środa, 13 marca 2013

Czas nazywany Dawniej

Morski chłód przyniósł z sobą całą furę zapachów i trzeba było zamknąć oczy, żeby pojąć tę mieszaninę i ten karnawał zapachów – mango wiszące na gałęziach, jeszcze dobre i zielone, mango już pogryzione przez nietoperze, zielonkawa woń sape-sape, lepki opar niemal obrywających się gujaw, zapach mirtu mieszający się z wonią nieszpułki, zapach kurników i chlewów, harmider papug żako i psów, dwa lub trzy wystrzały z aki, radio, w którym ktoś łapał wiadomości w językach narodowych, a potem zapomniał je wyłączyć, stukot butów osób pędzących do domu lub tylko w poszukiwaniu jakiegokolwiek suchego schronienia, a nawet, jeśli było już późno, odgłosy z piekarni, która mieściła się przy bocznej uliczce i gdzie przez całą noc pracowano, aby nazajutrz do domów tych, którzy całą noc spali, trafił świeży chleb.  To znaczy, chcę powiedzieć, że zapach deszczu to rzecz trudna do wyjaśnienia komuś, kto nie zna dobrze łazienki w domu babci Agnette. (s. 24)



Zapachy. Barwy. Dźwięki. Ruch. Kilka nieskomplikowanych zdań i świat Ondjakiego staje przed oczami czytelnika jak żywy. Biedna nadmorska dzielnica Luandy z jej  skromnymi domkami,  barakami radzieckich żołnierzy, zrębami mauzoleum oraz placem ze stacją benzynową. I naturalnie jej mieszkańcami i bywalcami: wielopokoleniowymi rodzinami, wszędobylskimi dzieciakami, narwanym Pianą Morską, Towarzyszem Sprzedawcą Benzyny, kubańskim doktorem Puk-Puk i towarzyszem Brywieczerowem. W Praia do Bispo wciąż coś się dzieje, tu życie nie zamiera nawet nocą.

Sceneria „Babci 19…” jest dla mnie o wiele ciekawsza niż jej fabuła, z całym sowieckim sekretem włącznie. Ondjaki przywołuje swój dziecięcy mikrokosmos w kształcie nie do końca zgodnym z rzeczywistością, raczej w takim, w jakim chce go pamiętać. Do rangi wielkich wydarzeń urastają epizody z życia okolicy: choroba babci, plan wyburzenia osiedla, tajemnicza misja głównego bohatera i jego przyjaciela, czy wreszcie nieziemsko piękna eksplozja. Małe radości przeplatają się ze wzruszeniami, beztroskę zakłócają pierwsze niepokoje. Książka Ondjakiego to piękny hołd dla dzieciństwa, a przede wszystkim dla dziecięcej niewinności. Za tym można tęsknić.


______________________________________________________________________

Ondjaki „Babcia 19 i sowiecki sekret”, tłum. Michał Lipszyc, Karakter, Kraków, 2013
______________________________________________________________________


17 komentarzy:

  1. Uwielbiam okładki książek wydawanych w Karakterze! Ta też jest wyśmienita.
    Muszę szturchnąć swoją bibliotekę, żeby się zainteresowała tym wydawnictwem, bo na razie nie kupiła chyba niczego, a szkoda.
    Wynalazłaś bardzo smakowity cytat, jednak jeśli cała książka jest taka, to chyba ciężko się ją czyta. Rozumiem jednak, że akcji też całkiem sporo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, okładki są boskie. Tu wolałabym coś żółtego lub pomarańczowego, ale i tak jest super.
      Szturchnąć bibliotekę warto, zwłaszcza w przypadku Mabanckou.;)
      Podobnych cytatów nie ma w książce zbyt wiele, inne są znacznie krótsze. Jest przede wszystkim akcja. Może nie szaleńczo rozwinięta, ale akcja.;) Zaznaczam, że to nie jest dzieło epokowe, mnie jednak uwiodła plastyczność powieści.

      Usuń
    2. Tak, też od razu pomyślałam o Mabanckou, do którego ciągle się przymierzam i ciągle żałuję pieniędzy (i miejsca na półkach).
      Ta plastyczność opowieści, dzieciństwo i babcia skojarzyły mi się z "Lalą" Dehnela (pozdrowienia dla Strasznego Wiesława!:P) - czy, pomijając różnice wynikające z egzotyki, coś faktycznie łączy te dwie książki?

      Usuń
    3. Na Mabanckou nie powinno żałować się pieniędzy.:)
      "Lali" nie czytałam, ale z recenzji wnioskuję, że w powieści rządzi nie podzielnie. U Ondjakiego jest inaczej, babcia jest ważna, ale inne osoby również. Tak więc chyba to inna książka.

      Usuń
    4. zgadzam się, na Mabanckou nie powinno żałować się pieniędzy! ani miejsca na półkach! :)

      Usuń
    5. Ok, ok, obiecuję poprawę:P Poczekam tylko na jakąś atrakcyjną promocję, co?:))

      Usuń
    6. Albo urodziny, rocznicę ślubu itp.:) Bo do Gwiazdki tak daleko...;)

      Usuń
  2. Świetna seria. Dobre młode wydawnictwo. Piekne okladki. Dobry tłumacz. I portugalskojęzyczna Afryka... Wspaniały zestaw. Ja mam w planie Mia Couto :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie się z Tobą zgadzam.;) Dzięki za przypomnienie o Couto - trochę trudny w odbiorze, ale klimatyczny.

      Usuń
  3. Teraz mam problem. Nie wiem, jak pachnie nieszpułka. Powiem więcej: nie wiem, co to jest nieszpułka.
    A tak w ogóle to pięknie napisałaś o tej książce, Aniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lirael, jesteś dla mnie zbyt łaskawa, ale dziękuję za dobre słowo.;) Próbowałam jedynie oddać swój podziw dla klimatu stworzonego w książce przez autora. Teleportacja do Angoli wyjątkowo udana.;)

      Usuń
    2. To może ja też się kiedyś teleportuję, tym bardziej, że mam świetne skojarzenia z tą serią. :)

      Usuń
  4. Właśnie czytam tę książkę i też zaznaczyłam sobie fragment, który przytoczyłaś :-) na razie nieco mi przypomina Jutro skończę dwadzieścia lat - świat widziany oczyma małego chłopca, gdzieś w oddali ważne wydarzenia historyczne, dla mnie dość egzotyczna sceneria.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem ta książka bardzo przypomina "Jutro skończę..." i dlatego lepiej chyba czytać je w odwrotnej kolejności, bo Mabanckou jest moim zdaniem znacznie lepszy. Jak uważasz?

      Usuń
  5. Jeszcze nie skończyłam Ondjakiego wiec może nie powinnam się wypowiadać... ale na razie też podoba mi się mniej od "Jutro skończę...". Choć bardzo podobają mi się opisy kolorów zachodzącego słońca, czy wybuchu - są niezwykle plastyczne, operujące w ciekawe porównania i niecodzienne mieszanki barw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opisy scenerii są u Ondjakiego wspaniałe, dla mnie to główny walor tej powieści.;)

      Usuń