środa, 6 lutego 2013

Idąc rakiem na "Darze Pomorza"

Dzięki TVP Kultura można było wczoraj wieczorem zajrzeć pod pokład „Daru Pomorza”, a tam – rzecz niezwykła. W ciasnej przestrzeni Krzysztof Babicki wyreżyserował „Idąc rakiem” Güntera Grassa czyli książkę zainspirowaną tragedią MS "Wilhelm Gustolff", który w styczniu 1945 r. został zatopiony przez radziecką łódź podwodną. Z około 10 tysięcy niemieckich uciekinierów, rannych żołnierzy i członków załogi przeżyło zaledwie kilkaset osób.


Spektakl nie jest jednak elegią ku czci ofiar, katastrofa z czasów wojny posłużyła tu do przedstawienia dość szerokiej problematyki. Mamy zatem historię Tulli Pokrieffke z Gdańska, której przyszło uciekać pechowym statkiem i rodzić syna podczas akcji ewakuacyjnej. Co i rusz pojawia się oficer radziecki Marinesco, który domaga się najwyższego odznaczenia państwowego za zatopienie statku wroga. Jest i pojedynek na dwa laptopy, podczas którego dwaj młodzieńcy dowodzą słuszności lub jej braku w odniesieniu do poczynań Hitlera i żydowskiego zabójcy Wilhelma Gustloffa, prominentnego narodowego socjalisty. „To się nigdy nie skończy” mówi zszokowany Pokrieffke na widok neofaszystowskich treści w internecie.


Z opowieści obejmującej kilkadziesiąt lat wyłania się historia kraju i jednostki. Postacią najciekawszą i najbardziej złożoną jest Tulla (fantastyczna Dorota Lulka), niespełniona jako kobieta, nieszczęśliwa jako matka z obowiązku, zawiedziona jako wyznawczyni hitleryzmu. Rekompensatę za rozczarowania stanowi dla niej wnuk Konradzik, który „strzela, bo jest Niemcem”. Na przykładzie rodziny Pokrieffke dobrze pokazano przepaść między kolejnymi pokoleniami niemieckimi: syn Tulli (świetny Dariusz Szymaniak) nie jest w stanie zrozumieć sentymentów i poglądów matki, a tym bardziej zabójstwa, jakiego dopuścił się jego syn (Maciej Wizner) na żydowskim koledze (Szymon Sędrowski).


To najważniejsze wątki spektaklu Teatru Miejskiego w Gdyni, który porusza i zaskakuje aktualnością. Ta znakomita psychodrama wiele zawdzięcza żywej adaptacji Pawła Huelle, z lekka klaustrofobicznej scenerii i naturalnie obsadzie. Istotnym dodatkiem okazał się powracający motyw muzyczny – niepokojący i złowieszczy. To było wyjątkowo udane przedstawienie, także pod względem realizacji na potrzeby telewizji.


********************************************************************
„Idąc rakiem” na podstawie powieści Güntera Grassa
Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza w Gdyni

Adaptacja: Paweł Huelle
Reżyseria: Krzysztof Babicki
Scenografia i kostiumy: Marek Braun
Muzyka: Marek Kuczyński

Obsada: Beata Buczek–Żarnecka, Rafał Kowal, Eugeniusz Krzysztof Kujawski, Dorota Lulka, Elżbieta Mrozińska, Agata Moszumańska, Andrzej Redosz, Szymon Sędrowski, Bogdan Smagacki, Dariusz Szymaniak, Maciej Wizner Grzegorz Wolf

Premiera 13.05.2012 r.

Fotografie autorstwa Romana Jochera pochodzą ze strony Teatru Miejskiego w Gdyni



22 komentarze:

  1. Tulla jest u Grassa w "Kocie i myszy" i chyba jeszcze w "Psich latach" (ale głowy nie dam) - jaki ten świat jest mały :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tulla jest i w obu wspomnianych przez Ciebie powieściach. Nie wiem, czy świat jest mały, ale na pewno na tym polega licentia poetica.;) Mnie się podobało, że Huelle rozbudował wątek Tulli, stała się przez to postacią pełną.

