piątek, 23 listopada 2012

Z Brunonem Schulzem w restauracji

- Przyjechałem z daleka, zamówiłem telegraficznie pokój w tym domu - rzekłem z pewnym zniecierpliwieniem. - Do kogo mam się zwrócić?
Nie wiedziała. - Może pan wejdzie do restauracji - plątała się. - Teraz wszyscy śpią. Gdy pan Doktor wstanie, zamelduję pana.
- Śpią? Przecież jest dzień, daleko jeszcze do nocy...
- U nas ciągle śpią. Pan nie wie? - Podniosła na mnie zaciekawione oczy. - Zresztą tu nigdy nie jest noc - dodała z kokieterią. Już nie chciała uciekać, skubała w rękach koronkę fartuszka, kręcąc się.
Zostawiłem ją. Wszedłem do ciemnej na wpół restauracji. Stały tu stoliki, wielki bufet zajmował szerokość całej ściany. Po długim czasie uczułem znowu pewien apetyt. Cieszył mnie widok ciast i tortów, którymi obficie były zastawione płyty bufetu.
Położyłem walizkę na jednym ze stolików. Wszystkie były puste. Klasnąłem w ręce. Żadnej odpowiedzi. Zajrzałem do sąsiedniej sali, większej i jaśniejszej. Sala ta otwarta była szerokim oknem czy loggią na znany mi już pejzaż, który w obramowaniu framugi stał ze swoim głębokim smutkiem i rezygnacją jak żałobne memento. Na obrusach stolików widać było resztki niedawnego posiłku, odkorkowane butelki, na wpół opróżnione kieliszki. Gdzieniegdzie leżały nawet jeszcze napiwki nie podjęte przez służbę. Wróciłem do bufetu, przyglądając się ciastom i pasztetom. Miały wygląd nader smakowity. Zastanawiałem się, czy wypada samemu się obsłużyć. Uczułem napływ niezwykłego łakomstwa. Zwłaszcza pewien gatunek kruchego ciasta z marmoladą jabłeczną napędzał mi do ust oskomę. Już chciałem podważyć jedno z tych ciast srebrną łopatką, gdy uczułem za sobą czyjąś obecność. Pokojówka weszła na cichych pantoflach i dotykała mi pleców palcami. - Pan Doktor prosi pana - rzekła, oglądając swoje paznokcie.

______________________________________________________________________________________

Bruno Schulz "Sanatorium pod klepsydrą" w: "Opowiadania; Wybór esejów i listów" Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław; Kraków, 1989, s. 252
______________________________________________________________________________________


55 komentarzy:

  1. no już nie miała kiedy ta pokojówka wejść, naprawdę! ;)
    oj, wróciłoby się do Schulza! i do Drohobycza pojechało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano nie miała.;) Toż to nerwicy można się nabawić!;)
      Schulz chyba rzadko jest czytany w dorosłym życiu. U mnie to są zawsze fragmenty. Gdybyś chciała poczytać więcej, jest dostępny w całości w sieci.;)

      Usuń
    2. Schulza nawet powinnam gdzieś mieć... A słowo/obraz terytoria wydało jego "Księgę obrazów" - na to dopiero mam chrapkę!

      Usuń
    3. "Księga obrazów" to gratka, muszę sprawdzić, co ja mam w swoim albumie z rysunkami Schulza.
      A Brytyjczycy znają/czytają Schulza? Na kilku anglojęzycznych blogach widziałam wpisy, miło się robi człowiekowi na duchu.;)

      Usuń
    4. Tak, Brytyjczycy znają Schulza. Jego książki można znaleźć w większości księgarń. Paru moich znajomych go czytało i bardzo im się podobał, aż mi się miło zrobiło, że nie tylko słyszeli, ale i czytali :)

      Usuń
    5. Mają dobry gust.;)))) A na serio - to budujące, że cudzoziemcy doceniają Schulza.

      Usuń
    6. Dla mnie zdumiewające jest to, jak go można przetłumaczyć. A podobno tłumaczy się całkiem sporo i na różne języki, w tym nawet na japoński, bodajże. Podsłuchałam w niedzielę w Trójce; odbył się podobno nawet panel tłumaczy Schulza. U mnie tacy tłumacze mają zapewniony szacunek do końca życia.

