piątek, 22 lutego 2013

Na kwaterze w Tokio

Wbrew temu, co może sugerować okładka, powieść Abe Timoji nie opowiada o gejszach szeleszczących jedwabiami i skrywających liczko za wachlarzem. Żadnego parzenia herbatki, żadnej nastrojowej gry na samisenie, nic z tych rzeczy. „Zimowa kwatera” (1936) nie ma w sobie nic romantycznego, nie ma w niej również nic z oniryzmu, tak charakterystycznego dla literatury japońskiej – to proza na wskroś realistyczna.


Najciekawszy w powieści Timoji jest wątek chrześcijański (konkretnie katolicki), wokół którego, mniej lub bardziej pośrednio, zbudowana jest fabuła. Oto bowiem narrator podnajmuje pokój u rodziny Kirishima, zubożałej wskutek nałogów pana domu. Jego małżonka, wierna przykazaniom religii, znosi upokorzenia i trudy życia z pokorą, wierząc, że jej starania i modlitwy ocalą rodzinę. Główny bohater staje się świadkiem wydarzeń, z jednej strony niechętnym ze względu na przykre sceny, z drugiej strony zaintrygowany postawą gospodyni.

Przy tym wszystkim autor nieustannie pokazuje, jak mylące mogą być ludzkie oceny i jak bardzo różnie można postrzegać te same rzeczy w zależności od okoliczności. Nawet na obrazie Matisse’a zamiast miłosnego uścisku kochanków można z czasem dopatrzyć się walki. „Zimowa kwatera” jest mało optymistyczna, wszelkie zmiany idą ku gorszemu. Chyba tylko młody narrator coś zyskuje po trudnej zimie – stopniowo odnajduje swoją drogę w życiu.

***
Bardzo ciekawa powieść obyczajowa, na koniec pochodzący z niej fragment kulinarny:

oden
[...] Wyszliśmy z toru wyścigowego ramię przy ramieniu na zakurzoną drogę, przy której stały szeregiem olbrzymie stragany. Sprzedawano na nich pokryte kurzem małe ryżowe placki obłożone błyszczącymi potworną czerwienią plasterkami tuńczyka. W kotłach gotował się oden*. Na niektórych straganach leżały ośmiornice , węgorze. Piekły się mięczaki, drób. Smażyły się w śmierdzącym tłuszczu kotlety. Były shūmai, tempura. A w każdym sklepie stały rzędy butelek whisky i podgrzanej sake. Powietrze było przesycone różnorodnymi zapachami, a raczej duszącymi i bijącymi w nos oparami tych wszystkich potraw.
shūmai
Kamon nie ominął żadnego straganu. Ciągnął mnie prawie do każdego z nich, szukał wszędzie tempury, sushi, shūmai, ośmiornic, które zakrapiał sake, przepłukując nią obficie swoje wnętrzności. Potem wyciągał niedbale część wepchniętych do kieszeni jenów i wołał: „Wygrałem, wygrałem”. Jeśli zdarzało mu się spotkać gościa z ponurą twarzą, hojną ręką go częstował. Gdy w końcu weszliśmy do małego lokaliku, w którym sprzedawano pieczone ślimaki, było już zupełnie ciemno. Na ławce leżał na brzuchu pijany do nieprzytomności mężczyzna, skarżył się, że w ubiegłym roku przegrał na wyścigach swój sklep rybny, a dziś znów przegrał. Kamon zaczął z nim pić, a potem wygrzebał siedem ślimaków, których jeszcze nie sprzedano. (s. 234-235)
tempura

*oden – rodzaj ragout

__________________________________________________________________
Abe Timoji „Zimowa kwatera” tłum. Ewelina Tchórzewska-Adamowska 
Wyd. Książka i Wiedza, Warszawa, 1973

42 komentarze:

  1. Burczy mi w brzuchu, a wszystko już zjadłam, więc początkowo uznałam Cię za okrutnicę. Na szczęście doszłam do fragmentu o kotletach smażonych na śmierdzącym tłuszczu i mi przeszło:)
    Okładka sugerowałaby, że będzie tu tradycyjnie po japońsku, ale skoro twierdzisz, że nie.. Nie do końca zrozumiałam jednak ów wątek chrześcijański: ta religia jest przedstawiona jako coś egzotycznego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że tym razem potrawy będą raczej zniechęcać.;)
      Wątek chrześcijański jest egzotyczny przede wszystkim dla mnie, Japończyków kojarzę z shinto i buddyzmem, z katolicyzmem znacznie mniej.;) Ale dla głównego bohatera wyznanie gospodarzy też jest zaskoczeniem.