      Usuń
    2. Ja byłem pod wrażeniem tego jak zagospodarował Castorpa w Gdańsku. Obok Weisera to, wg mnie, jego najlepsza książka i chyba jedna z najlepszych książek o Gdańsku.

      Usuń
    3. Tak, w "Castorpie" Huelle wykazał się dużymi umiejętnościami. Mnie się podobają wszystkie jego książki z wyjątkiem "Ostatniej wieczerzy".

      Usuń
    4. "Wieczerzę" odpuściłem sobie po przeczytaniu notki redakcyjnej na okładce :-)

      Usuń
    5. A ja próbowałam mimo tej notki i kiepskich recenzji.;( Nużąca książka.

      Usuń
    6. Ale pretensje mogłaś mieć tylko do siebie bo wszyscy Cię uprzedzali :-) Teraz dopiero spostrzegłem, że spektakl był nagrywany "w plenerze" - przesiedziałem tam kiedyś parę godzin maglowany przez marynarzy :-), wyobrażam sobie jak mogli czuć się aktorzy grając w "ciepełku" bijącym z reflektorów, w takim klaustrofobicznym pomieszczeniu. Lekka masakra.

      Usuń
    7. O pretensjach w ogóle nie było mowy. Jeśli lubię pisarza, staram się poznać jego twórczość od różnych stron, także tych słabszych. "Wieczerza..." ma i zalety, po prostu jest bardzo inna od pozostałych książek Huelle.
      Aktorów "Idąc rakiem" pokazywano w tv w zbliżeniu i wyglądało na to, że świetnie sobie radzą. Pani Lulce nie przeszkadzały ani reflektory, ani lis na szyi.;)

      Usuń
    8. Prawdziwi twardziele :-)

      Usuń
    9. Nie mają innego wyjścia.;)

      Usuń
  2. Niestety, godzina emisji tego spektaklu nie była dostosowana do trybu życia pracujących matek z dziećmi, niewyposażonych w sprzęt nagrywający. Mam jednak nadzieję, że przy okazji którejś z wizyt w Trójmieście uda mi się obejrzeć spektakl na żywo, choć na razie nie widziałam go w repertuarze:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to też było odkrycie, wcześniej nie słyszałam o tym spektaklu. Podobał mi się na tyle, że też chętnie obejrzałabym go na żywo. Wejść na "Dar Pomorza" w takich okolicznościach to niezła gratka.;)

      Usuń
  3. Widziałam wczoraj. No uczta po prostu! Niestety nie było mi dane obejrzeć rozmowy po spektaklu, bo ważne sprawy trzeba było omawiać przez telefon. Spektakl świetnie zagrany. Faktycznie rola Tulli wyśmienita. I ten nastrój. Dobre, dobre:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że i Tobie spektakl się podobał. Uczta podwójna, bo można zobaczyć produkcję z mniej znanego teatru.
      Rozmowa była ciekawa. Okazuje się, że i Wilhelm Gustloff i Dar Pomorza wybudowano w tej samej stoczni w Hamburgu w odstępie kilkunastu lat.;)

      Usuń
  4. Kiedyś oglądałam fabularyzowany film dokumentalny o zatopieniu Gustolffa. Zrobił na mnie duże wrażenie. Pomysł inscenizacyjny spektaklu „Idąc rakiem” świetny, choć realizacja na pewno była wyzwaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyzwanie, zwłaszcza że książka w dużej mierze dotyczy okoliczności katastrofy. Zapamiętałam ją jako reportaż i wartka fabuła zaskoczyła mnie.;) Na plus, oczywiście. A historia Gustloffa robi wrażenie, zgadzam się. Sam fakt, że statek miał osiem pięter to już coś. I ta liczba ofiar...

