piątek, 19 października 2012

Klub czytelniczy (odc. 22) – Kongres futurologiczny

Ósmy Światowy Kongres Futurologiczny odbył się w Costaricanie. Prawdę mówiąc, nie pojechałbym do Nounas, gdyby nie profesor Tarantoga, który dał mi do zrozumienia, że tego się po mnie oczekuje. Powiedział też (co mnie dotknęło), że astronautyka jest dziś formą ucieczki od spraw ziemskich. Każdy, kto ma ich dość, wyrusza w Galaktykę, licząc na to, że najgorsze stanie się pod jego nieobecność.


Pytania:

1. Czy lubicie/czytacie fantastykę? Dlaczego? Jeśli tak, których autorów cenicie?

2. Jakie są Wsze wrażenia po lekturze "Kongresu futurologicznego"? Jak oceniacie styl i kompozycję powieści?

3. Czy Ijon Tichy jest według Was postacią papierową czy pełnowymiarową?

4. Które ze zjawisk opisanych przez Lema mają szansę pojawić się w przyszłości? Które z opisanych wynalazków chętnie wprowadzilibyście do użytku?

5. Profesor Trottelheimer mówi (zapiski z 29.IX.2039):

Każdy chce pozłoczynić, ale tak, żeby się tego nie wstydził. (...) Każdy chce zadać zło, czyli być szubrawcem i okrutnikiem, pozostając jednak szlachetnym i wspaniałym. Po prostu cudnym! Wszyscy chcą być cudni. I to stale. Im gorsi, tym cudniejsi. To niemożliwe prawie i właśnie dlatego wszyscy mają na to taki apetyt.
Zgadzacie się?

6. O czym według Was jest "Kongres futurologiczny"?

7. Wasze pytania

Zapraszam do rozmowy.;)

221 komentarzy:

  1. 1. Fantastyka mi nie przeszkadza, lubię czasem to i owo poczytać, ale bez fanatyzmu. Numer jeden dla mnie to Frank Herbert z cyklem o Diunie, a poza tym jakaś przypadkowa zbieranina (nie w sensie jakości, tylko doboru): Pratchett, White ze szpitalem kosmicznym, Łukianienko, Martin, pojedyncze Bułyczowy, jakiś Kay, ostatnio Grillbar Galaktyka Kossakowskiej. Frank Herbert stworzył mistrzowski świat, nie zapomniał o wartkiej akcji i dorzucił do tego mnóstwo spostrzeżeń o naturze władzy, ekologii, historii, religii - no po prostu cudo. Lema z kolei nieustająco chcę oswoić i nieustająco mi się nie udaje: Bajki robotów, Cyberiada, Dzienniki gwiazdowe - tak, reszta jakoś niespecjalnie. Ale mam ambitny plan powalczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też będę walczyć. :) Na "Kongresie futurologicznym" moja przygoda z Lemem na pewno się nie skończy.

      Usuń
    2. O, widzę, że trafiło na konesera.;) O Diunie słyszałam, Bułyczow, Kay, Łukianienko to dla mnie totalnie nieznane nazwiska. Nic tylko się uczyć.
      A co powiesz o Dicku?

      Usuń
    3. Każdy fanatyk fantastyki by się obśmiał z tego konesera:P Dicka czytałem Ubik, chyba nie mój poziom abstrakcji, więc sobie resztę odpuściłem. Diuna i Bułyczow mogliby Ci się spodobać, tego ostatniego Białe skrzydła Kopciuszka, pamiętam, że byłem zaskoczony i mi się podobało.

      Usuń
    4. Spodziewałam się podobnej odpowiedzi, ale dla takiego laika w sc-fi jak ja jesteście znawcami gatunku.;)
      Po Lemie będę musiała odpocząć, ale może Herbert? Tak ciekawie o nim napisałeś...

      Usuń
    5. Ja tam nie wiem; mi się wydaje że "Diuna" to jednak za ciężki kaliber jak na początek. Zalecałabym raczej coś z rosyjskiej fantastyki, albo jakiegoś lżejszego Dicka.

      Usuń
    6. Ja zaczynałem od Diuny w liceum i to było olśnienie:) Powtórek od tamtej pory było ze sześć, całego cyklu. Fakt, że potem to już mało co z SF mi się podobało. Diuna jest tak wielowątkowa, nie tylko pod względem fabuły, że ma szansę się Ani spodobać. Jak nie akcja, to kwestie historiozoficzno-polityczne, jak nie detale szkolenia Bene Gesserit, to obyczaje Fremenów:) Byle nie w wydaniu Zysku:D

      Usuń
    7. Bo tam jest gorsze tłumaczenie. Iskry, Phantom albo Rebis - tam jest to samo, podrasowywane z biegiem czasu.

      Usuń
    8. Z Zysku to było to takie grube? Niczym King?

      Usuń
    9. Czyżbyś odkrył sekret mojego niepowodzenia? To może rozejrzę się faktycznie za innym wydaniem.

      Usuń
    10. Też należę do tych zaszczepionych "Diuną" jeszcze w szkole ale z wiekiem przyszło opamiętanie :-). Pozostałe tomy cyklu ustępują jednak pierwszej części i bardzo widoczne inspiracje, chociażby np. światem arabskim, rzucają nieco cień na oryginalność koncepcji powieści - nie zmienia to faktu, że ciągle to książka kultowa. Chyba jednak Asimov z "Fundacją" i "Robotami" albo LeGuin z "Lewą ręką ciemności" i "Czarnoksiężnikiem z Archipelagu" są lepsi.

      Usuń
    11. "Czarnoksiężnik..." to inna bajka i inna liga, jak dla mnie. Ale ogólnie wrażenia - co do wymienionych przez Ciebie autorów - mam podobne.

      Usuń
    12. Czytałem sporo Le Guin i to jednak nie to, co ZWL lubi najbardziej. Inspiracje arabskie u Herberta owszem, widoczne, ale mnie jakoś nie przeszkadzały. A co do nierówności - to chyba nie ma równego cyklu literackiego? Herbert zaczyna znakomicie Diuną, Mesjasz jest dobry, potem dwa średnie i dwa ostatnie znów dobre i bardzo dobre, ale one są o Bene Gesserit, więc jestem nieobiektywny:D

      Usuń
  2. 3. Tichy dla mnie jest raczej obserwatorem niż uczestnikiem wydarzeń. Patrzy, myśli, zadaje pytania, wyjaśnia, trudno tu chyba mówić o pełnowymiarowości. Daje się nieść wypadkom, a czytelnicy razem z nim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu w pełni się zgadzam. Zestawienie: papierowy-pełnowymiarowy moim zdaniem tu nie bardzo pasuje. Tichy nie jest papierowy, choć - pomijając samą końcówkę - jawi się jako irytująco bezwolny.