      Usuń
  2. Zgadzam się z Tobą, że to bardzo ciekawa powieść :-)
    Autorowi wspaniale udało się ukazać mroźny nastrój panujący w "zimowej kwaterze". Gospodarze stancji wciąż się kłócili. Kamon bił żonę, wynosił rzeczy z domu, a jeżeli zdobył jakieś pieniądze, wydawał je na sake, na gejsze i na hazard. Wszystkie pieniądze, jakie Matsuko zarobiła, jej mąż przepijał. Dla tej biednej kobiety religia była jedynym pocieszeniem.
    Mnie najbardziej ciekawił wątek cierpień Matsuko.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dobrze wiedzieć, że ktoś jeszcze czytał tę powieść.;)
      Mnie z kolei b. ciekawił wątek znajomości narratora ze studentką. Dobrze pokazano tu obyczajowość wg mnie.
      Czy nie uważasz, że główny bohater był w pewnym stopniu dobrym samarytaninem?

      Usuń
    2. Ciekawe i trudne pytanie :)
      On chyba nie do końca był dobrym samarytaninem. Jego uczucia wobec właścicieli domu były bardzo złożone. Z jednej strony fascynacja, współczucie, z drugiej... jak by to określić? Czasami odnosiłam wrażenie, że on podpuszcza pozbawionego silnej woli Kamona do wydawania pieniędzy i czuje złośliwą uciechę na widok smutku Matsuko.
      Powieść tę czytałam całkiem niedawno. Wątek znajomości ze studentką rzeczywiście był bardzo ciekawy.

      Usuń
    3. Mnie się wydaje, że narrator miał bardziej chrześcijańskie podejście do bliźnich niż jego kolega zza ściany.;( Nie odniosłam wrażenia, że podpuszczał Kamona, raczej tolerował jego słabości. Chyba sam był zbyt słaby i niezdecydowany, żeby postępować stanowczo w dowolnej dziedzinie.

      Usuń
    4. No tak, "podpuszczał" to nieodpowiednie słowo. Po prostu miałam wrażenie, że inny człowiek na miejscu głównego bohatera bardziej starałby się wpłynąć na Kamona i przemówić mu do rozsądku... choć pewnie nic by to nie pomogło, alkoholicy są uparci :)

      Usuń
    5. Właśnie! Ta tolerancyjna postawa dużo dała mi do myślenia. Czasami się zastanawiam, czy to nie było bardziej "ludzkie" podejście. Trudne do zaakceptowania dla osób najbliższych, nie wątpię.
      Przypomniał mi się film "Zostawić Las Vegas", może znasz?

      Usuń
    6. Kamon przypominał mi trochę ojca Soni ze "Zbrodni i kary". Filmu nie oglądałam, zapiszę sobie tytuł i obejrzę przy najbliższej okazji :)

      Usuń
    7. Coś jest w Twoim skojarzeniu. Obaj odpychający, bez widoków na poprawę. Przypadki beznadziejne.
      Film "Zostawić..." jest ciekawy ze względu na traktowanie alkoholika przez zakochaną w nim kobietę.

      Usuń
    8. Ha, postawa narratora to rzeczywiście bardzo interesująca kwestia - z jednej strony można doszukać się w nim współczucia, zrozumienia, troski (a więc cech przytoczonego dobrego Samarytanina), z drugiej zaś ten młody człowiek przejawia momentami niezdrową wręcz fascynację sytuacjami, które często w jakiś sposób prowokuje. Z chęcią towarzyszy też Kamonowi w jego hulackich eskapadach, pożycza mu pieniądze, etc. Za to na pewno godne podziwu jest to powstrzymywanie się od wydawania osądów, brak wyraźnej krytyki, czy piętnowania postępowania Kamona.

      Przypomina mi to trochę postacie Gombrowicza - inteligenci schwytani w formę, którym rozpatrywanie położenia, w jakim się znajdują uniemożliwia swobodne postępowanie - zrobili tak, a nie inaczej, bo w tych okolicznościach tylko takie działanie wydawało się możliwe. Trochę bełkotliwie mi to wyszło - w każdym razie polecam "Kosmos" naszego artysty, tam widać zjawisko, o którym próbuję pisać jak na dłoni :)

      Usuń
    9. Masz rację, bohater prowokuje. Nie wiadomo, kogo wystawia na próbę: innych czy tak naprawdę siebie. Silna wiara gospodyni z pewnością nie daje mu spokoju, czasem odnosiłam wrażenie, że stara się sam siebie przekonać, że jest człowiekiem niewierzący, ale z chęcią takim by się stał.

      Myślę, że młodzieńcowi z "Zimowej kwatery" daleko do problemów jego rówieśników z "Kosmosu" - on chyba nie za bardzo wie, jak się zachować w najprostszych sytuacjach.;) On ma przede wszystkim problem ze sobą, a co dopiero mówić o schwytaniu w formę.;) Książka Timoji miała być zresztą reakcją na przemiany polityczne w kraju i nimi również można tłumaczyć rozbicie bohatera.

