piątek, 16 listopada 2012

Klub czytelniczy (odc. 23) - Wielki Gatsby

Tak naprawdę to on sam sobie wymyślił postać Jay Gatsby'ego z West Egg, Long Island, jako idealną koncepcję własnej osoby. Jest synem Boga - potwierdzenie, które nie oznacza nic innego, jeśli w ogóle cokolwiek oznacza - i podobnie jak Ojciec musi służyć wielkiej, wulgarnej i sprzedajnej piękności. Wymyślił sobie takiego Gatsby'ego, jakiego siedemnastoletni chłopak potrafi wymyślić, i tej swojej koncepcji pozostał wierny do końca. s. 129


Pytania do dyskusji:

1. Na czym polegała wielkość Gatsby'ego? Jak Wy postrzegacie tę postać?

2. Dlaczego akurat Daisy stała się obiektem uczuć Gatsby'ego?

3. Jaka jest rola Nicka Carrawaya w powieści? Czy lepszym rozwiązaniem byłby narrator wszechwiedzący?

4. Czy podoba Wam się symbolika zastosowana przez Fitzgeralda (zielone światło, dolina popiołów, oczy na bilbordzie, West Egg i East Egg itd.)?

5. Czy powieść dobrze oddaje ducha ducha epoki?

6. "Wielki Gatsby" to Waszym zdaniem zwietrzały klasyk czy powieść godna uwagi i polecenia? Dlaczego?

7. Wasze pytania



Zapraszam do wymiany zdań.


268 komentarzy:

  1. Ad.1. Myślę, że tę wielkość można rozumieć dwojako. Skoro Gatsby w ciągu kilku lat dorobił się dużego majątku, a zaczynał bez grosza przy duszy, to musi to świadczyć o jego sprycie, inteligencji, talencie do robienia pieniędzy (niepotrzebne skreślić). Zatem wielkość jako nieprzeciętność, coś, co go odróżnia od zwykłych zjadaczy chleba. Chociaż ja wolę myśleć, że Gatsby był "wielki" ze względu na swoją siłę charakteru, umiejętność dążenia do celu i osiągania go. I konsekwencję w działaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje pierwsze skojarzenie idzie w stronę stanu posiadania i stylu bycia Gatsby'ego, dla mnie great to przede wszystkim wspaniały. Bogaty, młody, przystojny, oficer, studiował w Oxfordzie - idealna partia.;) Wielki jest - jak piszesz - ze względu na determinację i honorowość (nie mylić z uczciwością;).

      Eireann, czy to znaczy, że lubisz Gatsby'ego?

      Usuń
    2. Aniu, ale bogaty był później. I w dodatku, jak słusznie zwróciłaś uwagę, majątek zdobył prawdopodobnie nielegalnymi sposobami. Najwyraźniej bogactwo to było za mało, żeby być idealną partią, pochodzenie było grzechem nie do wybaczenia :-/.
      Mam mieszane uczucia wobec Gatsby'ego. Z jednej strony mi imponował, trochę też chwilami było mi go żal. Z drugiej zaś - próbował zdobyć Daisy nie licząc się np. z tym, że może odebrać dziecku matkę; że może ona sobie wszystko ułożyła tak, jak chciała, i jest szczęśliwa, a on burzy życie jej, jej męża i córki.
      Przyznam się też, że dla mnie Gatsby ma twarz Roberta Redforda, którego lubię i cenię, i trochę mi się to nakłada na obraz Gatsby'ego w powieści ;-)

      Usuń
    3. A jakie Ty żywisz uczucia wobec Gatsby'ego?

      Usuń
    4. Moje uczucia też są mieszane.;) Na pewno go podziwiam za determinację w dążeniu do celu. Jego stałość w uczuciach jest również ujmująca.;) Niestety uważam, że w tej miłości był bardzo ślepy. Pal licho, że Daisy była z innej klasy społecznej, ona była niepoważna.;( Mężczyzna 30-letni takie rzeczy powinien już zauważać.;)
      Z jednej strony wytrwały i ambitny, z drugiej - nastawiony na stan posiadania i przede wszystkim mało stanowczy w pewnych kwestiach.
      Redford jako Gatsby to dla mnie ideał, głównie za sprawą uśmiechu (jest w powieści piękny akapit na ten temat) i wdzięku.

      Usuń
    5. Inna rzecz, że nie wiemy, czego tak naprawdę Gatsby oczekiwał od życiowej partnerki (a Wokulski o tym mówi), jak postrzega małżeństwo itd. Może właśnie odpowiadałaby mu płocha kobietka, którą trzeba by się bez przerwy opiekować.
      Widzę, że mamy kolejną zbieżność upodobań ;-)

      Usuń
    6. Mamy, najwyraźniej.;) Nie wiem, czy di Caprio podoła roli Gatsby'ego. Tak czy inaczej, na pewno się wybiorę na nową ekranizację.

      Masz rację, nie wiemy, czego Gatsby oczekiwał od swojej wybranki. Na pewno wiadomo, że urzekł go głos Daisy (patrz: koniec rozdziału 5.)

      Usuń
    7. Niechętnie przyznam, że di Caprio staje się coraz lepszym aktorem, ale Redforda w tej kreacji chyba nie przebije. Nie ten wdzięk i uśmiech ;-D

      Usuń
    8. Tu też się zgadzam: di Caprio przestał być tylko ładną buzią na ekranie. Na mój gust ma obecnie za dużo tłuszczyku na twarzy, żeby pasować do tej roli. A jakieś 10-15 lat temu Gatsby'ego mógłby moim zdaniem zagrać Brad Pitt.;) Może nie ten sam uśmiech i delikatność co u Redforda, ale...

      Usuń
    9. A miał taki dobry początek! Uwielbiam jego rolę (i tylko tę jedną) w "Co gryzie Gilberta Grape'a". Masz rację, Pitt pasowałby lepiej do roli Gatsby'ego.

      Usuń
    10. Złośliwie zauważę, że wystarczy, by Redford zagrał w ekranizacji przeciętnej powieści, a panie już gotowe są dodać parę gwiazdek do oceny pierwowzoru książkowego:PP

      Usuń
    11. Celnie wbita szpileczka :-). Pragnę jednak zauważyć, że Redford miał tendencję do uszlachetniania swoich bohaterów (patrz: choćby Denys Finch Hutton). Jego kreacje są na tyle wyraziste, że gdy najpierw widzi się ekranizację, a potem czyta powieść, trudno, żeby się jedno na drugie nie nakładało.

      Usuń
    12. Niestety, RR ma taką fizjonomię, że trudno go nie kochać.;) Nawet jako pomarszczony 70-latek ma dużo uroku (przynajmniej na zdjęciach;)). Aktor z niego taki sobie, raczej zaszufladkowany.

      Usuń
    13. Ech:)) Dla mnie Redford to Żądło, nie wiem, czy wiele więcej filmów z nim widziałem:P

      Usuń
    14. A Pożegnanie z Afryką? Wszyscy ludzie prezydenta, Butch Cassidy... Na pewno widziałeś coś jeszcze.;)

      Usuń
    15. A "Jeremiah Johnson", "Wielki Waldo Pepper" (no proszę, znów wielki...), "Trzy dni Kondora" (kawał niezłej sensacji) i całkiem współczesne "Niedokończone życie"? :-) "Więzień Bruebaker" też był niezły.

      Usuń
    16. A "Niemoralna propozycja"?;))))))
      "Zawód szpieg" z Pittem też przyzwoity.

      Usuń
    17. Pożegnanie, Brubakera, takie coś o Watergate... No ale ja oglądałem filmy, a nie RR:)) Chociaż go lubię.

      Usuń
    18. O Watergate to Wszyscy ludzie prezydenta właśnie. Dobrze wiedzieć, że i panowie go lubią.;)

      Usuń
    19. Coś jest w tej złośliwej uwadze ZWL na temat Redforda. Choć z blondynów zdecydowanie wybieram Paula Newmana (a podstarzały Redford to już zupełnie fuj), to Redford umie stworzyć taką postać filmową, że jakikolwiek pierwowzór literacki nie ma szans.
      Di Caprio w tej roli mi zupełnie nie pasuje (przede wszystkim nie ma się już tych 30 lat, prawda?), choć może się obronić, jeśli będzie umiał stworzyć Nowego Gatsby'ego. Myślę, że potrafi.

      Usuń
    20. Miałam ten sam problem co Eireann, u mnie też uśmiechnięty Redford unosi się nad całością, ale na szczęście film obejrzałam po przeczytaniu książki, więc jednak nie wyręczono mnie całkowicie w wyobrażaniu sobie. :) Złocistość i ciepło Redforda moim zdaniem idealnie pasują do Gatsby'ego.

      Usuń
    21. Robert Redford nie budzi we mnie niestety pozytywnych uczuc, w ostatnich filmach wydaje mi sie wrecz obmierzly (te pomarszczone dlonie...). Z tego powodu, choc jestem fanka ksiazki, nigdy nie zobaczylam ekranizacji z jego udzialem. Niecierpliwie wyczekuje za to filmu Baza Luhrmanna.

