piątek, 17 czerwca 2011

Klub czytelniczy (odc. 6) - Zniewolony umysł

Trudno mi się czytało "Zniewolony umysł", oj trudno. Zapamiętałam go zupełnie inaczej, pewnie to kwestia wieku;). Nic to, godzina zero wybiła, dyskusję pora zacząć. Na marginesie tylko dodam, że w Bydgoszczy w Operze Nova można obejrzeć balet inspirowany właśnie "Zniewolonym umysłem". Ot, ciekawostka;)


Pytania na dziś (nie trzeba odpowiadać na wszystkie):

1. Jakie są Wasze dotychczasowe doświadczenia z twórczością Czesława Miłosza? Lubicie? Nie lubicie?

2. Czy dzisiaj warto czytać "Zniewolony umysł"? Dlaczego?

3. Jaki jest stosunek Miłosza do Zachodu w "Zniewolonym umyśle"?

4. Ketman - zwykły oportunizm i hipokryzja czy coś więcej, jak chce tego Miłosz?

5. Czy przedstawiając sylwetki czterech pisarzy Miłosz zachował obiektywizm czy też zaznaczył swoje zdanie odnośnie ich postaw?

6. Czy zgadzacie się z Miłoszem, że los Bałtów był szczególnie dotkliwy?

7. Czy dostrzegacie jakieś formy zniewolenia umysłu w społeczeństwie?

8. Miejsce na Wasze pytania.


Zapraszam do dyskusji:)

77 komentarzy:

  1. Heh, wprawdzie miałam się dołączyć dopiero po przewietrzeniu Miłosza, ale pierwsze pytanie mnie sprowokowało.
    Lubię prozę Miłosza, a poezję wybiórczo. Do poezji się długo nie mogłam przekonać - wydawała mi się prosta, trochę sztuczna, zadęta - nie moje klimaty. Wolę, jak w poezji jest rytm, melodia. Dopiero na studiach coś się we mnie przełamało - za sprawą wiersza "Ustawią tam ekrany". To był niewielki wyłom, który pozwolił mi nieco inaczej spojrzeć na jego dorobek poetycki. Ale i tak wolę wiersze Grochowiaka i Baudelaire'a ;)
    Z przemyśleniami nt. "Zniewolonego umysłu" wrócę, jak skończę go czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ad. 1: Moje dotychczasowe doświadczenia z Miłoszem są zerowe. Esej oceniam na 8/10. ZU czytało mi się dobrze, z wyjątkiem dwóch ostatnich rozdziałów, które nieco mnie znużyły. Odniosłem wrażenie, że Miłosz powtarza tam tylko tezy z trzech pierwszych rozdziałów, robiąc to jednak w nieco inny, intelektualnie zbyt wysilony sposób.

    Ad. 2: Myślę, że zdecydowanie warto. ZU daje wgląd w sposób funkcjonowania umysłu intelektualisty (i nie tylko) poddanego presji komunistycznej doktryny. Lektura ZU pokazuje, że postaw z tamtych czasów nie sposób oceniać w kategoriach czarno-białych: nie wystarczy powiedzieć, że konformiści współpracowali z reżimem, więc należy ich potępić, a bohaterowie decydowali się na emigrację, zatem należy ich wychwalać. Sytuacja mentalna, tak w ujęciu indywidualnym i kolektywnym, była najwyraźniej dużo bardziej skomplikowana. Poza tym człowiek współczesny może na tamte zdarzenia patrzeć z perspektywy historycznej; ma znakomity ogląd (jeżeli tylko chce mu się sięgnąć po odpowiednie książki). Natomiast osoby żyjące w tamtych czasach takiej perspektywy nie posiadały.

    Ad. 3: Ambiwalentny. Na plus liczy się oczywiście fakt, że na Zachodzie nie obowiązywała Metoda, że panowała tam wolność. Na minus, że zachodni intelektualiści robili się przez to rozlaźli, że nie potrafili odpowiednio wykorzystać wolności słowa i wolności umysłu. Przemówiło do mnie -- i napełniło zarazem lekkim niepokojem -- spostrzeżenie, iż zewnętrzny opór jest w gruncie rzeczy dobry dla człowieka, bo go wzmacnia, hartuje, ulepsza intelektualnie. Przypuszczam, że to może być trochę tak jak z wolnym czasem: Jeżeli dużo pracujemy i w tygodniu mamy niewiele wolnego, potrafimy go wydajnie spożytkować. Jeżeli jednak mamy kilka tygodni urlopu, zaczynamy gnuśnieć. No, przynajmniej ja tak mam. :)

    Ad. 4: Zdecydowanie ani oportunizm, ani hipokryzja. Por. ad. 2.

    Ad. 5: Tych czterech pisarzy poznałem jako ludzi tak naprawdę dopiero czytając Miłosza; zresztą, o Andrzejewskim i Putramencie w ogóle wcześniej nie słyszałem. Nie mam więc żadnego punktu odniesienia. Z drugiej strony uważam, że Miłosz nie poddawał ich jakiejkolwiek ocenie ani krytyce moralnej, nawet Putramenta, który jawił się jako nieszczególnie ciekawa postać. Wręcz przeciwnie: Starał się raczej usprawiedliwiać całą czwórkę. Zero jadu, same fakty, tyle że przepuszczone przez subiektywny filtr wspomnień poety.

    Ad. 6: Nie znam historii regionu, a nie chcę uczyć się jej od Miłosza. :) Poza tym, jak już napisałem, dwa ostatnie rozdziały raczej mnie znużyły. Wstrzymuję się więc od odpowiedzi na to pytanie.

    Ad. 7: Sądzę, że obecnie mamy do czynienia przede wszystkim z ketmanem politycznej poprawności. Pod wieloma innymi względami zniewolenia jednak nie ma. Nie jest to jednak koniecznie dobre (por. ad. 3), bo na dłuższą metę może zaprowadzić do umysłowego rozprężenia i nihilizującego postmodernizmu. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. --> j. szern

    Szczęściara!;) Mnie nie było dane zachwycić się Miłoszem, właśnie dlatego, że głównie trafiałam na utwory podniosłe, zadęte - jak piszesz:). Lubię jego kilka ostatnich wierszy - tych prostych, opowiadających o starości.
    "Zniewolony umysł" zaciekawił mnie głównie ze względu na sylwetki 4 pisarzy, ale nie na tyle, żebym w najbliższym czasie sięgnęła np. po prozę Miłosza. Może dyskusja coś zmieni?

    Dzięki za głos i zapraszam po skończeniu lektury;)

    OdpowiedzUsuń
  4. --> Borys

    Ad. 1

    Zerowe doświadczenia? Aż trudno w to uwierzyć;) Ale wiem, że bez Miłosza można żyć;).

    Ad 2

    Dobrze napisane: postaw ludzkich z tamtych czasów nie można oceniać w kolorach czarno-białych. Na postępowanie człowieka ZAWSZE składa się szereg okoliczności, które z boku mogą wyglądać źle.
    Mnie się wydaje, że ZU jest ciekawszy dla czytelników Zachodu niż Polaków. My jednak znamy tę problematykę z autopsji albo z lekcji historii. Dla mnie tu nie było chyba nic odkrywczego;(

    Ad. 3

    Spostrzeżenie o wewn. oporze b. ciekawe, jakoś umknęło mi. Zainteresowała mnie natomiast uwaga o ograniczonym dostępie społeczeństwa do kultury. Plus (moja) refleksja, że powoli doganiamy ten Zachód, także pod kątem negatywów (konsumpcjonizm, wygodnictwo itp.).

    Ad. 5

    Hm, usprawiedliwienia dla 4 panów nie znalazłam, zdziwiło mnie nawet, że o jednym z nich M. pisał, że był paskudny itp. Ale raczej nie krytykował ich postaw, zresztą nie za bardzo mógł - w końcu sam "romansował" z komunistycznym rządem polskim do czasu emigracji.

