wtorek, 22 kwietnia 2014

Na zielonej Ukrainie

Biuro Literackie wydało niedawno w krótkim odstępie czasu dwie powieści młodych ukraińskich autorek, co stanowi dużą odmianę w promowaniu literatury ukraińskiej w naszym kraju. Jak dotąd znacznie częściej drukuje i cytuje się u nas panów z tego rejonu, panie dopiero się przebijają. I dobrze, bo niewątpliwie zasługują na uwagę czytelników. Może nawet większą niż niektórzy z ich kolegów.;)

Książka Dzwinki Matijasz nie jest wbrew tytułowi powieścią i nie opowiada o ojczyźnie, przynajmniej o tej przez duże „O”. Gdyby jednak chcieć ją koniecznie odnaleźć, musielibyśmy zadowolić się najbliższym otoczeniem narratorek: ogrodem, wsią, lasem czy podwórkiem. Ojczyzną staje się każde miejsce związane z bliską, a nieobecną osobą: zmarłą matką, mężem pełniącym służbę wojskową z dala od domu, przyjaciółką, która wyjechała do rodziny. W wielogłosowej narracji najdotkliwiej daje o sobie znać odczucie braku i osamotnienia, jakże różne u każdej z bohaterek. Bez względu na wiek i pochodzenie łączy je jedno: tęsknota. „Powieść o ojczyźnie” jest przykładem wyjątkowo oryginalnej prozy – proste w swej wymowie zwierzenia kobiet ubrane zostały w nowoczesną formę, czyli wyraźnie zindywidualizowane monologi wewnętrzne. To połączenie przyniosło świetny efekt, trzeba jedynie poddać się rytmowi każdej z opowieści.

Dzwinka Matijasz „Powieść o ojczyźnie”, tłum. Bohdan Zadura, Biuro Literackie, Wrocław 2014


W „Lubczyku na poddaszu” Natalka Śniadanko również odwołuje się do uczuć i przeszłości, a polski tytuł nadzwyczaj celnie sygnalizuje clou powieści. Młode, wypalone małżeństwo zaczyna wymieniać się listami, które nieoczekiwanie stają się dobrym sposobem na wyjaśnienie niedomówień. Siłą rzeczy odżywają wspomnienia, u obojga inne, co pokazuje, jak odrębne życia prowadzą małżonkowie. W oczach postronnych mogą uchodzić za udany, zgodny związek, w rzeczywistości funkcjonują bezkolizyjnie chyba już tylko z przyzwyczajenia. Historia Sarony i Sarona byłaby zapewne bardzo banalna, gdyby nie lekko fantastyczna otoczka i urokliwe obrazki przywołane z pamięci. Na pytanie, czy tytułowy lubczyk suszy się w celach rozbudzenia miłości, czy też po prostu wysechł z powodu zapomnienia, czytelnik będzie musiał odpowiedzieć sobie sam.

Natalka Śniadanko „Lubczyk na poddaszu”, tłum. Ksenia Kaniewska, Biuro Literackie, Wrocław 2014


Z tych dwóch książek zdecydowanie bardziej odpowiada mi „Powieść o ojczyźnie” – trudniejsza w odbiorze, ale pozostawiająca o wiele trwalsze wrażenie. „Lubczyk na poddaszu” wypada w tym zestawieniu blado: konstrukcja powieści nie jest na początku zbyt spójna, a bohaterowie wydają się nieco płascy. Matijasz przewyższa Śniadanko literacką dojrzałością i głębią; to autorka, która dobrze rokuje na przyszłość i wzbudza zainteresowanie. Będę wyczekiwać kolejnych przekładów.

********************************

UWAGA: Obie autorki będą gościć w tym tygodniu we Wrocławiu na 19. edycji Europejskiego Portu Literackiego. Wspólny wieczór autorski Natalki Śniadanko i Dzwinki Matijasz odbędzie się drugiego dnia festiwalu – 25 kwietnia 2014 o godz. 21:00 we Wrocławskim Teatrze Współczesnym

6 komentarzy:

  1. Ooo, dziękuję Ci za tego posta! O żadnej z nich wcześniej nie słyszałam, a brzmią jak coś dla mnie. Do schowka!

    Zastanawia mnie tylko, czy oni tak przypadkiem utrafili z tymi premierami, czy wykorzystali tę ostatnią "popularność" Ukrainy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ proszę bardzo.;) Matijasz u nas debiutuje, ale Śniadanko była wcześniej wydawana (Kolekcja namiętności, Ahatanhel).
      BL wydał rok temu powieść Irwanca i opowiadania Lubki , więc wolę myśleć, że ww. książki to ciąg dalszy planu wydawniczego.;) Nawet jeśli jest inaczej, dobrze się stało - lit. ukraińską warto promować.

      Usuń
  2. O rany, a na pierwszy rzut oka to "Lubczyk" wydawał się ciekawszy - zaintrygowała mnie sama forma próby wyjścia z małżeńskiego impasu. A co do napiętej sytuacji politycznej na Ukrainie to po prostu trzeba pogodzić się z tym, że w najbliższym czasie, dopóki wszystko się nie uspokoi, będzie ona rzutować na każdą inną dziedzinę pozostającą w związku z naszymi wschodnimi sąsiadami, w tym także na życie kulturowe, literaturę, etc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. We mnie "Lubczyk..." wzbudził letnie odczucia. Nad "Powieścią..." trochę się głowiłam, początkowo byłam nawet zdezorientowana, ale po przeczytaniu ostatniej strony wszystko nabrało sensu.
      Mnie nie przeszkadza lansowanie lit. ukraińskiej w obecnej sytuacji politycznej. Naturalnie wolałabym, żeby co innego było motywacją dla wydawców, ale kultura to też jakiś sposób na zwrócenie uwagi.

      Usuń
  3. A propos "niektórzy z ich kolegów" - właśnie niedawno poległam, próbując przeczytać książkę Serhija Zadana "Anarchy in the Ukr". Może jestem za mało anarchistyczna, ale z radością sięgnę po coś równie ukraińskiego, za to dużo bardziej strawnego!
    A we Wrocławiu w tym roku w Porcie Literackim dużo fajnych wydarzeń; aż żal, że nie mogę tam być.
    .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie z kolei nie udało się wciągnąć w "Woroszyłowgrad" - niby proste, ale jakoś mało interesujące. Za to świeży wywiad z Żadanem w PR2 b. ciekawy: http://www.polskieradio.pl/8/2222/Artykul/1106953,Serhij-Zadan-nasze-ksiazki-wygladaja-dzis-jak-dzieciece-pamietniki-

      Ja też żałuję, że do Wrocławia nie dojadę, bo Port zapowiada się b. dobrze. Może jakieś ścinki pojawią się w telewizji.

      Usuń