Tytułowe miasteczko długowieczności to włoskie Campodimele (w rzeczywistości wioska) położone w środkowych Włoszech. Długowieczność i dobre zdrowie mieszkańców nie są chwytem reklamowym - potwierdzone zostały badaniami i zauważone także przez zagranicznych lekarzy. Recepta nie jest zaskakująca: górskie powietrze, spokojny tryb życia i bodaj najważniejsze – odpowiednia dieta. Ta zaś przewiduje: świeże, sezonowe, wolne od chemikaliów owoce i warzywa, niewielką ilość mięsa i ryb oraz proste domowe gotowanie. Proste, prawda?
Lawson dowodzi, że spełnienie powyższych warunków jest możliwe, wymaga jedynie (sic!) pracowitości i dostosowania się do rytmu natury. Okoliczni rolnicy powtarzają, że wszystko ma swój czas i w książce doskonale zostało to pokazane. Styczeń to czas zbioru oliwek i świniobicia, a przy okazji wyrabiania kiełbas. W lutym dojada się dostępne jeszcze rośliny zielone i zajada makaronem, natomiast marzec, z racji zbliżającej się Wielkanocy, pachnie anyżkiem i cynamonem. Kwiecień to już primavera, a więc sezon pierwsze sałaty (np. z bobem lub fasolką) i pierwsze sery z koziego mleka. Będzie czas pieczenia chleba, robienia przetworów, suszenia ziół i winobrania. Będzie czas postu i kulinarnego rozpasania – wszystko w zgodzie z kalendarzem i naturą.
„W miasteczku długowieczności” to lektura wyborna: napisana ze znawstwem i pomysłem, w ciekawy sposób prezentuje miejsce, jego mieszkańców i prostą filozofię życia. Autorka pobudza i wyobraźnię, i kubki smakowe – nie wiadomo, czy najpierw przyrządzić danie według jednego z zamieszczonych w książce przepisów, czy zarezerwować wakacje we Włoszech. Takie książki lubię i chcę czytać.
Bakłażany z czerwoną papryką i ziemniakami (4 porcje)
2 duże bakłażany – najlepiej krótkie i długie
kilka łyżek oliwy extra vergine
1 duża czerwona papryka, oczyszczona z nasion i pokrojona w duże plastry
1 duża żółta cebula, grubo posiekana
2 ząbki czosnku, drobno posiekane
500 ml sosu pomidorowego
suszone oregano
4 duże, twarde ziemniaki pokrojone w równe kawałki
miałka sól morska
garść świeżej natki pietruszki, grubo posiekanej
Przekrój bakłażana wzdłuż na dwie części i każdą przekrój jeszcze na sześć kawałków. Jeśli to konieczne, należy je posolić i pozostawić do odsączenia na sitku. Następnie podgrzej oliwę w dużym, głębokim garnku i powoli przez kilka minut podsmażaj paprykę i cebulę. Wrzuć posiekany czosnek i smaż jeszcze minutę. Dodaj bakłażan, dokładnie wymieszaj i podsmażaj kolejną minutę lub dwie. Dodaj sos pomidorowy, posyp suszonym oregano, doprowadź wszystko do wrzenia i duś przez dziesięć minut. Wrzuć do garnka pokrojone ziemniaki i kilka szczypt soli do smaku; duś na małym ogniu, aż ziemniaki będą miękkie. Podawaj posypane świeżą natką pietruszki lub dużą ilością świeżej bazylii, z dodatkiem świeżego chleba. (str. 231-232)
_________________________________________________________________________________________
Tracey Lawson „W miasteczku długowieczności. Rok przy włoskim stole” tłum. Dobromiła Jankowska, Wyd. Czarne, Wołowiec 2012
_________________________________________________________________________________________
No tak, 13.44, suche kajzerki zjedzone, a Koleżanka zapodaje bakłażana, wrr :P
OdpowiedzUsuńWiem, że to marna pociecha, ale sama też jestem głodna.;)
UsuńMarna pociecha. Ale dziwię Ci się, że mając taki post w planie nie zabezpieczyłaś sobie stosownego wyżywienia:)
UsuńĆwiczę silną wolę.;)
UsuńOraz pastwienie się nad czytelnikami:P Czy zamiast bakłażana może być cukinia?
UsuńNiektórzy twierdzą, że jest znacznie lepsza, bo ma bardziej wyrazisty smak. Ja bym się nie wahała.;)
UsuńI tak danie musi poczekać na stosowniejszą porę roku:)
UsuńSezon na cukinie i bakłażany to nie jest, ale chyba nie będę czekać do jesieni.;)
UsuńKoło lipca już cukinia będzie:)
UsuńTroszku jakby długo.;)
UsuńWcześniej za to troszku jakby drogo:)
UsuńBakłażany ostatnio widziałam w cenie ok. 8 zł za kg, da się przeżyć.
UsuńCukinia mignęła mi po 7 zł za sztukę, więc raczej mniej przystępnie.