    Ad. 6

    Ketman polit. poprawności - o, to ciekawe, coś w tym jest.
    Sama dostrzegam w niektórych kręgach zniewolenie religijne, ale to nie tylko zjawisko występujące w PL.

    OdpowiedzUsuń
  5. ad 1: mam identyczne doświadczenia jak Borys: zerowe. Przez całą edukację czytałem jeden wiersz Miłosza, to było "Campo di Fiori", rzecz jasna. Nic nie zachęcało mnie ani do poezji (na którą mam alergię), ani do prozy. Przeglądałem jakiś tom esejów, ale jakieś to było dęte i namaszczone, więc się nie zagłębiłem.
    ad 2: Warto, zdecydowanie. Zastanawiam się, czemu o ZU nie zająknął się nikt na studiach (historia!). Ani żaden wykładowca od historii najnowszej, ani żaden z kolegów-fascynatów epoki. Natomiast odsądzać od czci i wiary za ody do Stalina jakoś wszyscy potrafili:)
    ad 5: naczytałem się, ileż to osobistego jadu Miłosz wlał w charakterystyki kolegów. Tymczasem zachował, moim zdaniem, obiektywizm, starał się raczej pokazywać modele zachowań, a nie konkretnych ludzi, chociaż oczywiście posiłkował się konkretami. Najważniejsze, że nie potępiał ich i nie stawiał się wyżej od nich, nie zgrywał Katona, chociaż są takie wtręty, że jemu samemu poczucie prawdy nie pozwoliłoby pisać wbrew sobie.
    ad 6: dwa ostatnie rozdziały mi też wyglądają na doczepione na siłę. Ten o Bałtach nie jest najgorszy, zresztą Miłosz wyjątkowo trafnie i wnikliwie przedstawił wydarzenia. Natomiast nie pasuje mi ten fragment do całości. Jak zniewolony umysł, to umysł, a nie narody, nawet najbliższe sercu autora:)

    OdpowiedzUsuń
  6. @Czytanki.Anki: nie do końca się zgodzę z Twoją opinią ad 2. To, że znamy zjawisko z autopsji, nie oznacza, że zgłębiliśmy jego mechanizmy. Jakże często na pytanie, dlaczego nagle jakiś Ypsilon czy Omega zaczął pisać wiersze ku czci Stalina, usłyszymy: sprzedał się, zdradził, zaparł się. A to jednak są uproszczenia, Miłosz analizuje proces na dużo subtelniejszym i bardziej przekonującym poziomie.
    I jeszcze doprecyzowanie: powinniśmy jednak odróżniać procesy zachodzące w czasach stalinowskich od czasów późniejszych. Miłosz pisze wyraźnie o tym, jak łamano ludzi wychowanych w innym systemie wartości. W czasach Gierka czy Jaruzelskiego to już faktycznie chętni do kariery kierowali się czystym karierowiczostwem, a władza mogła się posługiwać mało subtelnym przekupstwem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Balet w Operze Nova? Może się wybiorę...Mieszkam w tym mieście i chyba czas aby chodzić po teatrach i operach :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. @Anna:
    Ad. 1: Bez Miłosza można żyć, owszem, w szczególności, jeśli od wielu lat żyje się za granicą. ;)

    Ad. 2: Jak wyżej: Znakomita część polskiej edukacji mnie ominęła, więc problematyka poruszana przez Miłosza nie była mi znana od tej strony. Ale przyznam, że zaskoczyłaś mnie nieco. Naprawdę w polskich gimnazjach / liceach na lekcji historii mówi się o Tamtych Czasach w sposób dogłębny i wyważony, analizując epokę od strony kulturowej i psychologicznej?

    Ad. 5: Moim zdaniem usprawiedliwienia można się doszukiwać między wierszam. Ale nawet jeśli nie, to Miłosz z całą pewnością swoich czterech kolegów po piórze ROZUMIE.


    I jeszcze dwie uwagi:

    * Ktoś dużo starszy ode mnie zwrócił mi uwagę, że ZU napisano na początku lat pięćdziesiątych. Siłą rzeczy Miłosz przedstawił więc najwcześniejszą i najbardziej zamordystyczną odmianę polskiego socjalizmu. Ale zaraz potem umarł Stalin, przyszła odwilż i PRL stała się "najweselszym barakiem", w którym w gruncie rzeczy można było bardzo dużo.

    * Polecam Waszej uwadzie "Poemat dla zdrajcy" Gałczyńskiego. Dobry refren. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. --> zacofany.w.lekturze

    Ad. 2

    Potępiać jest łatwiej;(
    Masz rację, najczęściej upraszczamy sprawę i mówimy, że ktoś się sprzedał. Ale na tej samej zasadzie moglibyśmy wymyślić pewnie kilka innych modeli zachowań w dobie stalinizmu.
    Oczywiście, że Miłosz analizuje proces dogłębnie - w końcu pisał eseje z myślą o czytelnikach Zachodu, dla nich wiele zagadnień mogłoby być totalnie niezrozumiałych.

    Powtórzę się: dla mnie to nie było odkrywcze, miałam wrażenie, że znam te sprawy z wielu innych źródeł. Może nie tak analitycznych, ale zawsze;)

    Dobra uwaga co do rozgraniczenia stalinizmu i późniejszych czasów. To faktycznie niemal różne epoki.

    Ad. 6

    Pytałam o Bałtów, bo miałam wrażenie, że Miłosz chciałby ich widzieć jako "naród wybrany". Wydaje mi się, że takich znalazłoby się na mapach świata więcej. Ale rozumiem, że przemawiał przez niego patriotyzm/sentyment itp.

    OdpowiedzUsuń
  10. --> pisanyinaczej

    Daj znać, jak Ci się podobało;)

    OdpowiedzUsuń
  11. --> Borys

    Ad. 2

    Do szkoły chodziłam dawno, więc mogę mówić tylko o swoich nauczycielach. Mój polonista o ZU opowiadał. Na pewno nie dogłębnie, bo czasu by brakło;( o tamtych czasach mówi się w szkole, więc to nie jest biała plama. Czy cokolwiek na lekcjach można omówić " w sposób dogłębny i wyważony, analizując epokę od strony kulturowej i psychologicznej" - wątpię.Ale śmiem twierdzić, że np. 30-letni Polak lepiej będzie się poruszał po zagadnieniach ZU niż 30-letni Hiszpan lub Francuz.

    Ad. 5

    Tak, też uważam, że Miłosz doskonale rozumiał swoich kolegów, nawet jeśli ich nie lubił.

    Poemat Gałczyńskiego - arcyciekawy. Dzięki za podpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
  12. @Czytanki.Anki: ja też przy czytaniu miałem niekiedy wrażenie, że już to znam. Przypuszczam, że docierały do mnie echa ZU, że mogłem czytać jakieś omówienia, natomiast kontakt z oryginałem zdecydowanie zrobił na mnie wrażenie. Pomijając wszystko, jest to kawał świetnej literatury.
    Zastanawiam się, na ile Miłosz pisał dla ludzi Zachodu, a na ile jednak chciał pewne rzeczy wskazać Polakom: może właśnie po to, żeby nie potępiali, ale zastanowili się nad mechanizmami.
    Co do Bałtów, to oni stanowili "naród wybrany" o tyle, że zostali jako pierwsi "wybrani" do zasilenia składu ZSRR. Ich los miał raczej stanowić ostrzeżenie niż przejaw wyjątkowości. A że akurat trafiło na obszar bliski sercu autora, to pojawiły się nuty sentymentalno-patriotyczne właśnie.