      Usuń
    22. Ja też nie przepadam za Redfordem, ale w tym filmie jest w takiej formie, jak chyba w żadnym innym. Myślę, że warto go obejrzeć, naprawdę.

      Usuń
    23. @ katasia

      My też kiedyś będziemy pomarszczone.;)
      Również czekam na film Luhrmana, ciekawi mnie także od strony muzycznej - u tego reżysera ścieżka dźwiękowa jest przeważnie b. dobra.

      @ momarta

      A jak Ci się podobała Daisy w wyk. Farrow?

      Usuń
  2. Ad.2. Moim zdaniem Gatsby lubił wyzwania i wielkie cele, a Daisy była nieosiągalna - biorąc pod uwagę pozycję społeczną obojga. Miłość to jedna strona tego medalu. Druga - chęć udowodnienia sobie i otoczeniu własnej wartości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja wciąż nie rozumiem, co on w niej widział. Na dodatek jego uczucia najwyraźniej nie osłabły przez 5 lat rozłąki. W moim odczuciu Gatsby był niepoprawnym romantykiem, a może nawet człowiekiem niedojrzałym emocjonalnie. Sprawia wrażenie 20-latka, a nie faceta, który był na wojnie, niejedno zapewne widział i powinien mieć bardziej realistyczne podejście do życia.;(

      Usuń
    2. A może najpierw było uczucie, zauroczenie młodego chłopaka, a potem już ambicja, chęć osiągnięcia celu, udowodnienia wszystkim, że jest w stanie zdobyć taką kobietę?
      Nie wiem, co myśleć o Daisy. Płocha osóbka czy kobieta nieszczęśliwa, skrępowana gorsetem ówczesnych obyczajów?

      Usuń
    3. W którymś momencie Nick mówi, że nie można wrócić przeszłości, na co Gatsby żywo reaguje i mówi, że można. Fantasta!
      W moim odczuciu Daisy jest przede wszystkim bez charakteru.;(

      Usuń
    4. Masz rację. Gatsby jakby nie zauważył upływu czasu. On wciąż kocha swoje wyobrażenie o Daisy, a nie ją samą.
      Muszę się zgodzić, choć wolałabym myśleć, że Daisy myśli o zobowiązaniach, jakie podjęła (małżeństwo, macierzyństwo), i dlatego nie jest w stanie podjąć decyzji.

      Usuń
    5. Celnie to ujęłaś: kocha wyobrażenie o Daisy. Przez 5 lat w życiu każdego człowieka może zmienić się absolutnie wszystko, tymczasem Gatsby zachowuje się, jakby nie było go przez kilka tygodni. I jak zauważyłaś wcześniej, nie bierze pod uwagę choćby dziecka Daisy. Sposób, w jaki chciał załatwić z Tomem sprawę odejścia Daisy, wydał mi się szczeniacki wręcz. I poniekąd potraktował Daisy jak lalkę: w kluczowej scenie w pokoju hotelowym Gatsby nie daje Daisy właściwie prawa głosu, decyduje za nią.
      Daisy z pewnością przeżywała rozterki, ale miałam wrażenie, że Toma kocha. Mimo wszystko.

      Usuń
    6. Czy dobrze pamiętam, że i sama Daisy niespecjalnie się przejmowała swoim dzieckiem? Więc czemu miał się nim zajmować Gatsby?

      Usuń
    7. Tak, jakoś niespecjalnie była przywiązana do córki. Imię małej pada chyba dość późno. Może to były wciąż czasy nianiek i (d)oglądania dzieci od święta.

      Usuń
    8. Zapewne w wyższych sferach dzieckiem zajmowały się głównie nianie (wielowiekowa tradycja), więc Daisy nie odstawała od normy. Ale nam z Anią chodzi raczej o to, jak dziecko zniosłoby ewentualną utratę matki (lub ojca - w zależności od rozwoju sytuacji).

      Usuń
    9. Przy okazji: Tom wydaje się w ogóle nie zauważać, że ma dziecko.

      Usuń
    10. To były czasy nianiek, a w wieku 7 lat pewnie dziewczynka wyjechałaby do szkoły w Szwajcarii, więc doprawdy żadna różnica, w jaki sposób straciłaby matkę czy ojca.

      Usuń
    11. Prawda? Córka to dla niego coś na kształt wozu w garażu. Biedne dziecko.

      Usuń
    12. Zaraz mi się przypomina niejaka nadopiekuńczość FSF wobec Scottie, te listy pełne szczegółowych pouczeń, rad i mądrości ojcowskich:)

      Usuń
    13. @ ZWL

      W takim razie może obojętność Toma wobec córki była celowa i miała pokazać, jakim był draniem.

      Usuń
    14. Dla mnie argumenty ZWL brzmią logicznie, może patrzę na to z dzisiejszego punktu widzenia. Zdałam też sobie sprawę, że nie znam z literatury dziecięcego punktu widzenia - jak te dzieci znosiły to, że rodziców miały do dyspozycji przez jakieś kilkanaście minut dziennie. Jeżeli gdzieś jest o tym mowa, to raczej na zasadzie informacji "a wczoraj na obiad była kasza".

      Usuń
    15. Może problem naświetli "O czym wiedziała Maisie" Jamesa - co prawda to wcześniejsza epoka, ale dziecko jest tu w centrum uwagi.

      Usuń
    16. Klasyka gatunku: wspomnienia Christophera Milne'a, dziecko epoki, mamusia baluje, tatuś pracuje. Inny przykład: Mary z Tajemniczego ogrodu.
      @Ania: a obojętność Daisy wobec dziecka miała pokazać, że była egoistką? Mnie się raczej wydaje, że pokazana została norma dla ich środowiska.

      Usuń
    17. No tak, idąc tropem Tom = drań, Daisy musiałaby być egoistką (choć niewykluczone, że była). Przychylam się do Twojego zdania, że to norma.

      Usuń
    18. Dzięki za podpowiedzi :-). Zupełnie zapomniałam o tych wspomnieniach Christophera Milne'a, a przecież słuchałam kiedyś audycji o nich. Nawet pamiętam konkluzję... ale lepiej przeczytam i wyrobię sobie własną opinię.

      Usuń
    19. Nie demonizowałabym roli dziecka w tej powieści. Zdaje się, że podobna dyskusja wywiązała się nam już przy okazji "Nory" - parę lat później, ale niewiele się zmieniło. Zresztą, by pozostać przy Stanach, także i obraz "białego" macierzyństwa w opisujących lata 50-te XX wieku "Służących" nieco różni się od naszych współczesnych wyobrażeń.

      Usuń
    20. Wydaje mi się, że Daisy na swój sposób kocha córeczkę. Jednak z akcentem na "swój" czyli powierzchownie i na pokaz. W scenie z córeczką najważniejszy jest wygląd małej Pammy: "- Moje skarby najdroższe! Czy mama nie zaprószyła ci pudrem czuprynki, pożółkłej jak u starej babci? A teraz stań prosto i powiedz grzecznie: dzień dobry!". Pammy jest po prostu lalką.

      Usuń
    21. @ Lirael

      Wydaje mi się, że w literaturze i kinematografii często zdarzają się właśnie takie sceny. Plus: Zuziu, ukłoń się panu i powiedz wierszyk. Dzieci (przynajmniej dziewczynki) traktowane jak lalki, zgadza się.

      Usuń
    22. Mnie niemiło uderzył żarcik o kolorze włosów Pammy. Nawet dla dziecka w jej wieku taka uwaga przy obcych na pewno nie była miła. Obawiam się, że relacje Daisy z córką były zbliżone do tych między Zeldą a Scottie. Kiedy Fitzgerald opublikował "Wielkiego Gatsby'ego" dziewczynka miała 4 lata.

      Usuń
    23. Jesli czytac Gatsby'ego jako refutacje amerykanskiego snu (przepraszam za brak polskich czcionek, ale obrazil sie na mnie komputer :s), to i uczucie Gatsby'ego do Daisy, i stosunek tej ostatniej do corki znajduja swoje uzasadnienie. Dla Gatsby'ego "posiadanie" Daisy oznacza potwierdzenie jego statusu spolecznego - nic mu po wielkim domu i odjechanym samochodzie, jesli u jego boku nie bedzie kobiety wywodzacej sie z wyzszej klasy spolecznej (w amerykanskim rozumieniu tego terminu, czyli z rodziny, ktora od dawna ma pieniadze.) Dzieki temu jego postac jest znacznie ciekawsza od Wokulskiego, ktory po prostu kocha i cierpi ;)

      Co do dziecka, to owczesne normy spoleczne (a czesciowo i stan medycyny) niejako wymagaly od Daisy posiadania potomstwa, na ktore wyraznie nie miala ochoty. Stad nie najcieplejsze uczucia wobec corki. Bardzo ciekawa jestem delikatnej Carey Mulligan w roli Daisy. Bardzo lubie te aktorke i wydaje mi sie, ze bedzie w stanie wygrac smutek, ktory jest moim zdaniem dominujaca cecha tej postaci.

