Historia czterech dziewcząt z warszawskich Stegien nieco przypomina mi "Dziewczęta z Nowolipek" Gojawiczyńskiej: mieszkają blisko siebie, chodzą do tej samej szkoły, razem wkraczają w dorosłość. Biedna, wyciszona Mania podobna jest do Franki, a Hanka, na siłę pchana do handlu, to wypisz wymaluj Kwiryna.
I na tym kończą się podobieństwa do bohaterek z powieści Gojawiczyńskiej. Różnie toczą się losy dziewcząt z ul. Portofino, tak jak różne są rodziny, z których pochodzą. Każda przeżywa jakiś dramat, ale w ważnych chwilach podejmują decyzje samodzielnie nie pozwalając, żeby decydowało za nie życie. To nie są dziewczyny podążające za najnowszymi trendami (albo za mężczyznami), nie są ukierunkowane na karierę czy pieniądze. Są na tyle silne, żeby podążać za własnym głosem, nawet jeśli oznacza to kłopoty. Dlatego właśnie wydają się takie prawdziwe, a ich życiorysy bardzo wiarygodne. Poza tym bohaterki Plebanek są mi bardzo bliskie, ponieważ dorastałam niemal w tym samym czasie tj. latach 70-tych i 80-tych i rozpoznaję wiele elementów charakterystycznych dla tego okresu. Co więcej, jest to powieść bardzo "warszawska" - można ją czytać z planem miasta i odnajdywać wspominane miejsca.
Bardzo podobał mi się również styl tej książki: nie wszystko jest oczywiste, dopowiedziane, pewne fakty trzeba skojarzyć bądź wysnuć wnioski z półsłówek. Do tego niesztampowe prowadzenie życiorysów naznaczonych smutkiem. Dla mnie rewelacja.
Moja ocena: 10/10
Grażyna Plebanek, "Dziewczyny z Portofino", Wydawnictwo W.A.B., 2005
Super, bo przytaszczyłam ostatnio z biblioteki :)
OdpowiedzUsuńTeraz to już na pewno przeczytam :)
Serdeczności :)
Gratuluję trafionej dziesiątki. :)
OdpowiedzUsuńKsiążka trafiła na moją listę do przeczytania w trybie pilnym.
Ja również byłam oczarowana tą książką.
OdpowiedzUsuńOj, to ja też przytaszczę. Bo zapowiada się kolejna dobra polska powieść :)
OdpowiedzUsuńA ja się cieszę, bo już niedługo nowa powieść Grażyny Plebanek. Wszystkie pozostałe czytałam i mi się podobały, choć ostatnia, czyli "Przystupa" jednak najmniej.
OdpowiedzUsuńaerien / Lirael / Skarletka - Mam nadzieję, że się nie rozczarujecie;)
OdpowiedzUsuńdededan - Cieszę się, że nie jestem odosobniona;)
Zosik - "Przystupa" faktycznie słabsza, choć i tak niezła, a "Pudełko ze szpilkami" wciąż przede mną. A na zapowiadane "Nielegalne związki" czekam z ciekawością;)
Wiosenne pozdrowienia dla wszystkich;)
"Dziewczyny z Potofino" kupiłam na ryneczku ze starymi książkami i płytami będąc w Krakowie na wakacjach za słownie 5 zł. Sprzedał mi ten w ogóle nie dotykany egzemplarz bezzębny dziadek w marynarce od garnituru pamiętającego chyba jeszcze Gomułkę. Cieszyłam się jak dziecko z tego niespodziewanego łupu:) Książka rewelacyjna, czyta się ją błyskawicznie, zapomina się o świecie byle dalej, byle się dowiedzieć co się u dziewczyn zadzieje. Trochę mi czasu zajęło zlokalizowanie osiedla na mapie (zdaję się, że nie od razu się pojawiła jego nazwa albo ja przegapiłam). Ale się zaparłam i znalazłam. Ja w ogóle mam taką manię, że muszę wiedzieć gdzie się akcja dzieje. Zlokalizować na mapie, zobaczyć to miejsce na zdjęciach. Zwłaszcza jak rzecz się dzieje w minionym czasie. Książka miała dla mnie dodatkową moc, ponieważ traktowała o przyjaźni. Bez zbędnego poczucia winy traktowała też o jej końcu wynikającej z tego, że tak się po prostu czasem dzieję, że się ludzie dotychczas bliscy oddalają od siebie. W owym czasie przeżywałam oddalanie się od mojej wieloletniej psiapsióły. Miałam do siebie żal, że to moja wina, potem żal do niej. Aż w końcu dotarło do mnie, że tak się po prostu dzieję, że tak powiem branżowo jest to normą rozwojową:) Książka ta kojarzy mi się z "Piaskową góra" Bator (przeczytałam ją później) ale czytając ją z uporem maniaka oglądałam zdjęcia z lat 60/70 osiedla Piaskowa góra. Niemalże chciałam wiedzieć, który to blok, które piętro hehe.A co do innych książek Plebanek to już więcej nie doświadczyłam niestety. "Pudełko ze szpilkami" mnie rozczarowały a "Przystupa" mimo, że świetna okrutnie wymęczyła:)
OdpowiedzUsuńJa też b. lubię powieści osadzone w prawdziwych miejscach, dlatego b. podobało mi się np. "Dziewięć" Stasiuka i "Salam" Kalwasa, a ostatnio "Taki piękny dzień" Mazzucco (tu było sporo sprawdzania w googlach;)).