UsuńCzyli trzeba iść w bakłażany.;)
UsuńAle dopiero po sprawdzeniu ceny w lokalnym sklepie:)
UsuńSprawdź w tym dużym na literę L.;)
UsuńA taki to w sąsiedniej wsi, niestety.
UsuńTakoż i u mnie.;(
UsuńBy sobie oszczędzić jeżdżenia, cukinie będą własnego chowu:)
UsuńJestem pod wrażeniem.
UsuńW zeszłym roku, o dziwo, nawet obrodziły, chociaż grad wytłukł pierwsze kwiaty.
UsuńZdaje się, że niektórzy obsmażają kwiaty w cieście naleśnikowym?
UsuńSmakują niebiańsko, raz miałam okazję spróbować.
UsuńTaaaak? To może wypróbuję w tym roku.
UsuńKoniecznie! Bardzo subtelny, trudny do opisania smak. Pycha.
UsuńNo obsmażają, ale nie próbowałem, aż takiej klęski urodzaju nie było.
UsuńJeśli kwiecie będzie ładne, spróbuję.
Usuńzaczęłam kiedyś czytać tę książkę i zupełnie o niej zapomniałam, chyba dlatego, że gdzieś wśród różnych zbiorów na czytniku się chowa. dobrze, że mi o niej przypomniałaś, bo to faktycznie bardzo fajna lektura.
OdpowiedzUsuńi już wiem, co sobie zrobię na kolację :)
Fajna lektura, do czytania na raty, do poduszki, albo gdy inspiracji kulinarnych brak.;) Czyżbyś planowała dzisiaj danie z bakłażanów?
Usuńmyślę, żeby zamiast bakłażanów użyć cukinii :)
UsuńNa pewno się nada.;) Daj proszę znać, czy danie smakowało.
Usuńzrobiłam! dopiero dzisiaj, ale wyszło wyśmienite! użyłam jednego bakłażana i jednej cukini :)
UsuńW takim razie może zrobię w weekend. Bakłażan i cukinia to sprytne wyjście.;)
UsuńSą wycieczki do Włoch połączone z warsztatami kulinarnymi, to by było wyjście kompromisowe. :)
OdpowiedzUsuńCampodimele to znaczy pole miodu, ewentualnie miodowe pole. Czy miód odgrywa jakąś rolę w diecie mieszkańców? Pszczółka na okładce sugeruje, że tak.
Przepis bardzo ciekawy, wykorzystam w lecie (estate). :)
Oj, przepraszam, to jest Campodimele, czyli "pole jabłek"! Nie zauważyłam, że nie ma "i". Campodimiele to by było miodowe pole. :)
UsuńA jednak chodzi o pole miodu, tak przynajmniej twierdzi autorka.;) Miodu tu na szczęście za dużo się nie leje, zachęcam do lektury i sprawdzenia. Przy okazji można podszkolić język, na końcu książki zamieszczono nawet słowniczek użytych pojęć. Bardzo przyjemna i pouczająca lektura.
UsuńTo w takim razie gdzieś się wkradła literówka. "Miele" to miód, a "mele" to jabłka.
UsuńDzięki za polecenie "W miasteczku długowieczności", mam z tej serii kilka rzeczy i to są zawsze smakowite lektury. :)
W takim razie na marginesie dodam, że w Campodimele czas leżakowania ciasta na pizzę to 2 godziny. Okazuje się też, że w prosty sposób można samemu wyhodować drożdże przydatne do pieczenia chleba i pizzy.;)
UsuńTo w takim razie dwie godziny staną się u mnie obowiązkowe. :) Do tej pory używałam drożdże w proszku, ale nie wykluczam rozpoczęcia amatorskiej hodowli. :)
UsuńPrzepis na własny zakwas początkowy, nigdy niekończący się (sic!), jest następujący:
UsuńPotrzebne są 4 łyżki białej mąki chlebowej (albo innej - razowej, pszennej)
Zmieszaj jedną łyżkę mąki z jedną łyżką wody w dużym dzbanku o szerokim, otwartym dzióbku. Przykryj czystą, wilgotną ściereczką i zostaw w temp. pokojowej na 48 godzin.
Dodaj kolejną łyżkę mąki i drugą wody, dokładnie wmieszaj je do pierwszej porcji i zostaw na kolejną dobę.
Powtarzaj ten proces przez 3-4 dni, aż w końcu otrzymasz bąbelkową mieszaninę drożdży. Jeśli spleśnieje, wylej ją i zacznij od nowa.
Do pieczenia pierwszej partii chleba (lub pizzy) użyj podwójnej porcji tego zakwasu. Za każdym razem, kiedy będziesz przygotowywać bochenek chleba (lub pizzę), odstaw porcje zakwasu i przechowuj go w lodówce, do wykorzystania przy następnym wypieku. (str. 263-264)
Ale chyba trzeba go dokarmiać, co?
UsuńU mnie z zakwasami jak z kwiatkami doniczkowymi - przeżywają tylko nieliczni (żadnemu zakwasowi nie udało się przetrwać dłużej niż sześć miesięcy; jeden kwiatek walczy natomiast dzielnie już trzeci rok!)
