środa, 24 marca 2010

Hotel du Lac - Anita Brookner

Dobiegająca 40-tki Edith Hope jest autorką poczytnych romansów. Z powodu incydentu, który spowodowała w Londynie, znajomi wysłali ją do Szwajcarii. W odosobnionym hoteliku nad jeziorem ma przeczekać towarzyską burzę i dokończyć nową powieść. Edith nie jest fascynującą kobietą, sprawia wrażenie smutnej i opuszczonej. Jest taka, jak czytelniczki jej książek:

Pragną wierzyć, że zostaną odkryte, wyglądając jak najlepiej za zamkniętymi drzwiami i właśnie wtedy, gdy uważały swoje życie za stracone, odkryje je przebojowy mężczyzna, który porzuci wszystko, żeby je zdobyć. (s. 24)

Opiera się zmianom zachodzącym w społeczeństwie i nie chce być jedną z nowoczesnych, przebojowych kobiet, które same wybierają sobie mężczyzn, nie chce nawet o nich pisać. Woli swoje ciche życie pisarki czekającej na telefon lub wizytę Davida, żonatego kochanka. Poznany w hotelu biznesmen tłumaczy jej, że tak naprawdę Edith potrzebuje nie miłości, ale pozycji społecznej czyli małżeństwa. Okazuje się, że może ono przynieść wiele korzyści:

I gdy raz wyjdziesz za mąż, możesz się zachowywać równie źle, jak ktokolwiek inny. Nawet gorzej, biorąc pod uwagę twoje niewykorzystane możliwości w tym względzie. (...) I będziesz przez wszystkich lubiana, i będziesz miała dużo do powiedzenia. I nigdy nie będziesz musiała czekać na telefon. (s. 97)

Powiało problematyką rodem z Jane Austen, jednak nie sposób zaprzeczyć, że kobiety samotne, nawet te sprawiające wrażenie niezależnych i szczęśliwych, nadal są postrzegane jako odstające od powszechnie uznanych norm. Także obecnie zamążpójście wydaje się wielu osobom lekiem na całe zło.

Problem zarysowany w powieści Brookner jest bardzo ciekawy, niestety sama książka pozostawia wiele do życzenia. Jest nieco staroświecka i wręcz nudna, choć pod koniec akcja nabiera tempa. Tekst wydał mi się bardzo nierówny, kanciasty; zupełnie nie odpowiada mi ukrywanie dialogów w tekście głównym obok tych zapisanych w tradycyjny sposób. Do tego kiepskie tłumaczenie Marii Zborowskiej, gdzie pełno błędów stylistycznych (np. przekrwawione oczy na str. 65, rytuał ekstynkcji na str. 71), a zdarzyły się również gramatyczne (uczni zamiast uczniów na str. 11) i ortograficzne (zawieść zamiast zawieźć na str. 125).

"Hotel du Lac" został nagrodzony Bookerem w 1984 r. Nie mam pojęcia, jakie obowiązywały wówczas kryteria, ale obawiam się, że dzisiaj ten tytuł nie trafiłby nawet na tzw. długą listę. Tak czy owak nie poddaję się i zamierzam wkrótce przeczytać "Rodzinę i przyjaciół" tej autorki. Liczę na lepsze wrażenia.

Moja ocena: 6/10

Anita Brookner, "Hotel du Lac", Czytelnik, 1989

2 komentarze:

  1. Nie poddawaj się, bardzo proszę! :) Mnie ten staroświecki, melancholijny nastrój przypadł do gustu, a Brookner zalicza się do moich ulubionych pisarek. Oprócz "Rodziny i przyjaciół" polecam Ci "Opatrzność" - jest trochę inna. Może bardziej Ci się spodoba.

    OdpowiedzUsuń
  2. A jakże - "Opatrzność" także biorę pod uwagę, podobnie jak dwa inne tytuły, nie tłumaczone jeszcze na polski. O wrażeniach z pewnością doniosę;)

    OdpowiedzUsuń