      Usuń
  3. Realistyczna powieść japońska - nie do wiary wprost:) Wątek katolicki też ciekawy, bo mnie się kojarzą wyłącznie sceny deptania krzyża z Shoguna. Ale najważniejsze: czy tam jest opis wyścigów konnych??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko jest! I realizm, i katolicy, i wyścigi konne.;) Matisse na ścianie też.;) Ale rozumiem Twoje dociekania, oniryzmu nie lubię.;)

      Usuń
    2. No, jak są wyścigi konne, to sobie zapiszę tytuł:)

      Usuń
    3. Kolega też obstawia gonitwy?

      Usuń
    4. Owszem, aczkolwiek za ewentualne wygrane trudno się wyżywić:)

      Usuń
    5. Ale pewnie grasz bardziej dla sportu i emocji niż ew. wygranej?;)

      Usuń
    6. Owszem, aczkolwiek wygrana to dopiero są emocje:)

      Usuń
    7. Mam kilka książek kupionych za wygrane, bardzo miła rzecz:)

      Usuń
    8. To na pewno b. miłe pamiątki.
      Muszę kiedyś się przejść, żeby popatrzeć na graczy. Co tam konie!;)

      Usuń
    9. Teraz to już się zrobiła kultura i cywilizacja, nie ma na co patrzeć. Ale jeszcze 10 lat temu to się działo:)

      Usuń
    10. Widzę, że trafiłam na prawdziwego fana. No, no.;)

      Usuń
    11. Czyżby ciągnęła za rękę na wyścigi?

      Usuń
    12. Napisała smakowite kryminały wyścigowe:))

      Usuń
    13. Dobrze, że hazard mnie nie pociąga, mogę czytać.;)

      Usuń
    14. Hazard to drobiazg, ale ta atmosfera właśnie:P

      Usuń
    15. Z mojego punktu widzenia to właśnie najciekawsze: ludzie.;)

      Usuń
    16. To jak pisałem, tej atmosfery z Chmielewskiej już nie ma, niestety:(

      Usuń
    17. Ale jakieś emocje na pewno są, dla mnie to i tak byłaby nowość.;)

      Usuń
    18. Emocje są, szczególnie jak 3 złote do kasy zaniesiesz:)

      Usuń
    19. Doskonale rozumiem, że Chmielewska mogła wzniecić aż takie uczucia wobec wyścigów, bo kiedy czytywałam ją hurtowo 15-20 lat temu, miałam tak samo. Podniecała mnie zwłaszcza wizja tej bajońskiej wygranej przy pierwszorazowym obstawianiu!:P Na Służewiec ode mnie jednak stanowczo za daleko, a kiedy wreszcie dotarłam na hipodrom w Sopocie, zostałam dotkliwie pogryziona przez końskie pchły i namiętność sklęsła zanim się pojawiła. Może macie tam w Warszawie jakieś bariery pchłochłonne, albo coś?:P

      Usuń
    20. Co Cię pogryzło?? W Warszawie bez szans, dystans od koni taki, że żadna pchła nie doskoczy:P A pierwsza wygrana okazała się oszałamiająca, zaiste. Dostaliśmy 2,40 za postawione 2 zł:PP

      Usuń
    21. Małe, czarne i skacze hop, hop - to chyba pchła, nie? Byłam tam trochę nieoficjalnie, bo jakiś znajomy znajomego wprowadził nas od zaplecza, to może dlatego. Tak czy siak, mam dość. Nawet 2,40 zł mnie nie skusi:P

      Usuń
    22. Po prostu spotkała was kara za kumoterstwo i przebywanie w miejscach niedozwolonych dla postronnych:)

      Usuń
    23. Trzeba mieć wyjątkowego pecha, żeby akurat pchły stały się głóną "atrakcją" na wyścigach.;(

      Usuń
  4. Ja też tym razem dania tylko poobserwuję z bezpiecznej odległości. :)
    Aniu, czy czytałaś "Zimową kwaterę" po Wilku? Czy potwierdza jego spostrzeżenia o literaturze japońskiej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że tempura większości przypadłaby do gustu - to po w końcu dowolne warzywo, mięso smażone w cieście podobnym do naleśnikowego. W takiej panierce nawet zwykła cebula smakuje bosko.;)
      "Zimową kwaterę" czytałam przed "Domem nad Oniego". Jest tak realistyczna, że teorii Wilka nie da się do niej dopasować.;) Ale do dzisiaj o niej myślę, pozostawiła po sobie dobre wrażenie.

      Usuń
    2. W takim razie na tempurę się piszę, ale pieczone ślimaki i ośmiornice wypłukiwane sake to nadmiar szczęścia. :)

      Usuń
    3. Szczególnie polecam pieczarki w cieście naleśnikowym, prawdziwa rozkosz.;)

      Usuń