Budapeszt, 1966. Trzy rodziny przygotowują się do ślubu, który bardziej przypomina pogrzeb niż radosną ceremonię. Nikt się nie cieszy, wszyscy wydają się zrezygnowani i osamotnieni, nawet młodzi, którzy z premedytacją doprowadzili do takiej sytuacji. Ciąża i małżeństwo miały być bowiem przepustką do wolności, jaką jest życie bez toksycznych rodziców.
Chcieliśmy mieć wyspę, gdzie nie będzie ani starych, ani dorosłych, ani złych, ani dobrych wspomnień, gdzie nie będzie nic poza nami.Chcieliśmy mieć dom, gdzie nikt się niczego nie boi, gdzie w pamięci mieszkańców nie ma bólu, cierpienia i nędzy, gdzie nie musimy nikogo żałować ani brać z nikogo przykładu, gdzie możemy być tacy, jacy jesteśmy, swobodni i weseli albo smutni.(...) I chcieliśmy mieć własne plany, wielkie lub małe, doniosłe lub zwyczajne, ale żeby wszystkie pochodziły od nas samych i żebyśmy nie musieli realizować tego wszystkiego, co nie udało się starym i dorosłym. (s. 134-135)
Życie węgierskiej młodzieży przedstawione przez Szabo jest nie do pozazdroszczenia: ciągłe pretensje, narzekania i wypominanie poświęceń na rzecz niewdzięcznych dzieci. Nic dziwnego, że te najchętniej uciekłyby jak najdalej, nawet kosztem uczuć innych. To mali egoiści i nie chcą żyć jak ich rodzice, którzy częstokroć byli wtłaczani w ustalone ramy życia przez swoich ojców i matki. Nawet jeśli średnie pokolenie zauważa, że wyrządza dzieciom krzywdę, jakiej zaznali od własnych rodziców, nie waha się przed realizacją planu. Tym bardziej, że najstarsi wciąż patrzą im na ręce.
Autorka zarysowała bardzo ciekawy problem i czytelnikowi pozostawia odpowiedź na pytanie: lepiej być bezwzględnym, nieposłusznym, ale w przyszłości zapracować na szczęście czy podążać za nakazami rodziców i skazać się na wieloletnią frustrację. Odpowiedź bynajmniej nie jest oczywista, jako że młodzi - choć osiągnęli swój cel - nie wydają się szczęśliwi.
Książka ma bardzo ciekawą formę: narratorami są niemal wszystkie osoby dramatu, dzięki czemu niektóre fakty można ujrzeć w różnym świetle. Duże wrażenie robi użycie przez autorkę strumienia świadomości. Całość nawiązuje do starotestamentowej historii Abrahama, który miał złożyć w ofierze swego syna Izaaka. Historia spina klamrą całą powieść, a przy czym głosy młodych zgromadzono w rozdziałach pt. Izaak, a starszych - w rozdziale pt. Abraham.
Moja ocena: 7/10
Magda Szabo, "Tylko sam siebie możesz ofiarować", PIW, 1974
W czasie mojej ostatniej wizyty w bibliotece brałam do łapki wszystkie książki Magdy Szabo, ale ostatecznie nie zdecydowałam się na wypożyczenie którejkolwiek. Chyba jej czas u mnie jeszcze nie nadszedł, choć z pewnością kiedyś tam nadejdzie, a póki co biorę się za oglądanie "Posłańca" :-)
OdpowiedzUsuńNic na siłę;) Szabo warta jest poznania, nawet jeśli niekiedy trąci myszką.
OdpowiedzUsuńSeansu zazdroszczę, bo moje oglądanie skończyło się po ok. 1 godz. - wraz z urwanym nagraniem;(
Mam Szabo na półce - zaczęłam kiedyś, ale nie przypominam sobie, żebym skończyła. Może teraz to się zmieni, bo po lekturze książki Sandora Maraia, narobiłam sobie ochoty na literaturę węgierską, której zupełnie nie znam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Myślę, że Marai jest bardziej uniwersalny. Ja również mam coraz większą ochotę na lit. węgierską, słabo ją znam. Gorąco polecam "Spokój" Bartisa.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia.
a ja pozyczylam po "lipach" ksiazke, kt sie nazywa po szwedzku "se men inte röra" czyli:"patrz, ale nie ruszaj" z 1972. po swiezo przeczytanym isherwood'zie j nastepna w kolejce do czytania. mam nadzieje, ze bedzie latwiejsza w czytaniu niz "lipy". recnezja juz wkrótce...
OdpowiedzUsuńpozdr \ m
Niestety na polski nie była tłumaczona, podobnie zresztą jak "Lipy". Po twojej recenzji tych ostatnich chyba się przemogę i zmuszę do odkurzenia niemieckiego, bo w tym języku jest dostępna;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam