pozwala w pełni wybrzmieć problemom przedstawionym przez Tołstoja. Spektakl Szkotaka zaledwie sygnalizuje dramaty i bliżej mu do dobrego serialu telewizyjnego niż do rosyjskiego klasyka. Zabrakło głębi, zabrakło też aktorskich kreacji - rozczarowuje zwłaszcza Natalia Rybicka, która jest prawdopodobnie zbyt młoda, aby udźwignąć rolę Kareniny. Całość nie jest najgorsza, niemniej nie zapisuje się w pamięci na dłużej.


**********************************************************************
"Anna Karenina" na motywach powieści Lwa Tołstoja

Adaptacja: Helen Edmundson
Przekład: Jacek Poniedziałek
Reżyseria: Paweł Szkotak
Scenografia i kostiumy: Agnieszka Zawadowska
Muzyka: Ygor Przebindowski
Obsada: Agata Góral, Monika Obara, Weronika Nockowska, Małgorzata Rożniatowska, Natalia Rybicka, Stanisław Brudny, Marcin Januszkiewicz, Łukasz Lewandowski, Mateusz Lewandowski / Modest Ruciński, Łukasz Simlat, Krzysztof Stelmaszyk, Mirosław Zbrojewicz

Premiera: 11/10/2012

Zdjęcia pochodzą ze strony internetowej Teatru Studio w Warszawie


23 komentarze:

  1. Jak przeczytałam, że Natalia Rybicka gra tu Annę Kareninę najpierw coś zazgrzytało, potem przyszła jednak myśl, że może właśnie to mógłby być bardzo dobry wybór. A tu jednak się okazuje, że nie. Trochę szkoda. Ale w sumie tak się zastanawiam, czy w ogóle Annę Kareninę dałoby się pokazać w parogodzinnym spektaklu?
    A ostatnią kinową Annę Kareninę widziałaś? Ci znajomi, którzy byli i widzieli są pod wyjątkowym wrażeniem, mimo panny Knightly grającej Kareninę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście to jest moje b. subiektywne odczucie, może innym Rybicka w tej roli odpowiada.;) Spektakl trwa tylko 110 minut, nie dziwi zatem tempo wydarzeń.;)
      Filmową Kareninę widziałam tylko w zwiastunie, przepych jest porażający. Niestety nie lubię, kiedy za klasykę rosyjską biorą się ludzie z Zachodu - moim zdaniem nie mają wyczucia. No i te ładne buźki, które w ogóle nie przypominają charakterystycznych twarzy rosyjskich. Jeśli zobaczę tę ekranizacje, to tylko dla Jude'a Lawa, Keiry nie lubię i nie mogę się przemóc.;( Ty się wybierasz?

      Usuń
    2. Mam podobne odczucia odnośnie ludzie z Zachodu i klasyki rosyjskiej - jakoś mi nie idą w parze ;) Co prawda kiedyś widziałam na deskach londyńskiego National Theatre "Wiśniowy Sad" Czechowa - wrażenia owszem, owszem, pytanie tylko, czy była to zasługa trupy teatralnej czy samego Czechowa?
      na Kareninę może sie skuszę na dvd, ale najpierw chciałabym sobie przeczytać. Ewentualnie posłuchać, tym bardziej, że mam wersję audio od Ciebie :)

      Usuń
    3. I Czechowa można zepsuć, widziałam taka sobie inscenizację "Wiśniowego sadu" w Narodowym i "Mewy"w Studio.;( Nie pomogły nawet gwiazdy miary Stenki i Jandy.
      Polony pięknie czyta Tołstoja, o tak.;)

      Usuń
  2. Anna Karenina w teatrze to wszak najnowszy hit. We wspomnianym przez bezszmer filmie też jest ponoć podobno jak w teatrze:) A obie odtwórczynie tytułowej roli równie kontrowersyjnie obsadzone...
    Myślisz, że to się w ogóle da wystawić tak, żeby oddać głębię? Rozmach opowieści jest wszak spory i ciężko ją przykroić do teatralnych ram.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą głębią było u mnie tak: spektakl widziałam ponad miesiąc temu i po wyjściu z teatru nawet mi się podobał. A później im dalej w las, tym częściej myślałam, że to jednak wydmuszka.
      Jeśli ktoś nie jest zbyt przywiązany do Tołstoja, może mu się podobać. Ja lubię spektakle, w których człowieka analizuje się długo i ze wszystkich stron.;)
      Gdyby zrobić spektakl, w którym występuje tylko Karenia, jej mąż i kochanek, może dałoby się pokazać i burzę uczuć, i konwenanse. Trójkąty dobrze się sprawdzają w teatrze. Oddanie wszystkich wątków z powieści oznaczałoby spektakl kilkudniowy chyba.;)
      Motyw teatru w ekranizacji Wrighta kapkę mnie intryguje, ale jeszcze się wstrzymam.;)

      Usuń
    2. No właśnie, też mi się wydaje, że trzeba byłoby parę rzeczy Tołstojowi zamordować, żeby osiągnąć taki efekt.
      Mnie też ten film kusi (na obejrzenie spektaklu raczej nie mam szans), ale jako że na kino to już zupełnie nie mam czasu (bo kina familijnego nie liczę:P), to pewnie skończy się na przeczytaniu paru recenzji.