    OdpowiedzUsuń
  13. WItajcie i pozwólcie, że wtrącę swoje trzy grosze, choć "Zniewolonego umysłu" nie zdążyłam na to spotkanie odświeżyć. Otóż wyobraźcie sobie, że "Zniewolony Umysł" czytałam w ogólniaku, jako lekturę szkolną - nie była to lektura obowiązkowa, ale nasza polonistka uparła się, że powinniśmy ten utwór znać. Smaczku dodaje fakt, że esej był jeszcze wtedy (parę lat po Okrągłym Stole)dość trudno dostępny, pożyczaliśmy go sobie nawzajem - ja czytałam wersję z powielacza. Nie był to już owoc zakazany, ale wywarł na nas (rozmawiałam o tym ostatnio z przyjaciółmi z liceum, z którymi widuję się regularnie) olbrzymi wpływ i wdzięczni jesteśmy naszej polonistce za to, że nas do ZU przymusiła. Właśnie dlatego, że nie prezentuje postaw pisarzy, czy szerzej mówiąc ludzi żyjących wtedy, jako jednoznacznie białych lub czarnych. I takie podejście do tematu już nam zostało.

    Dlatego odnośnie pytania, czy czytać warto, odpowiem, że warto, zwłaszcza w okresie, w którym formują się poglądy młodych ludzi. Bo bezrefleksyjnych głosów potępienia wobec ludzi, współpracujących z systemem w tamtych czasach jest bardzo dużo. Bo wielu ludziom oceniać jest bardzo prosto. Bo nadal społeczeństwo dzieli się na tych, co z nami i na tych, co przeciwko nam. Bo z tego, co słyszę od maturzystów i studentów, z którymi mam do czynienia, to na lekcjach historii, owszem mówi się trochę o historii najnowszej (jeśli się zdąży), ale na pewno nie w sposób obiektywny. Bo bez refleksji, ta historia zostanie bardzo szybko wypaczona.

    Wybaczcie, że tak wspomnieniowo i ogólnie. Z przyjemnością będę śledzić Waszą dalszą dyskusję.

    OdpowiedzUsuń
  14. W kwestii lekcji historii: podstawa programowa dla gimnazjum kończy się na roku 1918. :(
    Wszystko, co trzynasto-szesnastolatkowie wiedzą na ten temat, pochodzi z rodzinnych wspomnień, filmów i książek. Nie ze szkoły.

    OdpowiedzUsuń
  15. --> zacofany.w.lekturze

    Na pewno jest to kawał świetnej literatury. Skoro utorował Miłoszowi drogę na Zachodzie (się uczepiłam;)), to na pewno coś w tym jest;) Czytałam kilka wpisów na blogach anglojęzycznych i ludzie byli ewidentnie pod wrażeniem. A to przecież nie jest prosta książeczka.

    Podobno ZU był skierowany do czytelnika Zachodniego i kolegów intelektualistów w kraju. I tu zaczynam się zastanawiać, czy Miłosz pojął te mechanizmy zniewolenia patrząc na Polskę z oddalenia czy też będąc jeszcze "mocno" wewnątrz systemu.

    Także podejrzewam nutę sentymentalną u Miłosza;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Myślę, że Miłosz pozostawał jednak w pewnym sensie wewnątrz - czytałam ostatnio wywiad z Michnikiem o ważnych książkach w jego życiu i wymieniał właśnie ZU - powiedział, że to właśnie Miłosz uświadomił mu, że można krytykować system bez wyzbywania się lewicowej wrażliwości. (Wywiad można znaleźć tutaj - interesujące jest to, jak inaczej czytano ZU w czasach PRL-u: http://wyborcza.pl/1,115412,9769909,Michnik__Ksiazki__ktore_zmienily_moje_zycie.html )

    OdpowiedzUsuń
  17. --> grendella

    Dziękuję Ci za głos w dyskusji, to bardzo ciekawe, co piszesz. Mnie się wydawało (ja to naiwna jestem!;)), że historię dzisiaj można i trzeba wykładać obiektywnie;)

    Ludzie chyba w ogóle z lubością potępiają innych. A czasy powojenne w PL były takie, że naprawdę trudno było pozostać całkowicie bez skazy. Zniewolenie było - jak pokazuje Miłosz - tak sprytnie pomyślane i zakrojone na tak szeroką skalę, że chyba nie dało się "nie ubrudzić". Pytanie: w jakim stopniu?

    Ciekawe, ci Twoi maturzyści i studenci powiedzieliby dzisiaj po lekturze ZU.

    OdpowiedzUsuń
  18. @Grendella: zazdroszczę polonistki. Ja w tym samym czasie odkrywałem stalinowskie wiersze Gałczyńskiego i nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego je pisał. Mogłem sobie coś tam tłumaczyć, że atmosfera, że dla chleba, ale mnie samego takie uproszczenia nie satysfakcjonowały. ZU byłoby wtedy nieocenione.

    @Lirael: i to jest przerażające. W liceum chyba nie jest dużo lepiej. Za to wuefu mamy do upojenia:(

    @Czytanki.Anki: napatrzył się w kraju, ale pewnie poukładał sobie już zagranicą. Ciekawe, co czytał podczas pisania ZU, czy podpierał się jakąś fachową literaturą.

    OdpowiedzUsuń
  19. --> Lirael

    Słyszę o takich szkołach, gdzie co roku zaczynają historię od tego samego okresu i nie posuwają się zbytnio z materiałem do przodu;(
    Dobrze, że załapałam się na ośmioletnią podstawówkę, teoretycznie poznałam historię do czasu budowy PRL:)

    OdpowiedzUsuń
  20. @zacofany.w.lekturze: Chyba nie tylko wuefu. Paranoją jest dla mnie to, że od 2012 roku okrajać będą godziny na przedmioty ogólnokształcące, a ramówka godzin z religii pozostanie bez zmian :/

    OdpowiedzUsuń
  21. --> j.szern

    Podziękowania za link, artykuł na pewno przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  22. --> zacofany.w.lekturze

    Bardzo możliwe, na emigracji można nabrać potrzebnego dystansu. Może warto poczytać korespondencje Miłosza? Może dałoby się stwierdzić, czy czymś się podpierał przy pisaniu ZU.

    OdpowiedzUsuń
  23. --> j. szern

    Czyżby uczniów czekało religijne zniewolenie umysłu?;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Ad. 1
    Moje wrażenia z twórczością Miłosza nie są zbyt bogate:
    wiersze
    "Ogród nauk"
    "Piesek przydrożny"
    "Dolina Issy"
    Poezja Miłosza nigdy nie budziła mojego zachwytu. Obiektywnie doceniam walory, ale to nie jest "mój" poeta. Jego wiersze uważam za wartościowe i mądre, na pewno zmuszają do myślenia, ale na pewno nie określiłabym ich jako wybitne.
    Formuła esejów Miłosza nie odpowiada mi zupełnie. Ideałem są dla mnie teksty Herberta i Zagańczyka. W esejach Miłosza brakuje mi spójności, to jest takie rozlewisko myśli. Można sobie pobrodzić, ale nic z tego nie wynika. Można nadać temu ładną nazwę, na przykład "poszukiwanie formy bardziej pojemnej", ale i tak pozostanie to walką z formą mniej strawną. Najsłabszy wydał mi się "Piesek przydrożny".
    "Dolina Issy" podobała mi się zdecydowanie. Nastrojowa, ładna powieść. Nawet miałam ochotę namówić Anię na zmianę "Zniewolonego umysłu" na tę książkę, ale w końcu pomyślałam sobie "Niech się dzieje wola nieba". :)
    Jestem też pod wrażeniem umiejętności językowych Milosza. Po sześćdziesiątce specjalnie nauczył się hebrajskiego po to, żeby tłumaczyć teksty biblijne.

    OdpowiedzUsuń
  25. @ j.szern: o religii specjalnie nie wspomniałem, żeby mnie w kosmos nie wyniosło:( Mam coraz mocniejsze przekonanie, że czeka mnie prowadzenie wieczorowych kursów dla moich córek. Nie sądzę, by wszechstronne wykształcenie sportowo-teologiczne było ważniejsze od historii, geografii i literatury:(

    @Czytanki.Anki: mimo wszystko aż tak nie chce mi się pogłębiać znajomości z Miłoszem:) Może znajdę jakiegoś gotowca:D

    OdpowiedzUsuń
  26. --> Lirael

    O, chyba bijesz nas na głowę ze znajomością dzieł Miłosza. Mnie u niego razi lekko moralizatorski ton, takie mam odczucia.
    Ale może skuszę się na "Orfeusza i Eurydykę".