OdpowiedzUsuńMam podobne odczucia co do przyjaźni - jeśli nie przetrwa, to zawsze jest jakiś powód, nieprawdaż? Nic na siłę;)
Na blogach i forach często słyszę opinię, że "Czerwony rower" Kozłowskiej jest b. podobny do "Dziewczyn z Portofino". Może niedługo się o tym przekonam;)
Patrycja (bo to chyba Ty?), ja Cię bardzo proszę - załóż bloga, bo widzę, że byłoby z kim dyskutować;))))
Aha, takie uwagi, w jakich okolicznościach kupiło się daną książkę, są dla mnie także ciekawe. W ogóle jestem zdania, że każdy egzemplarz powinien mieć swój paszport, bo niektóre krążą po całym świecie;) Temat na małe opowiadanie przynajmniej;)
Od paru miesięcy zapisuję sobie dokładnie, gdzie i za ile kupiłam daną książkę albo od kogo i z jakiej okazji ją otrzymałam:).
OdpowiedzUsuńTeż, tak jak Wy, często szukam w sieci zdjęć miejsc opisywanych w książkach. Ostatnio oglądałam sobie na googlowych mapach i w picasie Melanezję...
"Gdzie" - ciekawe, ale - "za ile" wolę puścić w niepamięć;) Niemniej zostawiam paragony w środku i np. po kilku latach napotykam ślad starej transakcji udokumentowanej co do minuty;) Często są to niezłe ćwiczenia dla pamięci;)
OdpowiedzUsuńA co skłoniło Cię do takiego notowania? Ja tak notuję wyjścia do kina, teatru i na wystawy. Taka wariacja pamiętnika;)
Niektóre książki należą do mnie, niektóre do P., niektóre są wspólne. Na półkach wszystkie są przemieszane, a taki spis jasno precyzuje, do kogo należą poszczególne egzemplarze. Oczywiście i bez spisu wiadomo, że powieść "Duma i uprzedzenie" jest moja, a "Nowy umysł cesarza" jest P. ;)
OdpowiedzUsuńPrzypomina mi to, co Fadiman pisała o zaślubinach księgozbiorów par mieszkających razem;)
OdpowiedzUsuńO widzę,że więcej tu takich "wariatek" co to muszą zobaczyć miejsce akcji. Pomaga bardzo w w przypadku miejsc zagranicznych google maps:) Zauważyłam jednak, że większą emocję i determinację w poszukiwaniach wzbudzają we mnie polskie miejsca. Koniecznie z przeszłości. Często podczas oglądania filmu zamiast skupić się na akcji to ja się zastanawiam gdzie się ta akcja dzieję:) Tak miałam podczas oglądania II części "Bożej podszewki" (kocham ten serial kooocham!) Tak strasznie chciałam wiedzieć gdzie to jest. Zwłaszcza, że rzecz się dzieje na Ziemiach Odzyskanych zaraz po wojnie (główna bohaterka nie może pojąc po co jadą z Polski (kresy) do Polski (ziemie zachodnie). Zakupiłam więc książkę (w taniej księgarni za 10zł)no i w końcu wiem gdzie się dzieje akcja (tzn wiem gdzie w książce nadal nie wiem jakie miasto wystąpiło w serialu-chyba Kłodzko)Książki "Boża podszewka" cześć II proszę nie czytać! jest tak niedobra,że aż zęby bolą:( co do zapisywania różnych rzeczy to ja notuję także nie tylko książki ale i filmy obejrzane w kinie, filmy obejrzane w ogóle, teatry telewizji czy wydarzenie kulturalne (teatr, koncerty) ze smutkiem zauważam tendencję spadkową:( Mniej czytam, mniej oglądam, rzadziej bywam w kinie...ach gdzie te czasy się podziały kiedy czytało się 80 książek rocznie? kiedy bywało się w kinie przynajmniej raz w tygodniu? To fakt,że nie ma już festiwali objazdowych Nowe Horyzonty, czy Filmostardy. Zakupywało się wtedy karnet (nie wiem za co!) i codziennie się było w kinie. Mój