      Usuń
  3. Nickowi została przypisana rola naocznego świadka. W moim odczuciu to uwiarygodnia całą historię, i jednocześnie bardziej przykuwa uwagę czytelnika. Pozostawia też dużo jego domyślności - trzeba budować cały obraz ze strzępków informacji, mając w pamięci, że to co inni mówią o Gatsbym (ale też i on sam o sobie), wcale nie musi być prawdą. Mnie się podoba ten zabieg; uważam, że wersja z wszechwiedzącym narratorem mogłaby być nudna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. Poza tym dostajemy od autora historię wspomnianego Nicka, który jest również interesujący. Mnie także podobał się ten pomysł.

      Usuń
    2. Zaleta nieobiektywnego narratora jest rowniez to, ze nie musimy sie z nim zgadzac i nie we wszystko musimy mu wierzyc. Pewna wykladowczyni zaproponowala nam kiedys nastepujace cwiczenie : wyobrazcie sobie, ze Nick jest idiota. To pomysl na zupelnie inne odczytanie powiesci.

      Usuń
    3. Nick sprawia wrażenie osoby dość rozsądnej, ale rzeczywiście trzeba mieć do niego ograniczone zaufanie. :)

      Usuń
    4. Ćwiczenie dotyczące Nicka sprytne i faktycznie tworzące zupełnie inny świat literacki. Wydaje mi się jednak nieuprawnione; brak podstaw, aby tak myśleć o Nicku.

      Usuń
  4. ad 1: Wielki w sensie olśniewający i imponujący, bogaty i z gestem. Przymiotów ducha uzasadniających to określenie nie widzę, ale ja Gatsby'ego nie bardzo lubię - męczył się facet w obcym świecie, wśród ludzi, którzy go wykorzystywali, ale nie mieli zamiaru uznać parweniusza za swojego. Może ten wielki to ironia, bo jednak bardziej mi do Gatsby'ego pasuje to westchnienie "biedny sukinsyn".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olśniewający - tego słowa mi zabrakło.;) Podejrzenia o ironię raczej słuszne, choć determinacja Gatsby'ego jest godna podziwu. W końcu był ucieleśnieniem (przynajmniej przez chwilę;)) amerykańskiego marzenia.
      Zgadzam się co do miotania się w obcym świecie. Chyba był za mało stanowczy w stosunku do fałszywych znajomych.

      Usuń
    2. On te tłumy traktował chyba jak legitymizację swojej pozycji i bogactwa, chciał imponować Daisy, a był tylko naiwnym frajerem karmiącym pół Nowego Jorku.

      Usuń
    3. Wciąż nie mam pewności, po co organizował te przyjęcia. Żeby ściągnąć Daisy czy żeby - jak piszesz - przypieczętować swoją pozycję (taki PR).
      Naiwniak, niestety. Ale w interesach wydawał się b. konkretny.

      Usuń
    4. Jak Wokulski. Ja mam wrażenie, że takim jak Gatsby i Wokulski brakowało trzeźwego spojrzenia na kobiety, szczególnie te z wyższych sfer. Oni je traktowali jak bóstwa, zamiast, jakby napisał Wiech, złapać za ondulację i pokazać, kto rządzi:P Pewnie byle kolega Daisy z klubu tenisowego miał o niej bardziej realistyczne wyobrażenie.

      Usuń
    5. I to by wyjaśniało, dlaczego Daisy pozostała u boku Toma - on z pewnością potrafił szarpnąć za ondulację. Zobowiązania matki i żony chyba nie były jedynym powodem do pozostania.

      Usuń
    6. I jak umiejętnie potrafił pozbyć się konkurenta :-/

      Usuń
    7. Wyjątkowo odrażający gość z tego Toma.

      Usuń
    8. Odrażający, ale "branie" u kobiet miał, drogie panie. Czy to tylko pieniądze? Chyba nie.

      Usuń
    9. Wydaje mi się, że bycie tylko naiwnym frajerem wiązałoby się z utratą godności, a on miał w sobie coś szlachetnego. Nie odbierałam go jako osobę żałosną, raczej jako kogoś, kto zatracił się w swoim marzeniu. Ja też miałam skojarzenia z "Lalką".

      Usuń
    10. @ momarta

      Nie wiem, czy Daisy i Myrtle świadczą o wielkim powodzeniu Toma. Na pewno dla niektórych kobiet mógł być pociągający, bo to w 100% macho.

      @ Lirael

      Fakt, miał w sobie godność i pewne poczucie honoru, jednak w sprawach sercowych był moim zdaniem niepoprawnym romantykiem. Powtórzę się: to jest mężczyzna po 30-tce, który w życiu raczej sporo widział. Był na wojnie, jest uwikłany w brudne interesy, więc musi zdawać sobie sprawę, że świat jest brutalny i zepsuty. Nie wiem, czy po takich doświadczeniach można być tak zaślepionym. Nie odbieram Gatsby'ego jako żałosnego, ale szkoda mi go. Z chęcią bym nim potrząsnęła i kazała się obudzić.;)

      Usuń
    11. Lirael i Ania: Przykro mi, ale ja nie widzę w Gatsby'm nic szlachetnego, że o poczuciu honoru nie wspomnę. Szlachetność ludzi poznaje się po tym, do czego dążą. A on do czego dążył? Do pieniędzy i do wyimaginowanej Daisy. Ten cel uświęcał dla niego środki, nie wahał się dla jego osiągnięcia porzucić rodziców, uwikłać się w brudne interesy. No, ale że był przystojny i dobrze ubrany, jesteśmy skłonni wybaczyć mu więcej niż innym, brzydszym i biedniejszym. Taka już nasza natura.

      Usuń
    12. Poprę Momartę:) Mam wrażenie, że patrzycie na Gatsby'ego przez pryzmat Redforda:) Czyny i zachowania Gatsby'ego nie wskazują na szlachetność, mam wrażenie, że to opisy narratora sugerują coś takiego, te biele, aureole, błyski. Carraway go może trochę idealizował, lubił go i te uczucia przenoszą się na czytelników. Na mnie bardzo przygnębiająco wpłynęła informacja o brudnych interesach G., bo wcześniej też go oglądałem przez różowe okulary narratora: taki sympatyczny biedaczyna, a tu bach: prawie gangster:P

      Usuń
    13. @ momarta

      Czy nie jest honorowym wziąć cudzą winę na siebie, bo taki był plan po wypadku? Oczywiście nie czyni go to z miejsca szlachetnym, jednak przejawiał pozytywne zachowania.
      Tak, prowadził nieuczciwe interesy. Nie był na szczęście bezdusznym gangsterem z mafii.
      Nie widzę niestety nic hańbiącego w tym, że ktoś chce wyjść z biedy i żyć w luksusie. Wiemy, że Gatsby wcześniej wzbogacił się na sieci drogerii, raczej tylko za sprawą determinacji, nie przemytu.

      @ momarta i ZWL

      Proszę, nie wmawiajcie mi, że patrzę na Gatsby'ego przez pryzmat przystojnego bohatera, ew. Redforda, bo to po prostu bzdura.
      Postrzeganie Gatsby'ego oczyma Carrawaya jest już bardziej prawdopodobne.

      Usuń
    14. Nie wmawiam, tylko sugeruję:P A Carraway faktycznie ustawia czytelnika, bo chyba Daisy mu do gustu nie przypadła i to się udziela.

      Usuń
    15. Mnie się chwilami wydawało, że Daisy trochę go pociągała, ale że była zamężna, sprawa była dla Nicka zamknięta.

      Usuń
    16. Do wmawiania Redforda się nie przyznaję - to nie ja, to on:PP
      Tego, czy nie był bezdusznym gangsterem to tak do końca nie możemy być pewni - jest to przedstawione tak niejasno, że moim zdaniem żadnej wersji nie można wykluczyć.
      Owszem, Gatsby chciał wziąć winę na siebie - pytanie, czy faktycznie by to zrobił, gdyby przyszło co do czego.
      Ja też nie widzę nic hańbiącego w tym, że ktoś chce wyjść z biedy. Pytanie tylko, po co to robi i czy uważa, że tylko przez to stanie się lepszym, a bieda to samo zło i wstyd (dlaczego niby odciął się od swoich rodziców?). No nie lubię faceta, i tyle. Choć na tle Daisy i Toma błyszczy. Pogubił się w życiu, tak myślę.

      Usuń
    17. Nie wiemy, czy od rodziców odciął się dlatego, że się ich wstydził.

      Ja mam dla niego trochę sympatii, stąd zapewne moja ocena jest inna. Delikatność Gatsby'ego nie pasuje mi do gangstera i zabijaki.

      Usuń
    18. Jest takie zdanie, które pod koniec wypowiada ojciec Gatsby'ego, że G kiedyś powiedział mu, że "je jak świnia". Może i tak jadł, ale rodzicom nie mówi się takich rzeczy w taki sposób.