    Możesz mi wierzyć, że w pewnej chwili też miałam zmienić ZU na inny utwór Miłosza;)

    Jak dobrze, że wspomniałaś o Miłoszu jako tłumaczu - zupełnie o tym zapomniałam, a dorobek ma tu imponujący.

    OdpowiedzUsuń
  27. --> zacofany.w.lekturze

    Gdybyś znalazł ów gotowiec, daj nam proszę znać;)

    OdpowiedzUsuń
  28. @Czytanki.Anki: oczywiście, chociaż nie przypuszczam, bym szukał jakoś szczególnie gorliwie:)

    OdpowiedzUsuń
  29. Oczywiście poprzednio powinno być wrażenia z twórczości. Przepraszam za pomyłkę.

    Ad. 3
    Odnosiłam wrażenie, że Miłosz stara się obiektywne przedstawić pewne fakty, tak jakby chłodne szkiełko i oko mogły pomóc mu okiełznać chory świat, o którym pisze.
    Mówi wprost, że stosunek do Zachodu nie może być rozpatrywany w kategoriach sympatii/antypatii. "Jest to coś w rodzaju zawiedzionej miłości, a a jak wiadomo zawiedziona miłość pozostawia często osad sarkazmu"(s. 74). Ten osad sarkazmu jest wyraźnie wyczuwalny.
    Zachód jest dla Miłosza miejscem, w którym można swobodnie oddychać. Z drugiej strony autor stara się być obiektywny i dostrzega wady. Stwierdza na przykład, że wartości kulturalne Zachodu są elitarne i niedostępne dla mas."Poezja, malarstwo czy nawet muzyka, zamykając się w wieżach z kości słoniowej, wpadają w liczne choroby stylu." (s. 59). Wspomina też o problemach ekonomicznych. Tak mówi o artystach: "Goniąc bezinteresownie za własną chimerą, ludzie ci zdychają nieraz z glodu, podczas gdy tuż obok bogaci kretyni nie wiedzą, co zrobić z pieniędzmi" (s. 60)

    OdpowiedzUsuń
  30. ~ zacofany.w.lekturze
    W liceum docierają już chyba do współczesności. :)
    Te liczne WFy miałyby sens, gdyby szkoły posiadały dobrą bazę sportową (nasza na szczęście ma) - w wielu z nich to jest zabijanie czasu, nie żadne rozwijanie kultury fizycznej. Ciekawostka: jeśli sala gimnastyczna jest zajęta dzieci piszą na WF referaty, które potem odczytują. :)
    Wizja wieczorowych kompletów jest jak najbardziej realna. :]

    ~ czytanki.anki
    Przekładami biblijnymi Miłosza bardzo zachwycała się moja licealna polonistka, a była filologiem wymagającym.
    W sumie świetnie, że decyzji dotyczącej "ZU" nie zmieniłaś, bo raczej nie zmusiłabym się po sięgnięcie po tę książkę bez klubowego miecza Damoklesa. :D to już kolejny taki przypadek w mojej czytelniczej karierze. :)

    OdpowiedzUsuń
  31. @Lirael: baza bazą, ale jeśli będą mieć takich wuefistów jak ja, to nawet osiem godzin w tygodniu nic nie da:( Na szczęście w piwnicy u rodziców powinny leżeć moje stare podręczniki. Swoją drogą, czyż to nie ironia losu, że człowiek się cieszy, że odebrał solidne peerelowskie wykształcenie podstawowe??

    OdpowiedzUsuń
  32. Nie przeczytałam "Zniewolonego umysłu" - wypożyczyłam, ale to nie na moją głowę aktualnie. Głupio tak się włączać w rozmowę na podstawie bryka jakim jest wasza rozmowa i kilkanaście przeczytanych stron, ale co mi tam :) też dodam swoje parę groszy.
    Dzieła Wszelakie Miłosza nigdy mnie nie pociągały. Nie potrafiłam zrozumieć, ani peanów nad jego cudownością, ani tym bardziej za co właściwie dostał Nobla. Niedawno przeczytałam jednak, ominięty w czasach mojej edukacji szkolnej, kawałek historii zawarty w biografii Jerzego Giedroyca spisanej przez Magdalenę Grochowską. No i teraz muszę przyznać, że zarówno obraz ludzi ze środowiska paryskiej Kultury, jak i ten powojenny czas nabrał w moich oczach nieco więcej barw. Nie bardzo potrafię napisać jakich dokładnie, bo w zasadzie nadal, ani Miłosz, ani Herling-Grudziński, ani Gombrowicz nie zaliczają się do moich ulubionych pisarzy, ale już nie mogę powiedzieć, że są mi zupełnie obcy. Czytając tę biografię, pisaną niejako przez pryzmat postaci z otoczenia Jerzego Giedroyca, nie mogłam nie zacząć wczuwać się w ich sytuację. Jedni wylądowali za granicą natychmiast po wojnie i już tam pozostali, inni mieli potrzebę Wielkiego Powrotu do Kraju, przez co przez jakiś czas miotali się emocjonalnie wśród pól i rzek mlekiem i miodem nie płynących, żeby po paru latach zacząć tłumaczyć się ze swoich decyzji tym, których uważali za przyjaciół. Zwróciliście uwagę na to, że w 1945 roku Miłosz miał 33 lata ? Wg mnie to trudny wiek na podejmowanie mądrych, radykalnych decyzji, zwłaszcza, gdy potrzeba tworzenia i uznania jest na tyle silna, że spycha inne uczucia na dalszy plan.
    Tak przy okazji Drodzy Poloniści :) polecam tę biografię (prawie multi-biografię). Jest dobrze napisana i naprawdę warto po nią sięgnąć. Czyta się dużo lepiej niż samego Zacnego Noblistę :)

    OdpowiedzUsuń
  33. ~ zacofany.w.lekturze
    Moim zdaniem to nie tylko ironia, ale wręcz zjadliwy sarkazm losu. Chyba nawet większy niż ten z osadu, o którym pisze Miłosz.
    Żałuję, że nie zachowałam żadnych podręczników z czasów szkolnych. :( Kiedy pojawił się "Płaszcz zabójcy" ze Skłodowską, przypomniałam sobie, że w moim podręczniku do polskiego z siódmej czy ósmej klasy podstawówki była czytanka, w której pojawił się na pewno wątek wypadku i śmierci pana Curie. Zupełnie nie pamiętam źródła, ale wspomnienie o wydarzeniu pozostało.

    ~ Sempeanka
    Nie mogę przeboleć, że Nobla nie dostał Herbert. Wiem, że to tylko nagroda, blichtr, subiektywizm, etc, ale mimo wszystko mam poczucie krzywdy, bo skala talentu, wrażliwości, erudycji, stylu Herberta moim zdaniem nieporównywalna.

    OdpowiedzUsuń
  34. ad. 1 Dotychczasowe doświadczenie z Miłoszem bardzo słabe. Natomiast nadrabiam ostatnio, również dzięki tej stronie:-)i przyznam,że bardzo mnie to cieszy. ZU na tyle wciągnął, że sięgał po Miłosza dalej, tym razem trochę z innej strony bo "Dolina Issy". Ale ZU polecam i uważam, że naprawdę warto zapoznać się z tą lekturą.
    ad.2 Warto chociażby dlatego żeby poznać trochę niewygodnych faktów i kontrowersyjnych informacji z życia ówczesnych intelektualistów a jednocześnie zrozumieć,że nie można jedynie potępiać ich wyborów. Problem jest na tyle głęboki i złożony a jednocześnie dość delikatny że wymaga subtelnego podejścia do tematu. I w taki sposób podchodzi do niego autor. Uważam, że to bardzo cenne.