      Usuń
    2. @ ZWL

      Powiedziałabym, że w pierwszej części jest uczestnikiem zdarzeń, dopiero później staje się obserwatorem.

      @ momarta

      Trudno mówić o pełnowymiarowości, zgadza się. Miałam z nim kłopot, stad pytanie. Dla mnie jest nijaki, ale może to skutek operacji.;)

      Usuń
    3. I tam uczestnikiem, miota się chłopak trochę chaotycznie, bo autor musi czytelnikowi naświetlić okoliczności przyrody:)

      Usuń
    4. Otóż to! Bohater posłużył dla realizacji planu autora i moim zdaniem wyszło mu to średnio. Można było Tichego potraktować większą ilością chemii, może byłby bardziej wyrazisty.;)

      Usuń
    5. Jeszcze jedno - Tichy chyba nie ma żadnych wad. Co za nuda!;)

      Usuń
    6. Jak widzę, zupełnie inaczej odbiera się Tichego znając go tylko z "Kongresu", a inaczej gdy się wcześniej poczytało o jego podróżach. Ja tam go lubię:))

      Usuń
    7. ja też go lubię :)

      Usuń
    8. Ale w Dziennikach on jest dokładnie taki sam manekin:P

      Usuń
    9. Ijona można lubić? Manekin, absolutnie.;)

      Usuń
    10. I histeryk poniekąd:P Stale na skraju załamania nerwowego, chociaż zważywszy, co mu się przytrafia, to trudno się dziwić:)

      Usuń
    11. No nie, nie! On jest przede wszystkim prześmieszny. Trochę bucowaty i zarozumiały, ale naprawdę go uwielbiam! I w Dziennikach wcale taki nie był. Aż później sprawdzę, które podróże są w tym wydaniu GW, bo mam wrażenie, że całkiem inne niż w moim!

      Usuń
    12. Tichy właściwie jest uosobieniem swojego nazwiska - większych emocji brak. Czasem się irytuje, czasem boi i niewiele więcej. Zaangażować się uczuciowo w związek z kobietą chyba nie potrafi.;)

      Usuń
    13. Tichy jest faktycznie jakiś aseksualny - tu chociaż w ogóle pojawił się jakiś quasi-miłosny wątek; w "Dziennikach..." sobie go w ogóle nie przypominam. Tam pokazywał jednak szerszą gamę uczuć; no normalnie zbiorę się w sobie i napiszę tę zaległą recenzję "Dzienników..." do Stosikowego, choć chyba najpierw muszę zdobyć wydanie z tymi podróżami, których u mnie brakuje, aby obraz był pełen.

      Usuń
  3. 2. Mnie "Kongres..." trochę zmęczył, ale zrzucam to na karb tego, że mam zły czas na czytanie. Z uwagi na znaczne nagromadzenie dziwnego i nieoczywistego słownictwa, jest to pozycja, którą trzeba moim zdaniem czytać powoli, a nie w dzikim galopie, jak to zrobiłam. Z tego też powodu wydaje mi się, że jest ciut przydługi - znacznie lepiej czytało mi się ostatnio "Dzienniki gwiazdowe", kiedy długość poszczególnych opowiadań łatwiej pozwalała mi na ogarnięcie całości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E, no właśnie Dzienniki gdzieś tak od połowy strasznie marudne są. No może od trzech czwartych. Jak dla mnie Kongres był w sam raz, scenerie się często zmieniały, urozmaicenie było.

      Usuń
    2. To być może zależy, które wydanie "Dzienników..." czytałeś, bo zdaje się, że w każdym jest nieco inna konfiguracja opowiadań. Ale ja się nie zmęczyłam przy tej lekturze, na pewno nie.

      Usuń
    3. Mam wydanie GW i faktycznie tam podokładali pod koniec jakieś nowsze kawałki, nudnawe mocno. Za to w Kongresie w tymże wydaniu z kolei potem jest kilka bardzo smacznych Opowiadań Ijona Tichego, z Ratujmy kosmos na czele:))

      Usuń
    4. Nie mam pojęcia, co jest w tej serii z Gazety, bo z racji bogatego wyposażenia w Lema kupiłam z niej tylko "Sknocony kryminał". Z kolei u mnie wspomnienia Tichego są w "Dziennikach gwiazdowych", wydaniu z 2002, które jest wyjątkowo nędzne, jeśli chodzi o zestawienie samych podróży. Czasem się zastanawiam czemu służy to zamieszanie wydawnicze wokół Tichego?
      A "Ratujmy kosmos" istotnie bardzo przyjemne!

      Usuń
    5. Widzę, że jest duże zamieszanie w książkach Lema, sam "Kongres futurologiczny" wydawany był w bardzo różnym towarzystwie. Obawiam się, że łatwo o dublety.

      Usuń
    6. @ momarta

      Miałam podobne doświadczenie. "Kongres..." czytałam jakieś 2 tygodnie temu, więc bez pośpiechu, ale zapiski Tichego trochę mnie zmęczyły, głównie za sprawą słownictwa. Rzecz do powolnego wchłaniania, zdecydowanie.;)

      Usuń
  4. 1. Fantastykę lubię, choć są momenty, kiedy muszę od niej odpocząć. Pytanie jeszcze, co rozumiemy pod tym pojęciem: czy tylko typowe sf, czy też wszelkiego rodzaju fantasy. Te drugie pozycje czyta się zdecydowanie lżej i szybciej, choć też znacznie łatwiej naciąć się na straszną szmirę.
    Ponieważ swoją znajomość z fantastyką zaczynałam od "Rakietowych szlaków" i "Kroków w nieznane", w wydaniu z lat 50-tych, 60-tych i 70-tych, siłą rzeczy skłaniam się bardziej ku sf. Podczytywałam Asimova, Zacksa; nie przepadam za Dickiem (choć są wyjątki) i absolutnie nie jestem w stanie zmęczyć "Diuny". Rosyjskich autorów wymienionych przez ZWL też lubię, zwłaszcza Łukianienkę. Mieszane uczucia mam wobec Strugackich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Diuny się nie męczy, Diuna sama wchodzi, że tak to ujmę:))

      Usuń
    2. Mi nie wchodzi. Mnie męczy. Na samą myśl spływam potem. Jeszcze gorzej z ekranizacją, mimo całej sympatii do Kyle'a i jego kwadratowej szczęki:)

      Usuń
    3. Bo musisz przeżyć jakieś pierwsze 30-50 stron zależnie od wydania.

      Usuń
    4. Myślisz? Fakt, zawsze gdzieś na tym poziomie utykałam, a były chyba cztery próby...

