W klasie były cztery duże czyste okna i nowe świetlówki. Wprowadzono nowy przedmiot, higienę i zasady zdrowotne. Po Bożym Narodzeniu chłopcy i dziewczęta mieli wspólne zajęcia z życia w rodzinie. Nauczycielka była młoda i tryskająca optymizmem. Nosiła fantazyjną czerwoną kloszową suknię. Chodziła między rzędami ławek w tę i z powrotem, w tę i z powrotem, pytając wszystkich po kolei, co jedli na śniadanie, by sprawdzić, czy przestrzegają kanadyjskich reguł żywieniowych.
Szybko ujawniły się różnice między miastem a wsią.
– Smażone ziemniaki.
– Chleb z syropem kukurydzianym.
– Owsiankę i herbatę.
– Jajecznicę, wiejską szynkę i herbatę.
– Ciasto z rodzynkami.
Tu i ówdzie rozległy się śmiechy, nauczycielka bezskutecznie robiła groźne miny. Skierowała się do miejskiej części klasy. Bez przymusu utrzymywał się w klasie podział na część miejską i wiejską. Tutaj uczniowie twierdzili, że jedli grzanki z dżemem, jajka na bekonie, płatki kukurydziane, nawet gofry z syropem. Kilka osób wymieniło sok pomarańczowy.
Rose usadowiła się w tylnych ławkach miejskiej części. West Hanratty nie było reprezentowane, Rose była jedyną jego przedstawicielką. Ogromnie pragnęła sprzymierzyć się z mieszkańcami miasteczka przeciwko miejscu, skąd pochodziła, przyłączyć się do tych jedzących gofry i pijących kawę, powściągliwych i znających się na rzeczy posiadaczy kącików śniadaniowych.
– Połówkę grejpfruta – powiedziała odważnie. Nikt inny o tym nie pomyślał.
Prawdę mówiąc, Flo uważałaby jedzenie grejpfruta na śniadanie za rzecz równie naganną jak picie szampana. Nawet nie sprzedawali ich w sklepie. W ogóle było mało świeżych owoców. Kilka pokrytych plamami bananów, małe nieciekawe pomarańcze. Podobnie jak większość mieszkańców wsi Flo uważała, że wszystko, co nie jest ugotowane, szkodzi na żołądek. Na śniadanie też jedli owsiankę i pili herbatę. Latem preparowany ryż. Pierwszego ranka, gdy preparowany ryż, lekki jak pyłek, trafił do misek, było to tak odświętne, tak zachęcające, jak pierwszy dzień, gdy można spacerować bez konieczności wkładania kaloszy, po twardej drodze, albo pierwszy dzień, gdy można zostawić drzwi otwarte w krótkim uroczym czasie pomiędzy mrozem a muchami.*)
______________________________________________________________________________
Alice Munro "Za kogo ty się uważasz" tłum. Elżbieta Zychowicz, WAB, Warszawa, 2012 s. 73
______________________________________________________________________________
No u mnie dziś po wiejsku - owsianka i herbata :-)
OdpowiedzUsuńOwsianką dzisiaj bym nie wzgardziła.;) Zwłaszcza z bananami;)
UsuńMiałam pod ręką akurat suszone morele i jabłka, ale z bananami też lubię :-)
UsuńO, morele i jabłka to ciekawe połączenie, zwłaszcza jeśli jabłka są kwaskowate. Plus cynamon jak dla mnie.;)
UsuńCynamon obowiązkowo. A i łyżka miodu wskazana :-)
UsuńI w ten sposón od śniadania przechodzimy do deseru.;)
UsuńJedno jest jasne: mieszkańcy wsi są tu znacznie mądrzejsi żywieniowo niż mieszkańcy miast, choć tym drugim wydaje się, że jest dokładnie odwrotnie i tym myśleniem zarażają innych, niestety.