      Usuń
    7. Na japoński???? Jestem pod wrażeniem, chociaż z drugiej strony Japończykom klimat Schulza może odpowiadać.

      Tu można porównać opow. "Sanatorium..." w kilku językach.

      Usuń
    8. Fragment pierwszego tłumaczenia został zamieszczony w "Antologija poljske fantastike". Ciekawe, jacy inni "fantastyczni" autorzy się w niej znaleźli?

      Usuń
    9. Też tak myślę, ale jeszcze paru innych autorów powinno tam się znaleźć, skoro dzieło liczyło ponad 200 stron i było antologią. Rok wydania - 1969 - lekko mnie konfuduje. Jednak, skoro Schulz został potraktowany jako twórca tego gatunku, odpowiedź wcale nie musi być oczywista.

      Usuń
    10. Bingo! Wybór autorów był zaiste nieoczywisty:
      Jan Potocki, Jan Barščevski, Boleslav Lesmjan, Stefan Grabinjski, Vitold Gombrovič, Bruno Šulc (patrz: http://www.kupindo.com/).

      Usuń
    11. Czyżby był to wybór autorów spośród tych wybranych wcześniej przez Tuwima w zbiorku "Ja gorę"? Miałam tę książkę kiedyś w ręku - ale nie na tyle długo, aby zapamiętać nazwiska Barszczewskiego czy Grabińskiego:(
      Leśmian mi wcześniej przemknął przez głowę, ale tylko i wyłącznie z uwagi na jego język. Gombrowicz? Skoro Schulz, to faktycznie, czemu nie Gombrowicz.

      Usuń
    12. Grabiński podobno w pewnych kręgach przeżywa ostatnio renesans. Leśmian trochę mnie tu ubawił, ale właściwie jego świat jest tak bajeczny, że się nada.;)

      Usuń
  2. "Zwłaszcza pewien gatunek kruchego ciasta z marmoladą jabłeczną napędzał mi do ust oskomę" - też mam oskomę na szarlotkę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szarlotka dobra na każdą porę. Nawet taka udawana, z marmoladą jabłeczną.;) I tu dopiero zauważyłam, że Schulz odróżniał ciasto kruche - czyżby był smakoszem?;)

      Usuń
    2. A dlaczego miał nie odróżniać? Przed wojną pewnie nawet prowincjonalne cukiernie były dużo lepsze od naszych współczesnych i chyba kruche ciasto nie stanowiło specjalnej egzotyki:)

      Usuń
    3. Wcale nie tak często panowie odróżniają ciasto drożdżowe od kruchego czy francuskiego. Ciasto to ciasto, i co tu się rozdrabniać.;)
      Cukiernie przedwojenne lepsze, bo inne składniki (czy. naturalne) stosowały czy też z innych powodów?

      Usuń
    4. Mężczyźni są z natury łasuchami, a trudno nie orientować się w ukochanej dziedzinie:P Pewnie bardziej naturalne, ręcznie gniecione itp.

      Usuń
    5. Moje doświadczenia z mężczyznami wskazują, że a) albo nie lubią słodyczy więc się nie znają; b) albo bardzo lubią, tak bardzo że jest im wszystko jedno, czy kruche, czy drożdżowe, byle słodkie.
      No, ale nie od dziś wiadomo, że ZWL to taki mężczyzna, że żaden inny nie jest do niego podobny:PP

      A pora na szarlotkę najlepsza z możliwych. Miałam wczoraj upiec, jednakże czerniejące w koszyku banany zawyły wielkim głosem, więc nie wyszło. A byłabym dzisiaj taka akuratna:)

      Usuń
    6. Nie mówimy o żarłokach, tylko o łasuchach-koneserach:P Nie wszystko słodkie, co słodkie :)

      Usuń
    7. @ momarta

      Mam podobne doświadczenie z panami.;) Na szczęście panów z kat. a) nie spotykam (takim w ogóle bym nie mogła zaufać;))). Panowie z kat. b) przeważnie tylko zaznaczają, że ciast z kremem nie lubią.

