środa, 21 kwietnia 2010

Matka odchodzi - Tadeusz Różewicz

Jak sam autor wyznaje, "Matka odchodzi" to żebracze treny. Na książkę składają się wiersze poety, fragment jego pamiętnika, luźne teksty oraz wspomnienia autorstwa matki i dwóch braci. Postać wyłaniająca się z tych skrawków to kobieta pracowita, zaradna, a przede wszystkim - dobra, kochana mama. Z lektury można wnioskować, że z synami łączyła ją bardzo silna więź; notatki Różewicza zapisane wiele lat po jej śmierci świadczą z kolei o niekłamanej, głębokiej miłości synowskiej.

Stefania Różewicz (1896-1957) w książce wypowiada się dwukrotnie: we wspomnieniach z wczesnego dzieciństwa na wsi w okolicach Wielunia oraz wspomnieniach z okresu narodzin syna Tadeusza. Pierwszy tekst ma niesamowitą wartość poznawczą i śmiało można go włączyć do programu szkolnego jako lekturę uzupełniającą, ponieważ znakomicie pokazuje życie wiejskie na początku XX wieku. Można dowiedzieć się, co dokładnie znaczy być biednym, jak przerażająco nikła była wiedza chłopów na temat higieny czy wagi szkolnictwa, jak niewiele znaczyła dla nich Polska. Dla mnie odkryciem był np. fakt, że jedzenie składało się głównie z ziemniaków i kapusty oraz mącznych roztworów, natomiast jarzyn, a tym bardziej owoców, w ogóle nie uprawiano. Drugi tekst opowiada o najwcześniejszych latach, a właściwie - latkach - Tadeusza Różewicza. Okazuje się, że dość wcześnie wykazywał się nietuzinkowym postrzeganiem otoczenia:

Sprawiał nam zawsze dzieciak wiele radości swoimi różnymi odruchami i powiedzeniami, które tylko ono w swoim świecie widzenia i myślenia rozumiało. W polu, jak chciał zerwać kłosek zboża, a nie mógł, krzyczał do kłoska: puść, puść. Myślał pewnie, że tam w ziemi ktoś trzyma. A jak się o co obraził wchodził pod stół i wołał: poszedłem w świat. Jeszcze dzieciak nie miał dwóch lat, jak dostałam atak nerki. Pamiętam, jak przyszedł do łóżka i płacząc mówił: musia, niech cię boli, a nie umieraj. W ogóle bardzo się wszystkim interesował, a najwięcej zwierzętami. (s. 39)

Zupełnie w innej tonacji są wypisy z dziennika poety (V-VII 1957 r.) rejestrujące tytułowe odchodzenie matki. Bardzo intymne i szczere, odzwierciedlają rozdarcie autora pomiędzy chęcią zatrzymania ukochanej osoby a ulżenia jej w cierpieniu. Do tego bezsilność, niekiedy skrępowanie, ale przede wszystkim - ogromna miłość. Nie co dzień się zdarza, że syn cierpliwie pielęgnuje umierającą matkę. Jego uczucia przez lata naturalnie ewoluują, ale matka nadal pozostaje ważną postacią. Świadczą o tym także wiersze, niejednokrotnie poświęcone właśnie jej. Oto jeden z nich - "Fotografia", którego ostatnie dwie zwrotki znakomicie obrazują wzajemną dbałość i empatię:

dziś z dalekiego kraju
otrzymałem starą kartkę
widokówkę Erbalunga

Nigdy nie słyszałem tej nazwy
nie wiem gdzie to jest
i nie chcę wiedzieć

Erbalunga

wczoraj otrzymałem
ocaloną fotografię matki
z roku 1944

matka na tej fotografii
jest jeszcze młoda piękna
uśmiecha się

ale na drugiej stronie
odczytałem wypisane
jej ręką słowa
"rok 1944 okrutny dla mnie"

w roku 1944
został zamordowany
przez gestapo mój starszy brat

skryliśmy jego śmierć
przed matką

ale ona nas przejrzała
i ukryła to
przed nami.

Najlepiej postać matki Różewicza podsumował młodszy brat poety, Stanisław (reżyser filmowy): To, co w naszym domu było najdroższe i najpiękniejsze, to Mama. (s. 133) Ojciec oczywiście jest również obecny we wspomnieniach, ale to już osoba o innym charakterze i powinnościach. Przede wszystkim nie tak ciepły i wyrozumiały, więc i odbierany nieco inaczej.

Z pewnością "Matka odchodzi" to pozycja wyjątkowa w polskiej literaturze, jak najbardziej godna polecenia. Z jednej strony przejmująca i wzruszająca, z drugiej - zmusza do refleksji. Przede wszystkim oswaja doświadczenie, przez które większość z nas będzie musiała kiedyś przejść. Czy słusznie zasłużyła na nagrodę Nike w 2000 r., trudno mi ocenić. Wiem jedno: na długo pozostanie w mojej pamięci.

Moja ocena: 9/10

Tadeusz Różewicz, "Matka odchodzi", Wydawnictwo Dolnośląskie, 2000

6 komentarzy:

  1. Ja też miałam ostatnio spotkanie z poezją Różewicza, ale w tłumaczeniu na język angielski dokonanym przez Miłosza. W "Sonacie dla Miriam" wiersz Różewicza stanowi jedno z mott.
    "Matka odchodzi" jeszcze nie czytałam, ale Twoja recenzja bardzo mnie do lektury zachęciła. Różewicz miał genialny w swojej prostocie i wzruszający pomysł na książkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za miłe słowa;)
    Sama czuję się zachęcona do częstszego czytania poezji, niestety nie jest to moja ulubiona literatura. Moje ciche postanowienie to przeczytać choć jeden tomik poezji w kwartale;)

    Czytanie polskich utworów w przekładzie to b. ciekawe doświadczenie, czasem nawet na poziomie tytułu;)

    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie również przynagliłaś, by przeczytać. Tyle lat stoi na półce, ile minęło od pierwszego wydania. I jest to jedna z trzech laureatek Nike dotąd mi nieznana. Ciekawa wydaje się ta patchworkowość tomiku - głos ojca, matki, brata, wreszcie samego T.R. (mową prostą i wierszem).
    Pozdrawiam
    ren

    OdpowiedzUsuń
  4. Po stokroć warto;) Kolaż niezwykle udany, a poza tym dzieło klasyka - tak chyba można powiedzieć o Różewiczu.
    W książce uderza również prostota wierszy;) Dla mnie to dowód, że mniej znaczy czasem lepiej.
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  5. To trzeba przeczytać. dzięki za zachętę do lektury. pzdr

    OdpowiedzUsuń
  6. Moim zdaniem na polskich klasyków zawsze warto znaleźć czas. Miłej lektury;)

    OdpowiedzUsuń