Jonathan mieszka w Brukseli, ma żonę prawniczkę, Megi i dwójkę kilkuletnich dzieci. Ma także romans z Andreą, dziennikarką telewizyjną. Trójkąt interesujący, bo niestereotypowy. Ta trzecia (sama pozostająca w nieformalnym związku) jest na tyle silną osobowością, że poniekąd uzależnia od siebie kochanka i dyktuje warunki. Małżeństwo Jonathana należy do tych nowoczesnych, gdzie głównym żywicielem jest żona (Megi pracuje w Komisji Europejskiej), a mąż zajmuje się domem i dziećmi, od czasu do czasu pracując jako wykładowca na kursie twórczego pisania.
Romans Jonathana i Andrei opiera się na namiętnym seksie i przez dłuższy czas zadawałam sobie pytanie: na czym jeszcze? Skoro dwoje ludzi spotyka się (z przerwami) ze sobą przez ok. 3 lata i każde spotkanie jest niesamowicie intensywne, to chyba musi łączyć ich coś więcej? Dopiero na str. 139 pojawia się wyjaśnienie:
Byli podobni do siebie - znali języki, z łatwością odnajdywali się w kolejnych krajach, ich myślenia nie determinował narodowy kanon lektur. Nigdy nie mówili, jak Megi: "bo u nas" albo "patrz, jak oni..." Jonathan i Andrea wiedzieli, co to znaczy myśleć w dwóch lub trzech językach jednocześnie. Wiedzieli, co znaczą rozstania, i jak bolesne potrafią być powroty. (s. 139)
Nieszczególnie mnie to przekonuje, a nawet, gdy w pewnym momencie kochankowie mówią o miłości, dostrzegam w tym związku zaledwie seks, którego jest tu naprawdę dużo, aż do przesytu. Zresztą w ogóle postaci tej powieści są dla mnie mało przekonujące, są wręcz nudne. Jedynie Andrea - osoba o dużym seksapilu, inteligentna i niezależna, choć niezbyt sympatyczna - wydaje się ciekawa. Przyznam, że w miarę lektury bohaterowie coraz bardziej mnie nużyli i rozstałam się z nimi z ulgą.
Dużym plusem powieści jest pokazanie życia ojca na urlopie wychowawczym, to rzadkość w literaturze. Świetnie pokazano zmianę nastawienia zdradzającego męża do żony: od drobnych wyrzutów sumienia po rozdrażnienie i głęboką niechęć. Podobał mi się również finał historii. Żałuję natomiast , że autorka częściej nie skupiała narracji na Megi; nieliczne opisy jej odczuć są świetnym kontrapunktem dla poczynań męża. Cóż, Plebanek - jak informuje na okładce - chciała uczynić mężczyznę głównym bohaterem romansu i tak też zrobiła. Mam jednak wrażenie, że nie do końca udało jej się wejść w męską psychikę, choćby dlatego, że rozdarcie Jonathana pomiędzy rodziną a kochanką zupełnie nie porusza.
"Nielegalne związki" pozostaną dla mnie historią seksualnego zauroczenia; pisanie o historii miłosnej byłoby w moim odczuciu nieco na wyrost (naturalnie to moje bardzo subiektywne zdanie). Niestety lektura rozczarowała mnie, zdecydowanie wolę, kiedy autorka pisze o kobietach.
Moja ocena: 6/10
Grażyna Plebanek, "Nielegalne związki", W.A.B., 2010
Racja. Ja tam tez nie widzialam milosci, tylko seksualne opętanie
OdpowiedzUsuńOtóż to;)
OdpowiedzUsuń