    OdpowiedzUsuń
  35. --> Lirael

    Ad 3

    Też zwróciłam na te fragmenty uwagę i miałam wrażenie, że niestety zaczynają pasować do naszego społeczeństwa;(

    Pocieszyłaś mnie co do wyboru, zwłaszcza, że jak dotąd żaden z dyskutantów nie okazał się wielbicielem Miłosza;) Gdzie oni są?;)

    OdpowiedzUsuń
  36. --> Sempeanka

    Ależ bardzo dziękuję za Twoje trzy grosze, widzę, że do książki Grochowskiej trzeba będzie przynajmniej zajrzeć;)

    Mnie się wydaje, że wydarzenia wojenne przyspieszały dojrzewanie, ludzie musieli odnaleźć się w diametralnie różnych realiach. Myślę, że to jednak jakoś hartowało ludzi, przygotowywało na wyjątkowo trudne sytuacje. Mieć 33 lata w 1945 r. w Polsce to nie to samo co dzisiaj, oj nie.
    Mnie zawsze było żal tych wszystkich, co uwierzyli w nową, powojenną Polskę, wracali tu (czasem po wyrok śmierci), odbudowywali kraj, wyrabiali normy na budowach itp., a potem się okazało, że ta Polska wcale taka wolna nie jest. To musiało być straszne.

    OdpowiedzUsuń
  37. --> Sztukatka

    Dzięki za głos;) "Dolinę Issy" znam tylko z ekranizacji, ale kto wie, może niedługo sięgnę po książkę.

    Tak, ZU może być wstępem do poznania czterech intelektualistów,a może nawet ich twórczości (choćby wyrywkowo).

    Piszesz, że Miłosz podchodzi subtelnie do tematu. Ja miałam cały czas wrażenie, że wykłada swoje racje dość łopatologicznie;))) Ale to naturalnie kwestia indywidualnego odbioru:)

    Tak czy owak, podoba mi się Twój argument za czytaniem ZU, bardzo mnie ciekawi zdanie innych na ten temat.

    OdpowiedzUsuń
  38. Ad. 4
    Ciekawie czytało mi się o Ketmanie. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tym terminem. Szczególnie podobały mi się odniesienia wykraczające poza świat polityki.
    Potępić Ketman w czambuł byłoby bardzo łatwo. Z drugiej jednak strony wydaje mi się, że wszyscy odrobinę "ketmanimy" na co dzień. W pracy, w domu, wśród przyjaciół. Oczywiście skala jest nieporównywalna do tego, co opisuje Miłosz, ale mimo wszystko. Nie powinniśmy się wyrywać z rzucaniem kamieni.
    Wprawdzie autor wskazuje na dobre strony Ketmanu, sytuacja w której człowiek co innego czuje, mówi i myśli, jest na dłuższą metę zabójcza. Plusy Ketmanu przedstawione przez Miłosza:
    * Ketman to lekarstwo na samotność, daje poczucie przynależności do grupy.
    * Ketman pielęgnuje marzenie (np. poeta marzy o tym, co mógłby opisać w swojej poezji gdyby nie partyjne zobowiązania). Brak przeszkód oznaczałby pustkę, być może jeszcze bardziej przykrą.
    * Ketman to antidotum na zmęczenie życiem, frustrację, rozproszenie myśli i uczuć, relatywizm ludzi Zachodu. Miłosz nazywa to "stała malaise".
    Oto filozofia człowieka, który utożsamia się z Ketmanem:
    "Jestem jak skorupiak przyczepiony do skały na dnie morza. Nade mną przewalają się burze, płyną wielkie okręty, ale mój wysiłek
    zmierza do trzymania się skały, bo zginę uniesiony przez wody i nie pozostanie po mnie żaden ślad."
    (s. 91)
    Dobrze, że nie wszyscy wyznają tę filozofię i zdarzają się tacy, którzy od czasu do czasu nad poziomy wylatują . :)
    A propos Miłosz wspomina o tym, że Mickiewicz zadedykował jeden ze swoich utworów carowi. To też jego zdaniem był Ketman.

    OdpowiedzUsuń
  39. Ad. 2
    Warto, przede wszystkim jako ciekawy dokument minionych czasów.
    Przy założeniu, że czytamy "Zniewolony umysł" z empatią i bez zacietrzewienia.
    Na pewno jednak odradzałabym lekturę "Zniewolonego umysłu" przed zapoznaniem się z twórczością opisywanych przez Miłosza literatów. Wydaje mi się, że ich mroczne sylwetki w ZU mogą rzucić cień na odbiór książek, które napisali. Wiem, że to trudno oddzielić, ale czasem warto.
    Mam prośbę do Borysa. Jeśli postanowisz zapoznać się z twórczością Andrzejewskiego, proszę, zacznij od "Bram raju". Bardzo polecam.

    OdpowiedzUsuń
  40. @Lireael:
    Dzięki za wskazówkę, zapamiętam i zastosuję się. Zresztą, od czasów "Nędzników" mam słabość do księży w literaturze. :P

    OdpowiedzUsuń
  41. -- Lirael

    Na pewno słyszałaś, że niejaki Maleszka miał pseudonim Ketman. Kilka late temu to była b. głośna sprawa. Pseudo wybrane chyba nie bez powodu;(.
    Obawiam się, że możesz mieć rację co do uprawiania ketmanu w życiu codziennym. Dla mnie to jednak oportunizm.
    No właśnie - plusy ketmanu. Przyznam, że czytałam o nich ze zdziwieniem. Miałam wrażenie, że Miłosz na siłę stara się niektórych usprawiedliwić i znajduje pozytywne strony zjawiska/
    Co do poety - on chyba tylko mówił, że gdyby nie obowiązki, mógłby tworzyć i była to dla niego wymówka, bo wiedział, że marny z niego artysta;).
    Zaznaczam, że nikogo tu nie potępiam, ale nie lubię dorabiania filozofii do powszechnych zjawisk. Czasy były trudne i trudno było nie stracić twarzy.
    Akurat

    OdpowiedzUsuń
  42. --> Borys / Lirael

    Oprócz "Bram raju" (dostępnych gdzieś w sieci) polecam także "Apelację" - robi wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  43. czytanki.anki :
    niby się z Tobą zgadzam, bo czytając książkę o której wspominałam sama odnosiłam wrażenie, że byli dojrzalsi od swoich rówieśników z czasów współczesnych, ale... "Zniewolony umysł" był zdaje się próbą wytłumaczenia się przed emigracją, jak można było funkcjonować w nieakceptowalnej rzeczywistości w zamian za masowe uznanie dla własnej twórczości. A to z kolei oznacza, że teoretycznie byli dojrzalsi a praktycznie - popełniali te same błędy.

    OdpowiedzUsuń
  44. Może sytuacja zmuszała ich do podejmowania takich, a nie innych decyzji i dojrzałość była kwestią drugorzędną?

    OdpowiedzUsuń
  45. ~ Borys
    Uprzedzam, że tam wiodącą rolę odgrywa mnich, nie ksiądz, ale mam nadzieję, że to nie będzie stanowiło większego problemu. :)
    W każdym razie mam nadzieję, ze Ci się spodoba.