      Usuń
    8. Hm, jakby tu... Mój mąż należy do kategorii a. Aaabsolutnie i stanowczo. Czy uważasz, że powinnam z kimś o tym porozmawiać?:P

      Usuń
    9. To zależy, jaki Ty masz stosunek do słodyczy.;) Ja uwielbiam, więc, jeśli ktoś nie lubi (co innego nie je, bo nie powinien), od razu staję się ostrożna. Lepiej mieć wspólnika w przestępstwie.;)

      Usuń
    10. Ja niestety też uwielbiam, ale się przyzwyczaiłam. Miało to swego czasu plusy, bo nie piekłam nic w domu, żeby potem tego nie zżerać samodzielnie. Teraz jednak wyhodowałam już małych wspólników, więc czasem mogę pogrzeszyć w towarzystwie:)

      Usuń
    11. Ja też rzadko piekę, żeby nie mieć zbyt silnej pokusy. Niestety w pracy ciastek mam sporo (nie pracuję w cukierni, nic z tych rzeczy;)) i często sobie odbijam braki.;(

      Usuń
    12. W czasach studenckich w wakacje pracowałam przy sprzedaży gofrów. To lato kosztowało mnie 4 kg więcej. Na szczęście w następnym roku pracowałam w pizzerii, więc się wyrównało:)

      Usuń
    13. A podobno szewc chodzi boso i cukiernicy na ciast(k)a patrzeć nie mogą.;) Dla mnie to by był zbyt ryzykowny zawód, nie czuję się na siłach opierać słodyczom.;(

      Usuń
  3. Ostatnio też nabrałam ochoty na Schulza - lepszy czas się chyba nie trafi. Czytałam jedynie w liceum, jako lekturę, "Sklepy cynamonowe" i ... chyba byłam za młoda.
    A tu link do znakomitego słuchowiska, którego niedawno zupełnie przypadkiem wysłuchałam od środka, nie mając pojęcia czego słucham. Bardzo mi się wtedy podobało.
    http://www.youtube.com/watch?v=B8JYYp1Qtjc
    Cytowany przez Ciebie fragment też jest, a jakże:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za link bardzo Ci dziękuję. W ub. weekend były dwa słuchowiska w PR2, niestety w mało dogodnej porze, może to jedno z nich. Na tej stronie można też posłuchać rozmów o Schulzu.

      Masz rację, do Schulza chyba trzeba dorosnąć. W szkole robił wrażenie, owszem, ale teraz zauważam w nim więcej szczegółów (i nie chodzi tu tylko o ciasto kruche;)).

      Usuń
    2. Ja słuchałam w ostatnią niedzielę po 23.00. Jak dla mnie, bardzo dogodna godzina emisji:)
      Twój link też niezwykle przyjemny: Gondowicz mówiący o Schulzu, to mogło być coś!

      Usuń
    3. Zazdroszczę - po 23.00 raczej odpadam.;) A w Polskim Radiu trafia się sporo dobrych słuchowisk, nawet jeśli są to wiekowe adaptacje sztuk teatralnych.;)

      Usuń
    4. U mnie po 23.00 panuje kontemplacyjna cisza, umożliwiająca zrozumienie tekstu zawierającego zdania złożone (przed 23.00 w grę wchodzą wyłącznie zdania pojedyncze, najchętniej równoważniki zdań zakończone wykrzyknikami:P)
      Znalazłam właśnie bardzo przyjemną stronę dotyczącą słuchowisk.
      http://sluchowiska.blogspot.com/
      Ileż tam skarbów!

      Usuń
    5. Nie dziwię Ci się, sama najbardziej lubię słuchać w pozycji leżącej przy zgaszonym świetle, co też wymaga odpowiedniej pory dnia.;(

      Na zalinkowanej stronie rzeczywiście same skarby, żal, że nie mam dostępu do stacji lokalnych, bo okazuje się, że mają własne słuchowiska (np. Szostak w Krakowie). Ze też jeszcze nikt nie stworzył płatnej audioteki w sieci...