      U mnie sympatii dla G. niestety mało. Za wielki z niego egoista (jednak jest coś, w czym naprawdę jest wielki). Zabijaką nie był na pewno, ale można być wszak gangsterem zdalnie, nie brudząc przy tym białego garnituru.

      Usuń
  5. ad 2: Gatsby i Daisy jak Wokulski i panna Iza:) Mam wrażenie, że takim dorobkiewiczom z nizin wydaje się, że jak panna arystokratka, choćby tylko finansowa, i piękna, to od razu anioł i ideał. Ot, blask ich oślepia i wyłącza racjonalne myślenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam to samo skojarzenie! W ogóle widzę tu sporo podobieństw do "Lalki". Gatsby'ego też najpierw poznajemy z plotek, później z relacji kogoś, kto go znał. Obie historie kończą się źle dla bohaterów.

      Usuń
    2. Faktycznie podobieństwa między parami ogromne.;)
      Z żalem stwierdzam, że żadna z kobiet jako żona nie przyniosłaby raczej szczęścia swemu mężczyźnie. Obie takie puste i płoche...

      Usuń
    3. Co myśleć o mężczyznach, którzy umieją osiągnąć taki życiowy sukces, za to kompletnie nie potrafią wybrać godnej nich towarzyszki życia?...
      A czy przypadkiem (tak mi nagle wpadło do głowy) nie tego właśnie oczekiwano od kobiet? Patrz choćby Nora z "Domu lalki"...

      Usuń
    4. Wracając z pracy również pomyślałam o Norze.;)
      Tak, pewnie w latach 20-tych w kręgach "starych pieniędzy" kobietom stawiano konkretne oczekiwania. I tu aż się chce porozmawiać o Jordan, która była na oko inna, bo niezależna, a w efekcie podążyła tą samą drogą co Daisy, bo się zaręczyła.

      Usuń
    5. W ogóle nie przyszło mi do głowy, że Jordan jest inna, dla mnie obie z Daisy są ulepione z tej samej gliny. Nick powiedział o Jordan, że jest "chorobliwie nieuczciwa" (koniec rozdz. III); a więc w moim pojęciu tak samo zepsuta, jak cała jej sfera. W ogóle dziwiłam się, że Nick, mimo że tak szybko rozszyfrował Jordan i nakreślił jej mocno niepochlebny portret, wciąż się z nią spotykał.

      Usuń
    6. Właśnie: dlaczego Nick spotykał się z Jordan? Sprawiał wrażenie, jakby jej nie lubił.

      Usuń
    7. Sam stwierdził, że najpierw mu pochlebiało pokazywanie się w towarzystwie z mistrzynią golfa, później czuł "tkliwe zainteresowanie". Dziwnie łatwo zaakceptował tę jej nieuczciwość. A u mężczyzny chyba uznałby taką cechę za dyskwalifikującą.

      Usuń
    8. Nick nawet dziwnie łatwo zakończył znajomość z Jordan.
      Miałam wrażenie, że on się nieco podkochiwał w Daisy, a Jordan była "zamiast".

      Usuń
    9. A może i tak :-). Sama Jordan też miała charakterek. Z jednym się spotykała, z drugim zaręczyła...

      Usuń
    10. Skoro Nick dał jej kosza (sic!), nie marnowała czasu.;(

      Usuń
    11. I z pewnością umiała o siebie zadbać ;-). Dam głowę, że pretendentów do ręki było więcej, wybierała najlepszą opcję.

      Usuń
    12. Bo kobiety są praktyczne.;)

      Usuń
    13. To, czy się zaręczyła, nie jest wcale takie pewne. Nick w to powątpiewa, i moim zdaniem nie bez podstaw.
      Porównanie Gatsby'ego do Wokulskiego? No nie. Wprawdzie zdecydowanie przyjemniej spędza się czas wtulonym w białą flanelę, przechadzając się po wypielęgnowanym ogrodzie, bądź jadąc z rozwianym włosem kabrioletem, to jednak charakterologicznie wolałabym te nieszczęsne czerwone ręce. Choć jakiś cień charakteru miały, w odróżnieniu od unoszącego się w kosmosie Gatsby'ego?

      Usuń
    14. Nie porównałem G do W, tylko sytuację romansową. Wokulskich zdecydowanie przerasta Gatsby'ego charakterem, mimo słabości do Izabeli. Gatsby w kosmosie? W kosmosie to Pan Kleks był, Gatsby co najwyżej stracił kontakt z rzeczywistością:P

      Usuń
    15. W + I - G + D = X :PP
      Sytuacja romansowa istotnie podobna. Ach, ach, czyżby Fitzgerald był fanem Prusa?
      No tak, kosmos Pana Kleksa i Gatbsy'ego to różne kosmosy. Ale czy ktoś mówił, że obaj byli w tej samej galaktyce?:P

      Usuń
    16. No Gatsby nie z tej ziemi był faktycznie:P

      Usuń
    17. Strasznie mnie smuca takie porownania miedzy piekna i migotliwa powiescia Fitzgeralda i dosc toporna jednak Lalka :(

      Wydaje mi sie, ze dla Gatsby'ego Daisy nie jest celem samym w sobie, ale niezbednym elementem wizji samego siebie, ktora ukul juz jako mlody chlopak. Nie wiem, czy pamietacie jego zeszyt, w ktorym jako nastolatek zapisywal wykonane czynnosci - widac, ze jego prawdziwym celem (jak i wielu bohaterow FSF) jest dostanie sie do wyzszej klasy spolecznej. Tylko zwiazek z powszechnie szanowana kobieta (czyli nie z jedna z dziewczyn, ktore nawiedzaly jego przyjecia) moze mu to umozliwic. Kiedy mowi o Daisy, ze jej glos jest pelen pieniedzy, widac wyraznie, ze kobieta jest dla niego symbolem statusu, do ktorego dazy, a nie wyidealizowana boginia.

      Gatsby najpierw probuje zdobyc pozycje uczciwie, droga wyrzeczen (widac to wlasnie po jego szkolnym zeszycie), ale gdy to okazuje sie niemozliwe, wkracza na droge przestepstwa. FSF pokazuje w ten sposob, ze amerykanski sen jest mitem - zeby z pucybuta zostac milionerem, trzeba najpierw przejsc prez stadium gangstera.

      Usuń
    18. "Lalka" toporna?! To jest dopiero nóż w serce. :) Bardzo lubię powieść Prusa.
      Porównania dotyczą raczej Wokulskiego. Wydaje mi się, że podobieństw w kreacji postaci jest całkiem sporo.

      Usuń
  6. ad 5: nie wiem, o co chodzi z tym duchem epoki:P Jest jazz, przyjęcia, niejaka swoboda obyczajowa i hektolitry alkoholu - jak dekoracja do filmu. Już chyba u Chandlera epoka wypadała lepiej, bo mniej płasko.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ad.6. Moim zdaniem jest nadal aktualna. Dużo się zmieniło od tamtego czasu, ale jednak na pozycję społeczną wciąż zwraca się uwagę; może nawet bardziej niż powinno. Jak świat świtem ludzie źle lokowali swoje uczucia - pod tym względem nic się nie zmieniło i nie zmieni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, taka historia mogłaby się zdarzyć obecnie, także w Polsce.

      Usuń
  8. ad 3: to kolejna (a może pierwsza?) powieść z narratorem typu "jestem początkującym pisarzem i męczę się nad pierwszą nowelką, ale w międzyczasie przytrafiło mi się coś niezwykłego". I przytrafia się im a to Gatsby, a to Holly Golightly, a to wybór Zofii. Mnie to dość irytuje, bo ani się za wiele nie dowiem o samym narratorze, ani o tych nieszczęśnikach, o których opowiada:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno DFitzgerald pisał WG we Francji, może miał głowę zajętą czymś innym i to mu utrudniało pisanie.;)

      Usuń
    2. Uzupełnię: dla mnie styl WG przypomina jazdę po wybojach.;)

      Usuń
    3. Styl stylem, są momenty naprawdę dobre, ale całość jest niezborna, konstrukcja niepozbierana.

      Usuń
    4. Zgadzam się, ale przeskoki w relacjonowaniu wydarzeń są moim zdaniem udane. Jak uważasz?

      Usuń
    5. Raczej są irytujące, nie znoszę narracji w stylu "ale naprawdę był biedakiem, ale o tym dowiedziałem się dużo później" oraz "przeskoczę teraz wydarzenia, żeby uzupełnić wiadomości".

      Usuń
    6. Antycypacji też nie lubię.;( Podobało mi się natomiast stopniowe odkrywanie prawdy o G.

      Usuń
    7. Uszło, chociaż też jakoś tak z czkawką to szło:)

      Usuń
    8. A mnie korci, żeby dla porównania sprawdzić, jak Fitzgerald inne książki napisał. Może taki miał styl?

      Usuń
    9. A propos stylu. Też miałam ochotę poczytać więcej Fitzgeralda, ale w WG trafiłam na różne kwiatki i nie wiem, czy to styl pisarza, czy to może cecha tłumaczenia. Np. taki: "czekał więc jeszcze chwilę, wsłuchując się w odgłos kamertonu, który uderzył o gwiazdę" (żecojak??...).