szał kinowy wspierał także fakt, że w ówczesnym czasie mieszkałam dosłownie minutę od mojego ukochanego kina (zimnego w zimie, i śmierdzącego-dla mnie cudnie, tak, że miało się specjalny zestaw ubrań na okoliczność wizyty w kinie)Ehh. Gdzie te czasy kiedy Teatry Telewizji notowało się w dziesiątkach? No ale to już wina zarządu TVP:( Rokrocznie robię podsumowania roku-bardzo lubię ten moment. A co do zapisywania dziwnych rzeczy to wiele lat będąc posiadaczką durnowatego i meczącego niezmiernie wieku dorastania (wczesnego) miałam w zwyczaju zapisywanie na odwrocie biletów MZK informacji skąd dokąd jechałam na tym bilecie, daty i z kim miałam przyjemność odbywać ów podróż. Tak więc wiem, że np: dnia 21.03.94 jechałam ze szkoły do miasta w celu świętowania pierwszego dnia wiosny. Wiem nawet z kim jechałam:)) czyż to nie chore? hehe. Pamiętniki pisałam przynajmniej przez 5 lat. W zeszytach pisałam wszystko co się ze mną działo (zdaję się, że oswajałam trudną dla mnie rzeczywistość-bowiem ciężko mieć 14-15 lat-brr) pisane te pamiętniki były w specjalnym języku gaderypoluki, to w razie jakby ktoś z dorosłych zechciał się o mnie dowiedzieć więcej niż było to wskazane. Od 10 lat już pamiętników nie piszę a właśnie stosuje wariację pamiętnika w kalendarzach (takich większych)i raczej ograniczam się do pobieżnego zapisywania co przeczytałam, oglądnęłam i z kim się spotkałam. Ale mnie na wspomnienia wzięło!! A a propo zaślubin książek par mieszkających razem to na moich półkach mieszkają książki, że tak powiem rozstane hehe. (mam dużą ilość książek mojego byłego przyszłego narzeczonego) Książki te tak się do mnie przyzwyczaiły, że minęło już kilka lat a one odejść nie chcą:)) No to mnie poniosło.Pozdrawiam Patrycja:))
OdpowiedzUsuńJa też bardzo lubię wiedzieć, gdzie dany film był kręcony. Gdzie jak gdzie, ale na Dolnym Śląsku to raczej sporo się kręci;)
OdpowiedzUsuńI podobnie jak Ty coraz rzadziej chodzę do kina (i teatru), ale z powodu kiepskiego repertuaru. Wyszłam z założenia, że lepiej odłożyć pieniądze z 2 średnich filmów i kupić książkę;) Za dawnym teatrem tv również tęsknię. Byłabym szczęśliwa, gdyby z braku premier pokazywano stare rzeczy, to były przecież rarytasy!
Zapiski na biletach - o tym jeszcze nie słyszałam;) Ale to prawda, że miłe są takie wspomnienia.
W nawiązaniu do mojego wcześniejszego komentarza - "Czerwony rower" Kozłowskiej porzuciłam po 80 stronach, moim zdaniem do "Dziewczyn z Portofino" mu daleko. Z resztą to nieco inna książka, z tajemnicą sprzed lat, co dla mnie ma posmak tandety, niestety.
Pozdrowienia;)
Dzięki tej książce powróciłam do czytania, przedzierając się przez marazm spowodowany "bolem istnienia", który ostatnio daje mi w kość...Świetny blog:), w wolnej chwili zapraszam na własny...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Margo
Podziękowania za dobre słowo;)
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że są książki, które pozwalają odetchnąć albo uciec. Ja też często szukam w nich azylu;)
Pozdrawiam
Chyba ją kupię, tak się składa, że bedzie ta książka w biedronce ;)
OdpowiedzUsuńCzyli Plebanek trafia pod strzechy.;) I dobrze, akurat ta powieść jest moim zdaniem dobra.
Usuń