środa, 10 października 2012

Nauczyciele, strzeżcie się!

Może to i dobrze, że polskie szkoły są niedoskonałe i nauczyciele nie mają czasu na zajmowanie się każdym uczniem z osobna. Co innego Wielka Brytania - tu podejście jest bardziej zindywidualizowane i na przykład oprócz oceny rocznej należy wszystkim wystawić opinię dotyczącą pracy na lekcjach i postępów w nauce. Rozbieżności w opiniach uczniów i nauczycieli są dość częste, żeby nie powiedzieć nagminne, a jak pokazują "Repetycje" Martyna Bedforda, mogą pociągać za sobą konsekwencje.


Gregory Lynn l. 35, kawaler i sierota, natknął się na swoje świadectwa szkolne porządkując mieszkanie po śmierci matki. Nigdy nie uczył się świetnie, niemniej wyróżniał się na zajęciach z plastyki i angielskiego - bujna wyobraźnia i kreatywność były jego mocną stroną. Poznanie belferskich opinii przywołało wspomnienia sprzed lat i natchnęło głównego bohatera do działania czyli do przeprowadzenia tzw. powtórki materiału. Tytułowe repetycje będą jednak sprawdzianem dla dawnych nauczycieli Grega, a ci różnie radzili sobie z powierzonym im zadaniem. Niektórym wystarczyła intuicja i pasja, inni wspomagali się szyderstwem i karami. Przyjdzie odświeżyć sobie pamięć i wytłumaczyć się z obranych metod dydaktycznych. Jako że inteligentny i wrażliwy nastolatek wyrósł na dość nieprzewidywalnego osobnika, ta swoista weryfikacja również będzie miała nieoczekiwany przebieg.

Traktować "Repetycje" Bedforda jedynie jako dreszczowiec byłoby niesprawiedliwością. Książka stawia pytania o istotę edukacji i wpływ dziecięcych traum na dojrzałe życie; pokazuje, jak błędna może być ocena drugiego człowieka. Jest także wciągającą opowieścią o dojrzewaniu "niebezpiecznego umysłu" podaną w oryginalnej formie. Mimo drobnych niedociągnięć "Repetycje" pozostają przyzwoicie napisaną książką, do polecenia nie tylko nauczycielom.;)

_________________________________________________________________

Martyn Bedford "Repetycje" przeł. Jerzy Kozłowski, Wyd. Rebis, Poznań 2002
_________________________________________________________________


53 komentarze:

  1. Dreszczowiec? O nie, nie! Jako matka drugoklasisty będę tę lekturę starannie omijać, nie chcąc burzyć swojego wyobrażenia o stosowanych wobec niego metodach dydaktycznych:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O dreszcze przyprawiają repetycje zarządzone przez głównego bohatera, nauczyciele mieszczą się w normie.;)

      Usuń
    2. Mam wrażenie czasem, że wobec mojego drugoklasisty nie są stosowane żadne metody dydaktyczne:P

      Usuń
    3. Nie dostaje za pracę nawet uśmiechniętej albo skrzywionej buźki ze stosownym napisem?;)

      Usuń
    4. Dostaje całe masy wyrafinowanych odznak, tylko wykrywam wciąż rozmaite dziwne luki w serwowanej wiedzy. Połowa to wina roztrzepania Starszej, ale druga połowa? Pomijając koszmarny program, wynika to jednak z niedostarczenia stosownych wiadomości.

      Usuń
    5. Oglądałam ostatnio podręcznik (?) pierwszoklasisty do religii - tu wiadomości od groma. Angielski też dość ambitnie podawany. Gorzej z wtłaczaniem materiału do głów.;(

      Usuń
    6. O poziomie nauczania religii nie będę się wypowiadał, bo to jest zgroza.

      Usuń
    7. Dla mnie zgrozą jest już obecność tego przedmiotu w szkole.