      Usuń
    5. Bo każda książka ma taki próg, a tu jest ustawiony gdzieś koło 5 rozdziału:) Taki Negocjator Forsythe'a rozkręcał się równo na setnej stronie chyba, a potem niech się wali, mus był doczytać:))

      Usuń
    6. We "Władcy Pierścieni" ten próg to około 100 pierwszych stron I tomu. Już kilka osób wręcz ubłagałam, żeby złorzecząc nie kończyły lektury i faktycznie potem wpadały w czytelniczy ciąg i traciły kontakt z rzeczywistością. :)
      Po Strugackich bardzo dużo sobie obiecywałam, ale "Trudno być bogiem" mnie trochę rozczarowało.

      Usuń
    7. Strugackich nie załapałem, mimo kilku prób, chociaż mądrzy ludzie mi mówili, że trafiałem na jakieś drugorzędne, późne utwory. Piknik na skraju drogi bym jeszcze kiedyś przeeksperymentował, ale nie mam ciśnienia.

      Usuń
    8. Słucham Was i stwierdzam, że fantastyka to nie mój świat.;) Nie ma to jak ponury realizm.;)

      Usuń
    9. Myślę, że w wielu książkach fantastycznych ponury realizm się znajdzie. Nie ma to jak Moskwa z powieści Łukjanienki, prawie tak dobra jak u Marininy:)

      Usuń
    10. To może najpierw łyknę Marininę.;)

      Usuń
    11. Na zmianę:) Nocny patrol chyba najbardziej moskiewski (byle w wydaniu Maga).

      Usuń
    12. Litości, po każdej dyskusji mam x nazwisk i tytułów do obadania.;) Życia nie starczy.

      Usuń
    13. I tam, skup się na Marininie i Łukianience, po dwa dni na każde wystarczy:)

      Usuń
    14. A ten znowu ze swoimi dwoma dniami, no nie mogę. Pokaż nam lepiej na swoim przykładzie, jak to robisz, mądralo;)

      Usuń
    15. No wiesz, jak by tak urlop mieć, dzieci z domu wysłać, to nawet jeden dzień by wystarczył:P A mnie niedługo fabrykę przeniosą na przeciwny kraniec miasta, to sobie poczytam w tramwaju że hoho:)

      Usuń
    16. A, to wszystko jasne. Fakt, jakbym miała urlop i dzieci w kosmosie, to faktycznie:P
      Zaczynam Ci zazdrościć tego tramwaju. Ale i tak auta nie porzucę:)

      Usuń
    17. W aucie sobie audiobukuj, jeśli dajesz radę. Bo ja ostatnio po paru próbach zauważyłem, że słucham, ale ni cholery potem nic nie pamiętam.

      Usuń
    18. Nie wchodzi w grę - po pierwsze, od połowy drogi mam pasażera (gadatliwego), po drugie - mam to, co Ty.
      Pozostaje więc tylko żmudne dziobanie w nocy i o świcie, względnie rankiem przy suszeniu włosów...

      Usuń
    19. Jest jeszcze wariant Mamy Żakowej z czytaniem przy zmywaniu:)

      Usuń
    20. Zmywarka zmywa:) Ale Mama Żakowa faktycznie inspiruje mnie w łazience - mam przemyślnie tak ustawioną pralkę, że służy jako wygodny stoliczek. Przewracające się strony przyciskam maszynką do golenia małżonka i dalej!
      Tak teraz myślę sobie: a mama Żakowa to przy zmywaniu czy gotowaniu, bo jakoś mi się zatarło?

      Usuń
    21. No wiesz?? Czytała symulując gorliwe zmywanie. Dzień tryfidów czytała - kolejna propozycja dla Ani:))

      Usuń
    22. No nie wierzę, że o tych Tryfidach to pamiętałeś! Ja od dawna nie jestem ortodoksyjną fanką Musierowicz, więc mam prawo zapomnieć, zwłaszcza że to nie moja ulubiona część.
      A czytałeś tę książkę? Bo ja nie. Ale to nie jest chyba jakieś wybitne dzieło, z tego co wiem.

      Usuń
    23. Phi, no doprawdy. Oczywiście, że pamiętałem i czytałem. W końcu Mama Żakowa twierdziła, że to znakomicie koszmarne. I faktycznie, za pierwszym razem robi wrażenie:) Zresztą Mama Żakowa rządzi:D

      Usuń
    24. No oczywiście, jak ja mogłam wątpić, phi! A czytałeś, rozumiem, nie wątpiąc, przy użyciu tej samej metody co Mama Żakowa?

      Usuń
    25. Wtedy to jeszcze mamusia zmywała:P Ja się kuliłem w kąciku z przerażenia z powodu tryfidów:)

      Usuń
    26. Rozczarowałam się, doprawdy. No wiesz? Pewnie za karę Cię tak pokulało z przerażenia; jakbyś przy tym zmywał, to byłbyś teraz piewcą katastroficznych powieści sf!

      Usuń
    27. Albo miałbym po trzy palce u rąk, bo resztę odciąłbym sobie potłuczonymi w zlewie szklankami:PP

      Usuń
    28. Mama Żakowa jakoś dała radę, to TY byś nie dał???

      Usuń
    29. Pewnie, że bym dał, ale wtedy jeszcze mogłem czytać normalnie, siedząc w fotelu i w pełnowymiarowych sesjach, a nie pięciominutowych odcinkach:P

      Usuń
    30. "Znakomicie koszmarne" - co za cudowne określenie.;)
      Najpierw jacyś Rosjanie, teraz Tryfidy i Musierowicz. Notes mi puchnie.;)

      Usuń
    31. Tryfidy to nie jest jakieś absolutnie niezbędne do życia arcydzieło:)

      Usuń
  5. 4. Ja zdecydowanie optuję za wprowadzeniem bemb! Moje zawodowe życie stałoby się zdecydowanie prostsze! Zamiast strzępić język po próżnicy, męczyć się, wyjaśniać, tłumaczyć, straszyć i grozić, łup! zrzucałabym taką małą bembkę i od razu radość, pojednanie i ugoda:)) A zaoszczędzony w ten sposób czas mogłabym przeznaczyć na czytanie porządnych rzeczy, a nie jakichś bzdetów!
    Co do całej reszty wynalazków, nie czuję się na siłach, aby prorokować. Jak widać jednak na załączonym obrazku, ludzkość okazała się bardziej subtelna niż Lem przewidywał, bo zamiast w prymitywną chemię idzie w genetykę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja bym puściła taka wodę z kranu, jaką mieli w Hiltonie! :)

      Usuń
    2. A ja obsesyjnie powrócę do śnideł -snów, które można programować i zamawiać. :) mam już kilka projektów. jak zostaną wynalezione, będzie jak znalazł. :)

      Usuń
    3. Ze snami to pomysł rodem z Akademii Pana Kleksa:))

      Usuń
    4. Bemby b. by się przydały w środkach miejskiego transportu, jestem za natychmiastowym wdrożeniem.;) Chętnie też połykałabym książki zamiast czytania - nie miałabym kompleksów z powodu rosnących stosów książek.

