poniedziałek, 22 października 2012

Tylko spokój nas uratuje

Ach, ten wyuzdany poeta! Ach, ta literatura!
Kiedyż znowu usłyszę o szlachetnych cierpieniach duchowych, kiedyż doczytam się, że ktoś turbuje się z sobą samym? Kiedyż literatura wyjdzie poza burdy i burdele? Kiedy zarzuci śpiewanki i niskie powszednie tematy? Kiedy się zwróci ku nieskazitelnym cnotom obywatelskim?
Kiedyż się spotkam w tych księdza książkach bodaj ze stroniczką o sprzedaży i kupnie, ze stroniczką, która traktuje o szkodliwości planowanych plajt, o miłości do ojczyzny, o spieniężaniu bydła i o melioracji?
Kiedy ukażą się nowe Georgiki? Kiedy wyjdzie książka poetycka o tężyznie fizycznej i o zasadach agitacji ze słusznego, klasowego punktu widzenia? Kiedy to nastąpi i ile wody upłynie w Orszy do tego czasu? (s. 60)

Podobne rozważania można usłyszeć nad Orszą, gdzie czas płynie powoli, a trzej główni bohaterowie z upodobaniem oddają się drobnymi przyjemnościom. Mistrz, ksiądz i major przede wszystkim rozmawiają. Teoretyzują, deliberują i polemizują. Niekiedy plotkują i dowcipkują. Na kąpielisku, w gospodzie i na rynku. W negliżu i kompletnym stroju.

Bez względu na okoliczności styl rozmów pozostaje zawsze na wysokim poziomie. I najwyraźniej tylko jeden drobiazg może wybić panów z rytmu: powab kobiecej urody. Występy magika (podrzędnego, fakt) nie wprowadzą tyle fermentu w sennym miasteczku co osoba jego asystentki. Młodość i ujmujący sposób bycia dziewczęcia skłonią niejednego mężczyznę do wciągania brzucha i podkręcania wąsa. Niektórzy zaryzykują nawet uszczerbkiem na zdrowiu.

"Kapryśne lato" ma dużo uroku, który najlepiej daje się odczuć podczas niespiesznej lektury. Spokój płynący z opowiadania Vančury jest po prostu zniewalający. Jest również lekarstwem na wszystkie problemy: nie warto się spieszyć, ekscytować - wszystko ułoży się samo z biegiem czasu. Lepiej delektować się życiem i porozmawiać z przyjacielem.

_______________________________________________________________________

Vladislav Vančura "Kapryśne lato" tłum. Józef Waczków, Wyd. Agora, Warszawa 2011
_______________________________________________________________________


18 komentarzy:

  1. naprawdę miesiąc czeski u Ciebie!
    ja z tej serii mam tylko Lemoniadowego Joe - czytałaś może? a, i Laske Nebeską też mam. czytałam też Palacza Zwłok. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo czeski.;) Lemoniadowego Joe widziałam kiedyś w tv, nie przemówił do mnie, więc trudno będzie przekonać się do książki.;) A Ty już czytałaś?
      Palacza też mam.;) A Laski już nie.;(

      Usuń
    2. jeszcze nie czytałam, ten tytuł mnie tak skusił lemoniadą :) Laskę Niebieską chyba dawali razem z Książkami GW, w formie audiobooka, tylko nie wiem, czy nie skróconej.

      Usuń
    3. Skróconej? Dobrze, że nie dałam się namówić pani z kiosku na droższą opcję.;) Laska na pewno trafi za jakiś czas pod strzechy bibliotek, więc żadna strata.
      A na jesień Czesi są jak miód na serce.;)

      Usuń
    4. "Laska nebeska" jest niebezpieczna, gdyż nabiera się po niej nieprzepartej chęci rzucenia wszystkiego i oddania się wyłącznie czeskim i słowackim lekturom...
      Ale jak widać, na tym blogu i bez tego idzie to całkiem sprawnie:)

      Usuń
    5. Dzięki za ostrzeżenie.;) Ostatnio zaczęłam się zastanawiać, czy nie odświeżyć sobie Hrabala. A kilka nieznanych (jeszcze;) książek z serii Agory wciąż leży odłogiem.;(

      Usuń
    6. W czasie gdy ta seria się ukazywała, starannie omijałam ją wzrokiem, powtarzając mantrowo "nie kupuj kolejnych książek, nie kupuj". Na próżno - przez Ciebie/dzięki Tobie (niepotrzebne skreślić) kupiłam ostatnio "Śmierć pięknych saren", teraz kusisz Vancurą... Będę twarda!
      Hrabala na szczęście trochę mam, więc proszę bardzo, odświeżaj; czuję się bezpiecznie:)

      Usuń
    7. Miałam podobnie.;) Niedawno trafiłam na kiosk z tanią prasą, gdzie na poczytnym miejscu były niektóre tomy z tej serii za jedyne 18 zł. Grzechem byłoby się nie zaopatrzyć.;) A teraz sama się waham, czy nie kupić także nieszczęsnych "Saren".;)

      Usuń
  2. Przypomina mi opisem Postrzyżyny -film, bo książki nie czytałam. Ciekawe czy słusznie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Atmosfera jest nieco podobna. "Kapryśne lato" wyróżniają przede wszystkim dialogi, jak pisze wydawca - "barokowe".;)

      Usuń
  3. Akurat za książką o spieniężaniu bydła i o melioracji niekoniecznie tęsknię. :)
    Kapryśne lato? Skoro opowieść emanuje leniwym spokojem, kapryśność mnie dziwi, ale rozumiem, że kaprysiła asystentka podrzędnego sztukmistrza, tym razem nie z Lublina. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A o szkodliwości plajt? Takie książki warto poznać.;)
      Kapryśne, bo pogoda czasem płata figle. Z drugiej strony musimy wierzyć bohaterom na słowo (jeden z nich mówi: Ten rodzaj lata wydaje mi się trochę niefortunny), bo czytelnik ogląda jedynie trzy dni z życia miasteczka.
      Asystentka na ogół była odporna na wątpliwe wdzięki adoratorów, w tym sęk.;)

      Usuń
    2. W dobie światowego kryzysu książka o szkodliwości plajt może okazać się bardzo pożyteczna. :)

      Usuń
    3. Jeszcze lepsza byłaby o ich zapobieganiu.;)

      Usuń
    4. Może malowniczo opisano szkodliwość w ramach profilaktyki. :)

      Usuń
    5. Na pewno! Zwłaszcza że mowa o planowanych plajtach.;)

      Usuń
    6. Może chodzi o poglądowy poradnik dla właścicieli pralni brudnych pieniędzy. :)

      Usuń