      Usuń
    10. Mnie też się wydaje, że Fitzgerald lepiej pisał niż wynika to z polskiego tłumaczenia.;) W sieci można znaleźć fragmenty WG w oryginale i brzmią dobrze.
      Kamerton uderzający o gwiazdę? Hm, może to jakowaś skomplikowana metafora?;)

      Usuń
    11. W takim razie jeszcze nie skreślam pisarza ;-). Dla mnie to brzmi jak upoetycznianie prozy na siłę. Zgrzyta niemiłosiernie. Przesadnie wydumana metafora...

      Usuń
    12. Wydaje mi się, że Lirael czytała w oryginale, więc jutro może się wypowie na temat oryginalnego stylu Fitzgeralda.

      Usuń
    13. Ojej, ojej, no ale się wybredni trafili:PP
      Mi się podobało, ale potraktowałam Gatsby'ego jako przerywnik w przebijaniu się przez najnowszą Ingę Iwasiów, i przy tym to się naprawdę znakomicie czyta...
      Poza tym traktuję WG jako romansidło, a wobec takich nie mam zbyt wygórowanych oczekiwań.
      Na półce ciągle mam "Pięknych i przeklętych" - może teraz się zabiorę i opowiem jak było. Kiedyś na pewno to zrobię:P

      Usuń
    14. Jednak nie czytałam całości w oryginale, ale oryginał mam. Przeglądałam i wersja angielska jest zdecydowanie lepsza, bardziej naturalna.

      Usuń
    15. @ momarta

      Dla mnie to zdecydowanie coś więcej niż romansidło, między innymi za ciekawą problematykę w tle.

      @ Lirael

      Pocieszyłaś mnie. Następnego Fitzgeralda spróbuję poczytać w oryginale.

      Usuń
    16. Faktycznie, cofam "romansidło". To jest powieść z dominującym wątkiem romansowym, ale i z istotnie ważnym innym tłem. Nie zmienia to faktu, że od początku mówiłam że mi się podobała, choć na listę "top ten" bym jej nie wciągnęła.

      Usuń
    17. ~ Ania
      W celach rozpoznawczych wyślę Ci mailowo "Gatsby'ego" w oryginale.

      ~ Momarta
      Stanowczo za melancholijne na romansidło. :)

      Usuń
    18. Romansidlo! Zastrzezenia wobec stylu! Wbijacie mi noz w serce...

      Usuń
    19. Przy okazji - francuski pisarz Frederic Beigbeder jakis czas temu grzmial w Le Figaro "Wara od Gatsby'ego" 9tytul artykulu, ktory napisal), zabraniajac jakimkolwiek tlumaczom tykania jego ukochanej powiesci ;)

      Moze Jacek Dehnel, ktory pracuje nad nowym przekladem, uratuje te powiesc dla polskiego czytelnika?

      Usuń
    20. Zastrzeżenia wobec stylu dotyczyły raczej przekładu "Wielkiego Gatsby'ego". Bardzo jestem ciekawa tłumaczenia Dehnela. Nie miałam pojęcia, że nad nim pracuje.

      Usuń
    21. Z romansidła się wycofałam, więc darujcie mi życie:))

      Dehnel jako tłumacz mnie ciekawi i zachęca. W roli ratownika może być dobry, choć mi akurat styl dotychczasowego tłumaczenia nie przeszkadzał.

      Usuń
    22. Skądś tłumaczka ten styl wzięła, nie pisała chyba samodzielnie całości?

      Usuń
    23. No nie wiem, nie ufam komuś, kto tłumaczy "cordials" jako "inne trunki". :)

      Usuń
    24. Jakby tłumaczka dała "kordiały", to pewnie byście wybrzydzały jak z szynką w korzeniach:)) Ale Dehnel mi na tłumacza Gatsby'ego pasuje i może się nawet skuszę na ponowną lekturę.

      Usuń
    25. Wolałabym "kordiały" niż "inne trunki". :)
      Mnie też Dehnel pasuje, nawet bardzo. :)

      Usuń
  9. Ponieważ mam mało czasu, to tylko szybko zapodam swoje "złote myśli" i ucieknę, a dopiero wieczorem postaram się zagłębić w dyskusję.
    1. "wielki" jest ostatnim przymiotnikiem, jakim obdarzyłabym tę postać. Gdyby nie autor, pewnie bym na to nie wpadła. Pytanie tylko, czy "great" to aby na pewno wielki? Chyba nie mamy słowa, które by oddawało tę wielość znaczeń.
    Jeśli "great" to tylko pozornie. Piękny wygląd, piękny uśmiech, piękny strój, wielki i wspaniały dom, cudowne samochody. I wszystko psu na budę i szlag trafił. Marność nad marnościami i wszystko marność, by skorzystać z klasyka:)
    Smutny ten Gatsby, i tyle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutny, masz rację. Na moje wyczucie w tej powieści dominuje posmak straty, przegranej i rozczarowania. Jednym słowem - gorzka.
      Blichtr jest, owszem, ale jak piszesz, wszystko okazuje się marnością.

      Usuń
  10. 2. Daisy to takie pierwsze wyobrażenie Gatsby'ego o miłości. Była czymś wówczas nieosiągalnym, tworem rodem ze świata, do którego aspirował, a do którego nie miał (jeszcze) dostępu. Daisy którą pokochał była jego wyobrażeniem o życiu, które powinien wieść; ona sama chyba nie była tu tak istotna, natomiast przez lata rojeń i mrzonek urosła do rangi anielskiej i niebiańskiej istoty. Którą niewątpliwie nie była.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuję się w stu procentach! Właśnie o to mi chodziło, tylko nie umiałam wyrazić tego tak celnie jak Ty :-)

      Usuń
    2. Czyli pasowała do układanki pt. udane życie bogatego mężczyzny.;( Przygnębiające, ale trudno się z tym nie zgodzić.

      @ momarta

      Podoba mi się, co napisałaś: ona sama nie była tak istotna. Okropne, ale raczej prawdziwe.

      Usuń
    3. Czy ja wiem, czy takie okropne? Mnie tam jej nie szkoda. Rozpuszczona, zła, bogata kobieta, która wszystko ma dzięki pieniądzom, urodzie i pozycji społecznej rodziców. Mało takich i teraz? Ona sama zresztą, zdaje się, że ostatecznie dobrze czuła się w roli puzzla.

      Usuń
    4. Ja też nie przepadam za Daisy, ale dlaczego od razu zła?

      Usuń
    5. Zła, bo nie liczy się z ludźmi, traktuje ich jako zabawki. Przypominam ponadto, że to ona zabiła (nieumyślnie oczywiście) panią Wilson, po czym po prostu dała nogę, nie zastanawiając się nad tym co będzie dalej i kto na tym ucierpi. Z pewnością zaś Tom objaśnił jej podczas nocnej rozmowy, że wszystkie podejrzenia spadną na Gatsby'ego. Nie pojawiła się na pogrzebie Gatsby'ego. Mało?
      Ostatnio jestem mało tolerancyjna. Dla zła zwłaszcza.

      Usuń
    6. Tak, źle, że zabiła, zbiegła z miejsca wypadku i z pomocą męża zatuszowała sprawę.
      Jej sposób traktowania ludzi i nieobecność na pogrzebie Gatsby'ego to dla mnie zupełnie inna kategoria "czynu". Nie pochwalam, ale nie nazwałabym jej z tych dwóch powodów osobą złą. Dla mnie "zły" to b. mocne słowo.

      Usuń
    7. Dla mnie też, ale uważam, że dzieje się bardzo źle (i znów to słowo:P), że zaczynamy to zło relatywizować. Ojejku, ona tylko zrobiła ..., ojej, ale co w końcu takiego się stało. Nie. Zło jest też w rzeczach małych, często od tego się zaczyna. Daisy pewnie kiedyś nie była zła, tylko pusta i zepsuta. W momencie kiedy książka się kończy nie mam wątpliwości, że jest zła. Tak właśnie.
      Dodam tylko tyle, że wczoraj miałam na dotknięcie ręki takie samo zło. Zło należące do tzw. elity z racji wykonywanego zawodu ("te doktory, profesory:P), bardzo inteligentne, bardzo bogate, któremu do tej pory wszyscy mówili tak właśnie "ojej, no niedobrze pan zrobił, ale to jeszcze nic strasznego". A on robił coraz więcej i więcej. W białych rękawiczkach, jak Daisy. I jest dziś przekonany o tym, że to ja mam świra, bo jestem pierwszą osobą, która powiedziała mu to, czego nikt inny do tej pory nie powiedział. Może gdyby stało się to parę lat temu, to coś by się zmieniło; teraz jest już za późno. A on dalej będzie chodził po świecie w - nomen omen - białej koszuli i wszyscy będą uważali, że może coś jest nie w porządku, ale przecież to jeszcze nie zło.

