piątek, 29 kwietnia 2011

Książka - Mikołaj Łoziński

Zastanawiam się, jakie przedmioty mogłyby posłużyć do opisania mojej rodziny. Może różową, poniemiecką filiżankę z delikatnej porcelany, a może singerowską maszynę do szycia. Lekko trzeszcząca, bo analogowa, płyta Niemena "Enigmatic" też by się nadała, podobnie jak malowidło z koniem autorstwa stryjka, domorosłego artysty. Do tego rentgenowskie zdjęcie płuc i wściekle czerwony, filcowy kapelusz z szerokim rondem. W ostatniej chwili dorzucam jeszcze cienki, szaroniebieski zeszycik do słówek i pocztówkę z Capri. To powinno wystarczyć.


Pomysł niestety nie mój, ale Mikołaja Łozińskiego, który w "Książce" wyszedł od przedmiotów, aby opisać losy swojej rodziny. A jest co i kogo opisywać, bo familia barwna, a nawet znana (ojciec i starszy brat to wielokrotnie nagradzani dokumentaliści). Są tu aresztowania, emigracje, Wojskowa Służba Wewnętrzna, marzec'68, jest i ruch opozycyjny. Miejsce mają także zdarzenia bardziej powszechne (sic!) czyli zdrady, rozwody, choroby. Autor nie wymienia nikogo z imienia czy nazwiska, nie ma dat, jednak z drobiazgów udało mu się stworzyć imponującą mini-sagę. Nie wątpię, że materiału starczyłoby na kilka tomów;)

Podoba mi się pozorna lekkość pióra Łozińskiego, jego niespieszne opowiadanie. To, jak odgrzebuje rodzinne artefakty i nadaje im połysk. "Książka" nie jest peanem na cześć rodziny, wręcz przeciwnie - jej członkowie wychylają się czasem z offu i proszą, żeby o pewnych rzeczach nie pisać. Efekt poszukiwań autora okazał się arcyciekawy, przynajmniej dla mnie. Jestem chyba nawet pod większym wrażeniem niż po przeczytaniu "Reisefieber". Oby tak dalej.

******************************************

A Wy? Jakie przedmioty wybralibyście do opisania własnej rodziny?



_________________________________________________________

Mikołaj Łoziński "Książka", Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2011
_________________________________________________________


17 komentarzy:

  1. Mam już tą książkę na swojej półce:) Czeka na swoją kolej i coś czuję, że nidługo się doczeka!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zainteresowałaś mnie, więc muszę koniecznie ją przeczytać:). Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogę tylko się powtórzyć: miłej lektury;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, bardzo chcę przeczytać tę książkę, od kiedy o niej usłyszałam w Trójce. Twoja recenzja tylko podsyciła to zainteresowanie! Niestety nie będzie mnie w Polsce w te wakacje... Muszę znaleźć więcej książek i złożyć zamówienie w Merlinie niedługo...

    OdpowiedzUsuń
  5. Trójka ciekawe książki promuje, zgadza się;)
    W maju będą targi książki, merlin ma wtedy zazwyczaj bardzo korzystne promocje;)

    OdpowiedzUsuń
  6. czytałam "Reisefieber", zaraz po tym, jak się ukazał i został nagłośniony. Jakoś spłynęła ta książka po mnie. Potem mój syn dostał książkę Łozińskiego" Bajki dla idy" ( nie skończyliśmy czytać), teraz Ty piszesz o "Książce", myślę, że on gdzieś do mnie puka, podobnie jak pukała Oates ( zajęło jej kilka lat, zanim otworzyłam), zaglądnę przez judasza i się zastanowię:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przecież nie wszystkich musi zachwycać;) Mnie się zachciało teraz wrócić do "Reisefieber" i porównać wrażenia.

    OdpowiedzUsuń
  8. no jasne, dlatego potem są takie fajne dyskusje!
    bo każdego zachwyca co innego

    OdpowiedzUsuń
  9. W mojej rodzinie wyrzuca się niemal wszystko, co przestało już być potrzebne, bo straciło praktyczną wartość, więc trudno by mi było opisać moich krewnych przez pryzmat przedmiotów. Dla równowagi ja prawie niczego nie wyrzucam, więc moi przyszli biografowie nie będą mieć takich problemów;))).

    OdpowiedzUsuń
  10. och, właśnie zakupiłam i jestem po lekturze pierwszych kilku stron! jak na razie pozytywne wrażenia.
    "reisefieber" mnie jakoś nie przekonał, ale to było pięć lat temu i myślę, że mój gust się nieco zmienił, więc planuję dać tej książce jeszcze jedną szansę.

    OdpowiedzUsuń
  11. Elenoir -->

    Twoja rodzina to ewenement:) Sama też gromadzę rzeczy, ale czasem dokonuję ostrej selekcji. Ile wtedy miejsca wolnego się robi...

    bezszmer ->>

    U mnie kilka stron spowodowało niemal natychmiastowe wchłonięcie całości;) Ciekawa jestem Twoich końcowych wrażeń.

    OdpowiedzUsuń
  12. właśnie skończyłam 'książkę' - i ku mojemu zaskoczeniu podobała mi się. ogólnie lubię 'pełniejsze' historie, w stylu 'lali' dehnela, więc po lekturze pozostaje poczucie niedosytu, mam apetyt na więcej. ale muszę przyznać, że mimo oszczędności udało się łozińskiemu napisać przekonującą historię.
    i podoba mi się bardzo, że nie nazywał nikogo z imienia i nazwiska, wcale mi tego nie brakowało.

    OdpowiedzUsuń
  13. Prawda? Mnie uderzyła właśnie ta oszczędność.
    Gdyby autor używał nazwisk, ktoś mógłby mu zarzucić, że "podczepia" się pod sukces innych - a przecież nie musi;)

    OdpowiedzUsuń
  14. A propos tego, co pisze bezszmer: prawda, można się obyć bez biograficznego klucza, bo to historia bardzo uniwersalna. Odejścia, błędy życiowe, samotność, ale i przyjaźń, wsparcie...wszystko, co zdarza się też gdzie indziej. Czytałam ze świadomością kto jest kim. A ponieważ książka nie lukruje relacji, czasem było mi dziwnie: samobójstwo jednej z babć, samotność matki...traciły na odległości.

    Co do przedmiotów: tu uprzywilejowana jest książka i szuflada. Ta ostatnia, bo staje się metonimią pamięci. Dobra książka (nomen omen).
    :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Zdecydowanie historia uniwersalna. Na dodatek pokazuje losy RP na przestrzeni 60 lat. Wg mnie to dopracowana, dopieszczona książka;)

    Szuflady zapewne w wielu domach są prawdziwymi skarbcami informacji, nawet te z lekarstwami potrafią wiele o ludziach (o)powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń