poniedziałek, 31 października 2011

Lirnik wioskowy

... vel Tadeusz Wrocławski I vel zdemoralizowany nieboszczyk vel były kapral Satyr, w st. spoczynku vel Tade usze Wilcze róże czy po prostu - Tadek. Tak podpisywał się Tadeusz Różewicz w listach do Zofii i Jerzego Nowosielskich, z którymi przyjaźnił się przez kilkadziesiąt lat. Znajomość zażyła, choć korespondencja niemal całkowicie napędzana przez Różewicza, który słał listy i kartki niemal nałogowo. I dobrze. Dobrze dla czytelników, którzy mogą teraz wściubić nos w prozę życia poety i przekonać się, że nie samą sztuką artysta żyje. Codzienność wypełniają mu te same rzeczy co zwykłym śmiertelnikom, w tym: kiełbasa i jaja faszerowane, programy telewizyjne z Violettą Villas, wizyty u fryzjerki, zagubione portmonetki i parasole.


Czyta się te listy z ciekawością i przyjemnością. Po pierwsze, odsłaniają prywatną twarz klasyka: dowcipną, lekko nadwrażliwą w kwestii własnego zdrowia, czasem także czułą, gdy np. upomina Nowosielskiego za nadużywanie alkoholu. Po drugie, dyskretnie pokazują smaczki PRL-u, przy czym zaskakuje całkowity brak uwag natury politycznej. Po trzecie, dają pojęcie o pracy literata, a więc umowach, inscenizacjach, powstających akurat utworach czy zamieszaniu wokół niektórych z nich (np. "Białe małżeństwo"). Zdarzają się i krótkie recenzje wystaw, książek, spektakli oraz relacje z licznych podróży - wszędobylstwo Różewicza jest podziwu godne.

Nowosielski pisze rzadko, najczęściej wyręcza go żona. A jeśli już sięga po pióro, przybiera raczej poważny ton. Najwyraźniej wolał rozmowy niż listy, z korespondencji wynika, że panowie dość często się widywali. Przyjaźń niezwykle głęboka i serdeczna. Nie zaszkodziło jej nawet zerwanie umowy przez Nowosielskiego, który miał projektować okładkę do "Białego małżeństwa", jednak po dokładnym zapoznaniu się z treścią dramatu stwierdził, że przekonania nie pozwalają mu na "współdziałanie artystyczne z tego rodzaju sztuką" [str. 214]. Sprawa poszła w niepamięć, zresztą obu artystom chyba nigdy nie zdarzyło się mocno poróżnić, mimo że przecież wiele ich dzieliło. Można tylko wszystkim życzyć podobnie inspirujących znajomości.

Na zakończenie próbka humoru Tadeusza Różewicza w liście z września 1969 r. pisanym w Sobieszowie:

Drogi Jerzy, no więc przyjechałem tu (na rekolekcje?) z najlepszą i nieprzymuszoną wolą do pracy. Ale wczoraj coś mnie podkusiło (a może nie "coś", tylko ja sam siebie) i wszedłem do miejscowej rest. III kat., gdzie wraz z obywatelami tutejszymi wypiłem 100 g żytniówki pod śledzia w oliwie - czyn ten tak osłabiająco wpłynął na moją "wolę", że nic przez cały dzień nie robiłem - łaziłem po miasteczku, czytałem gazety i widać miałem wygląd człowieka słabego i pokusom ulegającego - bo dziewczyna podająca obiad (duża dziewczyna z grubym nosem i niezbyt sympatyczna) pochyliła się poufnie i spytała, czy wolę nogę czy pierś (kaczki), trochę zmieszany odrzekłem, że wystarczy mi "pół piersi" - dziewucha podając te pół piersi, mrugnęła do mnie (mrugała? może) - więc rozejrzałem się bacznie, czy szanowne grono pań i panów (ZAIKS!) nie zauważyło tego mrugnięcia: a na noc na wszelki wypadek przekręciłem klucz w drzwiach, he he he! [str. 83]

Książka po stokroć warta przeczytania.

____________________________________________________________________________________

Tadeusz Różewicz, Zofia i Jerzy Nowosielscy. Korespondencja, wstęp i oprac. Krystyna Czerni, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009
____________________________________________________________________________________


12 komentarzy:

  1. dobrze wiedzieć, że te listy są warte poczytania - teraz tyle się przeróżnej korespondencji ukazuje, wszystko wydaje się ciekawe, a ja na dodatek cudze listy czytać uwielbiam, więc nie wiadomo za co chwytać najpierw!