      Usuń
  6. 5. Coś w tym na pewno jest, ale taki pogląd zakłada, że w każdym człowieku drzemie przyzwoitość (w sensie tego czegoś, co go powstrzymuje przed jawnym robieniem wszystkiego, na co ma ochotę, bez oglądania się na innych) i że możliwe jest proste oddzielenie dobra od zła.
    A po pierwsze: takiego podziału nigdy nie uda się przeprowadzić przy pomocy linijki; zaś po drugie: coraz częściej miewam wrażenie, że coraz większej liczbie osób puszczają wszelkie hamulce i jest im absolutnie obojętne, czy będą uważani za dobrych, czy złych. Poczucie wstydu odchodzi niestety do lamusa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy to coś to przyzwoitość, czy raczej lakier cywilizacji, który nie pozwala się ujawnić dzikim instynktom. Wyczytałem coś takiego w jakichś obozowych wspomnieniach.

      Usuń
    2. Chyba nie chodzi o cywilizację. Jest coś takiego jak etyka lub jak kto woli, prawo naturalne, niekoniecznie kojarzone tylko z Bogiem (patrz: Locke). Kiedyś wydawało mi się, że to w każdym gdzieś tkwi; teraz już tak nie myślę. I naprawdę, nie potrzeba obozów, aby z ludzi wyszły upiory, co wielokrotnie widziałam i co mnie osobiście przeraża.

      Usuń
    3. Z jednych lakier opada po jednym piwie, inni potrzebują czegoś bardziej ekstremalnego. Chyba jednak prawo naturalne nie istnieje, w ryzach trzyma nas tylko tresura i gorset form:P Oraz strach. No może nie wszystkich, ale wielu.

      Usuń
    4. Wolałabym wierzyć w prawo naturalne...

      Usuń
    5. Każdy by wolał, to jednak dawało względne poczucie bezpieczeństwa:(

      Usuń
  7. 6. No, "Kongres..." na pewno nie jest o kongresie futurologów:) Odniosłam wrażenie, że o ile w "Dziennikach gwiazdowych" kolejne podróże Ijona służyły jakiemuś konkretnemu celowi i miały na celu pokazanie czegoś (nie zawsze wesołego), to "Kongres..." pod tym względem stanowi lżejszy kaliber.
    Pewnie, że można go odczytywać jako przestrogę przed zapędami ludzkości do objęcia pełnej kontroli nad wszystkim (z naciskiem na istnienie "grupy trzymającej władzę"), ale wg mnie Lem też po prostu dobrze się bawił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha, no i pewnie to też mały pamflecik na wszystkich nadętych "przepowiadaczy przyszłości" i wszelkiej maści wizjonerów, straszących końcem świata i tym strasznym rokiem 2000:)

      Usuń
    2. dokładnie :)

      Usuń
    3. Pamflet jak najbardziej. Ciekawi mnie, jak czytało się KF w latach 70-tych czyli PRL-u.

      Usuń
    4. Pewnie jak wszystko, co choć trochę pachniało nieprawomyślnością - z oczami na słupkach, żeby jakiejś aluzji nie przegapić:)

      Usuń
    5. Mnie zaintrygowały inicjały panów, na których Tichy wypróbowywał działanie kranówki - to dopiero musiało paru osobom spędzać sen z powiek:)

      Usuń
    6. Mnie się wydaje, że poniekąd KF mógłby być odebrany również jako krytyka zgniłego Zachodu, zwłaszcza pierwsza część. Te hiltony, hostessy itp.

      Usuń
    7. Jako krytyka? Ja tam myślę, że każdy czytający chętnie znalazłby się w takim hotelu, a już najchętniej z zaproszeniem na Zjazd Wydawców Literatury Wyzwolonej:)

      Usuń
  8. 1. fantastyki nie czytam. poza jednym Voneguttem (zachwyt) i Bradburrym (ogromne rozczarowanie) niczego nie czytałam. na Lema miałam za to chrapkę już od dłuższego czasu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Vonegucie nie pomyślałam w kategoriach sf; on jest dla mnie trudno klasyfikowalny, ale jeśli uznać, że niektóre jego książki to fantastyka, to przyłączam się do zachwytów:)

      Usuń
    2. Fakt, trudno go zaklasyfikować. Swoją drogą jego również planowałam wybrać jako lekturę klubową. Wszystko przed nami.;)

      @ bezszmer

      Fahrenheit 451 też Ci się nie podobał?

      Usuń
    3. Ja się wetnę, mogę? Bo do Fahrenheita podchodziłem jako do arcydzieła i klasyki absolutnej, tak mnie nakręcili fani SF. I zonk doprawdy, jakoś w ogóle to do mnie nie trafiło. Pomysł zmarnowany moim zdaniem. Inne jego książki, te mniej okrzyczane, to nawet nawet, chociaż nierówne.

      Usuń
    4. miałam dokładnie tak jak zacofany! pomysł świetny, tylko wykonanie gorzej niż przeciętne... takie opowiadania to mogą pisać gimnazjaliści. sam autor się przyznał, że napisał Fahranheita w dwa tygodnie, wybierając potrzebne mu cytaty na chybił trafił. to niestety widać.

      Usuń
    5. Czyli ekranizacja lepsza? Kiedyś zaczęłam oglądać nie wiedząc, co to, i wsiąkłam.;)

      Usuń
    6. Nie widziałem. Swoją drogą, czy tylko ja uważam, że ekranizacja Opowieści podręcznej lepsza od książki, czy to tylko wrażenie, bo akcja szybsza?

      Usuń
    7. Najpierw widziałam film, podobał mi się. Książkę zaczęłam i szybko utknęłam. Nie przepadam za futurystyczną Atwood. Ale możemy wspólnie się kiedyś pomęczyć.;)

      Usuń
    8. nie widziałam, ani jednej, ani drugiej!
      w sumie nawet nie wiedziałam, że Opowieść podręcznej została zekranizowana. nawet chętnie bym sobie obejrzała, chociaż w książce mi jakoś akcji nie brakowało.

      Usuń
    9. @czytanki.anki - ja ogólnie też nie przepadam za futurystyczną Atwood, ale ta książka to wyjątek. zachwyciła i nie było mowy o żadnym utknięciu.

      Usuń
    10. @Bezszmer: http://pl.wikipedia.org/wiki/Opowie%C5%9B%C4%87_podr%C4%99cznej_(film)
      Ja najpierw obejrzałem, potem czytałem, może dlatego lekkie rozczarowanie poczułem.