      Usuń
    3. Film pewnie szybko trafi na dvd, może sam przyjdzie do Ciebie.;)
      Mnie za to coraz bardziej kusi sama powieść.

      Usuń
    4. To, że przyjdzie jeszcze o niczym nie świadczy. Trzeba jeszcze znaleźć czas, żeby go obejrzeć:(
      Powieść też mnie kusi. Ostatnio oglądałam książkowe efekty zrobienia porządków przez moją mamę - w starych szafach znalazła m.in. właśnie Kareninę. Wzięłam ją nawet do ręki i tak sobie nad nią na trochę zawisłam, po czym odzyskałam rozum, ale teraz znowu nie wiem...

      Usuń
    5. Znam ten ból - filmów przybywa, a oglądać nie ma kiedy.
      Mnie też ostatnio zdarzyło się pochylić nad "Anną Kareniną", ale terminy biblioteczne gonią, więc na razie wróciła na półkę. Może nie na długo.;)

      Usuń
  3. Simlat i fircykowaty?! To musi być szok. :) Miałaś rację, że on jest szczodrze obsadzany głównie w rosyjskim repertuarze.
    Zdziwiła mnie jasnowłosa Karenina. Mam zakodowane, że była brunetką. W każdym razie tak ją zapamiętałam z wersji serialowej i filmowej. Zaraz sprawdzę w książce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też to zdziwiło. Nie zaznaczyłam, że w spektaklu były elementy humorystyczne m.in. Wroński robiący miny do Kareniny.
      Blondynka, na dodatek wiotka. Lepiej pasowałaby "dorodna" aktorka i faktycznie ciemnowłosa.

      Usuń
    2. Już znalazłam, Karenina miała czarne, gęste włosy.
      Tołstoj pisze o Annie: w tej piękności było coś przerażającego, coś okrutnego. Przy całym szacunku dla urody Rybickiej, ona tego czegoś nie ma i na tym chyba polegał problem.

      Usuń
    3. Zaciekawiły mnie te elementy humorystyczne. Robienie min i dystans do siebie zakłada pewien poziom inteligencji, a on w powieści był raczej pusty i bezrefleksyjny.

      Usuń
    4. Przydałaby się zatem ognista brunetka.;)
      Minom towarzyszyły małpie podskoki.;) W spektaklu kilka rzeczy sugerowało, że Wroński to lekkoduch.

      Usuń
    5. Małpie podskoki Wrońskiego przekraczają możliwości mojej wyobraźni. :) Dla mnie był taką straszliwie nijaką osobą, która poza wspaniałą urodą niewiele miała do zaoferowania światu.
      Aniu, a jak wypadła jedna z moich ulubionych scen, odgadywania słów pisanych przez Kitty i Lewina?

      Usuń
    6. Podskoków nie da się opisać, trzeba je zobaczyć.;)
      Niestety tej sceny nie było (chyba by mi nie umknęła;)).

      Usuń
    7. Jak można było pominąć TAKĄ scenę! :( Domyślam się, że trzeba było dokonać brutalnej selekcji, ale szkoda, że wycięto akurat to.

      Usuń
    8. W przypadku adaptacji obszernych dzieł zapewne więcej się wycina niż pozostawia. Wątek grzybów także nie został uwzględniony.;(

      Usuń
    9. Grzyby zupełnie nie odcisnęły piętna w mojej pamięci, a ta zgadywanka bardzo.
      Jak poradzili sobie z dramatyczną sceną na dworcu?

      Usuń
    10. Anna Karenina nie rzuciła się pod pociąg, daje się jedynie do zrozumienia, że nastąpi jakaś tragedia. Natomiast dworzec kolejowy kilkakrotnie pojawia się w tle.

      Usuń
    11. Wczoraj wieczorem z Zeszytów Literackich dowiedziałam się, że teraz jest moda na przedstawienia według powieści w wersji uncut. Jest ciekawa recenzja spektaklu według "Wielkiego Gatsby'ego", który trwał ponad osiem godzin. :) W przypadku "Anny Kareniny" to byłoby chyba kilka - pardon le mot - dób. :)

      Usuń
    12. Bez wątpienia! Żeby oddać wielość wątków z Anny Kareniny, jedna doba raczej nie wystarczy.;) Pytanie, czy znajdą się chętni widzowie?

      Usuń