środa, 7 listopada 2012

Przyjęcie à la F. Scott Fitzgerald

Co najmniej raz na dwa tygodnie zjawiał się cały zastęp dekoratorów, aby z pomocą kilkuset metrów grubego płótna i odpowiedniej ilości kolorowych lampionów zmieniać ogromny ogród Gatsby'ego w drzewko Bożego Narodzenia. Na stołach, garnirowanych połyskującymi zakąskami, piętrzyły się pieczone z korzeniami szynki obok sałatek w pstrych kolorach i prosiąt w cieście, i indyków czarodziejskim sposobem zamienionych w ciemne złoto. W hallu ustawiano bar z poręczą z prawdziwego mosiądzu, wyposażony w dżiny, likiery i inne trunki od tak dawna zapomniane, że większość zaproszonych pań była zbyt młoda, aby je rozróżnić.


O siódmej przybywa orkiestra, i to nie jakiś tam nędzny, pięcioosobowy jazzband, lecz cały zespół oboi, puzonów, saksofonów, wiol, trąbek i bębnów. Ostatni amatorzy pływania zeszli z plaży i ubierają się na górze; wozy z Nowego Jorku zaparkowano w pięć rzędów na podjeździe i już w salonach i na werandach mienią się wszystkie barwy i włosy, przystrzyżone w dziwaczny, nowoczesny sposób, i szale hiszpańskie, przekraczające najśmielsze wyobrażenia o Kastylii. Bar jest oblężony, opary cocktaili przenikają do ogrodu, powietrze ożywia się gwarem i śmiechem, wśród niedomówień i pobieżnych prezentacji mnożą się znajomości, po minucie zapomniane, i kobiety, nawet nie znane sobie z nazwiska, witają się okrzykami radości.*)

źródło zdjęcia

_____________________________________________________________________________________

F. Scott Fitzgerald "Wielki Gatsby" tłum. Ariadna Demkowska-Bohdziewicz, Wyd. Książka i Wiedza, Warszawa 1982 s. 54
______________________________________________________________________________________


46 komentarzy:

  1. Na tym przyjęciu, to chyba właśnie głównie wspomniane cocktaile były gwoździami wieczoru, nie zaś prosięta i indyki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytasz w moich myślach.;) Jadło potraktowane po macoszemu przez samego Fitzgeralda, chyba nie był smakoszem. Co innego napitek.;)

      Usuń
    2. Faktycznie, nie przypominam sobie, żeby gdziekolwiek u Fitzgeralda było na tyle dużo o jedzeniu, abym to zapamiętała jako coś istotnego. Ale oni wszyscy z tego czasu tak mi się właśnie kojarzą: alkoholowo i papierosowo, a nie kulinarnie.

      Usuń
    3. No właśnie, a chętnie poczytałabym, co na takich przyjęciach jedzono.

      Fitzgerald z małżonką chyba wręcz nadużywali alkoholu, może nie potrzebowali zakąsek. Masz rację: dym papierosowy i alkohol. Dodałabym jeszcze muzykę i mam gotowy obraz Fitzgeralda i jemu podobnych. Nawet w filmie Woody Allena nie było inaczej.:)

      Usuń
    4. Może Allen inspirował się właśnie opisami z tej książki? Chociaż oni w filmie raczej się gnietli; przepychu i kunsztownych dekoracji sobie nie przypominam. Ale lufki w dłoniach i szkło, owszem:)

      Usuń
    5. Zwłaszcza lufki!;) I podchmieloną Zeldę. U Allena był mały lokal w Paryżu, za to u Gatsby'ego ogród i rezydencja do dyspozycji. Plus plaża.;) Przyjęcie z rozmachem.

      Usuń
  2. Niektórzy to się bawili, a przecież gospodarz wcale nie był szczęśliwy ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może Gatsby w ten sposób próbował odreagować smutek? Albo go zagłuszyć?

      Usuń
    2. Może, a może też w ten sposób usiłował dotrzeć do Daisy, zresztą jedno nie przeszkadza drugiemu.