      Usuń
    8. Zasadniczo masz rację.
      Staram się nie oceniać ludzi w kategoriach dobry-zły, a już szczególnie unikam potępiania kogoś/czegoś w czambuł.

      Usuń
    9. Mówienie, że ktoś jest zły niekoniecznie oznacza potępiania w czambuł. Nawet zły człowiek czasem zachowuje się dobrze. U Daisy nie widziałam jednak skłonności do takich zachowań.

      Usuń
    10. Chyba pozostaniemy przy własnych opiniach.;)

      Usuń
  11. 3. Nie zastanawiałam się nad rolą Nicka, ale taki narrator pasuje mi do klimatu książki. To chyba zresztą narracja nadaje tej powieści to "coś"; przy wszechwiedzącym byłaby to taka sobie opowiastka, jakich wiele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, chyba należy sądzić, że dzięki narracji Nicka powieść ma taki, a nie inny styl i być może sposób snucia opowieści oddaje charakter (bo nastrój - na pewno) tegoż Nicka. Wydaje mi się, że był podobny do Gatsby;ego, mimo że uważał inaczej.;)

      Usuń
  12. 4. Symbolika, powiadasz? To takie łopatologiczne coś, to była symbolika?
    Zdecydowanie wolę symbolikę strojów bohaterów - "garnitur z białej flaneli" i "ciemnoniebieska krepdeszynowa sukienka w groszki" - to dopiero jest coś:PP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też momentami ta symbolika wydała się łopatologiczna, zwłaszcza oczy doktora na bilbordzie. Ale podział świata na wschodni i zachodni b. mi się podobał.

      Teraz zaczynam się zastanawiać, dlaczego Tom czasem jeździł koleją - czy to również miało coś znaczyć?

      Na stroje nie zwracałam uwagi, bo po obejrzeniu dawnej ekranizacji dawno temu zakładam, że bohaterowie ubierali się głównie na biało, co nie jest prawdą.;) Nawet nie wiem, czy miałam kiedyś w ręce krepdeszyn.;(

      Usuń
    2. Jak popatrzę na Ciebie, to sama sobie się wydaję jakaś taka toporna i grubo ciosana. Zabij mnie, a nie doszukam się drugiego dna w podróżach koleją.

      Krepdeszyn mnie fascynuje głównie nazwą, choć już groszki są czymś, co całkiem lubię (i co całkiem do mnie ostatnio nie pasuje, niestety).
      Jest jeszcze "liberia niebieska jak jajko gila" (o rety!).

      Usuń
    3. Biały kolor w strojach pojawia się wiele razy:
      "Ciocia Jordan ma też białą sukienkę".
      "Były w białych sukniach, jeszcze marszczących się i rozwianych"
      "Przyszedł tylko raz, w białych pumpach"
      "Ubierała się na biało, miała mały, biały kabriolet"
      "wpadł Gatsby w białym flanelowym ubraniu, srebrzystoszarej koszuli i złocistym krawacie"
      "pijana kobieta w białej wieczorowej sukni"
      "była chłodna, jak ich białe suknie i obojętne oczy, wyzbyte wszelkich pragnień".

      Zapewne ten kolor też miał znaczenie symboliczne.

      Usuń
    4. Podróże Toma koleją mogą mieć dość prozaiczne znaczenie - mogły być przykrywką dla jego zniknięć z domu w celach wiadomych.

      Usuń
    5. @ momarta

      OK, niech będzie, że się zagalopowałam z doszukiwaniem się symboliki pociągu. Zdziwiło mnie, że taki bogacz jak Tom podróżuje z tłumem innych ludzi.

      Tak, krepdeszyn to ładne słowo.;)

      @ Lirael

      Jestem pełna podziwu dla Twojej listy!
      Mówiąc o bieli dorzucam jeszcze imię Daisy (= stokrotka) czyli kwiat z przewagą bieli.

      Również myślałam o przykrywce, ale Tom niespecjalnie ukrywał fakt posiadania kochanki.;( Niech będzie, że pociąg nic nie znaczył.;)

      Usuń
    6. Mam "Wielkiego Gatsby'ego" w wersji elektronicznej, więc wyszukanie słowa "biały" bynajmniej nie było trudnym zadaniem. :) W czasie czytania zwróciłam uwagę na białe stroje. I rzeczywiście, królowały w filmie.

      Usuń
    7. W kwestii pociągów zawsze możemy odwołać się do Freuda.:)

      Usuń
    8. Dominacja bialego koloru moze sugerowac pozorna niewinnosc calego towarzystwa, w ktorym wszyscy poza Nickiem i Jordan maja pod koniec powiesci krew na rekach.

      Usuń
    9. Bardzo ciekawa interpretacja! Jordan nie ma krwi na rękach, ale wydawała mi się dość antypatyczna i wprost mówi się o jej nieuczciwości.

      Usuń
  13. 5. Czym jest duch epoki, należałoby najpierw zapytać. I czy w ogóle istnieje coś takiego, jak jeden duch epoki.
    Jeśli chodzi o znane nam z amerykańskich filmów wyobrażenie o życiu zepsutych elit w latach 20-tych ubiegłego wieku, to niewątpliwie książka dobrze się w nie wpisuje. To leżenie na kanapie całymi dniami, przyjęcia, pijaństwo. Życie państwa Wilson (a zwłaszcza pana Wilsona) wyglądało jednak zupełnie inaczej; że nie wspomnę o pogardliwie traktowanych przez Toma Murzynach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie - Tom. Jego wypowiedzi sporo mówią o ew. nastrojach społecznych. Negatywnie wypowiada się o Murzynach, o sobie mówi jako Nordyku, pomstuje na osoby, które nie szanują wartości rodzinnych. Przyjmuję, że to postawa starej amerykańskiej arystokracji ze wschodniego wybrzeża.

      Usuń
    2. Fitzgeralda i jemu wspolczesnych nazywano "straconym pokoleniem" (ze wzgledu na ich udzial w pierwszej wojnie swiatowej) i jest w Gatsby'm cos stracenczego i jakies nieuchwytne poczucie konca, co mozna uznac za oddajace ducha epoki.

      Nawet fakt, ze Tom czyta o zmierzchu ery bialego czlowieka, choc przede wszystkim swiadczy oczywiscie o jego rasizmie, budzi refleksje na temat konca pewnej epoki. Sam FSF byl zreszta zdaje sie rasista, wiec nie zdziwilabym sie, gdyby zgadzal sie skrycie z gloszonymi przez Toma pogladami.

      Usuń
    3. Nie wiem nic o poglądach Fitzgeralda, ale odniosłam wrażenie, że kreując Toma na tak antypatyczną postać, poprzez dodanie rasistowskiego wątku chciał czytelnikom jeszcze bardziej go obrzydzić. Twoja interpretacja prowadziłaby raczej do rzucenia na niego jakiegoś światła (przynajmniej w zamierzeniu FSF) - mnie to jednak nie przekonuje, bo wydaje mi się, że ta postać jest dość jednoznaczna.

      Usuń
    4. Nigdy wcześniej nie słyszałam o rasistowskich skłonnościach Fitzgeralda, wręcz mi do niego nie pasują, ale tutaj dowody na to, że Katasia ma rację.

      Usuń
  14. 6. "Wielkie Gatsby" to klasyk. Może trochę zwietrzały, ale mi się podobał. I to wcale nie przez wizję tej romantycznej, tragicznej miłości, bo ona raczej mnie tylko irytowała, gdyż bardzo nie lubię ciężkich idiotów. Jako klasykę warto ją przeczytać i uważam, że czyta się ją dobrze. Na chwilę można dzięki niej przenieść się w ów zepsuty świat i pomyśleć sobie o białych flanelowych garniturach:)
    Nie za wiele ma jednak nam chyba do zaproponowania - ot, truizmy. Pieniądze to nie wszystko; nie wszystko złoto, co się świeci; bo to zła kobieta była i parę innych takich. Nie jestem też pewna, na ile trwałaby w naszej pamięci, gdyby nie ekranizacja z Robertem Redfordem, którego zasadniczo nie lubię, ale w tym filmie, ach, w tym filmie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Momarto, może i truizmy, ale historia uczy, że niczego nas nie uczy. Ludzie wciąż popełniają te same błędy.

      Usuń
    2. Ale czy od klasyki nie wymaga się czegoś więcej niż tylko przyjemności czytania? Ja bym sporo dał za detaliczny obraz epoki, a nie takie kilka maźnięć szkicowych.

      Usuń
    3. Mnie też zastanawia, jak potraktowałabym "Wielkiego Gatsby'ego", gdyby nie miano klasyka i ekranizacje.

      Tak czy owak, dla Amerykanów to najwyraźniej b. ważna pozycja (nie dość, że klasyk, to jeszcze tzw. wielka powieść amerykańska), która fascynuje do dziś. Podobno w związku z nową ekranizacją b. modne stały się wesela w stylu lat 20-tych. Dla mnie bomba.;)

      Usuń
    4. @ ZWl

      Może Amerykanie dostrzegają więcej w tej powieści? Może dla nich kluczowy jest American dream?