    ~ Ania
    Pseudonim otarł mi się o uszy, ale nie kojarzyłam go zupełnie ze staroperską religią. Raczej ze Scatmanem Johnem. :)
    Wydaje mi się, że Ketman kwitnie szczególnie bujnie w firmach, korporacjach, tudzież innych zakładach pracy.
    To na pewno jest oportunizm, ale podobnie jak Ty uważam, że nie mamy prawa palić tych pisarzy na stosach.
    Plusy Ketmanu na mnie też zrobiły wrażenie dodanych sztucznie i na siłę. Przypuszczam, że Miłosz chciał się wydać wyważony i obiektywny.
    "Apelacja" mnie nie zachwyciła. Polecam natomiast "Ciemności kryją ziemię", "Miazgę" i "Z dnia na dzień" (dziennik Andrzejewskiego). A "Popiół i diament" w charakterze literackiego ideologicznego skansenu. :)

    OdpowiedzUsuń
  46. --> Lirael

    Tak, myślę, że rzeczywiście Ketman najbardziej przydaje się w życiu zawodowym. Na szczęście mnie to omija;)

    "Apelację" czytałam w klasie maturalnej i zrobiła na mnie duże wrażenie. Muszę ją odświeżyć i sprawdzić, dlaczego;)

    A czy w "Bramach raju" to nie dzieci są na pierwszym miejscu? To właśnie je zapamiętałam z lektury, nie mnicha;)

    OdpowiedzUsuń
  47. ~ Ania
    Dzieci są najważniejsze, a spośród duchownych szczególnie zapamiętałam spowiednika, stąd uwaga o wiodącej roli. Mnicha zaakcentowałam w celu zwiększenia czytelniczej motywacji u Borysa. :)
    Aniu, jestem bardzo ciekawa, jak podobały Ci się "Bramy raju"?

    OdpowiedzUsuń
  48. Podobały się;) Temat bardzo ciekawy, forma oryginalna. Warto podpowiadać tę lekturę uczniom w szkole, bo nawet hasło "krucjata dziecięca" nie jest zbyt szeroko (jeśli w ogóle) omawiane. Ot, szły sobie dzieci z misją religijną...

    OdpowiedzUsuń
  49. Ad. 5
    Wydaje mi się, że Miłosz stara się być obiektywny w sposób wręcz ostentacyjny.
    Wykonanie budzi we mnie wątpliwości. Przedstawia się jako bliski druh Alfy: Był on moim serdecznym przyjacielem i łączą nas wspomnienia wielu trudnych chwil, które przeżyliśmy razem. Trudno obronić mi się przed wzruszeniem przywołując jego osobę. Zapytuję nawet siebie, czy powinienem jego właśnie poddawać analizie. Jednak zrobię to, bo przyjaźń nie przeszkodziłaby mi ogłosić artykułu o jego książkach, w którym powiedziałbym mniej więcej to samo, co powiem.(s. 104)
    Czy nie wydaje się Wam, że to wzruszenie Miłosza to krokodyle łzy?
    Czy będąc czyimś serdecznym przyjacielem można w ogóle ocenić tę osobę obiektywnie, nawet jeśli kontakty się z czasem rozluźniły?
    Miłosz kreuje się na sędziego-moralistę, ferującego etyczne wyroki o pisarzach. Na ile etyczne jest opublikowanie takiego tekstu o serdecznym przyjacielu????? Samousprawiedliwienie Miłosza o tym, że i tak przedstawiłby swoje poglądy o Andrzejewskim w artykule krytyczno-literackim pachnie mi demagogią. W takim artykule skupiłby się na książkach, nie na człowieku!
    Zastanawiam się, czy przypadkiem w trakcie pisania "ZU" Miłoszem nie kierowały tylko wzniosłe cele, ale też podświadoma zawiść wobec zdolnych kolegów po piórze?
    Największe wrażenie zrobił na mnie tekst o Borowskim.
    Moje resztki sympatii do Miłosza prysły natomiast po tym, jak sportretował Gałczyńskiego. Tak nie pisze surowy moralista, tak pisze ktoś, kto opisywanej osoby nie znosi i za wszelką cenę podkreśla swoje poczucie wyższości:
    "Jego głowa była nieproporcjonalnie duża w stosunku do tułowia, miał w sobie coś z karła i błazna, tak jak go malowali w scenach książęcych uczt dawni malarze."(s. 194) Podkreślenie moje.
    "Swoją znajomość obcych języków pozbierał nie wiadomo skąd. Trudno byłoby go sobie wyobrazić zasiadającego za stołem ze słownikami i gramatyką." s. 195
    "Małomówny, ponury, patrzył spode łba. Ożywiał się tylko na widok pieniędzy." s. 197
    Obiektywizmu za grosz. Nienawiść (podszyta zazdrością?) w każdym pozornie obojętnym słowie!
    Dziwnym trafem wiersze tego nieudacznika są wielbione przez ludzi w każdym wieku, cytowane w codziennych rozmowach, w miłosnych listach, nie tylko na akademiach, podczas gdy teksty Milosza niekoniecznie.
    Strasznie mi Miłosz podpadł tym tekstem o Gałczyńskim. :/

    OdpowiedzUsuń
  50. ~ Ania
    To się cieszę, bo jak wiesz, ja też lubię tę książkę.
    Co do motywu krucjaty dziecięcej, to wyobraź sobie, że byłam w tym roku ze swoją klasą na tzw. lekcji filmowej, na której prezentowano "Krucjatę w dżinsach". :)
    http://www.filmweb.pl/film/Krucjata+w+d%C5%BCinsach-2006-269304
    Film zdecydowanie kiepski, ale realia dziecięcej krucjaty przynajmniej w niewielkim zarysie przedstawiono. Mnie temat krucjat niezmiernie fascynuje.

    OdpowiedzUsuń
  51. Jeszcze jedno a propos Gałczyńskiego.
    Być może wszystko, co Miłosz o nim napisał, jest stuprocentową prawdą. Jednak sposób, w jaki to przedstawił ktoś, kto kreuje się na surowego moralistę-etyka, jest dla mnie absolutnie nie do przyjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  52. @Lirael:
    Mnisi są jeszcze lepsi od księży, vide "Imię róży". :)

    A co do rozdziału o Gałczyńskim masz bardzo dużo racji. Aż dziwne, że sam tego nie zauważyłem podczas lektury, ale przytoczone przez Ciebie fragmenty mówią same za siebie. Czyżby Miłosz zwiódł mnie "giętkim językiem"? :) Tak czy owak, wiadomo, że Gałczyński rulez, obojętnie, zniewolony umysłowo czy nie zniewolony. :)

    OdpowiedzUsuń
  53. --> Lirael

    Mnie w ZU przeszkadzał właśnie lekko moralizatorski ton Miłosza. Miałam wrażenie, że się wywyższa, bo rzekomo dane było mu pojąć coś, czego inni nie zauważyli.

    Opis Gałczyńskiego - mnie również zaskoczył (negatywnie), nie pamiętałam tylko, którego literata Miłosz tak obsmarował. Czepiać się czyjegoś wyglądu - to wyjątkowo nieeleganckie.

    Dla mnie zresztą było dziwne, że miał odwagę tak jawnie (i niepochlebnie) opisać kolegów. Polscy czytelnicy na pewno nie mieli problemów z rozszyfrowaniem nazwisk, a samym zainteresowanym nie zazdroszczę;). Toż to skandal musiał być, mimo że Miłosz przebywał już na emigracji.

    Borowski - tu zastanawiam się, po co Miłosz przytaczał fragmenty jego opowiadań. Czy uważał, że ich bohater to Borowski? To naiwne stawiać znak równości między autorem a jego postacią...