      Usuń
    11. "Opowieść podręcznej" jest grubawa, ale możemy ją za jakiś czas wspólnie omówić w klubie. Dajcie, proszę, znać, jeśli jesteście zainteresowani.

      Usuń
    12. Ja nie mam zdania, bo szczerze powiedziawszy dotąd nawet o tej książce nie słyszałam. A jak jest z jej dostępnością?

      Usuń
    13. @zacofany: dzięki :)
      @ czytanki anki: jak najbardziej:)

      Usuń
    14. @ momarta

      W bibliotekach na pewno jest, bo były trzy wydania, na aukcjach tylko w oryginale. Trzeba byłoby sprawdzić, czy macie dostęp.

      Usuń
    15. W mojej jest; wydanie z 92 roku. Jak dla mnie możesz dopisać do listy, bo za dużo Atwood jak dotąd nie czytałam.

      Usuń
    16. OK, będę ją miała na uwadze. Dzięki za szybkie sprawdzenie.;)

      Usuń
  9. ja czytałam jednym tchem. w sumie musiałam się zmusić, aby lekturę przerwać - z obawy że jak tak przeczytam jednym ciurkiem, to nic nie zapamiętam. z początku trochę obawiałam się apokaliptycznych wizji, że mnie znużą i zmęczą, ale mi przeszło ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie było inaczej - zaczęłam słuchać w wyk. Ferencego i nie wierzyłam własnym uszom, że Lem jest taki zabawny.;) Przerzuciłam się na książkę i wyszło, jak wyszło.;) Muszę dosłuchać audiobooka, bo do dziennika Tichego już nie doszłam.

      Usuń
    2. Lem potrafi być zabawny, ale i dołujący też. Tu raczej ta weselsza strona się objawiła, jak na moją znajomość jego twórczości, oczywiście.

      Usuń
    3. hm, ja zaczęłam czytać, i nie wierzyłam własnym oczom, że Lem taki zabawny ;)
      ale w wykonaniu Ferencego chętnie bym posłuchała. sprawdziłam, że to z serii mistrzowie słowa, może rzucą kiedyś w mp3, bo część jest już dostępna :)

      Usuń
    4. W których książkach Lem jest dołujący?

      Usuń
    5. Że będę nudna: w "Solaris" na pewno...

      Usuń
    6. To akurat zmogłam na fali zainteresowania ekranizacją. Umęczyłam się bardzo, ale nie zdołowałam. Nie przekonała mnie zupełnie. Film tym bardziej.;(

      Usuń
    7. Najwyraźniej to kwestia indywidualnego odbioru; ja czytałam dość dawno, ale pamiętam że nie latałam po tym jak na skrzydłach:(

      Usuń
    8. Skoro nie latałaś Ty, czytelniczka sci-fi, czuję się rozgrzeszona z własnego odbioru.;)

      Usuń
  10. 3. tu zgadzam się z przedmówcami, że Tichy jest raczej obserwatorem wydarzeń, chociaż jakoś nie jawi mi się jako kompletnie bezwolny. a jego humor - uwielbiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No humor jest pierwszej klasy - ale raczej Tichy poczucia humoru nie ma?

      Usuń
    2. no, na koniec wybuchnął śmiechem ;)

      Usuń
    3. Ale to był śmiech człowieka na skraju załamania nerwowego.;) Tichy to sztywniak.

      Usuń
    4. nie, uroczy był! z tym jego co i raz: 'wszyscy dyszą. mecenas też dyszy. zwyczaj pewnie jakiś' :)

      Usuń
    5. No i obrazek jak oni po tej linie się wspinają, bo windy nie ma - cudny:)

      Usuń
    6. Zaczęłam sobie wyobrażać moje miejsce pracy: siedzę na jakiejś skrzynce przy stole z nieoheblowanych desek, zamiast komputera mam stary telewizor z dziurą po kineskopie itp. Ale zadyszki jeszcze nie stwierdzam.;)

      Usuń
    7. No ale chemia mydliłaby ci oczy:) A ja tam pamiętam jak siedziałem przy stoliczku ogrodowym przy monitorze 12 cali z odzysku, bo tylko taki udało się pożyczyć:))

      Usuń
    8. 12 cali? Rozmiary jak małe radzieckie telewizorki używane przez niektóre gospodynie w kuchni? I jak tu nie prosić o halucynogeny.;)

      Usuń
    9. Tak właśnie wyglądał. Na dodatek czarno-biały. Ślepiłem w toto po 8 godzin na dobę:P

      Usuń
    10. 12 cali - tylko dokładnie ma mój telewizor. liczba kolorów, w zależności od kanału, 8 w porywach do 16. przydałyby się jakieś halucynogeny :)

      Usuń
    11. To miałoby jeszcze jedną korzyść: nadawane programy dawałoby się wreszcie oglądać:)

      Usuń
    12. Oglądać i na dodatek uważać, że są boskie.;) A gdyby jeszcze bemby były w użyciu, wszyscy z zachwytu całowaliby ekrany.;)

      Usuń
  11. 1.
    Bardzo lubię fantastykę, choć ostatnio czytałam mniej Akurat science fiction to dziedzina, z którą jestem najmniej oswojona. Najbardziej cenię (niezbyt oryginalnie) Tolkiena, Le Guin, Sapkowskiego i Hoffmanna. Miłośnikom gatunku polecam też mało znaną Trylogię księżycową Jerzego Żuławskiego z początku XX wieku
    W fantastyce podoba mi się przede wszystkim możliwość całkowitej ucieczki od codzienności. Lubię też być olśniewana przez wyobraźnię autorów. Niektórzy robią to niesamowicie.
    Lubię, nawet bardzo, jeśli w książce fantastycznej chodzi o coś więcej niż feerię przygód, a to niestety, nieczęsto się zdarza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiadasz, że Na srebrnym globie da się czytać? Bo dostałem w spadku i nie wiem, czy zostawić, czy oddać.

      Usuń
    2. Absolutnie nie oddawać, przeczytać koniecznie. :)

      Usuń
    3. Ok:) Ja zapomniałem wyżej o uzasadnieniu, ale podpiszę się pod tym olśniewaniem wyobraźnią autorów, dlatego uwielbiam Diunę. Z kolei niespecjalnie podchodzą mi takie typowe klimaty fantasy, magowie, smoki, elfy, jakieś klimaty wikińsko-rycerskie. Natomiast przeurocze są pradawne fantastyki, kiedyś Alfa miała taką serię Dawna Fantastyka Naukowa: taki Le Rouge, u którego Marsa zamieszkiwały twory wampiropodobne:D

      Usuń
    4. Sapkowski to chyba już fantasy? Kiedyś przez przypadek zaczęłam czytać opowiadania o Wiedźminie i wsiąkłam. Tak do 4. tomu.;)

      O "Srebrnym globie" słyszałam chyba tylko pozytywne uwagi. Wieki temu.;)

      Usuń
    5. Ja bym powiedział, że Wiedźmin to fantasy, ale wpadnie tu jakiś zagorzały fan i się okaże, że to jakiś superspecjalny podgatunek. Fantastyka jest podzielona na tyle szufladek, że doprawdy trudno się ogarnąć. I broń Boże pomylić fantasty z SF:PP

      Usuń
    6. Jeśli magowie, smoki, elfy to sztuka dla sztuki, też nie przepadam. Bardzo zaciekawiła mnie ta seria Alfy, poprzeglądam sobie. :P

      Usuń
    7. Więzień na Marsie i Niewidzialni - absolutnie!