OdpowiedzUsuńTo napisała mieszkanka miasta, która dziś na śniadanie pochłonęła - jak zwykle w pośpiechu - dwa tosty z dżemem zamiast michy kaszy jaglanej z miodem i owocami:(
Masz rację co sposobów odżywiania się na wsi i w miastach, widzę to podobnie.
UsuńJa co prawda z miasteczka, ale dzisiaj w ramach dbania o siebie zamiast kawy z ciastkiem była sałatka z pęczku, suszonych pomidorów, groszku i sera żółtego. Szybkie i smaczne. A pomysł na kaszę z owocami i miodem wykorzystam.;)
Kawa z ciastkiem na śniadanie to nie dla mnie, zdecydowanie. Raz, że ja z herbacianych, nie z kawowych, dwa że jakieś minimalne pozory staram się zachować (ciastko na drugie śniadanie, to co innego!)
UsuńSałatka brzmi smakowicie - pęczek jest, jak rozumiem, pęczakiem? A groszek konserwowy? A sos jaki do tego? Mniam, mniam!
Odnośnie kaszy to miewam rzuty zdrowego odżywiania się, w tym dopadła mnie też chińska dieta pięciu przemian, stąd pomysł. Nigdy w życiu nie miałam zdrowszej jesieni i zimy (i w lepszym samopoczuciu) niż w tamtym roku, gdy codziennie na śniadanie aplikowałam sobie właśnie taką ciepłą kaszę. Nikt nie jest jednak doskonały i ostatnio znów żywieniowo ogłupiałam:(
Osobiście także wolę herbatę, ale ponieważ w pracy mamy świetny ekspres do kawy, to często kuszę się na cappuccino itp.
UsuńPęczak, naturalnie.;) Teraz pomyślałam, że mały pęczek świeżej pietruszki też by tu pasował.;) Groszek z mrożonki, bo ma ładniejszy kolor. Zamiast sosu - zalewa z suszonych pomidorów.
Kasza jest chyba u nas niedoceniona, a szkoda. Niedawno jadłam placki z kaszy gryczanej - super.
O diecie pięciu przemian słyszałam, poczytam, z czym jada się w niej kaszę. Dzięki za podpowiedź.;)
Tak na szybko znalazłam coś w miarę na temat: http://kuchniasowy.blox.pl/2012/01/Kasza-jaglana-na-slodko.html
Usuń- ja mniej więcej bazuję na wersji B. Cyran, choć nigdy nie dodawałam siemienia. Poza tym u mnie musi być miód, choć troszkę:)
A wracając do Twojej sałatki (nękam tak, bo mam w lodówce pół reklamówki ostatniego świeżego groszku do wyłuskania): ten mrożony groszek blanszujesz, czy używasz surowego, rozmrożonego?
A wracając do literatury: też lubię Munro, ale ja w ogóle lubię wszystkich piszących opowiadania:)
Dziękuję za link, zaraz sobie pooglądam.
UsuńGroszek - jeśli pamiętam, wieczorem zostawiam do rozmrożenia, jeśli nie pamiętam - blanszuję.;) Jeszcze mi nie zaszkodził. Aha, zamiast (albo oprócz;)) groszku można dodać czarnych oliwek - też smaczne połączenie.
Lubisz Munro i opowiadania? Fan-club coraz większy.;)
mmmm, uwielbiam Munro! też niedawno czytałam opwieści Rose i Flo!
OdpowiedzUsuńa na śniadanie zjadłam... kawałek sernika z jagodami ;)
To są już dwie fanki Munro.;) A tak bardziej serio: okazuje się, że panowie też lubią jej prozę.
UsuńSernika z jagodami na śniadanie jeszcze nie jadłam, ale szarlotkę chyba tak.;)
Smaku syropu kukurydzianego nie znam więc się nie wypowiadam ale reszta menu jest ok, przynajmniej jak dla mnie :-)
OdpowiedzUsuńJa też nie znam, ale mając w pamięci smak kaszki kukurydzianej próbuję wyobrazić sobie ten smak.;) Ulepek, ale do chleba razowego może się nadać.