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę warte - choćby dlatego, że klasyka czynią bardziej ludzkim tj. mniej koturnowym;)
    Masz rację - korespondencji i dzienników wydaje się u nas ostatnio dużo, ciekawy jest zwłaszcza Lem/Mrożek (dopiero przejrzałam), no i Miłosz/Iwaszkiewicz. Z takimi tomami zima niestraszna;)
    A może czytałaś jakąś ciekawą korespondencję po angielsku? Lirael ostatnio podrzuciła mi link do Jamesa/Wharton - nieźle się zapowiada;)

    OdpowiedzUsuń
  3. po angielsku niestety nic ciekawego mi w ręce nie wpadło, ale James/Wharton faktycznie brzmi ciekawie!
    ja na Lema i Mrożka już sobie ostrzę ząbki, a i Miłosz/Iwaszkiewicz na liście do Mikołaja znajduje się na wysokiej pozycji ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tu artykuł:
    http://www.nytimes.com/1990/01/09/books/books-of-the-times-letters-from-an-unlikely-literary-friendship.html?pagewanted=all&src=pm

    Czy to znaczy, że w Polsce rzeczywiście nastała moda na tego rodzaju wydawnictwa?

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, że poeci gubią portmonetki i parasole nawet częściej niż zwyczajni śmiertelnicy. :)
    Jak wcześniej wspominałam, dla mnie wielką radością jest odkrycie poczucia humoru w Różewiczu, rewelacja. List z Sobieszewa kapitalny, szczególnie rozbawiło mnie to przekręcenie klucza, :)
    Moda na listy i pamiętniki trwa od dawna, wydawnictwa, z których korzystamy przy Płaszczu pochodzą z przeróżnych lat. Teraz rzeczywiście jest głośno, bo są premiery wydań korespondencji i zapisków bardzo znanych osób. Zdziwiła mnie bardzo nominacja "Dziennika" Mrożka do Nike, zresztą Stasiuka "Dziennik pisany później" też zalicza się do podobnej kategorii.

    OdpowiedzUsuń
  6. dziękuję za artykuł :)

    chyba tak, coś jest z tą modą na dzienniki i listy! albo po prostu nadrabiamy zaległości wydawnicze? :)

    OdpowiedzUsuń
  7. --> Lirael

    Dlaczego zdziwiła Cię nominacja dla Mrożka? Bo to dziennik czyli coś pisane do szuflady? Stasiukowy "Dziennik..." nie jest moim zdaniem dziennikiem w ścisłym znaczeniu tego słowa. Dla mnie to po prostu literackie relacje z podróży.

    --> bezszmer

    Wydaje mi się, że wydawcy wykorzystują koniunkturę. Było zainteresowanie reportażem, teraz dziennikami i listami. W sumie dobrze - ile można czytać o klonach Bridget Jones, wampirach itp.;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaskoczyło mnie, że dziennik i paradziennik wrzucono do jednego worka m.in. z beletrystyką. Moim zdaniem trudno tu o porównania w kontekście nagrody.

    OdpowiedzUsuń
  9. Masz rację - nie zwróciłam wcześniej uwagi na to, do jakiej kategorii zakwalifikowano obie książki. Niezbadane są wyroki kapituły Nike;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Faktycznie mamy ostatnio wysyp literatury epistolarnej! jeszcze nie tak dawno furorę robiły listy Osieckiej i Przybory, pare tygodni temu czytałam o korespondencji Mrozka i Lema i nabrałam na nią apetytu, a teraz Ty serwujesz następne koszące propozycje. Może to dlatego ze tak trudno teraz o porządną nową prozę i tylko w niepublikowanych listach pisarzy można jeszcze odnaleźć jej ślady? A może to nasza coraz mocniej zaspokajana potrzeba zaglądania komuś przez ramie w jego niby intymne pisanie o życiu?

    OdpowiedzUsuń
  11. Myślałam też o potrzebie bliskiego kontaktu z wybitnymi, światłymi ludźmi, bo wokół nas ich jakby coraz mniej. Lektura listów i dzienników pozwala odczuć namiastkę takiej więzi.

    OdpowiedzUsuń
  12. --> peek-a-boo

    Listy Różewicza są naprawdę ciekawe, jak się wspomni utwory TR omawiane w szkole. Teraz myślę sobie, że takiego wujka/dziadka chciałabym mieć;)

    Lema i Mrożka już podczytuję, bo po kilku listach przedrukowanych w DF natychmiast pognałam do księgarni. Dla samego zdjęcia długowłosego Lema warto zajrzeć do tego tomu;)

    Powiedzmy wprost - podglądactwo i wścibstwo;) Mnie akurat ciekawi zwykłe życie wybitnych twórców, może nie na poziomie plotek z magla, ale np. co oglądają, czytają, jakie wydarzenia ich poruszyły itp.

    --> Lirael

    Ja też chcę wierzyć, że tu chodzi o kontakt z autorytetem! Poza tym warto czasem się przekonać, że wybitni mają problemy podobne do naszych;)

    OdpowiedzUsuń