      Usuń
  5. Dorotę Lulkę oglądałam kilka razy w spektaklu Piaf i byłam pod ogromnym wrażeniem umiejętności wokalno-aktorskich. Chętnie się wybiorę na przedstawienie. A tak troszkę nie na temat- czy widziałaś może w Ateneum Ja,Feuerbach - chciałam się wybrać, a po twoim zdaniu na temat utraty poziomu tego teatru zaczęłam się wahać. Marzy mi się dobre przedstawienie a nie spektakl nastawiony na przyciągnięcie masowego widza na nazwisko. Choć nazwisko Piotrusia przyciąga:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Lulka śpiewająca piosenki Piaf - to musi być coś! Hm, może powinnam rozważyć wypad do Gdyni.;)
      Na Feuerbacha przez chwilę się wybierałam, ale mając w pamięci spektakl z Łomnickim (nagranie telewizyjne), raczej spasuję. Czytałam recenzję M. Nowaka w Przekroju (może ją jeszcze mam, jeśli jesteś zainteresowana, mogę podesłać) i entuzjastyczna nie była. Obserwuję PF od lat i ostatnio zauważyłam u niego nieznośną dla mnie manierę specyficznego operowania głosem. Wypowiada kwestie z takimi wibracjami, że uszy i brzuch mnie bolą.;( Sztuczne to bardzo. Ale nazwisko przyciąga, absolutnie.;( Taka jak Seweryna w Polskim.

      Usuń
    2. Lulka moim zdaniem w roli Piaf była rewelacyjna. A właściwie nie tylko moim- dostała za tę rolę jaką nagrodę (nie pamiętam jaką). Co prawda wiemy, że nagradzanie nie zawsze idzie w parze z talentami, ale tym razem (imo) tak właśnie było. Jakbyś rozważała przyjazd do Gdyni to w ramach rehabilitacji (i nie tylko:) oferuję gościnę.
      Co do Feuerbacha - sprawa rozwiązała się sama, okazało się, że nie ma biletów w tym terminie, w którym odwiedzę Warszawę. Ja nie pamiętam tak dobrze przedstawienia z Łomnickim, co mogłoby mi pozwolić na oglądanie bez porównań, bo obawiam się, że w takiej konfrontacji Piotruś musiałby wypaść dość blado. Co do maniery operowania głosem - wydawało mi się, że on zawsze tak "miał" i do pewnego czasu bardzo mi się to podobało, teraz .... niekoniecznie. Jego rola w Kolacji dla głupca była dość blada, zresztą "sztuka" też nie była wysokich lotów :(
      Seweryna oglądałam w Dowodzie w Gdańsku (też pisałam o tym u siebie). On tam niewiele grał, ale wystarczyło, że był :)Natomiast w Polskim udało mi się obejrzeć Mazepę z Olbrychskim i byłam pod wrażeniem gry pana Daniela. Ja nie jestem takim znawcą teatru, jak ty, ale bardzo mi brakuje klasycznego teatru. Nie za bardzo przemawiają do mnie te uwspółcześnienia polegające na dodaniu do tekstu wulgaryzmów, do scenografii golizny, a do treści spółkowania na scenie :( Ale to może ciężar lat się daje we znaki. Pozdrawiam

      Usuń
    3. Nie przesadzaj, do znawcy dużo mi brakuje, po prostu interesuję się teatrem i parę rzeczy kojarzę.;) Nie mam nic przeciw klasyce, ale niech to nie będzie drewniane i coś mówi o współczesności.
      Może w takim razie załapiesz się na "Zemstę"? Będzie grał i Seweryn, i Olbrychski.;)
      Oglądania p. Lulki b. zazdroszczę, muszę dokładniej obadać repertuar.;) Dzięki za rekomendację!

      Usuń
    4. Zaraz sprawdzę. Na razie zamówiłam bilet na Chorego z urojenia z Grabowskim. pozdrawiam

      Usuń
    5. Ponoć dobrze zagrany, dla Grabowskiego zaryzykowałabym i ja.;)
      Również pozdrawiam.

      Usuń