      Usuń
    8. To swoją drogą, ale jak już jest, w przesadnym wymiarze dwóch godzin, to chyba nie ja powinienem tłumaczyć dziecku co to są rekolekcje i jak się odmawia różaniec:PP

      Usuń
    9. Uuuu, to już przesada. Zwłaszcza w roku Komunii i przy dwóch godzinach tygodniowo. Jak sobie przypomnę te różańce robione z kasztanów...;)

      Usuń
    10. Kasztany są passe jako materiał na dewocjonalia:PP

      Usuń
    11. Domyślam się, że dzisiaj to niezbyt wyrafinowane.;( Czy dzisiaj dzieci w ogóle muszą własnoręcznie wykonywać różańce? Jeśli tak, to z czego?

      Usuń
    12. Muszą, bo właśnie wydobywaliśmy od kuzynki rękodzielniczki 59 koralików i dłuuuugi rzemień:))

      Usuń
    13. Rzemień w kontekście religijnym kojarzy mi się głównie z biczowaniem.;)

      Usuń
    14. Rzemień w gustownym kolorze marchewki, za ładny do biczowania:)

      Usuń
    15. No patrzcie państwo, jaka mi się porządna szkoła trafiła! U mnie wszędzie edukują, czasem nawet przesadnie. Tym bardziej nie będę czytać tej książki:)
      Gdyby ktokolwiek kazał mi (czytaj: mojemu dziecku) zrobić różaniec, natychmiast popełniłabym grzech ciężki!

      Usuń
    16. Czy to aby nie jest zbyt radosny kolor jak na różaniec?:)

      Usuń
    17. Ależ czemu? Ponoć odchodzimy od stereotypów mrocznej świątyni. Rzemień pomarańczowy, a koraliki czerwone i zielone. Tak na ludowo:D

      Usuń
  2. @ momarta

    Nie takie rzeczy dzieci muszą produkować dla szkoły.;( A w rezultacie to biedni rodzice muszą coś rzeźbić.;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i widzicie, znów wychodzi, że porządna szkoła mi się - jak na razie - trafiła. Jak dotąd, jeszcze nic nigdy nie robiłam (zważywszy na moje zdolności plastyczne, to dobra wiadomość dla mojego dziecka).

      Usuń
    2. Żebyś w złą godzinę nie napisała:P

      Usuń
    3. Nie wiem, czy oglądacie "Rodzinę zastępczą" (ja - pasjami;)). Otóż w jednym odcinku z późniejszej serii sprytne dzieci zatrudniły p. Alutkę do pisania wypracowań, p. Jędrulę do robienia karmików i wszystko sprzedawały kolegom.;)

      Usuń
    4. Ja niestety nietelewizyjna; Alutkę znam tylko z opowieści. Ale dzieci zaradne, tylko pochwalić!

      Usuń
    5. Mnie się wydaje, że dzisiaj dzieci są na ogół b. zaradne: tłumaczenia wypracowań przy pomocy google'a, kopiowanie gotowców z sieci itp.

      Usuń
    6. Fakt. Wracając jednak do genezy tej dyskusji - wydaje mi się, że taka zaradność sprawdza się tylko przy złych nauczycielach. U takiego, który nie uczy tylko pod testy (które na marginesie mają już pierwszaki), to by nie przeszło. Pytania o to, jaka jest procentowa relacja ilości złych nauczycieli do dobrych przezornie nie zadam...

      Usuń
    7. Trudno jest nauczyć języka obcego w grupie ok. 20 osób, a ponoć są i większe. A materiał do opanowania - ogromny. O innych przedmiotach nie wspomnę.

      Myślę, że nauczycielom ustawia się b. wysoko poprzeczkę dając niewiele narzędzi do pracy.

      Usuń
    8. Ja w zasadzie nie o tym. Zgadza się, że warunki pracy są trudne, a i narzędzi brak. Zawsze jednak można starać się bardziej i mniej. Sama w pewnym sensie też jestem dydaktykiem (choć pracuję z bardzo specyficznymi grupami) i dobrze wiem, czym różni się nauczanie na "odwal się" od takiego, które chcę żeby przyniosło rezultaty. Wiem też o ile większego zaangażowania wymaga ten drugi rodzaj nauczania. Nie wszystkim się chce.