    OdpowiedzUsuń
  54. --> Borys

    Otóż to - literatura / dzieło to jedno, a życie autora to coś innego. Może lepiej nie wgłębiać się w biografie?;)

    OdpowiedzUsuń
  55. --> Lirael

    Sam tytuł filmu sugeruje "powagę" tego dzieła, ale bywają gorsze pomysły. Temat krucjat JEST ciekawy, może w końcu zrealizuję wcześniejszy pomysł zadam "Bramy raju" jako lekturę;)))

    OdpowiedzUsuń
  56. ~ Borys
    Może gdyby Miłosz pastwił się nad poetą, którego mniej cenię, nie odebrałabym tego tak emocjonalnie. A fragmenty były jeszcze bardziej drastyczne. :( Stan zniewolenia/niezniewolenia umysłu Gałczyńskiego dla mnie też nie ma znaczenia. Jego poezja i tak rodziła się w sercu.
    Przypuszczam, że Miłosz miał alergię na skumbrie w tomacie i stąd to całe zamieszanie. :)

    ~ Ania
    To ciekawe pytanie, jak "bohaterowie" ZU odebrali opublikowane o sobie rewelacje. Wyobrażam sobie minę "serdecznego przyjaciela". :[
    Rozdział o Borowskim wydał mi się najlepszy pod względem technicznym, choć rzeczywiście liczne cytaty sprawiają wrażenie, że to są pamiętniki, nie fikcja literacka.
    A "Bramy raju" niezmiennie polecam łaskawej pamięci. :)

    OdpowiedzUsuń
  57. --> Lirael

    Myślę, że np. po 50 latach życiorys Alfy czy Delty nie ma tak wielkiego znaczenia dla czytelnika niż za życia twórcy. Zostaje dzieło, które musi bronić się samodzielnie. I albo zachwyca, albo nie zachwyca;)

    OdpowiedzUsuń
  58. ~ Ania
    To prawda.
    Ja jednak jestem wybiórcza w przebaczaniu, bo na przykład po tych rewelacjach
    chyba nieprędko sięgnę po jakąkolwiek książkę Szczypiorskiego. Pisanie propagandowych wierszy w porównaniu z czymś takim wydaje się błahostką.
    Może za kilkadziesiąt lat czytelnicy będą umieli oddzielić jego twórczość od tego, co zrobił. Ja nie potrafię.

    OdpowiedzUsuń
  59. Znam historię Szczypiorskiego z programu "Errata do biografii". Byłam zaszokowana. Gdyby nie jego wcześniejsze nagminne mędrkowanie w tv, które dobrze pamiętam, może by mnie to tak nie uderzyło. Na tyle się zasugerowałam tą historią, że raczej nie sięgnę już po jego utwory.

    OdpowiedzUsuń
  60. Ad. 7
    Do form wymienionych przez Anię i Borysa dorzuciłabym chyba reklamę.
    Prawie wcale nie oglądam telewizji, a zdarza mi się, że w podświadomości - mam nadzieję, że nie głośno :) - nucę sobie melodyjkę z jakiegoś spotu. Niedawno fragment tekstu Ani o Baumanie wywołał we mnie skojarzenie z reklamą Skody. Notabene udaną. :)
    Zastanawiam się, co się dzieje w głowach osób, które przez kilka godzin dziennie oglądają telewizję, w tym niekończące się bloki reklamowe, a od moich gimnazjalistów wiem, że to jest norma w wielu polskich rodzinach.
    Trudno to porównać do skali zjawisk opisywanych przez Miłosza, ale mimo wszystko czuję się trochę umysłowo zniewolona. :)

    OdpowiedzUsuń
  61. Uwaga nie od rzeczy;) W końcu twórcy reklam bazują na badaniach naukowych, żeby coraz lepiej oddziaływać na (pod)świadomość odbiorcy. Zauważyłam, że kilkuletnie dzieci zapadają niemal w trans, jeśli w tv włącza się blok reklamowy;( Nawet jeśli to nie są reklamy produktów dla dzieci;(

    OdpowiedzUsuń
  62. ~ Ania
    Ta przygnębiająca historia przypomina mi trochę losy Pétera Esterházyego i jego ojca. Tym razem to syn zawiódł.

    OdpowiedzUsuń
  63. Oczywiście miałam na myśli Szczypiorskiego.

    OdpowiedzUsuń
  64. ~ Ania
    To działa nie tylko na kilkulatki. Kilkunastolatkowie na co dzień w rozmowach używają wielu tekstów z reklam. Czasem to robią naprawdę dowcipnie, ale fakt jest faktem.
    Mnie też się to zdarza. :)

    OdpowiedzUsuń
  65. Tak, zrozumiałam;) M.in. w świetle takich zdarzeń cieszę się, że urodziłam się znaczniej później i polityka / historia nie zmuszała mnie do podejmowania tak ważnych decyzji.

    Mnie też się zdarza użyć tekstu z reklamy;) To tylko świadczy o skuteczności copywriterów. No i warto pamiętać, że to czasem literaci wymyślają świetne slogany:

    http://www.signs.pl/article.php?sid=3118

    OdpowiedzUsuń
  66. Na czasie:
    http://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=12241


    @Lirael:
    "Zastanawiam się, co się dzieje w głowach osób, które przez kilka godzin dziennie oglądają telewizję, w tym niekończące się bloki reklamowe,"

    Ja przez wiele lat miałem telewizję w domu i byłem do niej przyzwyczajony. Ale któregoś dnia wkurzyłem się i wywaliłem telewizor z pokoju. :) Jakiś czas potem byłem u kogoś, telewizor był włączony, rozpoczął się blok reklamowy. Dopiero wtedy potrafiłem dostrzec, jak bardzo ogłupiające są reklamy -- i telewizja w ogóle. :)

    OdpowiedzUsuń
  67. --> Borys

    O biografii Miłosza sporo się teraz mówi. Sporo dobrego;). Chętnie poznam bliżej Noblistę, może to jakoś ułatwi rozumienie jego dzieł.

    OdpowiedzUsuń
  68. ~ Ania
    Bardzo ciekawy ten tekst o literatach i sloganach! Dziękuję Ci.
    Niektóre kampanie są naprawdę udane pod względem tekstu i filmowego obrazu, ale sporo jest też takich, których nie cierpię.
    Myślę, że świadomość, że jest się przedmiotem manipulacji, pozwala na to wszystko spojrzeć z dystansu. :)

    ~ Borys
    Recenzja biografii Miłosza bardzo zachęcająca. Książkę zażyczyła sobie moja mama w charakterze prezentu imieninowego, więc będę miała okazję dokładnie przejrzeć - oczywiście ze szczególnym uwzględnieniem fragmentów O "ZU" :) - a za jakiś czas pożyczyć.
    W kwestii telewizji masz rację. Po okresie nieoglądania to wszystko uderza z jeszcze większą siłą.

    OdpowiedzUsuń
  69. Jako że nie za szybko dotrę do biografii, to proszę uprzejmie o kilka słów streszczenia w kwestii ZU;))))

    OdpowiedzUsuń
  70. Na pewno poddam biografię drobnej obdukcji przed ofiarowaniem. :)
    Jeszcze jeden drobiazg odnośnie ZU.
    Czy zwróciliście uwagę na to, że Miłosz porównuje Andrzejewskiego do Conrada? :)
    "Posągowość, milczenie, ogrom pozaludzkiego, obojętnego świata - w tym jego młodzieńcze utwory były wspólne z utworami Conrada"(s. 105).

    OdpowiedzUsuń
  71. Nie zwróciłam uwagi na to porównanie. Hm, to chyba nie ta sama liga;)

    OdpowiedzUsuń
  72. ~Ania
    Liga faktycznie nie ta sama. :)
    A tak w ogóle to "Jądro ciemności" nie kojarzy mi się z posągowością i milczeniem.

    OdpowiedzUsuń
  73. Posągowość jestem jeszcze w stanie zaakceptować, ale milczenie - nie. Tyle się tam działo!

    OdpowiedzUsuń
  74. Przyłączam się do dyskusji ze sporym opóźnieniem, po prostu tak się złożyło, że w tym miesiącu mam “masakrycznie” mało czasu (stąd też cisza na moim własnym blogu).

    Ad. 1. Podobnie jak Borys i zacofany.w.lekturze prawie nie znam twórczości Miłosza, z wyjątkiem może paru wierszy omawianych w szkole. “Zniewolony umysł” spodobał mi się jednak bardzo, więc na pewno sięgnę po jeszcze inne utwory tego autora.
    Nie ze wszystkimi tezami, wnioskami i ocenami Miłosza się zgadzam, jego rozumowanie w “Zniewolonym umyśle” jest może trochę rozwlekłe, ale już choćby przez to bardzo mi bliskie:). Ta książka traktuje o sprawach bardzo subtelnych, trudno o nich walić tak prostu z mostu.