Właśnie dokarmianie zakwasu jest dla mnie niejasne, muszę spytać kogoś doświadczonego w tej dziedzinie.
UsuńZ kwiatami u mnie też różnie, np. orchidea żadna u mnie jeszcze nie przetrwała.;( Najlepiej trzyma się epipremnum - zniesie doprawdy wiele.;)
U mnie ze wszystkich orchidei najlepiej trzymają się te plastikowe patyczki, do których są na początku przywiązane kwiatki:) Epipremnum raczej by poległo - mam pewne zasługi na polu ususzania kaktusów, więc co tu myśleć o tak wymagającej roślinie, która oczekuje by podlewać ją raz w tygodniu!
Usuńpatyczki i u mnie dość dobrze się zachowują, ściółka również.;)
UsuńEpipremnum łatwo można zahartować, wytrzyma i 2 tygodnie bez wody - u mnie to normalne.;(
Aniu, dzięki za przepis. Wymaga trochę czasu, więc amatorska hodowla ruszy najpewniej w lecie. :)
UsuńWymaga czasu, ale zakwas właściwie sam się robi. Dla mnie to duża zachęta.;)
UsuńPrzyglądam się tej serii, która z jednej strony wygląda bardzo obiecująco, ale z drugiej grozi, że wszystkie kolejne książki będą na jedno kopyto.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że we Włoszech znacznie przyjemniej żyć w zgodzie z naturą. U nas na przednówku można się skichać z nudów: marchew, buraki, ziemniaki, kapusta, marchew, buraki, ziemniaki... Ze dwa lata praktykowałam takie lokalne jedzenie (w wersji bliskiej wege, więc świniak nie wchodził w grę) i do tej pory jeszcze nie doszłam do siebie:(
"Brudna robota" jest zupełnie inna historią, zapewniam Cię.;)
UsuńWe Włoszech na pewno jest przyjemniej - i przede wszystkim łatwiej - żyć w zgodzie z naturą. Klimatu Włochom zazdroszczę. Wg Lawson w marcu można zajadać się już szparagami, a u nas - tak jak piszesz.;( My chyba jesteśmy skazani na jedzenie mięsa i ryb, trudno przeżyć zimę o samych warzywach. Dwa lata w wersji wege zdarzyło i mnie się wytrzymać, ale nie narzekam. Może dlatego, że robiłam to z ciekawości, a nie dla zdrowia czy ze względu na przekonania. Zrezygnowałam, kiedy kolega poczęstował mnie wyjątkowo świeżym i wypasionym boczkiem.;)
"Brudną robotę" niedawno kupiłam, ale na razie nie mam gdzie jej upchać bo w kolejce wyjątkowo krzykliwe i nieprzepuszczające innych pozycje, więc pewnie najpierw przeczyta mój mąż (w końcu to on w tej rodzinie jest od "brudnej roboty":P).
UsuńTeż uważam, że szerokość geograficzna określa sposób żywienia. Pewnych rzeczy nie przeskoczymy, więc powinniśmy się cieszyć, że i tak mamy dużo lepiej niż Eskimosi, dla których dieta wegetariańska byłaby zabójcza:) Świeży i wypasiony boczek też na mnie działa, niestety, zwłaszcza zimą:(
Nawet nie chcę myśleć o jedzeniu ryb i porostów przez cały rok.;(
UsuńDobrze wiedzieć, że nie jestem jedynym boczkożercą.;)
Książkę mam od pewnego czasu na liście do przeczytania, ale "Język baklawy" chyba będzie wcześniej, bo już stoi na półce. A danie obiadowe zapowiada się smakowicie, wypróbuję bliżej lata :-)
OdpowiedzUsuń"Język baklawy" też mnie interesuje, ale chwilowo odpocznę od kulinariów.;) Tymczasem lada dzień z tej serii ma się pojawić książka o kuchni indyjskiej - zdecydowana odmiana.
UsuńJa też wypróbuję to danie, ale zamiast ziemniaków wymyślę inny składnik. Może kurczak się nada.
Ziemniaki jako składnik jednogarnkowego dania faktycznie średnio się sprawdzają. Za to kurczak pasuje jak ulał. Zwłaszcza lekko podsmażony ;-)
UsuńWydaje mi się, że w kuchni niemieckiej eintopfy ziemniakami stoją.;)
UsuńKurczak podsmażony może być strzałem w dziesiątkę. Będzie raczej lepszy niż ten w duszony tylko z warzywami.
Uwielbiam powieści z wątkami kulinarnymi, polecam inne książki z serii Dolce Vita, nie są to dzieła wybitne, ale za to jakże smakowite :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że następna w kolejce będzie ta o Prowansji. Seria b. ciekawa,
Usuńchoć w takiej "Brudnej robocie" przepisów kulinarnych właściwie brak.;( Niemniej książki na pewno każą się zastanowić nad jadłospisem.;)