      Usuń
    8. A ja tam lubię i smoki, i elfy, co mi tam, ujawnię się:) Ale zdecydowanie nie w nadmiarze.
      Nie wiem czym jest pięcioksiąg o Wiedżminie - ale ja to chyba zagorzały fan, więc optowałabym za tym podgatunkiem:P

      Usuń
    9. Jeśli smok, to tylko rogogon węgierski:)

      Usuń
    10. Sprawdziłam, bo jestem nieufna i nie doszłam w lekturach do tej kategorii wiekowej.
      Aha.

      Usuń
    11. Bardzo możliwe, ale póki dzieci jeszcze nie ziemi a nie w kosmosie, a urlopu mało, nie sprawdzę.

      Usuń
  12. Lem to już sprawdzony, niezawodny i pozbawiony skutków ubocznych trankwilizator :) Po dwóch stronach tekstu kończy się dzień i zaczyna błogi sen.
    Ale próbowałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie wybuchy śmiechu nie pozwalały usnąć, przynajmniej w pierwszej części.;)

      Usuń
  13. 2.
    Myślałam, że będziemy dyskutować o książce Lema podając numery kluczowych przemyśleń, np. 4, 6, 11. :)
    Moje wrażenia ewoluowały. :) Na początku były tylko bardzo pozytywne. Z czasem zaczęłam odczuwać lekkie znużenie. Uważam, że niepotrzebnie Lem rozdmuchał tę opowieść do ponad 100 stron. To był świetny materiał na krótsze opowiadanie, tak też chyba było na początku, kiedy „Kongres…” ukazał się w „Szpilkach”.
    Eksperymenty językowe Lema na początku mnie zachwycały, zdarzyło mi się parę razy parsknąć śmiechem w miejscu publicznym. :) Z czasem nie działały już na mnie aż tak silnie. co nie zmienia faktu, że język „Kongresu futurologicznego” uważam za genialny. Kompozycja też ciekawa, jak na rok 1970 chyba wręcz awangardowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Kongres" w "Szpilkach"? Nie wiedziałam; to by potwierdzało słuszność mojej śmiałej tezy o rozrywkowym charakterze dzieła:P
      Co do objętości - też się zgadzam. Sam pomysł fajny, przemieszczanie się stamtąd tam i z powrotem, a nawet gdzie indziej też bez zarzutu, tylko pobyty tu i ówdzie można by skrócić:) Być może mniej byłoby eksperymentów językowych, ale idea na pewno by nie ucierpiała.

      Usuń
    2. To prawda, u mnie był przesyt tymi eksperymentami językowymi, ale jak sobie teraz do nich wracam, to znowu chichoczę. :)

      Usuń
    3. Eksperymenty były ok, ale faktycznie ze dwie większe sceny dałoby się wyciąć - i to jest mój nieodmienny problem, że w końcu ta cała feeria idei i słów trochę mnie zamula, vide Dzienniki gwiazdowe bez względu na to, jak je sobie dawkować. Ale Eden stoi na wierzchu, bo miałem go czytać teraz, tam chyba takiej ekwilibrystyki nie ma, za to obawiam się z kolei głębi przemyśleń.

      Usuń
    4. Dawkować - to słowo-klucz. Wydaje mi się, że Lema powinno się czytać w niewielkich porcjach, niespiesznie smakując wszystkie żarty i językowe wygibasy.

      Usuń
    5. Tak - ciecia, cięcia!

      @ Lirael

      Dzięki, że wspomniałaś o dyskusji na kongresie. Boski sposób, ciekawe, czy dałoby się wprowadzić podobny w Sejmie.;)

      Usuń
    6. ZWL: Eden da się chyba czytać bez przytłoczenia, choć to jednak jest już zdecydowanie sf.

      Aniu: w naszym Sejmie to by na pewno nie przeszło. Który z naszych posłów spamiętałby właściwą kolejność numerków?:P

      Usuń
    7. Momarto: no właśnie tak słyszałem, dlatego miał pójść na pierwszy ogień. I pójdzie:)

      Usuń
  14. 3.
    To jest właśnie bolączka powieści fantastycznych. Niedawno zwróciła na nią uwagę Katasia. Tworząc świat powieściowy absolutnie od podstaw i przedstawiając go tak, żeby wydał się czytelnikom jak najbardziej naturalny, autor chyba nie ma już siły na to, żeby portrety psychologiczne bohaterów przedstawiać bardzo szczegółowo, zresztą za drobiazgowe opisy drgnień duszy zapewne zostaliby zlinczowani przez miłośników bardziej hardkorowego science fiction. Tak też było w przypadku Tichego, który ma być ilustracją tezy, a nie pełnowymiarowym człowiekiem.
    A propos postaci: jak podobają Wam się kobiety w „Kongresie…”? Jeśli feministki jeszcze nie spostponowały Lema, to chyba kwestia czasu.:) Epizodycznie pojawiające się panie są głównie ozdobnikami o silnie wyeksponowanych walorach zewnętrznych. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsza reakcja na Twoje pytanie: a tam były jakieś kobiety?
      Niby wiem, że były ale jakoś nie traktowałam ich poważnie (ciekawe czemu?) Ale nie przyszło mi przez myśl, by rozpatrywać to z feministycznego punktu widzenia.

      Usuń
    2. Była np. orkiestra żeńska, która grając dokonywała zbiorowego striptizu. :)
      Mnie te różne panie z biustami pomalowanymi w niezapominajki i śnieżyczki śmieszyły, ale AD 2012 takie żarty mogłyby okazać się ryzykowne. Zwłaszcza, że Twoje pytanie "a tam były jakieś kobiety?" jest jak najbardziej zasadne.

      Usuń
    3. Ale jakie kobiety? Sztafaż i dekoracja, chociaż wszystkie panie nader wyzwolone. Lirael, AD 2012 panie z pomalowanymi biustami to już żaden shocking, doprawdy:P

      Usuń
    4. Nie chodzi mi o shocking tylko o to, że panie są przedstawiane w lekko frywolnym kontekście z akcentem na ciało. Pełnią właśnie funkcję dekoracyjną. Nie ma bohaterki z mózgiem. :) To może niektóre czytelniczki o skłonnościach feministycznych zirytować.