UsuńDo razowca najlepszy miód:)
UsuńTwaróg też niezły.;)
UsuńA razowiec z twarogiem i miodem, to dopiero odlot:))
UsuńOdlot, a jakże. Jesienną porą częściej zajadam się jednak chlebem ze smalcem.;)
UsuńNa śniadanie? No, no, widzę że koleżanka rano dałaby radę chyba nawet pierogom z piwem:P
UsuńAlkohol może dla mnie nie istnieć.;) A pierogi zbyt mocno kojarzą mi się z obiadem, żeby jeść je na śniadanie. Chleb ze smalcem podjadany jest raczej porą wieczorową.;)
UsuńA, to zmienia postać rzeczy! Wieczorny chleb ze smalcem to zupełnie co innego:)Pod warunkiem, że skwarek dużo!
UsuńTo się rozumie! I majeranku.;)
UsuńChleb ze smalcem (i cebulką:PP) faktycznie od południa dopiero, ale taki śledzik może być od rana:)
UsuńZwłaszcza że śledzika można przygotować na tysiące sposobów. Raczej by się nie znudził.;)
UsuńAle na śniadanko w oleju, ewent. w sałatce warzywnej:)
UsuńWolę w tzw. śmietanie, która najczęściej jest majonezem.;) W sałatce warstwowej z marchwi, cebuli, ziemniaka i jajka? Boskie są!;)
UsuńW takiej właśnie:) U nas dochodzi burak, a zamiast jajka na wierzch tarty żółty ser, chociaż to nie jest mój ulubiony wariant:)
UsuńFakt, wersja buraczkowa nieco słabsza, ale akurat teraz nie wzgardziłabym nią.;)
UsuńU mnie kawa i kanapka, co za banał:)) Natomiast smażone ziemniaki byłyby bardzo ok :D
OdpowiedzUsuńNa śniadanie???
UsuńPewnie, frytki i pizza też:) Jacek Kuroń ponoć na śniadania w sejmie jadał tatara i zapijał colą:)
UsuńI tatar się nie obraził? Toż to profanacja!;)
UsuńHm, frytki i pizzę prędzej bym zjadła na śniadanie, zwłaszcza drugie.
Profanacja, że z colą, czy że na śniadanie? :)
UsuńŻe z colą, naturalnie. Tatar - jak dla mnie - smakuje dobrze o każdej porze.;)
UsuńJa tam mógłbym i z colą, byle mi go ktoś podawał, tego tatara:))
UsuńFakt, wyrabianie mięsa z oliwą jest nieco czasochłonne, grozi przedwczesną śmiercią tatara.;)
UsuńNo grozi:) Chyba się normalnie skuszę w jakiejś jadłodajni kiedyś:P
UsuńMięso odpowiednio zmielone można kupić w sklepie, czas oczekiwania (przyrządzania) skrócić maksymalnie i gotowe. Coś mi się zdaje, że zajrzę dzisiaj do mięsnego.;)
UsuńO coli nie zapomnij:))
UsuńTo może na jutro, gdyby obżarstwo miało mi zaszkodzić.;)
UsuńNa kanadyjskie śniadanie mogą też być ... polskie pierogi z piwem ;-). Mieszkając w Kanadzie zawsze rano słuchałam radia. Od 4 do 9 rano zawsze ci sami dwaj panowie go prowadzą i jeden z nich ma za żonę Polkę. I on właśnie od czasu do czasu "spowiadał" się, co jada rano podczas prowadzenia audycji ;-). I bardzo często były to ... pierogi robione przez żonę ;-). D.