    Ad. 4. Kiedy czytałam trzy pierwsze części “Zniewolonego umysłu” - “Murti-Bing”, “Zachód” i “Ketman”, wciąż nasuwały mi się skojarzenia z “Ucieczką od wolności” Fromma (w ubiegłym roku popełniłam na jej temat nieprzyzwoicie nudny wpis). W pewnym momencie Miłosz wprost nawiązuje do tej książki:

    Ale co dzieje się w umysłach zachodnich mas? Czy to nie jest sen duchowy, a kiedy
    przychodzi przebudzenie, czy stalinizm nie jest jedyną jego formą? Czy chrześcijaństwo nie cofa
    się tam i czy te masy nie są pozbawione jakiejkolwiek wiary? Niewątpliwie tak. Czy jest w ich
    umysłach pustka? Tak. Czy pustkę tę zapełnia się szowinizmem, kryminalnymi romansami i
    filmami bez wartości artystycznej? Tak. Więc cóż Zachód może nam ofiarować? Wolność od
    czegoś to dużo, ale to za mało, to o wiele mniej niż wolność ku czemuś
    .


    A trochę dalej pisze:

    Strach przed wolnością nie jest niczym innym niż Strachem przed pustką.

    Czyż tak nie jest?
    Starałam się wyobrazić sobie siebie w tamtych czasach. Skończyła się wojna, w której umarło wielu członków mojej rodziny i dużo bliskich mi osób. Mój rodzinny dom został zburzony i nie mam nic. Przez kilka ostatnich lat żyłam w ciągłym strachu i nie byłam pewna, czy aby następny dzień nie będzie moim ostatnim. Dowiedziałam się, do czego zdolny jest człowiek, który nienawidzi, i do czego zdolna jestem ja sama, żeby przetrwać. Kultura i sztuka okazały się snobistyczną rozrywką, fanaberią dla naiwnych inteligentów, nauka została użyta do masowej eksterminacji moich znajomych. Wojna przeorała mapę Europy. Zachód ma nas gdzieś. Teraz już wiem, że nic nie jest na zawsze, że znów może przyjśc dzień, w którym utracę wszystko.
    W takiej sytuacji, w takim stanie ducha z ulgą powitałabym jakąkolwiek stabilizację, choćby nadzieję stabilizacji i wydaje mi się, że wielu ludzi w tamtych czasach myślało podobnie: mieć wreszcie trochę spokoju, żyć jak człowiek. I płacili za to świadomie.

    Miłosz pisze:
    Człowiek (przyjmijmy to założenie) może być tylko jednym z instrumentów w orkiestrze, którą dyryguje bogini Historii”.

    Wydaje mi się, że Historia nie wszędzie i nie zawsze decyduje o życiu człowieka w takim samym, przemożnym stopniu, ale nie dziwię się, że na początku lat pięćdziesiątych Miłosz tak właśnie uważał. I że wiele osób podzielało jego zdanie.
    A jeśli takie założenie, taki pogląd się przyjmie, to cóż począć? Naturalnie można bohatersko zginąć w obronie pryncypiów, ale czy nie dość już śmierci i grobów wokół? Można też zacisnąć zęby i dostosować się jakoś do zaistniałej sytuacji, próbować zrobić coś pożytecznego i starać się nie szkodzić innym. Wszystko to wymaga oczywiście wyrobienia się w hipokryzji i oportunizmie, ale czy istnieje jakieś inne wyjście? Ja uważam, że to było mniejsze zło.

    Ketman był, jak sądzę, próbą racjonalizacji chroniącą przed schizofrenią. Nie jesteśmy stworzeni na męczenników, żyjemy w społeczeństwie, w określonym czasie i miejscu, i trzeba się do tego, niestety, dostosować.

    Podsumowując: nie lubię hipokryzji i oportunizmu, ale w pewnym sytuacjach wydają mi się mniej odrażające niż w innych.

    Ad. 7. No oczywiście. Ale o tym już pisałam przy okazji wpisu o Frommie. Kto ciekawy, ten poczyta:).

    OdpowiedzUsuń
  75. Ad. 4

    Strach przed wolnością nie jest niczym innym niż Strachem przed pustką.

    Podoba mi się, co napisałaś. W latach 50-tych takie zdanie było celne. Ja bym dodała, że to może być również strach przed nieznanym. A dzisiaj? Czy uważasz, że interpretacja pozostaje taka sama?

    Co do człowieka jako instrumentu w orkiestrze, pionka w grze itp. - zgadzam się. Ale jak pomyślę, że były osoby pokroju Pileckiego, Nila itp. oraz takie, które w imię spokoju i wolności podpisywały, co tylko SB im podsuwała, to mam poważne wątpliwości. Często niestety cena wolności oznaczała krzywdę innych.

    Do Twojej notki o Frommie powrócę, a może nawet książkę wyciągnę spod stołu;)

    OdpowiedzUsuń
  76. Właściwie tylko zacytowałam:).

    Wydaje mi się, że strach przed wolnością, a konkretniej: przed "wolnością do", nie jest dziś czymś powszechnym, bo mało kto w ogóle zastanawia się na tą kwestią. Ja również nie zatruwam sobie życia i nie psuję sobie humoru zbyt częstym rozmyślaniem na ten temat, ale czasami silnie odczuwam "ssanie absurdu", o którym Miłosz pisze w rozdziale "Murti-Bing".

    Nie zdają sobie oni zupełnie sprawy z tego, że nic nie jest ich własne, że wszystko należy do formacji historycznej, która ich zrodziła: ich rodzaj zatrudnienia, ich stroje, ich ruchy, ich odmiana uśmiechu, ich wierzenia i poglądy. Są wcieloną siłą inercji właśnie przez to, że ulegają złudzeniu, iż są sobą, nie będąc żadnym sobą".

    "Wolność do" (wg definicji Fromma) to piękna rzecz, ale zupełnie nierealna. Większość ludzi nie wiedziałaby, co z takim darem począć, bo przeważnie o wiele łatwiej grać rolę narzuconą nam przez - ogólnie mówiąc - okoliczności i społeczeństwo, niż od podstaw wymyślić siebie samego. Cóż to znaczy: być sobą?

    Większość ludzi potrzebuje towarzystwa, grupy, chce gdzieś przynależeć. Zwłaszcza w trudnych czasach. Wojenna zawierucha poprzecinała wszystkie więzi: rodzinne, towarzyskie, służbowe, społeczne. Organizacje - partyjne i przybudówki - witały takich zagubionych z otwartymi ramionami.

    W porównaniu np. do Witolda Pileckiego niemal wszyscy wypadają bardzo blado, bohaterstwo i szlachetność to cechy rzadko spotykane. Z drugiej strony hipokryzja i oportunizm muszą mieć jakieś granice, jeśli chce się zachować choć trochę szacunku do samego siebie. Ja nie wiem, jak postąpiłabym, gdybym należała do tego pokolenia co Miłosz, Andrzejewski, Borowski, Putrament, Gałczyński i wreszcie ówcześni tzw. przeciętni Polacy. Dlatego trudno mi rzucać kamieniem, mogłabym trafić samą siebie.

    OdpowiedzUsuń
  77. Dla mnie wolność to jeden z ideałów, który tak naprawdę nie istnieje;) Można do niego dążyć, ale osiągnąć - to raczej niemożliwe;) Niemniej stanowi piękny cel w życiu.

    Staram się nie oceniać innych (to trudne;), a tym bardziej nie potępiać. Nigdy nie wiadomo, co stoi za decyzją danej osoby. Zastanawia mnie tylko, co mieli do stracenia koledzy opisani przez Miłosza.

    OdpowiedzUsuń