      Usuń
    5. Może Ijon Tichy była kobietą? Na ile się orientuję, u Lema w ogóle kobiet jak na lekarstwo chyba.

      Usuń
    6. Ijon był przez chwilę kobietą, na dodatek czarnoskórą.;)

      @ Lirael

      To, o czym piszesz, chyba najbardziej zniechęca mnie w sci-fi - zakładam z góry, że psychologii nie będzie tam żadnej. W KF tego mi zabrakło, ale może mam niewłaściwe oczekiwania od tego gatunku.

      Usuń
    7. W satyrycznym Lemie psychologii nie będzie, ale pewnie znalazłoby się coś w innych jego powieściach, o Szpitalu przemienienia nie wspomnę, bo to nie fantastyka. Gdyby poszperać, to pewnie znalazłoby się jakąś fantastykę z psychologią, ale to już speców trzeba pytać, bo ja wolę bardziej rozrywkowe.

      Usuń
    8. Szpital znam tylko z filmu, zrobił na mnie kolosalne wrażenie. Boję się przeczytać książkę, żeby sobie tego wrażenia nie popsuć, bo może słabsza?

      Usuń
    9. Czytałem w młodości, więc uznałem, że za dużo tam filozofowania:) Niedawno Charlie Librarian pisał o Szpitalu, z zachwytem.

      Usuń
    10. Pytanie, co Wy rozumiecie przez psychologię. Dla mnie u Lema jest sporo na ten temat, nawet w Kongresie. Znakomicie pokazuje pewne mechanizmy myślenia i działania ludzi, obnażając ich głupotę, czy wręcz tępotę, a często też brak umiejętności przewidywania skutków swego działania. A poza tym, co z "Solaris"?

      O "Szpitalu" się nie wypowiem, bo nie czytałam, a film oglądałam w wieku lat nastu, więc nic nie pamiętam (no, prawie nic)

      Usuń
    11. Ja zawsze powtarzam, że nie poznam psychologii nawet jak się o nią potknę:) Sądząc z Twojego pytania, Solaris powinienem ominąć:)

      Usuń
    12. Ja tam bym na Twoim miejscu przeczytała. Dwie godziny i po sprawie:PP

      Usuń
    13. To następne wolne dwie godziny po tym, jak przeczytam Eden, poświęcę Solaris, nie ma problemu:D

      Usuń
    14. Solaris w dwie godziny? Chyba w wersji filmowej.;)

      @ momarta

      Przez psychologię w powieści rozumiem m.in. opis stanów emocjonalnych bohaterów. W KF tego nie widzę (wyżej pisałam o emocjach Tichego), ale mechanizmy działania ludzi owszem - sama chemia.;)

      Usuń
    15. ZWL zawsze wszystkim mówi o tych dwóch godzinach, więc nie chciałam być gorsza:)
      Psychologii w tym sensie to chyba faktycznie u Lema nie ma, a przynajmniej nie w tym co czytałam (łącznie chyba około 10 pozycji). Natomiast co do samej chemii w Kongresie się nie zgodzę - ok, chemia jest skutkiem, ale przyczyna jej stosowania tkwi w pragnieniach i dążeniach ludzi. A jakie one są, to faktycznie Lem nie pisze, licząc na inteligencję czytelników.

      Usuń
    16. Im dłużej myślę o "Kongresie...", tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie jest to zbyt głęboka książka. Imponuje wyobraźnia i język pisarza, ale co poza tym? Twierdzenie, że świat pędzi ku zagładzie, nie jest niczym odkrywczym.

      Usuń
  15. 4.
    Czytając „Kongres…” dostawałam wytrzeszczu: po prostu w głowie mi się nie mieściło, że można było tyle rzeczy przewidzieć. To, o czym Lem pisał w kategoriach fantastycznych pomysłów, dla nas jest już szarą codziennością : torebkowe komputerki, swatające komputery matrymonialne, klibiscyty, biblioteki bez książek, etc. Językowe pomysły tez bardzo aktualne. A jak na s. 80 przeczytałam „Teraz dopiero zaczyna pan ogarniać rzeczywistość” zrozumiałam, że nie ogarniam, jak można było tyle rzeczy przewidzieć!
    Z pomysłów, których jeszcze nie ma, ale to zapewne kwestia czasu, zafascynowały mnie rzeczywizor , choć „poziom artystyczny raczej niski” , śnidła (sterowane sny), encyklopedia w 3 fiolkach i nowy przedmiot w szkołach – będzieje. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Ja również byłam pod wrażeniem, ale może moja wiedza nt. historii cybernetyki, informatyki itp. jest po prostu nikła. Niedawno się dowiedziałam, że pierwszy email został wysłany ponad 40 lat temu, więc może spece mieli świadomość co do kierunku rozwoju techniki? A przeludnienie chyba było proste do przewidzenia.
      Będzieje - świetna sprawa.

      Usuń
  16. 5.
    W tej samej notce Trottelheimer stwierdza: „oswoiliśmy zło jak zarazki, z których przyrządza się lekarstwa”. W tym jest gorzka prawda. Jak na mój gust stwierdzenie „Każdy chce zadać zło, czyli być szubrawcem i okrutnikiem” jest zdecydowanie krzywdzące i ma w sobie coś z nihilistycznej pozy. Natomiast powszechna chęć „bycia cudnym” to fakt, wystarczy włączyć telewizor, czy poczytać gazety. Autolukrowanie jest na porządku dziennym.
    Niestety, wzmiankowana chęć często łączy się ze ślepą wiarą, że autentycznie jest się cudnym, a świat tego nie dostrzega i brutalnie nie docenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyżby Lem przewidział sfrustrowanych literatów z blogosfery?

      Usuń
    2. Przewidział tyle, że tego wykluczyć nie możemy. :)

      Usuń
    3. Ale serwisy randkowe tak! :)

      Usuń
    4. E tam, któż w głębi duszy nie jest łasy na pochwały?;) To przyjemne być podziwianym, chwalonym itp. Czasem kłopotliwe, ale przyjemne.

