piątek, 21 maja 2010

Ja, Tituba, czarownica z Salem - Maryse Conde

Lubię zabawy literackie, więc opowiedzenie historii znanej m.in. "Czarownic z Salem" Arthura Millera z perspektywy czarnej służącej uznałam za świetny pomysł. Tytułowa Tituba, dziecko gwałtu i sierota, od najmłodszych lat uważana była za istotę o nadprzyrodzonych mocach. Posądzona o rzucanie uroku trafia jako niewolnica do rodziny purytańskiego pastora. Z Barbados płyną do Bostonu, w poszukiwaniu parafii docierają do wioski Salem, gdzie Murzyni - jeszcze nieliczni - są postrzegani jako dzieło szatana i uosobienie wszelkiego zła. Tituba zostaje posądzona o czary przez zawistną siostrzenicę pastora i jej koleżanki. Uruchamia się machina wzajemnych oskarżeń, kilkanaście mieszkańców osady (także białych) trafia do więzienia.

Ta część powieści znakomicie pokazuje, co może wywołać strach przed Innym. Podejrzenia i pomówienia przybierają na sile, a w purytańskiej, na domiar złego zakłamanej i ciemnej, społeczności Salem nie wróży to nic dobrego. Zastraszeni mieszkańcy obwiniają swoich sąsiadów, byle tylko ujść z życiem. Dla niektórych jest to doskonała okazja do zemsty za rzekome krzywdy, wszystko naturalnie w imię boże. Spirala szaleństwa nakręca się, prawda i uczciwość przegrywają z kłamstwem, kilka osób skończy na szubienicy. Tituba z lęku przed śmiercią, ale i z żalu do nielojalnych koleżanek, również ucieknie się do podłości. A przecież tak naprawdę była tylko skuteczną znachorką, nie w głowie było jej szkodzenie innym - jej opiekunka zawsze przestrzegała dziewczynę przed posługiwaniem się bronią białych.

Gdyby powieść zakończyć w tym momencie, byłaby to niezła książka o hipokryzji i strachu, o łatwości manipulowania tłumem, o zbiorowej histerii. Autorka niestety puściła wodze fantazji i tak w więzieniu Tituba spotyka ciężarną Hester, bohaterkę "Szkarłatnej litery" Hawthorne'a oskarżoną o cudzołóstwo. Mogłoby to mieć sens, ale po co robić z niej feministkę o biseksualnych skłonnościach, która popełnia samobójstwo? Po wyjściu z więzienia Tituba trafia do rodziny prześladowanego Żyda, z czasem wraca na ukochany Barbados, gdzie z kolei Murzyni żyją w ucisku białych, a kobiety - w ucisku mężczyzn. Stanowczo za dużo tej opresji w powieści, stąd jej wymowa staje się dość stereotypowa i naiwna: źle być czarnym, Żydem też nie warto być, a i los kobiety jest nie do pozazdroszczenia.

Jak dla mnie Maryse Conde zaprzepaściła szansę na dobrą książkę, wyszła jej zaledwie - mimo ciekawego tematu - książka przeciętna.

Moja ocena: 6/10

Maryse Conde, "Ja, Tituba, czarownica z Salem", Wydawnictwo W.A.B, 2007

12 komentarzy:

  1. temat strachu przed innym, niestety, nadal aktualny. szkoda, ze autorzy nie podaja recepty na to, CO zrobic jak sie akurat j: czarnym, kobieta, zydem, masonem czy cyklista? w SE na ten przyklad miejscowi naiwnie spodziewaja sie, ze imigranci "wróca do domu" czyli opuszcza SE jak sie zestarzeja. bo straym TEZ nie warto byc. a juz imigrant i stary - brrr!

    OdpowiedzUsuń
  2. O, a ten tytuł z serii z miotłą chciałam przeczytać, choć widzę, że oczekiwania muszę sobie teraz trochę zminimalizować :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czarownice z Salem czytałam tak dawno temu, że pamiętam tylko ogólną ideę. Ale może jednak z perspektywy tej lektury wróciłabym do realiów tamtej powieści, o ile się zdecyduję na przeczytanie tej książki? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Sygryda -->

    Myślę, że prostym, niewykształconym ludziom łatwo jest wmówić wiele rzeczy, to jest podatny grunt na różne "sensacje";)

    maioofka -->

    Chyba jednak warto dać tej książce szansę;)

    Jolanta -->

    Właśnie dla porównania obu książek warto zaryzykować lekturę;)

    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  5. Powstało już trochę podobnych powieści, ale czemu by nie zajrzeć i do tej? Ot, tak dla porównania albo po prostu relaksu? Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajrzeć, a nawet przeczytać nie zawadzi;)

    OdpowiedzUsuń
  7. wiesz co, najgorzej ze ci wyksztalceni NIC nie sa lepsi! nie wiem co na to tillmann, ale szwedzi sa dosc naiwni i w przypadku imigrantów uprawiaja wishful thinking

    OdpowiedzUsuń
  8. Coraz bardziej intryguje mnie ten naród;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Parę lat minęło od czasu, kiedy "Tituba" leżała otwarta przede mną. Zdecydowanie do odświeżenia, ale zgadzam się - pomysł niestety zmarnowany. Wiele wątków, utkwiło mi jednak 'być albo nie być' - żyć czy walczyć o swoje ideały, chociaż życie będąc niewolnikiem, czy jest ono życiem tak naprawdę? Zanotowałam też cytat "Śmierć jest bramą przez którą każdy nas musi przejść." O tak, motyw śmierci - częste powtórzenia tej samej myśli.
    Chyba jednak nie jest tak źle z moją pamięcią..

    OdpowiedzUsuń
  10. Moja pamięć niestety nie jest tak dobra;( Po ledwie 1,5 roku po lekturze pozostało mi tylko ogólne wrażenie.
    Zniewolenie i wierność ideałom są zazwyczaj trudne do pogodzenia, ale próbować zawsze warto. Ten dylemat chyba zawsze pozostanie aktualny. Niewolnictwa jako takiego ponoć nie ma, ale dyktatorów na świecie całkiem sporo.
    Podobny cytat pojawił się w "Czarnym obelisku" Remarque'a - na jednym z nagrobków wyryto bodajże napis "Śmierć jest bramą życia". Tkwi we mnie ten cytat od kilkunastu lat, treść powieści - niestety nie;(

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja właśnie zacząłem czytać tę powieść. Wypożyczyłem ją z biblioteki i przeżyłem niemałe zdziwienie, kiedy przekonałem się, że została wydana w 2007 roku, bowiem mój egzemplarz, chociaż nie jest w żaden sposób zabezpieczony, błyszczy się niemal jak nowy. Jestem dopiero drugim czytelnikiem, który po nią sięgnął, a można chyba było spodziewać nieco zwiększonego zainteresowania po tym jak Maryse Condé została uhonorowana "Nowym Noblem" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autorka chyba nie ma u nas szczęścia, mimo że książka wydana została w dobrej (kiedyś) serii. Sama trafiłam na nią przypadkiem na bibliotecznej półce, też nie była "zaczytana". Dzisiaj z zażenowanie stwierdzam, że niewiele z powieści pamiętam, może pora na poznanie innych jej książek, po angielsku.

      Usuń