      Usuń
    5. Może bym złośliwie powiedział, że Amerykanie nobilitują swą literaturę, wynosząc pod niebiosa przeciętne utworki? :P A tak serio, to być może, że my nie zrozumiemy w pełni oddziaływania Gatsby'ego, tak jak do Amerykanina nie trafi Wesele. Dla mnie wielką amerykańską powieścią jest Przeminęło z wiatrem, że o Steinbecku nie wspomnę, bo na tle Steinbecka Fitzgerald wypada baaaardzo blado. Ale podobnie miałem z Buszującym w zbożu.

      Usuń
    6. @ ZWL

      Amerykanie nobilitują chyba wszystko, co amerykańskie. Po jednej powieści Fitzgeralda mam za małe porównanie ze Steinbeckiem, ale ten drugi dobrze zapisał się w mej pamięci.;) Czy "Myszy i ludzie" za jakiś czas nadawałyby się do dyskusji klubowej?

      Usuń
    7. Znowu ma być na mnie? Według mnie się nadają, choćby z powodu tytułu:)

      Usuń
    8. Choćby z powodu tytułu - dobre.;) Problematyka ciekawa, takiej jeszcze u nas nie było. Nie pamiętam tylko, czy znajdą się punkty zaczepienia do dyskusji.

      Usuń
    9. Dałoby się nawet sporo znaleźć, moim zdaniem, tylko obawiam się, że wszyscy by wyrazili zgodny zachwyt i byłoby po dyskusji:)

      Usuń
    10. Co do nobilitowania Fitzgeralda z racji tylko tego, że był made in USA: tak, tak, tak. Oni tak mają. Patrz: wszystkie filmy na temat wojny secesyjnej, dzięki którym przeciętny Polak wie na jej temat więcej niż na temat, nie przymierzając, Powstania Styczniowego.

      Co do "Myszy i ludzi": też myślę, że będzie nudno. Po mnie nie spodziewajcie się niczego innego niż peanów. Nie wiem, czy Steinbeck napisał jeszcze coś równie cienkiego, ale chyba nie. Prędzej Faulkner, jeśli mamy się w tym gronie obracać.

      Usuń
    11. O, Faulkner może być przyjemnie kontrowersyjny, bo ja go uważam za nudziarza:))

      Usuń
    12. Ja też odniosłam takie wrażenie, kiedy go czytałam, ale to było ze 20 lat temu, więc kto wie, może mi się zmieniło?:P

      Usuń
    13. Tyle że czytać nudziarstwo tylko po to, żeby napisać, że nudne?:P

      Usuń
    14. Jak będzie cienkie, to się poświęcę. Przynajmniej będę wiedziała, że za młodu nie byłam taka całkiem głupia:))

      Usuń
    15. Proza Fitzgeralda nie dostarcza metafizycznych dreszczy, ale według mnie ma dużo melancholijnego uroku i wdzięku. Opinia, że jest ceniona tylko dlatego, że jest amerykańska, wydaje mi się krzywdząca. Czytałam jeszcze dwa tomy opowiadań Fitzgeralda, bardzo mi odpowiadała mi ich świeżość i lekkość. To zupełnie inna proza niż Steinbecka (znam "Na wschód od Edenu"), ale to nie znaczy, że gorsza.

      Usuń
    16. @ momarta i ZWL

      Faulkner od dłuższego czasu jest w planach, zatem będzie można się kiedyś pospierać.

      @ Lirael

      WG ma rzeczywiście sporo wdzięku i melancholijnego uroku, zgadzam się. Na pewno jest książką cenioną z wielu powodów. Rozumiem Amerykanów, którzy cenią ją m.in ze względu na wątek amerykańskiego marzenia. My chyba tego nie rozumiemy, bo od lat wpaja nam się czczenie klęsk narodowych czyli coś zupełnie innego. Mnie w tej powieści ogromnie podobało się tło, uważam, że autor b. dobrze oddał ducha epoki.

      Usuń
    17. Żałuję, że opisy były lakoniczne, marzyłyby mi się takie w stylu "Wieku niewinności" Edith Wharton i "Wszystko dla pań" Flauberta. Wietrzę spory potencjał.

      Usuń
    18. Przeminelo z Wiatrem lepsze niz Gatsby! Pojde chyba upic sie ze smutku szampanem... ;)

      Usuń
    19. O pardon, nie napisałem, że lepsze:P Chociaż podobało mi się bardziej:P

      Usuń
  15. Zgadzam się z momartą co do wypowiedzi 1-5. Natomiast czy to klasyk, czy powieść godna polecenia? Dla mnie powieść, która mnie wymęczyła i zanudziła. Jeśli o amerykańskich klasykach mowa to bez wahania wskazałabym Steinbecka. Czy warto przeczytać - myślę, że tak. Klasykę warto poznawać, bo z niej wywodzi się literatura współczesna. Nie wniosłam nic do dyskusji, ale melduję, że przeczytałam wasze wypowiedzi i mój stosunek do WG podobny jest chyba do stosunku ZWL do tej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że poruszyłaś ważny problem - klasykę warto poznawać. Zdecydowanie. Do Steibecka dorzucam Wharton, Jamesa, Faulknera, z młodszych Rotha i Updike'a.
      WG wymęczył Cię i zanudził? Szkoda.;(

      Usuń
    2. ~ Guciamal
      Wymęczył w sensie, że wynudził, czy że bez entuzjazmu Ci się go czytało?

      Usuń
    3. Przyznam, ze nie rozumiem, jak tacy mistrzowie slowa jak Fitzgerald czy Faulkner moga meczyc i nudzic :( Meczacy i nudni wydaja mi sie wlasnie Steinbeck i Hemingway, a z mlodszych Updike i Roth ;) (choc tych ostatnich niewiele czytalam). Ze wspolczesnych amerykanskich autorow, czy ktos moze powiedziec cos dobrego o Cormaku McCarthy'm, bo planowalam sie za niego zabrac?

      Usuń
    4. Steinbeck nudny? No teraz to ja polecę po tego szampana, żeby się upić:P Hemingway natomiast nudziarz, w rzeczy samej:)

      Usuń
    5. Hemingway nudny?!? To teraz moja kolej na klub wesołego szampana. :)

      Usuń
    6. Może umówmy się wspólnie na jakąś szampańską pijatykę:PP

      Usuń
    7. Katasiu, czytałam tylko "Drogę" McCarthy'ego. Zrobiła na mnie duże wrażenie, powiedziałabym wręcz wstrząsające, ale z perspektywy czasu aż tak wysoko jej nie oceniam. Przeczytać na pewno warto.

      Usuń
    8. ~Zacofany w lekturze
      Będziemy pogryzać tego szampana połyskującymi przystawkami. :)

      Usuń
    9. Galantyną z kurczaka? Wolałbym śledzia w oleju:D

      Usuń
    10. Z szampanem chyba lepiej komponują się truskawki. :)

      Usuń
    11. Ale szampan z truskawkami to był przy okazji Cheriego Colette:))

      Usuń
    12. Dobrego nigdy nie za wiele. :P Zwłaszcza jeśli truskawki na rzekotkowym talerzyku. :)

      Usuń
    13. Czy Gatsby by się poznał na rzekotkowym? :P

      Usuń
    14. Jeśli talerzyk byłby z ekskluzywnego kompletu, poznałby się na pewno. :) Poza tym ładnie by mu się komponował ze złocistym krawatem. :)

      Usuń
    15. Podziwiam pamięć do szczegółów:)

      Usuń
    16. Mam niedosyt takich szczegółów w "Wielkim Gatsbym". Typu lawendowy toczek Daisy. :)

      Usuń
  16. Z góry przepraszam za ewentualne powtórki, ale tradycyjnie jeszcze nie czytałam wcześniejszych odpowiedzi, żeby się nie sugerować. :)

    1.
    Słowo „wielki” mogło być trochę zabarwione ironicznie, bo Jay Gatsby postacią wybitną nie był. Z drugiej strony wyróżnia się wśród miałkiego, materialistycznego otoczenia czymś, co Fitzgerald nazywa "niezwykłym darem nadziei, romantyczną żarliwością". Tym Gatsby mnie ujął przede wszystkim.
    Autor pisze też: "w nim było coś wspaniałego, jakiś wyższy stopień wrażliwości na obietnice życia”. Właśnie ta wrażliwość sprawia, że był jednak osobą wyjątkową. Tło miał nieszczególne, pozostałe postacie w zdecydowanej większości zieją pustką.
    Zauważyłam, że dom Gatsby'ego jest przedstawiany nie do końca realistycznie, raczej jak siedziba króla elfów: "W letnie noce z domu mojego sąsiada niosła się muzyka. W jego błękitnych ogrodach mężczyźni i kobiety zjawiali się i znikali jak ćmy, wśród szeptów i szampana, i gwiazd”.
    We mnie Gatsby wzbudził dużą sympatię. Na pewno był osobą naiwną: wiara w to, że po pięciu latach pojawi się niczym książę na białym rumaku i wszystko będzie tak jak dawniej, świadczy o sporej niedojrzałości, ale takiej roztkliwiającej, nie irytującej.

