piątek, 1 kwietnia 2011

Achtung! Banditen! - Wojciech Albiński

- Raz widziałam, jak siedziała nieruchoma i czytała francuską książkę.
- Fiksatka?
- Fiksatka może nie... ale naród jej śmierdzi. To pewne.
[str. 148]


Opowiadania Albińskiego bazują na podsłuchanych rozmowach, epizodach z życia autora i zasłyszanych historiach. Wszystkie dotyczą wojny, ale to wojna oglądana oczami kilkuletniego chłopca, które nie zawsze rozumie jej reguły. Nie wie, że nie można się już bawić ze wszystkimi dawnymi kolegami, że pewne nazwiska trzeba wymazać z pamięci, że sympatyczni panowie w mundurach rozdający zabawki wcale nie są dobrzy. Mały Wojtek wie natomiast, że z podpalonych klisz filmowych można zrobić efektowną zasłonę dymną, że znaczki z klaseru ojca da się przehandlować na ołowiane żołnierzyki, a szmajser mocno różni się od mauzera. Dla dziecka wojna ma zupełnie inny wymiar: z Powstania Warszawskiego zapamięta przede wszystkim dymy nad miastem i wędrówkę uchodźców, zmianę układu sił na froncie sygnalizować będą transporty żołnierzy innej niż dotychczas narodowości. Jest tu pewna naiwność, ale też prostolinijność - chłopiec długo jeszcze pozostanie nieskażony wiedzą dorosłych, podział świata na wrogów i przyjaciół będzie pojęciem obcym.

Podoba mi się ta prosta, a zarazem uczciwa w swojej wymowie książka. Wierzę, że - mimo zapewnień autora o fikcyjności zdarzeń i postaci - opiera się jednak na jego autentycznych przeżyciach z czasów wojny. Książka podoba mi się tym bardziej, że jej akcja osadzona jest we Włochach, a więc miejscu mi znanym z racji zamieszkiwania w bardzo bliskim sąsiedztwie. Dobrze czyta się o znajomych ulicach i budynkach, dobrze jest poznać kawałek historii rodzinnych stron. Chętnie poproszę więcej.

___________________________________________________________________

Wojciech Albiński "Achtung! Banditen!", Wydawnictwo W.A.B., Warszawa, 2009
___________________________________________________________________

13 komentarzy:

  1. Zdecydowanie chciałabym przeczytać tę książkę. Świat z perspektywy dziecka jest zapewne fascynujący i przerażający jednocześnie... Zapisałam i teraz będę polować na tę lekturę. Pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
  2. U Albińskiego wojna nie przeraża, na tym m.in. polega odmienność tych opowiadań;) Wyjątkowo dobrze się je czyta.

    OdpowiedzUsuń
  3. zapisuje się w moim kręgu zainteresowań. Ja już nie zapisuje książek od Ciebie, mam tylko nadzieję, że nie zamkniesz bloga:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. A wiesz, że o tym ostatnio myślałam?;)))) Tzn. o zaprzestaniu, albo przynajmniej zawieszeniu blogowania;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawi mnie, bardzo już od jakiegoś czasu, a dzięki Tobie zaciekawił jeszcze bardziej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ZAprzestaniu bloga?! No co ty, a co ja będę czytać?!

    OdpowiedzUsuń
  7. pandorcia -->

    W takim razie czekam na Twoją recenzję;)

    Dabarai -->

    Oooo, jest tego kwiecia w internecie sporo;) A czytanie szkodzi, bo człowiek wciąż dowiaduje się o kolejnych lekturach, które absolutnie musi przeczytać i tylko się stresuje;)

    Pozdrowienia;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Taką fiksatkę znam z opowieści rodzinnych: była taka jedna głupia przed wojną, co to nic nie robiła, tylko książki czytała. I choćby ze względów sentymentalnych książkę powinnam dopisać do swojego kanonu lektur :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubię takie stresy...

    A jeśli chodzi o kwiecie, to raczej pełno chwastów... :D

    OdpowiedzUsuń
  10. monotema -->

    Myślę, że większość z książkowych blogerów to podobni fiksaci;) Miłej lektury;)

    Dabarai -->

    Ja niestety też lubię książkowe stresy;)
    Myślę, że chwasty też są w przyrodzie do czegoś potrzebne. W sumie to rzecz gustu, czy podoba nam się róża czy kwiat ostu;)

    OdpowiedzUsuń
  11. :)

    Skasowało mi posta. Potraktuję to jako znak...:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Szukam tego Albińskiego w "moich" bibliotekach, ale jakoś nie mogę trafić:(. Szkoda, że pisarze ignorują moją rodzinną miejscowość, z drugiej strony - cóż ciekawego mogło się wydarzyć w Starachowicach?;)

    Mnie też czasami mój blog nudzi, ale bardzo polubiłam pisanie o książkach, więc w najbliższym czasie z tego nie zrezygnuję. U Ciebie, Anno, to też pewnie tylko chwilowe zniechęcenie:).

    OdpowiedzUsuń
  13. Dabarai -->

    ;)))

    Elenoir -->

    Myślę, że Starachowice mają ogromny potencjał. W końcu kilku z ponad 50 tys. mieszkańców tego miasta na pewno coś ciekawego się przytrafiło. A nawet jeśli nie, to można to w zajmujący sposób przedstawić. Tematy na pewno leżą na ulicy;)

    Masz rację, to chwilowe zniechęcenie. Przypisuję to przesileniu wiosennemu;) Blogowanie jest o tyle ciekawe, że poprawia wewn. dyscyplinę;)

    OdpowiedzUsuń