Kiedyś w szkołach organizowano tzw. spotkania z ciekawym człowiekiem. Przychodził pan (pań nie pamiętam) w mundurze lub innym uniformie, wykonujący niecodzienny zawód, i przez godzinę opowiadał o swojej pracy, a dziatwa siedziała i słuchała jak urzeczona. Takie skojarzenia miałam podczas lektury „Kryzysu w Babilonie” czyli wywiadu z Robertem Brylewskim.
Pięćset stron pomieszczonych w książce Księżyka czyta się jednym tchem. I nie trzeba być fanem Kryzysu, Izraela czy Armii, żeby dać się wciągnąć w opowieść o życiu muzyka, obejmującą ponad cztery dekady. Brylewski miał to szczęście, że żył w ciekawych czasach: doświadczył schyłku PRL-u, stanu wojennego, zmiany systemu politycznego w 1989 r., czy wreszcie drapieżnego kapitalizmu z kryzysem gospodarczym włącznie. Siłą rzeczy to wszystko odbijało się w tworzonych tekstach i muzyce, a także na poczynaniach i karierze zespołów, których członkiem był Brylewski. Kto spodziewa się jednak martyrologicznych historyjek, będzie rozczarowany – nie ten adres, nie ta osoba.
„Kryzys w Babilonie” to z jednej strony wycinek z historia polskiej muzyki, a z drugiej biografia człowieka, który niejedno widział i przeżył. Z niekłamanym zainteresowaniem czyta się o ewolucji Brylewskiego od punk rocka do reggae i z powrotem do rocka. Poszukiwania muzyków, tworzenie składów, rozpady zespołów i przetasowania są naturalną koleją rzeczy, bo przecież i tak najważniejsze jest samo granie. Mamy tu bowiem do czynienia z kimś, kto bez względu na koniunkturę od zawsze konsekwentnie podąża wytyczoną przez siebie ścieżką. Nie flirtuje z wielkim show-biznesem i pieniędzmi, a tym bardziej ze światem polityki. Chwilami można odnieść wrażenie, że Brylewski lubi przedstawiać się w korzystnym świetle, ale skoro nie przemilcza swoich słabości i wybryków, może warto uznać, że taki po prostu jest. Ja w każdym razie mu wierzę.
Mówiąc o książce Brylewskiego i Księżyka nie sposób nie wspomnieć o staranności, z jaką została wydana. Na okładce (twardej) widnieje podobizna artysty projektu Wilhelma Sasnala, natomiast na wklejkach zamieszczono barwne ilustracje Roberta Brylewskiego. Oprócz samego wywiadu, zgrabnie podzielonego na 24 rozdziały, z czego każdy opatrzony jest stosownym cytatem z piosenki, czytelnik ma szansę obejrzeć dziesiątki zdjęć, kalendarium, dyskografię, filmografię i indeks osób. Pełen profesjonalizm – i w formie, i w treści.
___________________________________________________________________________________
Robert Brylewski, Rafał Księżyk „Kryzys w Babilonie. Autobiografia”, Wyd. Literackie, Kraków, 2012
___________________________________________________________________________________
Myślę, że brak martyrologicznego wydźwięku to może być duża zaleta tej książki. Przyznam, że tego typu wstawki skutecznie odstraszają mnie od polskiej literatury.
OdpowiedzUsuńW Brylewskim podoba mi się całkowity brak zadęcia. Nazywa rzeczy po imieniu, ale też nikogo nie obraża. Ma sposób bycia, który bardzo mi odpowiada. No i mówi o czasach, które we fragmencie dane mi było poznać.;)
UsuńDobrze, że jego nazwisko i portret w ogóle pojawiły się na okładce, ostatnio to nie jest normą w przypadku takich wywiadów. :)
OdpowiedzUsuńZawsze odbierałam Brylewskiego jako ciekawą, niezależnie myślącą osobę i widzę, że przeczucia były chyba słuszne.
Myślę, że projekt okładki wykonany przez artystę tej rangi to jest ewenement w branży edytorskiej. Zazwyczaj wykorzystuje się przeciętne zdjęcie i tyle.
UsuńBrylewski niezależny jest na pewno. Do tego skromny i silny (mimo czasowego uzależnienia od amfetaminy). Dodatkowo ujmuje mnie jego akceptacja tego, co mu się przydarza.
Za moich czasów były tylko pogadanki o alkoholu i narkotykach...
OdpowiedzUsuńO marihuanie i amfetaminie też się tu mówi, króluje jednak muzyka.;)
Usuń