czwartek, 2 czerwca 2011

Jeźdźcy - Tim Winton

Tytułowi jeźdźcy nawiązują do mitologii zachodnioeuropejskiej i tzw. Dzikiego Gonu (ang. Wild Hunt) czyli orszaku widm pojawiających się w jesienne i zimowe noce. Ich obecność zwiastuje katastrofę, w najlepszym przypadku śmierć osób, które miały pecha zobaczyć kawalkadę. Wierzono, że takie osoby porywane są podczas snu w zaświaty lub stają się członkami gonu.

Nie inaczej jest u Wintona. Nieświadomy niczego Scully remontuje dom na przyjazd ukochanej żony i córki - cała rodzina właśnie zdecydowała się przenieść z Australii do Irlandii. Do Dublina przylatuje jednak tylko 7-letnia Billie, która zszokowana zniknięciem matki nie potrafi ojcu nic wyjaśnić. Rozpoczynają się poszukiwania (zaznaczam, że to nie jest powieść sensacyjna), które prowadzić będą przez Grecję, Włochy i Francję aż do Holandii. Poszukiwania, które wywrócą świat Scully'ego do góry nogami i zmuszą do poznania prawdy. Okazuje się, że można żyć złudzeniami i oceniać rzeczywistość na swój własny, wypaczony sposób.


Odkrywanie prawdy przez czytelnika jest w przypadku "Jeźdźców" wyjątkowo interesującym doświadczeniem. Przez dłuższy czas realia poznajemy tylko z perspektywy niedźwiedziowatego Australijczyka, ślepo zakochanego w żonie i córce. Później kilka razy odezwą się głosy osób postronnych i wprowadzą lekki dysonans. Zaczną rodzić się wątpliwości, aż wreszcie pojawi się pewność, że Scully to po prostu duże naiwne dziecko. Nie bez powodu córka porównuje go do Quasimodo - paskudnego olbrzyma o dobrym sercu. Scully nie jest bynajmniej tak męski, jak mu się zdaje. To nie on jest tą silną stroną w związku.

Powieść Wintona jest gęsta od niesztampowej symboliki: oprócz mitu o Dzikim Gonie kluczem do zrozumienia są również fragmenty piosenek pojawiające się w tekście. Sama historia przywodzi na myśl "Odyseję" i Telemacha ruszającego w obłędną podróż. Duże wrażenie robią opisy miejsc - są niezwykle plastyczne, a zarazem wiele mówią o bohaterach. Oryginalnie poprowadzona narracja i pomysłowe zakończenie dodatkowo wzmacniają wymowę całości. Dla mnie mocna rzecz. Wymagająca, ale i satysfakcjonująca lektura, która nie daje czytelnikowi gotowych odpowiedzi. To lubię.


_______________________________________________________________________

Tim Winton "Jeźdźcy", tłum. Krzysztof Mazurek, Wydawnictwo Rebis, Poznań, 1998
_______________________________________________________________________



10 komentarzy:

  1. Kiedyś czytałem "Oko i błękit" tego autora, ale średnio mi się podobała. Może Jeźdźcy mnie bardziej przekonają.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam, ale NIC nie pamiętam;( Tak więc chyba to nie była zbyt dobra powieść;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja chyba przeczytam, ale kiedy? Tego nie wiem na dzień dzisiejszy :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. To chyba jedno z najczęściej zadawanych sobie pytań przez książkożerców;) Ja zamówiłam sobie już inną książkę Wintona i również zastanawiam się, jak długo będzie leżakowała. Tak bywa;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Juz sam fakt ze tym razem głupi i naiwny ma meska koncowke obiecuje chyba mniej sztampowa lekture ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo niesztampową;)
    Ale Scully nie jest głupi. On jest tak dobry i ufny, że aż naiwny.

    OdpowiedzUsuń
  7. wow, ja tez chce!

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślę, że mogłoby Ci się spodobać;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubię książki z tej serii. Mam nadzieję, że mi "Jeźdźcy" kiedyś wpadną w ręce :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też ją lubiłam. Teraz to już inny poziom - wg mnie niższy. Kiedyś wydawali Amisa, Fowlesa, Llosę - to były piękne czasy;)

    OdpowiedzUsuń