OdpowiedzUsuńPogratulować i pozazdrościć pracowitej żony.;) A śniadanie - b. nietypowe.;)
UsuńŚniadanie? Jakie śniadanie? Opylone ukradkiem przy biurku cztery bułki z serkiem topionym, pod cienką herbatkę, na pewno nim nie są :(
OdpowiedzUsuńSpokojnie, powoli zbliżamy się do pory solidnego obiadu.;)
UsuńKto jak kto. Odpowiedź znajdziesz w komentarzach pod dzisiejszym Płaszczem :)
UsuńA tak, rzucił mi się w oczy Beksiński i sprawa coli.;)
UsuńKiedy pierwszy raz czytałam Twoją notkę, w wieczornym dzienniku była informacja o nieciekawej sytuacji żywieniowej w warszawskich żłobkach, której ma zapobiec jakiś specjalny program. Podobno kilkunastomiesięcznym dzieciom serwowano pyszne obiadki na bazie kotletów schabowych z zasmażaną kapustą. :]
OdpowiedzUsuńW stolicy? W XXI wieku? Niesłychane. Przecież takie instytucje też muszą się stosować do pewnych wytycznych.
UsuńWłaśnie ruszyła wspomniana akcja, niestety nazwy nie zapamiętałam, która ma sytuację poprawić.
UsuńPrzed chwilą wpisałam temat do wyszukiwarki i jestem zaskoczona szczegółowymi jadłospisami żłobków z całej Polski. Jest w czym wybierać.;)
UsuńDobrze, że ktoś się tematem zajął, bo dieta schaboszczakowo-kapuściana mogłaby maluchom zaszkodzić.
UsuńNawet dorosłym może zaszkodzić.:)
UsuńMój mąż raczej nie miałby nic przeciwko takiej diecie. :) Podejrzewamy, że nasi sąsiedzi są jej miłośnikami. Od paru lat kilka razy w tygodniu odbywają się donośne sesje rozbijania kotletów. :) Zegarek można sobie regulować.
UsuńKilka razy w tygodniu? To faktycznie miłośnicy, jeśli nie fanatycy. Moja mama ma stały rytm ubijania kotletów, czasami wytykamy jej "fałszowanie".;)
UsuńA naleśniki, czyli pankejki? czy to tylko na południe od Kanady ? na śniadanko?
OdpowiedzUsuńTu nawet nie ma mowy o syropie klonowym, co jak na Kanadę jest b. dziwne.;(
UsuńNaleśniki dla macochy głównej bohaterki (Rose) byłyby chyba zbyt wyszukane, a może nawet zbyt drogie.;(
faktycznie, jest syrop ale kukurydziany. jeszcze jeden powód żeby się trzymać od Munro z daleka ;)
OdpowiedzUsuńAleż skądże znowu! Munro jest warta wielokrotnego czytania. OK, wiem, że jej nie lubisz.;(
UsuńMoja mama dostała kiedyś od przyjaciółki, która wróciła z Kanady, malutki słoiczek syropu klonowego. Po niezliczonych książkach, w których rzeczony syrop się pojawiał, z "Przeminęło z wiatrem" na czele, wyobrażałyśmy sobie, że przed nami nieziemskie doznania. :) Tymczasem syrop był okropny, jedyny smak jaki pamiętam to mdła do bólu słodycz. Byłyśmy okropnie rozczarowane.
UsuńMiałam b. podobne doświadczenie, niestety.;( Może syrop kukurydziany jest przynajmniej bardziej wyrazisty w smaku?
UsuńPodobnie jak Lirael, bardzo wiele obiecywałam sobie po syropie klonowym. Jego smak jednak bardziej mnie zaskoczył niż rozczarował, spodziewałam się po prostu czegoś zupełnie innego. Syrop kukurydziany nie budzi jakoś pozytywnych skojarzeń.
UsuńMnie rozczarował, ale to wyłącznie moja wina, bo wyobrażałam sobie obłędny przysmak. :)
UsuńNie chcę być złym prorokiem, ale obawiam się, że kukurydziany może być jeszcze bardziej mdły. :(
Dziewczyny, mnie nasze rozczarowanie nie dziwi - kiedy człowiek naczyta się o jakimś rarytasie w literaturze pięknej i na dodatek ma przyjemne wrażenia z lektury, oczekiwania są ogromne.;) Moje drugie rozczarowanie tego typy to calvados.