      Usuń
    9. Do tego już się nie odniosłam, bo to oczywiste.;) Wszystkim życzę nauczycieli z pasją, a jeśli się nie da - po prostu uczciwych.

      Usuń
  3. @ ZWL

    A to zwracam honor, jako bezbożnica nie wiedziałam o takiej postępowości kościoła.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja byłem wychowywany na modelu starotestamentowym, ale teraz poszło bardziej w stylistykę My Little Pony, w każdym razie tak wynika z obrazków w podręczniku:P

      Usuń
    2. Nie dalej jak wczoraj byłam w sklepie z dewocjonaliami - licencjonowanym przez Kościół. Różańców skolko ugodna, z wszelakich materiałów, we wszystkich kolorach tęczy. Przekrój cenowy od złotych sześciu do ... tysiąca (srebro, moi państwo, srebro!).

      Usuń
    3. Fabryczny też mamy, w sumie nie wiem po co to rękodzieło, pewnie żeby dzieci miały zajęte ręce:P

      Usuń
    4. Chyba muszę odwiedzić jakiś sklep z dewocjonaliami, bo kojarzy mi się głównie ze złoceniami i srebrzeniami. Kolory tęczy? No, no.

      Usuń
    5. Ba! Był nawet różaniec witrażowy, czyli każdy koralik w kolorze tęczy plus dużo błysków. Poszłam po coś zupełnie innego, ale gablotka z różańcami okazała się być magnetyczna:)

      Usuń
    6. Jestem coraz bardziej zaintrygowana.;) Tyle mnie omija!:(

      Usuń
  4. hm, chyba powinnam przeczytać, może odeszłaby mnie chęć powrotu do szkolnej ławy ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyżby początek zawodowego przekroju literatury? :)
    Angielska szkoła wydaje mi się bardziej represyjna niż nasza, może stąd traumy Grega. Gdyby chodził do poczciwej polskiej tysiąclatki, byłby szczęśliwy i zrelaksowany. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co ja poradzę, że książek o nauczycielach jest dużo.;) O "Repetycjach" słyszałam już jakieś 10 lat temu, postanowiłam w końcu do nich dotrzeć (swoją drogą, co za tempo;)).
      Chyba masz rację co do różnic w szkolnictwie polskim i brytyjskim, motyw represyjnej szkoły jest dość dobrze obecny w lit. angielskiej, a więc coś jest na rzeczy.;(

      Usuń
  6. Thriller dla pedagogów, w sam raz na DEN ;) Choc czasem akademia na czesc moze sie okazac wiekszym horrorem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym roku DEN na szczęście wypada w niedzielę, więc akademii będzie mniej niż zwykle. :) W ogóle nie przepadam za takimi imprezami, a już nauczyciele organizujący sami sobie benefis to po prostu żenada. W szkole, w której pracuję, przez kilka lat zwyczaj na szczęście zanikł, ale od ubiegłego roku przeżywa renesans. :(

      Usuń
    2. @ peek-a-boo

      Starałam się nie psuć nastroju nauczycielom w dniu ich święta, toteż post zamieściłam kapkę wcześniej.;)

      @ Lirael

      Faktycznie jest coś niezdrowego w przygotowywaniu akademii ku czci własnej. Z perspektywy ex-uczennicy wspominam ten dzień miło - lekcje były zawsze skrócone.;)

      Usuń
    3. U nas bez skrótów, w dodatku obowiązuje strój galowy. :)

      Usuń
  7. Niby lektura w sam raz na Dzień Nauczyciela, ale w niedzielę zajmować się pracą...?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Dzień Nauczyciela lepsza chyba byłaby "Akademia Pana Kleksa" - znacznie przyjemniejsza.:)

      Usuń
  8. Świetny pomysł!:) I jeszcze dodatkowy atut w postaci powrotu do jednej z ukochanych lektur dzieciństwa:)

    OdpowiedzUsuń