    2.
    Może na zasadzie przyciągania się przeciwieństw? Daisy jest przedstawiona jako materialistka do szpiku kości. Z mężem „przenosili się z jednego miejsca na drugie, zawsze tylko tam, gdzie gra się w polo i gdzie wszyscy są bogaci”. Nawet w zniewalającej śpiewności głosu słychać brzęk monet. Życie wewnętrzne na poziomie ameby, bluszczowatość i motto „to najlepsza rzecz dla kobiety na tym świecie być pięknym głuptaskiem” wywoływały we mnie mordercze instynkty.

    3.
    Zabieg narracyjny trochę kojarzył mi się z „Jądrem ciemności”. Moim zdaniem jest ciekawszy niż wszechwiedza opowiadacza.
    Informacje na temat Gatsby’ego otrzymujemy w postaci zasłyszanych strzępów informacji, które czytelnik musi sam poskładać. Takie powolne wsączanie wiadomości o bohaterze na pewno wprowadza element napięcia, zaciekawia. Te zasłyszane odpryski są naprawdę intrygujące:
    „on kiedyś zabił człowieka”
    „mógł być niemieckim szpiegiem w czasie wojny”
    „podczas wojny on był w armii amerykańskiej”
    „Powiedział mi kiedyś, że studiował w Oksfordzie”.
    „To bootleger”
    a nawet żartobliwe: „ Gatsby wynurzył się z bagien Luizjany albo z zaułków East Side w Nowym Jorku”.
    Obraz Gatsby’ego budujemy razem z Nickiem. Nie dostajemy gotowca. Mnie się to podobało.

    4.
    Mam wrażenie, że w ogóle istotna jest symbolika jasności, ta powieść jest bardzo świetlista, co też nadaje jej lekkości. Tam, gdzie pojawia się Gatsby, jest prawie zawsze światło. Jest też Daisy, jaśniejąca jak srebro, obraz jarzących się światłem, oszałamiających przyjęć, kilka razy w powieści zalśniło też światło księżyca. Że nie wspomnę o połyskujących przystawkach. :)

    5.
    Ogólnego ducha chyba tak, ale trochę zabrakło mi realiów. Powieść nie była zamierzona jako obszerne dzieło, autora interesowały inne sprawy, ale jakieś detaliczne opisy na pewno dodałyby książce rumieńców. Mam wrażenie, że w Wykonaniu Fitzgeralda byłyby urokliwe – już taksówka o karoserii koloru lawendy i szarym obiciu rozpaliła moją wyobraźnię. :)
    Epoka nie kojarzy mi się najlepiej choćby po scenie w bibliotece – to, że książki są prawdziwe, wywołało ogromne zdumienie!

    6.
    W moim odczuciu o żadnej zwietrzałości nie ma mowy. W ogóle książka dziwnie kojarzyła mi się z szampanem – może za sprawą lekkości stylu Fitzgeralda i cierpkiego wydźwięku „Wielkiego Gatsby’ego”. Przekład nie rzucił mnie na kolana, ale i tak odniosłam wrażenie, że słowa leciutko unoszą się nad ziemią. Odpowiada mi taka musująca proza. Przeczytałam „Wielkiego Gatsby’ego” po raz pierwszy wiele lat temu. Teraz bardziej doceniłam uroki stylu, wtedy koncentrowałam się głównie na fabule. Coraz bardziej podobają mi się takie powroty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ad 1
      Tak, w JG był żar i ogromna nadzieja na przyszłość, nie tylko w kontekście Daisy. Gatsby sprawia wrażenie, jakby był u progu nowego, wspaniałego życia i chyba tak je sobie wyobrażał.
      To ciekawe, co piszesz o domu G. Może to celowy zabieg, który miał podkreślać nierealność sytuacji? W moim wyobrażeniu to był istny pałac.;) Przy okazji: b. podobała mi się scena w bibliotece podczas przyjęcia i scena, gdy Gatsby oprowadzał Daisy po rezydencji.
      Owszem, Gatsby budzi sympatię, ale chwilami zżymałam się na tę postać. Głównie z powodu rumaka, o którym piszesz.;)

      Ad 2
      A może Daisy była kiedyś dla Gatsby'ego niczym biała lilia (czy raczej: stokrotka;): urocza, niewinna, subtelna?;)
      Brzęk monet w głosie - b. podobał mi się ten fragment. Jeden z panów mówi o pieniądzach (money) w głosie Daisy, drugi słyszy w nich miód (honey). Świetna riposta.
      Mnie również Daisy wydała się wyjątkowo pusta, a nawet bezbarwna. Jordan jest o wiele bardziej wyrazista, choć także niezbyt sympatyczna.

      Ad 3
      Porównanie z narracją w "Jądrze ciemności" b. celne. Plotki to także świetny pomysł. Rzeczywiście budują napięcie, a na dodatek czytelnik nie dostaje jasnych odpowiedzi. Co więcej, obraz tworzony przez Nicka ulega zmianom, tak jak jego stosunek do Gatsby'ego.

      Ad 4
      Fakt, powieść jest pełna blasku, dokładnie tak jak piszesz. Kolory, materiały, dźwięki... Plus zielone światełko po drugiej stronie zatoki.;) Sytuacja zmienia się w Nowym Jorku i (diametralnie) w dolinie popiołów.

      Ad 5
      Tak, uwaga o prawdziwości książek była rozbrajająca, ale przecież w wielu domach nuworyszy zdarzały się książki kupowane na wymiar albo wręcz atrapy.;(
      Cóż, lata dwudzieste w USA to okres szalony: z jednej strony rozwój kulturalny i gospodarczy, z drugiej - zepsucie moralne.

      Mnie się podobało tło wydarzeń. Zasygnalizowano rozwarstwienie społeczne, niejednolite etnicznie społeczeństwo, różnicę między wschodem a zachodem kraju. Między wierszami da się wyczytać, że niedawno była wojna, są czasy prohibicji, wielkich przekrętów, ale chyba i rozkwitu gospodarczego, rodzi się jazz, kobiety stają się bardziej wyemancypowane, czarni zaczynają zyskiwać prawa. O modzie i wyposażeniu bogatych wnętrz też można wiele się dowiedzieć.

      Ad 6
      Skojarzenie z musującym szampanem b. mi odpowiada. Mimo melancholijnej atmosfery daje się rzeczywiście wyczuć lekkość.
      Przyznam, że po wczorajszej wymianie zdań moja ocena powieści podskoczyła przynajmniej o jedno oczko.;) Nie twierdzę, że to b. dobra książka, ale na pewno warto ją znać.

      Usuń
    2. Ad 5: faktycznie, Gatsby pozytywnie wyróżniał się na tle reszty, ale za daleko się nie posunął, skoro nie rozciął nawet stron w swoich książkach:P
      Zwróciłyście uwagę, że jedyną osobą, która pojawiła się na pogrzebie był właśnie ów człowiek z biblioteki, którego na przyjęciu interesowało coś więcej niż picie (choć to także było dla niego ważne). To budujące. Jest dla nas nadzieja!:PP

      Ad 6: To skojarzenie z szampanem i określenie "musująca proza" - to tylko Lirael mogła napisać:)) Jak to dobrze, że się tu pojawiłaś, brakuje tu takiego podejścia i takiego doboru słów. Tak, Tobie groszki zdecydowanie pasują:))

      Usuń
    3. ~ Ania
      Pałac na pewno. Gatsby w ogóle ma coś w sobie z księcia z bajki.
      Najbardziej urzekły mnie wpuszczane w podłogę wanny. :)
      Tło społeczne rzeczywiście bardzo ciekawe, aż chciałoby się coś więcej poczytać na ten temat.
      Według mnie zaletą "Wielkiego Gatsby'ego" jest też to, że w tak skondensowanej formie, na niewielu stronach, bez wielkich słów, Fitzgerald potrafił odmalować ludzki dramat o sile tornada.

      Usuń
    4. ~Momarta
      Może Gatsby planował przecinać strony i czytać te książki dopiero siedząc z Daisy przy kominku? :) To na pewno był element dalekosiężnego planu. :)
      Dzięki za miłe słowa. A groszki bardzo lubię.
      Skojarzenie z szampanem było wczoraj jak najbardziej uzasadnione, bo wróciłam z tzw. parapetówki u koleżanki. :)

      Usuń
    5. Lirael, mnie rowniez Gatsby kojarzy sie z szampanem. Zawsze myslalam o tej powiesci jako o "migotliwej", ale zgadzam sie z Toba, ze jest rowniez musujaca.

      Usuń
    6. Migotliwa też jest. :)

      Usuń
  17. Natknęłam się na montaż zdjęć i filmów z Fitzgeraldem, Zeldą i Scottie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcia świetne, a muzyka! Zdecydowanie coś dla mnie.;) Dziękuję za wykopalisko.;)

      Usuń
    2. Mnie wzruszyły przede wszystkim filmiki. A muzyczka silnie energetyzująca. :)

      Usuń