UsuńZa mną od lat chodzi magdalenka, koniecznie muszę kiedyś spróbować. :)
UsuńPróbowałam, ot taki sobie jasny muffin.;) Może trzeba osobiście upiec i wtedy lepiej smakuje.
UsuńNajpierw muszę kupić odpowiednie foremki. :) W jakimś sklepie widziałam. Jestem zaskoczona tym muffinem, myślałam, że to kruche ciasteczko.
UsuńHm, zaczynam wątpić, czy to, co jadłam, to były (mimo nazwy na opakowaniu) magdalenki. Moje przypominały ciastka podobne do tych, z tym że były pulchniejsze, zupełnie jak muffin, tymczasem magdalenki powinny być, jak piszesz, kruche i na pewno lekko spłaszczone. To oznacza, że prawdziwe magdalenki wciąż przede mną.;))) Jeśli przypominają ciastka maślane, to już się cieszę.;)
UsuńWyobrażam je sobie jako takie maślane, ale nie jestem pewna, czy to wizje realistyczne. Najwyraźniej istnieją dwie wersje. :) U Prousta jest mowa o okruchach, więc może jednak takie bardziej muffinowate? Wyczytałam, że "ów smakołyk jest daniem powstałym w Polsce i rozpowszechnionym we Francji przez kucharkę króla Stanisława Leczyńskiego, niejaką Magdalenę" . :)
UsuńSmakołyk polskiego pochodzenia? To dla mnie nowość. Grunt, żeby pyszne były.;)
UsuńLepiej sobie nie wyobrażajmy niebiańskich smaków, bo będzie jak z syropem klonowym. :)
UsuńU mnie to się dzieje samoistnie.;)
UsuńU mnie też. :) Nie pozostaje nam nic innego jak przetestować.:) Tutaj inspirująca relacja.
UsuńBardzo dziękuję za link, może się skuszę na własne wykonanie. Skórka z pomarańczy to może być to!;)
UsuńBędę wyglądać drobiazgowej fotorelacji. :)
UsuńAniu, magdalenki to ciastka w kształcie muszelki tak jak na zdjęciu, ale zdecydowanie miękkie, nie kruche.
OdpowiedzUsuńMnie również rozczarował calvados. I pomyśleć, że przed przeprowadzką do Francji wyobrażałam sobie, że będę nieustannie romantycznie go popijać jak bohaterowie Remarque'a...
Katasiu, bardzo liczyłam na Twój głos w tej dyskusji. :) Czyli jednak magdalenki są muffinowate.
Usuń@ Katasia
UsuńNie ma to jak informacja z pierwszej ręki.;) To pocieszające, że magdalenki zakupione przeze mnie w zwykłym sklepie spożywczym były zbliżone do oryginału.:)
Tobie też nie przypadł do gustu calvados? Hm. Za to nie rozczarował mnie cydr, o którym się naczytałam u Irvinga.;)
Inne takie roczarowanie to dla mnie ile flottante - w Opętaniu AS Byatt zajada się nią jeden z bohaterów. Niestety - nic specjalnego. Do tego ten deser istnieje podobno również w Polsce i nazywa się... zupa nic :(
OdpowiedzUsuńZupę nic robiła moja babcia. :) Cała rodzina się zajadała, ale we mnie nie wywoływała żywszych uczuć. Stanowczo za mdła.
UsuńMoja mama też się zajadała w dzieciństwie, ale to były lata 50-60, więc mogła być to wówczas atrakcja. Mnie i siostrze też nie zachwyciła ta zupa. Za to podsmażany na smalcu chleb z solą jest u nas przysmakiem już od kilku pokoleń.;)
Usuń