      Usuń
  4. Piękny fragment.
    Czy mogłabym zapożyczyć link do mojej podstrony poświęconej Schulzowi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ proszę bardzo, nie krępuj się.;) Polecam także link do słuchowiska (http://www.youtube.com/watch?v=B8JYYp1Qtjc) podesłany przez momartę - słuchałam przed chwilą i warto rozpowszechniać.;)

      Usuń
    2. Cieszę się, że Ci się podobało. Ja słuchałam już dwa razy i chyba to nie koniec. Obsada znakomita - już dla samego Michnikowskiego warto posłuchać:)

      Usuń
    3. Dzięki, skorzystam z chęcią, a posłucham w sposobnej chwili.

      Usuń
    4. Słuchajmy i propagujmy, warto.;) Michnikowski - tak, ja jeszcze lubię Adamczyka jako lektora.

      Usuń
    5. Za Adamczykiem nie przepadam, ale faktycznie, tu spisał się znakomicie:)

      Usuń
    6. W głosie Adamczyka zakochałam się oglądając wieczorynkę.;) Potem był film przyrodniczy o surykatkach.
      Przy okazji zalinkowanej przez Ciebie audycji zajrzałam na pasek po prawej stronie i posłuchałam fragmentów "Narrenturm" - to musi być niezłe!

      Usuń
    7. Filmy przyrodnicze kojarzą mi się wyłącznie z Krystyną Czubówną:)
      Adamczyk i wieczorynka? Która?

      Link do "Narrenturm" też widziałam, ale boję się kliknąć, bo zaraz się napalę, kupię i nie będę miała jak, gdzie i kiedy odsłuchać, co mnie tylko unieszczęśliwi, więc po co? Z tego co jednak słyszałam o tej produkcji, została ona zakrojona na naprawdę dużą skalę.

      Usuń
    8. To była jakaś historia o królewiczu, jednorazowy występ raczej. Zobaczyłam przez przypadek i z przyjemnością obejrzałam do końca. Surykatki to chyba też wyjątek, produkcja CanalPlus.

      Do czytania "Narrenturm" zaangażowano 110 aktorów, na mnie robi to ogromne wrażenie.;) Mam nadzieję, że trafi kiedyś pod strzechy bibliotek i będzie można wypożyczyć.

      Usuń
  5. To, że z przyjęcia zostały ciasta, w sumie mnie nie dziwi, bo tak zwykle bywa, ale pasztety?! Dziwne. Może biesiadnicy chcieli coś wyrazić masowym bojkotem pasztetów? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie zastanawia właśnie to sąsiedztwo ciast i pasztetów, ale może przed wojną panowały inne porządki w bufecie.;) Ładny pasztet (sic!;)))

      Usuń
    2. Może te pasztety były na słodko. :)

      Usuń
    3. Okazuje się, że są takowe: http://cobylonaobiad.blox.pl/2012/02/Slodki-pasztet-z-kaszy-jaglanej-z-musem.html Nie wiedziałam, że coś takiego się robi, ale człowiek uczy się całe życie...;)

      Usuń
    4. Ciekawe! W pierwszej chwili ten słodki pasztet wydał mi się mało atrakcyjny, ale jak się wczytałam w przepis, miałam całkiem przyjemną wizję. :)

      Usuń
    5. Moja kasza jaglana (robiona przeze mnie po raz pierwszy w życiu;) dzisiaj rano lekko mi się rozgotowała - jeszcze trochę i może wyszedłby z tego pasztet.;)

      Usuń
    6. Na śniadanie też się nada.;) Dziękuję!

      Usuń
  6. A mnie trapi to, że tak właściwie dużo się mówi o Schulzu, o jego prozie, o tłumaczeniach na świat, a tu w Polsce nie można się doczekać dobrego, świeżego i takiego "kompletnego" wydania jego prozy - której, co by nie mówić, nie było za dużo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczyłoby wznowić wydanie BN ze zdjęcia powyżej, choć naturalnie nowe opracowanie też byłoby mile widziane. Tymczasem można pooglądać i poczytać: http://www.brunoschulzfestival.org/.

      Usuń