      Usuń
    3. Otóż to. Przyjęcie to dobry pretekst do upieczenia kilku pieczeniu na jednym ogniu.;)

      Usuń
  3. A mnie się i tak najbardziej podoba ten kawałek o pomarańczach, co to je wnosili całe i wynosili skórki. Szkoda tylko, że tak mało takich dobrych momentów w tym Gatsbym:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli strona wcześniej:

      W każdy piątek przybywało pięć skrzyń pomarańczy i cytryn od dostawcy z Nowego Jorku, w każdy poniedziałek te same pomarańcze i cytryny opuszczały dom kuchennymi drzwiami jako piramida przepołowionych skórek. W kuchni była maszyna, która mogła wycisnąć sok z dwustu pomarańczy w ciągu pół godziny, jeśli służący dwieście razy nacisnął mały guziczek czubkiem swego kciuka.

      Co do opisów zgadzam się - czytam, czekam, aż mnie FSF zaskoczy udaną frazą i nadal czekam.;)

      Usuń
    2. Kilka razy mu się udało, tylko wszystko za mało:(( Ale te pomarańczki mistrzostwo świata.

      Usuń
    3. Póki co, styl sprawia wrażenie chropowatego. Dobrze, że przynajmniej łatwo się czyta.

      Usuń
    4. Chropowata to jest fabuła i parę innych drobiazgów:P Chyba jednak moje rozczarowanie jest wielkie, skoro tak mi się nie podobał ten Gatsby;)

      Usuń
    5. Widzę, że Twoja opinia już się skrystalizowała.;) Mam nadzieję, że znajdzie się fan(ka) powieści i będzie można się trochę posprzeczać.

      Usuń
    6. Halo, dziś siódmy listopada, nie szesnasty! Proszę nie obniżać napięcia przyszłej dyskusji!
      A soku z pomarańczy świeżo wyciśniętych przez służącego z obandażowanymi opuszkami, to bym się napiła...

      Usuń
    7. Słuszna uwaga, już więcej nic nie piszę na temat wrażeń z lektury.

      Fakt, świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy, najlepiej tych dojrzałych w tzw. ciepłych krajach, jest rewelacyjny. Dla mnie z miętą poproszę.;)

      Usuń
    8. Może Maiooffka wpadnie i posieka mnie w tym blenderze do soczków:))

      Usuń
    9. Miałbyś szansę na stworzenie nowego cocktailu.;) Krwawy Gatsby albo coś w tym rodzaju.;)

      Usuń
    10. Maiooffka by miała:) Siekany zacofany we własnej posoce z zieloną pietruszką:)

      Usuń
    11. ;)
      Wstrząśnięty, ale nie zmieszany.;)

      Usuń
    12. OK, będzie w temperaturze pokojowej.

      Usuń
  4. O rany,tu też o jedzeniu. Prosiątka w cieście...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, trzeba jakoś sobie urozmaicić jesienną szarugę.;)

      A na prosięta w cieście pora całkiem dobra.;)

      Usuń
  5. Gatsby to mój ulubieniec, dawno ale za to dwa razy czytany. Raz dla przyjemności, raz "do szkoły". Dlatego jestem podwójnie ciekawa jak potoczy się dyskusja. A teraz tylko zapytam czy dobrze zrozumiałam ze Tobie nieszczególnie się podobał?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gatsby to Twój ulubieniec? Nie wiedziałam. Zazdroszczę, że była to m.in. Twoja lektura szkolna, bo moim zdaniem nadaje się do tego celu.