      Usuń
    5. Miał wzór w postaci biur matrymonialnych:P

      Usuń
  17. 6.
    Dla mnie „Kongres futurologiczny” jest rewelacyjnym, mądrym żartem na temat przyszłości, ale żartem podszytym autentycznym niepokojem i dość gorzkimi przemyśleniami o ludzkiej naturze. Ponure wrażenie zrobiły na mnie fragmenty o zamachu na papieża i ekstremistach-samobójcach. Tu też Lem okazał się wręcz prorokiem, co dowodzi trafności jego obserwacji. Niestety.
    Przyszłość nie jawi się Lemowi w różowych kolorach. Mimo licznych udogodnień w relacjach międzyludzkich nie ma ciepła, hibernacja ciężkich przypadków jest na porządku dziennym. Ten świat jest śmieszny, ale i straszny. Czytając o maskonach, fałszujących rzeczywistość, zastanawiałam się, czy „Kongres futurologiczny” nie jest przypadkiem lekko zawoalowaną (z przyczyn oczywistych) aluzją do ówczesnej Polski i technik ogłupiania ludzi stosowanych w państwach totalitarnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jest jeszcze satyrą na kongresy/konferencje naukowe różnego typu. Każdy, kto kiedyś uczestniczył, potwierdzi wiele obserwacji Lema. :)

      Usuń
    2. Przypuszczalnie z tą aluzją możesz mieć rację. W Opowiadaniach Tichego jest Doktor Dońda, który jest uznawany za satyrę na epokę Gierka i faktycznie wiele się zgadza.

      Usuń
    3. Mnie najbardziej w KF uderzyła złudność świata. Tak naprawdę nie wiemy, co się na świecie dzieje. Wszystko jest odgórnie fałszowane. To nie musi być kwestia środków chemicznych, ale np. cenzury, propagandy. Myślę, że do pewnego stopnia tak jest.

      Zamach na papieża i ekstremiści faktycznie robią wrażenie, tudzież operacje przeszczepów.

      Usuń
    4. Według niektórych widzimy świat tak, jak nam dyktuje TVN czy inny CNN, i coś w tym może być.

      Usuń
    5. Ja myślę, że niektórzy to na pewno tylko tak widzą świat, przy czym liczba "niektórych" stale rośnie. Bo, panie, jak coś napisali w gazecie, albo podali przez telewizor, to tak jest na pewno i mi pan tu nie wciskaj, że jest inaczej!

      Usuń
    6. No jeszcze ksiądz z ambony mógł powiedzieć, szczególnie przed wyborami:(

      Usuń
    7. A, to już zależy gdzie. Ale i tak, jakby mieli wybrać między księdzem a TV, to wybraliby to drugie (choć księdzu by się nie przyznali)

      Usuń
    8. U nas chyba najpierw ksiądz, potem Fakt:P

      Usuń
    9. Chodziło mi o coś innego: dla "dobra i bezpieczeństwa" obywateli o pewnych incydentach w ogóle się nie mówi, albo je wycisza. W sumie chyba dobrze, po co wzbudzać w ludziach panikę.

      A podawanie takich, a nie innych informacji w mediach i na ambonie to inna sprawa, tu też coś jest na rzeczy.;)

      Usuń
    10. A czy my naprawdę o wszystkim musimy wiedzieć?
      Kiedyś (jeszcze jakieś 100 lat temu) przepływ informacji był znacznie mniejszy i ludziom to nie szkodziło, a czasem wręcz przeciwnie.
      Natomiast w czasach kiedy Lem pisał "Kongres...", wątek cenzury brzmiał na pewno zupełnie inaczej.

      Usuń
    11. Przecież nie piszę, że musimy.;) A jak było 100 lat temu, nie wiem. O "Niewiedzy" ciekawie pisze Kundera.

      Usuń
  18. Tak sobie jeszcze pomyślałam ad 1, że my tu tylko o zagranicznej fantastyce (pomijając Lema), a tu przecież i polscy autorzy nie gorsi (nie mówię o tych fantasy lub soft): Zajdel, Huberath czy - z młodszych - Dukaj.
    A z tych lżejszych - Grzędowicz (żeby była para do Kossakowskiej wymienionej na wstępie przez ZWL) - za chwilę podobno czwarty tom opowieści o Vuko Drakkainenie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to o wymienionych to nie ze mną, niestety. Zajdla to nawet bym poczytał, ale niekoniecznie. Za to w kategorii bardzo rozrywkowej należy wspomnieć Dożywocie Marty Kisiel:) Oramusa Dzień drogi do Meorii kiedyś mi się bardzo podobał.

      Usuń
    2. "Zajdla to nawet bym poczytał, ale niekoniecznie" - hm, a mówią, że to kobiety mają pokręcone dusze:P
      Czytałam Twoją notkę na temat "Dożywocia"; sama niestety nie czytałam, bo jakoś nie nabywszy, a nie mam skąd pożyczyć (moja biblioteka jakoś nie idzie w tę lekturową stronę). Wydaje mi się jednak, że to nie jest pozycja, którą ja klasyfikuję jako fantastykę.
      Oramusa dla odmiany ja nie czytałam, choć jeszcze za czasów świetności Supernowej robiłam parę przymiarek.

      Usuń
    3. No właśnie: ktoś z Was czytał Dukaja?

      Usuń
    4. To oznacza, że gdyby mi w ręce sam wpadł, to pewnie bym zajrzał, ale szukał intensywnie nie będę. O:)) Gdybyś miała ochotę na Dożywocie, to służę, chociaż to faktycznie taka uboczna fantastyka, za to zabawna:)

      Usuń
    5. ZWL: jak się już uporam z białym krukiem, to chętnie skorzystam z oferty:) Przypomnę się we właściwym czasie.
      Ja niestety Zajdla nie mam, bo gdzieś "wyszedł", kompletnie nie pamiętam gdzie, a aktualny posiadacz nie kwapi się z przypominaniem o sobie:(
      Ania: ja czytałam, choć niewiele. Na pewno w pierwszej połowie lat 90-tych opowiadania (nie mam pojęcia które, ale podobały mi się wtedy), potem "Inne pieśni" (też ok), "Katedrę" (mam w boskim ilustrowanym wydaniu) i "Wrońca" (dziwny lekko). "Lód" przytłaczał mnie dotąd objętością, a że zaczęłam ponownie czytać coś innego niż kryminały dopiero od nieco ponad pół roku, więc jeszcze nie podjęłam tego wyzwania:)

      Usuń
    6. Jeśli Dukaj napisał opowiadania, to mam szansę na znajomość. Nie chciała bym od razu rzucać się na 700-tsronicową cegłę.;) Dzięki za rekomendacje.

      Usuń
    7. errata: mam jednak Zajdla - znalazłam w kąciku "Cylinder van Troffa" i "Wyjście z cienia"; wyszło mi coś innego, z wydania Supernowej. W razie najścia gwałtownej potrzeby przeczytania, służę:)

      Usuń
  19. Trochę a propos: za kilka dni odsłonięty zostanie mural Robot Lema w Krakowie . Jak dla mnie świetny sposób na promowanie literatury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysł świetny, ale nie jestem pewna ile osób przechodzących obok skojarzy to z literaturą...

      Usuń