poniedziałek, 25 lutego 2013

Kryzys w Babilonie

Kiedyś w szkołach organizowano tzw. spotkania z ciekawym człowiekiem. Przychodził pan (pań nie pamiętam) w mundurze lub innym uniformie, wykonujący niecodzienny zawód, i przez godzinę opowiadał o swojej pracy, a dziatwa siedziała i słuchała jak urzeczona. Takie skojarzenia miałam podczas lektury „Kryzysu w Babilonie” czyli wywiadu z Robertem Brylewskim.


Pięćset stron pomieszczonych w książce Księżyka czyta się jednym tchem. I nie trzeba być fanem Kryzysu, Izraela czy Armii, żeby dać się wciągnąć w opowieść o życiu muzyka, obejmującą ponad cztery dekady. Brylewski miał to szczęście, że żył w ciekawych czasach: doświadczył schyłku PRL-u, stanu wojennego, zmiany systemu politycznego w 1989 r., czy wreszcie drapieżnego kapitalizmu z kryzysem gospodarczym włącznie. Siłą rzeczy to wszystko odbijało się w tworzonych tekstach i muzyce, a także na poczynaniach i karierze zespołów, których członkiem był Brylewski. Kto spodziewa się jednak martyrologicznych historyjek, będzie rozczarowany – nie ten adres, nie ta osoba.

„Kryzys w Babilonie” to z jednej strony wycinek z historia polskiej muzyki, a z drugiej biografia człowieka, który niejedno widział i przeżył. Z niekłamanym zainteresowaniem czyta się o ewolucji Brylewskiego od punk rocka do reggae i z powrotem do rocka. Poszukiwania muzyków, tworzenie składów, rozpady zespołów i przetasowania są naturalną koleją rzeczy, bo przecież i tak najważniejsze jest samo granie. Mamy tu bowiem do czynienia z kimś, kto bez względu na koniunkturę od zawsze konsekwentnie podąża wytyczoną przez siebie ścieżką. Nie flirtuje z wielkim show-biznesem i pieniędzmi, a tym bardziej ze światem polityki. Chwilami można odnieść wrażenie, że Brylewski lubi przedstawiać się w korzystnym świetle, ale skoro nie przemilcza swoich słabości i wybryków, może warto uznać, że taki po prostu jest. Ja w każdym razie mu wierzę.

Mówiąc o książce Brylewskiego i Księżyka nie sposób nie wspomnieć o staranności, z jaką została wydana. Na okładce (twardej) widnieje podobizna artysty projektu Wilhelma Sasnala, natomiast na wklejkach zamieszczono barwne ilustracje Roberta Brylewskiego. Oprócz samego wywiadu, zgrabnie podzielonego na 24 rozdziały, z czego każdy opatrzony jest stosownym cytatem z piosenki, czytelnik ma szansę obejrzeć dziesiątki zdjęć, kalendarium, dyskografię, filmografię i indeks osób. Pełen profesjonalizm – i w formie, i w treści.

___________________________________________________________________________________

Robert Brylewski, Rafał Księżyk „Kryzys w Babilonie. Autobiografia”, Wyd. Literackie, Kraków, 2012
___________________________________________________________________________________

6 komentarzy:

  1. Myślę, że brak martyrologicznego wydźwięku to może być duża zaleta tej książki. Przyznam, że tego typu wstawki skutecznie odstraszają mnie od polskiej literatury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Brylewskim podoba mi się całkowity brak zadęcia. Nazywa rzeczy po imieniu, ale też nikogo nie obraża. Ma sposób bycia, który bardzo mi odpowiada. No i mówi o czasach, które we fragmencie dane mi było poznać.;)

      Usuń
  2. Dobrze, że jego nazwisko i portret w ogóle pojawiły się na okładce, ostatnio to nie jest normą w przypadku takich wywiadów. :)
    Zawsze odbierałam Brylewskiego jako ciekawą, niezależnie myślącą osobę i widzę, że przeczucia były chyba słuszne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że projekt okładki wykonany przez artystę tej rangi to jest ewenement w branży edytorskiej. Zazwyczaj wykorzystuje się przeciętne zdjęcie i tyle.
      Brylewski niezależny jest na pewno. Do tego skromny i silny (mimo czasowego uzależnienia od amfetaminy). Dodatkowo ujmuje mnie jego akceptacja tego, co mu się przydarza.

      Usuń
  3. Za moich czasów były tylko pogadanki o alkoholu i narkotykach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O marihuanie i amfetaminie też się tu mówi, króluje jednak muzyka.;)

      Usuń