      Wciąż jestem w trakcie lektury, Gatsby'ego znam tylko z ekranizacji. Ogólnie powieść jest taka sobie, może mnie jeszcze olśni. Złapałam się np. na tym, że Redford miał dokładnie taki uśmiech, o jakim autor pisze bodaj w IV rozdziale.;)

      Do dyskusji zapraszam nie tylko w roli obserwatora.;)

      Usuń
  6. "Połyskującymi zakąskami"? Zastanawiam się, jakie zakąski mogą połyskiwać? Może złote rybki. :) Zaintrygowały mnie też "pieczone z korzeniami szynki".
    Wersja oryginalna:
    At least once a fortnight a corps of caterers came down with several hundred feet of canvas and enough colored lights to make a Christmas tree of Gatsby’s enormous garden. On buffet tables, garnished with glistening hors-d’oeuvre, spiced baked hams crowded against salads of harlequin designs and pastry pigs and turkeys bewitched to a dark gold. In the main hall a bar with a real brass rail was set up, and stocked with gins and liquors and with cordials so long forgotten that most of his female guests were too young to know one from another.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do połyskliwych zakąsek należy niewątpliwie galareta z nóżek. Ci amerykańcy nuworysze nie wiedzą, co dobre, ale pewnie jakieś galarety mogli podawać:P W wielkim świecie to się galantyna nazywa :DD

      Usuń
    2. Całkiem prawdopodobne. :) Mogły też połyskiwać ostrygi. Tudzież jakieś inne frutti di mare.

      Usuń
    3. Zapewne, bo śledzia w oleju pewnie też nie znali:PP A szynka z korzeniami fajna rzecz:)

      Usuń
    4. O, taka ośmiornica pewnie błyszczałaby się jak ho ho:PP

      Usuń
    5. @ ZWL

      Galareta ładnie błyszczy, o tak. Dobrze wyrobiony tatar również, zwłaszcza z żółtkiem w środku.;)

      @ Lirael

      Nie chciałam już marudzić nt. tłumaczenia, bo zamieszczony fragment b. zgrzytał. Korzenie również wzbudziły mój niepokój, choć domyślałam się, co autor miał na myśli.;) Jak to zwykle bywa, oryginał brzmi znacznie lepiej niż przekład.

      Usuń
    6. ale co wy chcecie od tych szynek z korzeniami?

      Usuń
    7. Sugerujesz, że to normalne mówić "korzenie" zamiast "przyprawy korzenne"?

      Usuń
    8. Trochę archaizm, ale do epoki pasuje, moim zdaniem. Ćwierciakiewiczowa gotowała z korzeniami, fakt że ładnych parę lat wcześniej, ale słowo jednak było przyjęte.

      Usuń
    9. W takim razie zwracam honor tłumaczce i dziękuję za oświecenie.;)

      Usuń
    10. http://www.potrawyregionalne.pl/index.htm?module=content&ext=printcontent&id=1427 - szynka pilzneńska biesiadna, co prawda nie przepis pani Lucyny, ale też stary: "Szynki tylne odjęte, przeznaczone do nasolenia należy tak przyrządzić. (Kość goleniową wykręcić, a kto chce może ją zostawić). Do 12 1/2 kg ważącej szynki wziąć 1/2 kg soli, 11/2 dkg saletry - z korzeni zaś następujące: kolendry, angielskiego ziela, pieprzu, jałowcu - to grubo przytłuc – nadto rozmarynu, bobkowego liścia - pokruszonych, trochę majeranku wszystkiego po dobrej garści. "

      Usuń
    11. Dzięki! Kto wie, może się przydać.

      Usuń
    12. Święta blisko, chociaż szynki to chyba bardziej wielkanocne?:)

      Usuń
    13. Też mi się tak zdaje. Mnie jakoś nie pociągają. Co innego prosię w cieście.;)

      Usuń
    14. Regionalna TV na Śląsku nadaje program kulinarny "Rączka gotuje" (Rączka to nazwisko) - i tam też się korzeni dodaje do potraw. Pieprzu znaczy.

      Usuń
    15. Dziękuję Ci bardzo, Agnes. Lubię takie ciekawostki językowe. Może w niektórych regionach Polski nadal używa się tego określenia?

      Usuń
  7. Ten fragment to taka połyskująca przystawka przed dyskusją dla zaostrzenia apetytu. Zapowiada się bardzo smakowicie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Połyskująca, masz rację. Na moje ucho także gwarna.;) A dyskusja może być ciekawa ze względu na rozbieżne (takie mam wrażenie) zdania. Zobaczymy, jak to z Gatsbym jest.

      Usuń